30.05.2014

XXII. Cena przyjaźni

- Hermiono, Hermiono.... - do uszu szatynki dobiegł łagodny szept.
- Co się dzieje? - zapytała zaspana Granger nie otwierając oczu.
- Wstawaj szybko. Draco wyjeżdża.... - dalej szeptała Pansy, ale tym razem również zdarła kołdrę z przyjaciółki, która lekko otworzyła jedno oko.
- Dobrze.... to pożegnaj go ode mnie..... - mruczała Hermiona wtulając się w poduszkę.
- Jakie pożegnaj? Ruszaj się, bo pojedzie sam do Harry'ego! - poinformowała trzeźwo brunetka.
- Co?! - na wspomnienie o przyjacielu Hermiona natychmiast podniosła się do pozycji siedzącej.
- Chyba miał zamiar nas zostawić... - oburzyła się Pansy krzyżując dłonie na piersi.
- Niedoczekanie! - podsumowała była Gryfonka i z prędkością światła pobiegła do łazienki, żeby doprowadzić się do porządku.
- Pośpiesz się, a ja przypilnuję, żeby nie wyjechał bez nas! - krzyknęła przez drzwi łazienki Parkinson i pobiegła na podjazd.
Hermiona szybko uporała się z poranną toaletą. Założyła czarne getry oraz swój ulubiony długi, wełniany sweter, który dostała na ostatnie święta od Harry'ego. Zawsze kojarzył jej się z przyjacielem, a potęgował to fakt, iż jego kolor odzwierciedlał wiernie barwę oczu Harry'ego. Nie było czasu na niepotrzebne szykowanie, więc Hermiona związała włosy w koczek na czubku głowy. Opłukała twarz zimną wodą, żeby zmyć z siebie ostatnie oznaki niewyspania i nabrać kolorów. Nie byłaby córką swoich rodziców, gdyby nie poświęciła chwili na szybkie szczotkowanie zębów. Po kilku minutach była gotowa. Zarzucając na siebie płaszcz, biegła na podjazd.

Kiedy Hermiona wybiegła przed budynek, z daleka dostrzegła Pansy i Malfoy'a, którzy zawzięcie dyskutowali gęsto gestykulując. Przybycie sztynki przerwało jednak wymianę zdań:
- Jeszcze i ty? - chwycił się za głowę blondyn.
- Chyba nie sądziłeś, że pojedziesz bez nas? - spojrzała na Malfoy'a z politowaniem Hermiona.
- Jeszcze ciebie zdołam zrozumieć. - westchnął Malfoy. - Potter to twój przyjaciel... ale Pansy?
- Chcę pomóc! - mówiła błagalnym głosem brunetka.
- Jakoś za bardzo leży ci na sercu dobro Pottera. - wytknął blondyn. Pansy się oburzyła, ale nie potrafiła również ukryć, że lekko się zarumieniła. Na twarzy Hermiony pojawił się subtelny uśmieszek. Wcześniej nie pomyślałaby o takiej możliwości, ale czyżby Harry wpadł w oko jej przyjaciółce? Musiała przyznać, że ten układ jak najbardziej jej odpowiadał. Dopiero po chwili szatynka się ocknęła. Nie wstali skoro świt, żeby dyskutować na parkingu o ewentualnych zauroczeniach Pansy.
- Marnujemy czas. Jedźmy! - zdecydowała Hermiona wsiadając do auta i zapinając pasy na miejscu pasażera.
- Czy moje zdanie się już nie liczy? - zapytał podnosząc ręce ku górze blondyn. W tym czasie Pansy wpakowała się na tylne siedzenie auta.
- Nie możesz nas zostawić samych. Zawsze możemy sobie coś zrobić podczas twojej nieobecności. - poinformowała zadowolona Hermiona, kiedy Draco siadał za kierownicą.
- Prędzej ja wam coś w końcu zrobię. - zagroził Draco. Niestety żadna z kobiet nie wzięła jego słów na poważnie. Zrezygnowany odpalił silnik.
- Przecież wiemy, że nas uwielbiasz. - zaśmiała się Pansy wychylając się z tylnego siedzenia w stronę blondyna. Uwadze Hermiony nie umknął fakt, iż brunetka obdarzyła Draco przyjacielskim buziakiem w policzek. Nic nie znacząca sytuacja spowodowała, że Hermiona odczuła niemiły skurcz w żołądku. Szybko jednak się otrząsnęła i włączyła radio, która umilało im podróż do Londynu.

Po kilku godzinach jazdy i krótkim postoju na śniadanie trójka czarodziejów dotarła do miasta. W czasie podróży ustalili, że będą musieli się rozdzielić. Kobiety mają spotkać się z Potterem, a Malfoy, po załatwieniu jeszcze jednej ważnej sprawy miał do nich dołączyć.
- Uważajcie na siebie. - rzucił z troską blondyn, kiedy zostawiał Pansy i Hermionę pod gmachem Ministerstwa. - I pamiętajcie, że spotykamy się tutaj, więc nigdzie się nie oddalajcie.
- Oczywiście. - zapewniły obie kobiety. Po chwili auto blondyna zniknęło za zakrętem. Hermiona udała się do pobliskiej kawiarni, skąd miała doskonały widok na wejście do zakamuflowanego  Ministerstwa Magii. Ustaliły, że to Pansy odszuka Harry'ego i sprowadzi go na spotkanie z przyjaciółką. Pojawienie się Hermiony Granger wśród czarodziei byłoby nie lada sensacją, a one nie potrzebowały teraz rozgłosu. Hermionie nie pozostało nic innego jak cierpliwie czekać na przybycie przyjaciół. Szatynka zajęła sobie miejsce przy oknie i zamówiła gorącą czekoladę.

W tym czasie Pansy przemierzała korytarze Ministerstwa w poszukiwaniu Pottera. Zadanie było banalnie proste, ponieważ wydawało się, każda ścieżka, każdy korytarz prowadzi właśnie do gabinetu sławnego Harry'ego Pottera, szefa Biura Aurorów, najmłodszego sędziego Wizengamotu. Kiedy Pansy odnalazła konkretne drzwi, nieśmiało zapukała, a po usłyszeniu zaproszenia szybko wślizgnęła się do gabinetu zamykając za sobą drzwi.
- Cześć Harry. - przywitała bruneta. Mężczyzna po usłyszeniu znajomego głosu poniósł głowę znad sterty dokumentów.
- Pansy? Co ty tutaj robisz? - nie krył zaskoczenia Potter wstając i podchodząc do kobiety. - Coś się stało?
- To chyba ja powinnam ciebie o to zapytać? - odpowiedziała pytaniem brunetka.
- Nie rozumiem... - zmieszał się Harry.
- Czytałam Proroka... bierzesz ślub.... będziesz miał dziecko.... - mówiła poważnie Parkinson patrząc mężczyźnie prosto w oczy.
- Tak... - westchnął Harry siadając na fotelu dla interesantów i ukrywając twarz w dłoniach.
- Dlaczego to zrobiłeś? - nie mogła zrozumieć Pansy. - Przecież miałeś to wszystko skończyć, a tym czasem....
- To wszystko zrobiłem dla Hermiony. - odpowiedział spoglądając zbolałym wzrokiem Potter. Czarodziej wstał i odszukał w sejfie pożółkłą teczkę. - Hermiona jest wolna. - poinformował podając Pansy dokumenty ubezwłasnowolniające ich przyjaciółkę. - Udało mi się! - dodał z lekkim uśmiechem.
- Ale za jaką cenę?! - nie mogła uwierzyć Pansy.
- Taka jest cena przyjaźni.... - pokiwał głową Harry.
- Dokończymy tę rozmowę, ale musisz ze mną pójść. - powiedziała konspiracyjnie kobieta biorąc Pottera za rękę i wyprowadzając z budynku. Zaciekawiony czarodziej nie opierał się, a jedynie przyglądał młodej kobiecie, która z ogromnym zaangażowaniem walczyła o ludzi, których jeszcze jakiś czas temu w ogóle nie znała. Uścisk jej ciepłej dłoni dodawał jej otuchy. Harry jednak nie chciał robić sobie i jej próżnych nadziei. Polubił Pansy, ale wkrótce zostanie mężem innej kobiety.

W momencie, gdy Harry wraz z Pansy przekroczył próg niedużej restauracji ze stolika przy oknie poderwała się młoda kobieta.
- Mam dla ciebie niespodziankę... - wyszeptała do ucha mężczyzny Pansy wskazując na stojącą Hermionę. Kiedy tylko przyjaciele dostrzegli się wzajemnie szatynka rzuciła się biegiem w stronę Pottera.
- Hermiono, to naprawdę ty? - nie mógł się nadziwić Harry nie wypuszczając z objęć kobiety.
- Harry, tak bardzo tęskniłam! - szlochała szatynka wtulając się w byłego Gryfona.
- Już wszystko dobrze. Nie martw się o nic, jestem z tobą! - tłumaczył Potter głaszcząc czarownicę po włosach i całując w czoło i głowę jak ukochaną osobę.
- Może usiądźmy? -zaproponowała nieco speszona wylewnością towarzyszy Pansy.
- Pansy ma rację... - przyznała Hermiona ocierając łzy i prowadząc Harry'ego do stolika. Cały czas nie puszczała jego dłoni w obawie, że mógłby za chwilę zniknąć.

- I tak wygląda cała sprawa. - zakończył brunet swoją relację z ostatnich wydarzeń.
- Harry.... - jęknęła załamana Hermiona. - Nie powinieneś tego robić... - szlochała szatynka. Pansy siedziała oszołomiona i równie zmartwiona opowieścią Pottera.
- Tylko tak mogłem uwolnić cię spod jej władzy. - wyjaśnił Harry wskazując na dokumenty spoczywające już w rękach szatynki.
- Boże, Harry.... nie warto było... takie poświęcenie, kiedy ja... - kręciła z dezaprobatą głową Hermiona.
- Poza tym dziecko musi mieć ojca. - przerwał jej młody czarodziej.
- Jesteś pewien, że to twoje dziecko? - wtrąciła się Pansy.
- Badania to potwierdziły. Ron sprawdzał to dwa razy. - westchnął z bezradności brunet.
- Musimy znaleźć jakieś inne rozwiązanie. - myślała intensywnie Granger.
- Tu nie ma innego rozwiązania. Hermiono, to Wieczysta Przysięga... - powtórzy złowróżbne słowa Wybraniec. Parkinson próbowała pocieszyć  oboje przytulając ich do siebie. Sama również czuła dziwny niepokój i złość. To nie mogło się tak skończyć... dlaczego jedyne osoby, które kochała muszą cierpieć, być samotne lub umierać? Dlaczego? Cała trójka miała łzy w oczach...


  • zapraszam na nowy rozdział :) czytajcie, komentujcie...! sporo rzeczy się teraz dzieje i nie minie to w kolejnych rozdziałach...
          Katarzyna

25.05.2014

XXI. Czas pożyć

Od samego rana Draco szukał Hermiony, która nie pojawiła się na śniadaniu. Zaczynał się już powoli martwić. Pamiętał smutny wzrok kobiety, kiedy spadł pierwszy śnieg. Tego dnia już każdy kawałek przestrzeni na zewnątrz był pokryty białym puchem. Blondyn w tym samym stopniu co Hermiona zdawał sobie sprawę z nieuchronnie zbliżającego się końca... końca życia młodej czarownicy.
Malfoy powoli próbował przeanalizować ostatnie zachowania Granger. Nic nie wskazywało na to, że chciałaby zrobić coś głupiego, a tym bardziej uciec. Bardzo dobrze dogadywała się z Pansy, ale nawet była Ślizgonka nie wiedziała, gdzie mogła pójść Hermiona.
Nieoczekiwanie dopiero podczas lunchu do stołówki wpadła zdyszana szatynka. O tej porze znajdowało się tam jedynie kilka osób, bo większość mieszkańców placówki miała do wykonania kolejne elementy swoich terapii. Draco nie krył swojego zaskoczenia i natychmiast odszedł do Hermiony, która zamieniła tylko kilka słów z kucharzem i miała zamiar znów bez słowa zniknąć.
- Granger, gdzie się wybierasz? - zapytał w końcu.
- O cześć Malfoy. Wybacz, ale trochę się spieszę. - powiedziała Hermiona pakując coś do torby i wychodząc.
- Chwileczkę! Możesz mi powiedzieć, gdzie tak znikasz? - nie dawał za wygraną dyrektor.
- Sam możesz zobaczyć. Choć ze mną... - wzruszyła ramionami dziewczyna. - Tylko ubierz się ciepło, bo na zewnątrz jest już zima. - poinstruowała mężczyznę Hermiona kładąc szczególny nacisk na ostatnie słowa.
- Nie możesz mi po prostu powiedzieć? - skrzywił się Draco.
- Nie. - Granger wystawiła mu język i ruszyła ku wyjściu z budynku. Zrezygnowany blondyn, chcąc czy nie chcąc, ruszył za szatynką, wcześniej przywołując swój płaszcz z gabinetu.

- Cały dzień byłaś tutaj? - zapytał zaskoczony, kiedy okazało się, że Hermiona bawiła się w najlepsze na śniegu pod oknem dyrektora. Niestety ten nie dostrzegł jej z wysokości, a nawet nie przyszło mu do głowy, aby w taką pogodę wychylać się za okno.
- A co myślałeś, że uciekłam? - zaśmiała się kobieta kładąc torbę na ziemi i wracając do toczenia dość dużej już kuli.
- Nigdy nic nie wiadomo. Jesteśmy w końcu w szpitalu psychiatrycznym. - wzruszył ramionami Draco. - A co ty właściwie robisz?
- Lepię bałwana... - powiedziała lekko zasapana szatynka. Dopiero teraz Draco zauważył rumieńce na jej policzkach i przyśpieszony oddech kobiety. Hermiona miała na sobie swój ciepły krwistoczerwony płaszcz i puchate rękawiczki z jednym palcem.
- Przeziębisz się, powinnaś włożyć szalik i czapkę. - zauważył blondyn podchodząc do dziewczyny i lustrując ją wzrokiem.
- Serio? Czapkę i szalik? - powiedziała niedowierzając była Gryfonka. - Bez znaczenia...
- A jednak... - dodał blondyn i okręcił wokół szyi kobiety swój elegancki czarny szalik.
- Nie jestem dzieckiem... - oburzyła się Hermiona tupiąc nogą. Dopiero po chwili oboje zorientowali się w jak komicznej sytuacji się znaleźli i zaczęli śmiać się głośno.
- Może ci pomóc? - zaproponował Draco widząc próby toczenia kolejnej kuli przez Granger.
- Jeśli nie masz nic lepszego do roboty to proszę bardzo. - wskazała na śniegową kulę Hermiona. Malfoy poprawił swój czarny płaszcz, założył eleganckie rękawiczki ze smoczej skóry i zabrał się do pracy.
- Przyniosłam marchewkę z kuchni. - poinformowała Hermiona, wieńcząc dzieło przyprawiając bałwanowi wielki czerwony nos.
- Całkiem nieźle nam to wyszło. - przyznał blondyn przyglądając się dziełu.
- Chyba jestem zadowolona. Efekt osiągnięty. Podobieństwo uderzające. - podsumowała patrząc na bałwana i na Draco. - Blada cera i ten czerwony nos...
- Ej... chyba nie porównujesz mnie do niego? - oburzył się Draco, próbując jednocześnie zachować powagę. - Jestem dużo przystojniejszy...
- Jesteś, jesteś... - potwierdziła kobieta dla świętego spokoju. - Dzięki za pomoc. Nie sądziłam, że panicz Malfoy zajmuje się takimi plebejskimi rozrywkami.
- To ja dziękuję, że mogłem się trochę rozerwać. - uśmiechnął się szczerze mężczyzna.
- Najchętniej nie wracałabym wcale do środka. Na świeżym powietrzu czuję się taka wolna... jakby mogła jeszcze wszystko... - mówiła z uśmiechem Granger oddychając pełną piersią i przymykając oczy.
- Nie jest ci zimno? - zapytał nagle Draco.
- Nie, a tobie jest? - zapytała przyglądając się Malfoy'owi.
- Nie, ale nie o to chodzi. Mam pomysł. - powiedział podekscytowany i ruszył w stronę budynku.
- O co chodzi? Dokąd idziesz? - krzyczała za nim zdezorientowana Hermiona, która nagle została sama.
- Nie ruszaj się. Zaraz wracam. - odkrzyknął głosem pełnym entuzjazmu blondyn.

- Oooooo nie! Zwariowałeś! Wracam do środka! - reakcja Hermiony na widok Draco niosącego swoją lśniącą Błyskawicę była jednoznaczna.
- Dlaczego? Zobaczysz co to znaczy prawdziwa wolność. - przekonywał blondyn.
- Czuję się wystarczająco wolna, kiedy stąpam twardo po ziemi. - zapewniała Granger cofając się o kilka kroków.
- Czego tu się bać? - pytał sam siebie Draco patrząc z uwielbieniem na nowoczesny sprzęt.
- Nie wiem, wysokości? Szybkości? Braku umiejętności? - wymieniała Hermiona.
- Dobra, dobra, bo zaraz dostanę wykład na temat niebezpieczeństw wynikających z latania na miotle i gry w Quidditch'a. - podniósł dłonie w geście poddania Draco.
- Jeśli chcesz to mogę popatrzeć jak latasz. - zaproponowała wspaniałomyślnie Hermiona.
- Na twojej liście wyraźnie widnieje wyścig na miotłach... - wytknął dziewczynie blondyn. Widząc, że była Gryfonka próbuje coś powiedzieć dodał:
- Nie każę ci od razu tego robić. Możemy się przelecieć po podwórzu. - widząc niezdecydowanie czarownicy kontynuował. - Drugiej szansy nie będzie.
- Dobrze, ale ostrzegam, że ostatni raz latałam na miotle na pierwszym roku w Hogwarcie. - wyjaśniła młoda kobieta chwytając miotłę z rąk Draco.
- Domyślam się, dlatego nie pozwolę ci lecieć samej. - poinformował Malfoy. Po chwili oboje siedzieli już na trzonku mocno go ściskając przed sobą. Draco był sporo wyższy od Hermiony, dlatego bez problemów chwycił rączkę miotły siedząc za dziewczyną. Przy okazji pilnował, aby kobieta nie wywróciła się na bok.
- Ruszamy?! - zapytała lekko zdenerwowana szatynka.
- Trzymaj się mocno. - wyszeptał Hermionie do ucha blondyn. Kobieta lekko się wzdrygnęła. Trudno powiedzieć co było tego przyczyną - subtelny dotyk i szept Malfoy'a czy może fakt, iż jej stopy delikatnie oderwały się od ziemi.
Pierwszy lot Hermiony nie był emocjonujący zważywszy na minimalną prędkość i wysokość.
- Możemy wzbić się wyżej. - powiedziała odchylając głowę lekko do tyłu.
- Jesteś pewna? - chciał upewnić się blondyn szepcząc pytanie do ucha szatynki. Z trudem ukrywał jak ciężko było mu się skoncentrować przez bliskość kobiety. Delikatne podmuchy zimowego wiatru sprawiały, że do jego nozdrzy docierał słodki zapach Hermiony. Okoliczności sprzyjały temu, by mógł trzymać się blisko niej, mógł zanurzyć twarz w jej miękkich i pachnących włosach.
- Latałam dużo wyżej i szybciej. - zaskoczyła mężczyznę Hermiona.
- Mówiłaś, że w szkole... - zaczął Draco.
- Nie powiedziałam, że latałam na miotle. - zachichotała Granger.
- Więc na czym? - kontynuował rozmowę blondy zwalniając jeszcze bardziej by w miarę swobodnie się porozumiewać.
- Hmmm... na hipogryfie, tastralach... smoku... -wyliczała młoda czarownica.
- Zazdroszczę. - przyznał były Ślizgon.
- Czego?
- Smoka... - westchnął mężczyzna.
Hermiona chcąc zmienić temat i rozweselić trochę atmosferę zaproponowała:
- Ścigajmy się!
- Z kim? - zapytał zaskoczony blondyn.
- Z wiatrem. Lećmy po prostu naprawdę szybko. - powiedziała odważnie Granger. - Ile to cacko wyciąga?
- Oj, zdziwisz się. - uśmiechnął się szelmowsko Malfoy.
- Lećmy. Czas pożyć! - podsumowała kobieta.
- Chwyć trzonek odrobinę dalej i pochyl się nad miotłą. - instruował Draco obejmując Hermioną w pazie jedną ręką i opuszczając ją ostrożnie do pozycji prawie leżącej. Sam również zrobił to samo, tak, że teraz oboje przylegali do siebie ciałami jeszcze bardziej niż dotychczas.
Dotyk i bliskość byłego Ślizgona wpływała na Hermionę w przedziwny sposób. Pomimo panującej dookoła niskiej temperatury było jej naprawdę gorąco. Czuła się bardzo bezpiecznie. Była pewna, że blondyn nie pozwoli jej spaść i nie wypuści jej ze swojego silnego uścisku. Miała poczucie jego bliskości, gdy szeptał kolejne instrukcje do jej ucha. Na policzku czuła ciepły oddech... W miejscu, gdzie przytrzymywał ją przed chwilą dłonią czuła przyjemne mrowienie i jakby tęsknotę przed męskim dotykiem....
- Granger? Gotowa? - wyrwał ją z zmyślenia głos towarzysza.
- Jak nigdy. - odpowiedziała cicho Hermiona lekko odchrząkając, aby pozbyć się suchości w gardle i odgonić natarczywe myśli.
Po chwili pędzili już w kierunku otwartego nieba. Tym razem mężczyzna nie bawił się w rozgrzewki. Ruszył z miejsca jak strzała, a właściwie prawdziwa błyskawica. Hermiona miała wrażenie, że są szybsi od światła. Otoczenie dookoła zamazało się tworząc tylko różnokolorowe pasy.

- I jak ci się podobało? - zapytał blondyn, kiedy wylądowali na ziemi.
- To było... - Hermionie zabrakło tchu. - ... wspaniałe.
- Nie taki Salazar straszny...
- Nie przesadzaj, nie jesteś taki przerażający...
- Nie chodziło mi o mnie... - zrobił wielkie oczy blondyn.
- Wiem przecież... - śmiała się Hermiona. - To było coś. - westchnęła Hermiona rzucając się na śnieg i robiąc aniołka.
- Może czas wracać? - zaproponował Malfoy widząc, że słonko zaczyna chylić się ku zachodowi.
- Teraz to ja mam pomysł. - powiedziała Hermiona wyciągając dłonie przed siebie tak, aby mężczyzna mógł pomóc jej wstać nie niszcząc jej dzieła na śniegu. - Skoro ty mogłeś spełnić jedno z moich marzeń to ja też chcę coś dla ciebie zrobić.
- Granger, naprawdę będziemy się w ten sposób prześcigać?
- Nie chodzi tu o rywalizację. - pokręciła przecząco głową szatynka. - Chodź szybko! - krzyknęła nagle i pociągnęła go za rękę w stronę sadu.
- Coś ty wymyśliła? - krzyczał zaciekawiony i jednocześnie zaniepokojony Draco.
- Elwira!!! - przywoływała swoją przyjaciółkę Hermiona.
- Co? O nie, nie! Chyba oszalałaś myśląc, że zgodzę się na coś takiego... - podniósł ręce w geście poddania Malfoy.
- W końcu jesteśmy w szpitalu psychiatrycznym. - zaśmiała się kobieta i wdrapała na grzbiet smoczycy.
- Złaź stamtąd natychmiast! - rozkazał blondyn.
- Przyjdź i mnie zmuś! - wystawiła mu język była Gryfonka.
- Co ja się z tobą mam Granger.... - westchnął mężczyzna i powoli zbliżał się do Hermiony.
- Musisz ją uwolnić... - poinformowała poważnie Granger.
- W żadnym wypadku! - na poważnie przestraszył się Draco. - Co ty robisz?
- Uwalniam ją. - odpowiedziała kobieta odwiązując obrożę.
- Wariatka! - uniósł ręce ku niebu Draco.
- Radzę się trzymać. - zdążyła powiedzieć kobieta, kiedy smok poderwał się do lotu. - No dalej Elwira! - krzyczała Hermiona. Kątem oka spoglądała na towarzysza, który ani trochę się nie rozluźnił. Fakt, to co robili było nadzwyczaj niebezpieczne i nieodpowiedzialne, ale warte wszelkiego ryzyka.
- Skaczemy! -odezwała się w końcu Hermiona, a chwilę potem spadała w dół. Przerażony i bezradny mężczyzna ruszył jej śladem. Oboje miękko wylądowali, dzięki zaklęciu amortyzującemu blondyna.
- Granger, nienawidzę cię! - sapał Draco opadając na kolana i nabierając łapczywie powietrza.
- Było świetnie! - Hermiona również opadła na śnieg. Leżąc na boku, przyglądała się nienaturalnie blademu Malfoy'owi. - Wszystko w porządku? - zapytała podchodząc do niego zaniepokojona i klękając naprzeciwko chwyciła go za drżącą dłoń.
- A gdybym nie miał różdżki? - zadał pytanie Malfoy spoglądając na dziewczynę. - Co wtedy byś zrobiła?
- Wybacz nie chciałam, żeby coś ci się stało... - przyznała ze skruchą szatynka opuszczając wzrok na swoje dłonie. Jedna z nich nadal ściskała dużo większą dłoń mężczyzny.
- Granger... to było niesamowite, ale... bałem się, że spadniesz... - mówił blondyn kręcąc głową jakby sam nie mógł uwierzyć w swoje słowa.
- Ty miałbyś więcej do stracenia...
- Ale miałem różdżkę. - powiedział poważnie spoglądając jej prosto w oczy.- Spełniłaś marzenie moje i Elwiry... - tłumaczył chwytając twarz kobiety w obie dłonie. - Od dawna nie mogłem się zdobyć na jej uwolnienie... jestem egoistą...
- Chyba pomyliłeś pojęcia. - zaprzeczyła Hermiona odgarniając niesforne kosmyki z czoła blondyna. - Altruista... to bardziej do ciebie pasuje...
- Znasz mnie i wiesz, że to okropne kłamstwo. - prychnął Malfoy.
- Tak, znam cię i wiem, że jesteś człowiekiem, który ratuje życie innym zaniedbując swoje własne. - widząc zaskoczone spojrzenie mężczyzny kontynuowała. - Jestem tu już dostatecznie długo, żeby zobaczyć, że nigdy nikt cię nie odwiedza, a ty również rzadko opuszczasz placówkę. Mieszkasz tutaj, pracujesz, żyjesz sprawami innych, a teraz jeszcze pomagasz mnie.... - zakończyła Hermiona, a w jej oczach pojawiły się łzy.
- Ciiii.... nie płacz proszę... - Draco otarł kciukiem maleńką łzę z policzka Granger.
- Denerwujesz mnie, ale jesteś wspaniały. - podsumowała Hermiona śmiejąc się słodko.
- Wyjęłaś mi to z ust... - potwierdził blondyn przyglądając się zaczerwienionej od mrozu i płaczu Granger. Kobieta naprawdę była wspaniała. Aż trudno było pojąć jak w ostatnim czasie dwójka wrogów zbliżyła się do siebie i jak bardzo byli do siebie podobni.
- Dziękuję. - podziękowała Hermiona i obdarzyła Draco delikatnym pocałunkiem w policzek. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie napięcie, które narastało pomiędzy dwójką młodych ludzi klęczących naprzeciw siebie na śniegu. W momencie dotknięcia przez Hermionę policzka blondyna czas wydawał się zwolnić. Jak gdyby w zwolnionym tempie dziewczyna odsunęła się nieznacznie, a jej twarz znajdowała się jedynie kilka milimetrów od twarzy Draco. Oboje przymknęli oczy, aby wsłuchać się w przyspieszony oddech drugiego.
- Draco! Hermiono! - dobiegł ich czyjś głos.
- Draco...  powtórzyła bezwiednie szatynka lekko otwierając oczy.
- Hermiono... - to samo powtórzył mężczyzna.
- Wszędzie was szukam! - dopiero po chwili oboje zorientowali się, że nie są sami, a głos, który do nich dotarł należy do zdyszanej Pansy.
- Co się stało? - zapytał blondyn wstając i otrzepując się ze śniegu.
- Widzieliście najnowszego Proroka? - zapytała wzburzona Pansy. - Oczywiście, że nie! - również sama odpowiedziała przyglądając się przyjaciółce, która również podniosła się z ziemi, a na jej twarzy rozkwitły rumieńce.
- Może nas oświecisz? - zaproponował Draco.
- Pierwsza strona! - podała zmiętą gazetę mężczyźnie, a sama zaczęła krążyć przed nimi i ciężko oddychać.
- Ślub Pottera! - powiedzieli razem Draco i Hermiona.
- Potomek w drodze... - dodała piskliwym głosem zaskoczona Hermiona, która zaglądała Draco przez ramię. - Niech to szlag...
- Nie zazdroszczę Potterowi... - przyznał Malfoy.
- I tylko tyle? - zdenerwowana Pansy zatrzymała się przed przyjaciółmi. - Chyba trzeba coś z tym zrobić?
- Możemy wysłać im życzenia... - zaproponował niechętnie blondyn zaskoczony ostrą reakcją przyjaciółki na tę wiadomość.
- Pansy ma rację... To poważna sprawa... - posmutniała Hermiona.
- I dość podejrzana... - dodała była Ślizgonka.
- Mnie też to śmierdzi podstępem... - zgodziła się szatynka potakując.
- Czy mogłybyście mówić jaśniej? Mam wrażenie, że porozumiewacie się telepatycznie i nie podoba mi się to. - zauważył Draco.
- Mam nadzieję, że Harry nie zrobił nic głupiego... - westchnęła Hermiona.
- Obawiam się, że zrobił... - skrzywiła się Pansy. Dziewczyna miała bardzo złe przeczucia i musiała jak najszybciej skontaktować się z Potterem.
- W takim razie musimy sprawdzić tą sprawę. - postanowił Draco. Obie kobiety uśmiechnęły się nieznacznie. Hermiona poczuła również iskrę ekscytacji. Dokładnie taką, gdy wraz z Ronem i Harry'm trafiali na trop jakiejś magicznej zagadki.


  • no i jest nowy rozdział! ostatnio jakieś dłuższe mi wychodzą, albo to wątki są obszerniejsze, albo to ja się tak rozpisuję; czytajcie, komentujcie..... mam nadzieję, że przynajmniej część czytelników nie zniechęci się przez ostatnie dłuższe odstępy miedzy rozdziałami, mam nadzieję, że już wkrótce wszystko się unormuje, jeszcze trochę poprawek i praca będzie skończona; podrzucam zdjęcie Emmy, które mi się ostatnio spodobało i pasuje mi do historii :)
          Katarzyna :)


16.05.2014

XX. Chcę zostać panią Potter

Hermiona nie mogła spać przez całą noc. Jej krótkie chwile snu przerywane były przez dręczące ją koszmary. W wizjach sennych pojawiali się jej przyjaciela, którzy odchodzili od niej i zostawiali ją na pastwę śmierci obdarzając ją niechętnym, wręcz pełnym nienawiści spojrzeniem. Młoda kobieta zmęczona marami wstała z łóżka zlana potem. Siedziała chwilę zamyślona, smutna i rozdygotana na posłaniu lecz ukojenie nie nadchodziło. Postanowiła zaczerpnąć świeżego powietrza jeszcze przed śniadaniem. W tym celu ubrała się ciepło, gdyż na zewnątrz panował chłód i mrok.
Hermiona szła powoli przez znane tereny kliniki. Jej wędrówka, początkowo nie mająca konkretnego celu, doprowadziła ją do pobliskiego sadu. O tej porze roku nie było  tutaj tak przyjemnie. Na drzewach nie pozostało już wiele liści. Za to ziemia, wcześniej pokryta równiutką, zieloną trawą, teraz zakryta była przez grubą warstwę różnokolorowych liści. Widok ten był dość ponury ze względu na dominację ciemnej, zgniłej zieleni i brudnych brązów. Czarownica nie zważając jednak na to wszystko usiadła pod swoim ulubionym drzewem z westchnieniem. Właśnie tutaj zawsze odnajdywała ją jej przyjaciółka i powierniczka Elwira. Sama nigdy nie odważyłaby się pójść do gniazda smoka. Relacje miały dobre, ale Hermiona nie była głupia, to było jednak dzikie stworzenie, które miało swoje pierwotne instynkty.
Po krótkiej chwili tuż koło jej boku pojawiła się wielka głowa, która pomimo mroku była doskonale widoczna ze względu na lśniące spojrzenie.
- Już myślałam, że cię nie ma... - zażartowała Hermiona, na co smoczyca westchnęła z irytacją. - Przepraszam, wiem, że zawsze tu jesteś. - sprostowała kobieta. Pomimo tego, że Elwira miała tu wszystko czego potrzebowała, to jednak brakowało jej tego najważniejszego - wolności. Hermiona doskonale rozumiała stworzenie, którego środowiskiem naturalnym były otwarte, duże przestrzenie, gdzieś wysoko w górach, z dala od niszczącej działalności człowieka.
- Chciałam się pożegnać. - odparła w końcu Granger. - Już długo tutaj nie zostanę. - Elwira spoglądała na nią swoim mądrym wzrokiem, który zdradzał jednak niezrozumienie. - Pewnie tego nie zrozumiesz, ale stworzenia takie jak my, umierają... - powiedziała ze łzami w oczach Hermiona.
Kobieta skuliła nogi pod siebie obejmując się ciasno. Smoczyca przyglądając się szatynce chciała ją ogrzać dmuchając w jej kierunku ciepłym powietrzem z nozdrzy.
- Dziękuję, jesteś kochana. - przyznała Granger odczuwając błogie ciepło na swoim ciele. - Chciałabym coś dla ciebie zrobić, ale co ja mogę... - westchnęła Hermiona opierając się o pancerz smoka.
Obie spoczywały w tej pozycji długi czas. Zaczynało już świtać, a nad horyzontem wstawał nowy dzień.

Zdenerwowana szatynka wkroczyła do stołówki pełnej ludzi. Była spóźniona dlatego jej wejście zwróciło uwagę obecnych. Na jej widok wiele osób zaczęło szeptać. Za sprawą jej wczorajszej awantury na korytarzu cała placówka wiedziała, że jest umierająca i zostało jej niewiele czasu. Niektóre spojrzenia zdradzały litość i smutek, inne zaś złość i rozczarowanie, zapewne jej niedawnym skandalicznym zachowaniem. W tym momencie jednak dla Hermiony liczyła się tylko jedna osoba. Krucha brunetka siedząca samotnie przy stoliku i przyglądająca się porcji jedzenia stojącej przed nią. Hermiona przez chwilę zawahała się, jednak biorąc głęboki oddech pewnie ruszyła w kierunku obranego celu.
- Granger... - zatrzymał ją męski głos. Hermiona nie spuszczając jednak wzroku z przyjaciółki z determinacją odpowiedziała:
- Wiem co robię Malfoy.
- Mam nadzieję... - westchnął blondyn nie spuszczając wzroku z odchodzącej byłe Gryfonki. Teraz właśnie wyglądała dokładnie tak jak w szkole, skupiona, uparta i zdeterminowana. Nastawiona na konkretny cel, który dzięki swojej wiedzy, umiejętnościom i empatii była w stanie zrealizować.

Hermiona nie pytając o zgodę usiadła na przeciwko Pansy.
- Dlaczego nic nie jesz? - zapytała neutralnie Hermiona chcą wybadać nastawienie przyjaciółki. Sama dla przykładu przeżuwała kolejny kęs tosta.
- Jak mogę cokolwiek przełknąć w tej sytuacji? - zapytała płaczliwie brunetka podnosząc wzrok na Hermioną. Jej czerwone od płaczu spojrzenie jeszcze bardziej zasmuciło szatynkę i pogłębiło jej wyrzuty sumienia
- Twoja głodówka nic tutaj nie zmieni, ewentualnie ty nabawisz się jakiegoś świństwa. - wyjaśniła rzeczowo Granger.
- Nie wiem jak możesz mówić o tym tak spokojnie? - westchnęła ze zrezygnowaniem Parkinson.
- Pożegnałam się z marzeniami i przyszłością. W pewien sposób sama tego chciałam. Chciałam wolności, a jeżeli tylko w taki sposób mogę ją zdobyć to trudno. Paradoksalnie bardziej chce mi się żyć, kiedy wiem, że nie jest mi to dane. - pierwszy raz od jakiegoś czasu otworzyła się Hermiona. - Przepraszam cię za moje zachowanie, ale czasem jest dla mnie tego za wiele. Nie chcę,żebyś cierpiała, kiedy mnie już nie będzie.
- Wiesz, że nie zrazisz mnie do siebie? - zapytała Pansy.
- Zdążyłam zauważyć... - westchnęła Hermiona lekko się uśmiechając.
- Więc, nawet nie próbuj. - zagroziła przyjaciółce była Ślizgonka.
- Obiecuję... - przytaknęła szatynka.

Obie kobiety były cały czas obserwowane przez dyrektora kliniki. Malfoy siedział jak na szpilkach gotowy w każdej chwili interweniować. Dopiero, kiedy dostrzegł, że obie bliskie mu kobiety chwyciły się za dłonie i zaczęły jeść swój posiłek mógł odetchnąć i zabrać się za swoje śniadanie, które i tak było już zimne. Porzucił chęć zjedzenia zimnej jajecznicy, kiedy za oknem dostrzegł pierwsze płatki śniegu zwiastujące nadchodzącą zimę. Niestety Hermiona siedząca również przodem do okna mogła zaobserwować to samo. Odwróciła się porozumiewawczo w stronę blondyna obdarzając go spojrzeniem pełnym rozpaczy, aczkolwiek spokojnym i po części pogodzonym z losem. Draco w tym momencie zabrakło tchu. Ale to nie był moment na słabości tylko chwila, w której trzeba było zacząć spełniać obietnicę o najlepszej zimie w życiu byłej Gryfonki. Ten cel postawił sobie za punkt honoru.

Kiedy Harry Potter wrócił do swojego apartamentu doskonale wiedział co zrobi w zaistniałej sytuacji. Przyszedł najwyższy czas na zmiany i rozliczenie z przeszłością. W obliczu nowych informacji, które pogrążyły jego narzeczoną odkrywając przy tym jej prawdziwe oblicze, na którym jako pierwsza poznała się Hermiona, Harry postanowił zakończyć tą farsę. Ku jego zaskoczeniu zaraz po powrocie do jego drzwi zapukał Ron.
- Harry, musisz ze mną porozmawiać. - poinformował Weasley.
- Nie z tobą, a raczej z twoją siostrą. - powiedział poważnie Potter.
- Chyba nie uwierzyłeś w tą zmyśloną historię Parkinson? - zaśmiał się Ron rozkładając się na kanapie przyjaciela.
- Słucham? - Harry był zaskoczony. - Myślałem, że wszystko sobie przemyślałeś? Ja rozumiem, że Ginny jest twoją siostrą, ale nie mam podstaw, żeby nie wierzyć Pansy.
- A masz podstawy, żeby nie wierzyć Ginny? Przecież znasz ją od lat. - bronił siostry Ron.
- Mam i zastanawiam się jak mogłem być tak głupi. Przez tyle lat nie widziałem co się wokół dzieje. Wszyscy na tym ucierpieli, a najbardziej Hermiona. - Potter pozostawał przy swoich racjach.
- Nie zapominaj, że Parkinson to ślizgonka, zwolenniczka Voldemorta, a Hermiona jest po prostu chora. Wiem, że to trudne, ale musisz dopuścić tę informację do siebie tak jak ja. - przekonywał rudzielec.
- Pansy nigdy nie była Śmierciożercą... a Hermiona jest zdrowsza na umyśle od nas wszystkich razem wziętych, a już na pewno od twojej siostry! - oburzył się Harry i zaczął ubierać się do wyjścia.
- Dokąd idziesz? - zapytał zaskoczony nagłą reakcją przyjaciela Ron.
- Do Ginny...czas to zakończyć! - powiedział twardo Potter i zniknął w kominku.

- Och, Harry witaj... - powitał go słodki głos Ginny, która chciała powitać go gorącym pocałunkiem.
- Ginny, musimy poważnie porozmawiać. - powiedział nieugięty Potter robiąc zręczny unik, który sprawił, że czerwone usta kobiety trafiły na powietrze.
- Ale co się stało, kochanie? - rudowłosa nie zrażała się chłodnym powitaniem ze strony narzeczonego.
- Nie musisz udawać. Znam całą prawdę o tobie i Hermionie. - powiedział Harry mijając kobietę i przechadzając się po salonie. Na twarzy panny Weasley pojawił się grymas niezadowolenia.
- Nie wiem o czym mówisz... - nie wychodziła z roli Ginny.
- Doskonale wiesz, no ale zanim skończymy to raz na zawsze, to pozwolę przedstawić ci swoją wersję. - westchnął zrezygnowany brunet. - Bo zapewne już jakąś wymyśliłaś. - dodał.
- Harry, ja to wszystko zrobiłam dla ciebie. - zmieniła taktykę Ginny zalewając się łzami i rzucając się na szyję Wybrańca. - Chciałam, żebyśmy byli szczęśliwi.
- O jakim szczęściu ty mówisz? - odepchnął z wyraźną niechęcią kobietę od siebie Potter. - Kobieto, przez ciebie przeżywałem najgorsze chwile swojego życia.
- Chyba mylisz mnie z Hermioną. - wysyczała Ginny.
- Nie chodzi mi o jej próbę samobójczą, której też jesteś winna. - z ust Harry'ego padło oskarżenie. - Nie ja, nie Ron, tylko właśnie ty.
- Chyba pozwalasz sobie na zbyt wiele. - oburzyła się Weasley.
- To ty sobie pozwalasz na zbyt wiele. Kim ty się stałaś? - westchnął mężczyzna.
- Kogo ty ze mnie zrobiłeś?! - poprawiła rudowłosa.
- Ja?
- Jesteś zaskoczony? Tak, to twoja wina. To ty wprowadziłeś mnie w ten świat. Ty jesteś bohaterem. Wszyscy jesteście. A ja? Nie przetrwałabym ani chwili, gdybym nie walczyła o to co mi się należy. - wykrzykiwała kobieta.
- Dlatego postanowiłaś nas zniszczyć? - nie wierzył w to co słyszał Harry.
- Ja tylko próbuję zaprowadzić porządek! - powiedziała dumnie czarownica.
- Nie porządek, a czystki. Zwyczajnie likwidujesz to co ci się nie podoba, nie pasuje do twojego wyimaginowanego obrazka!
- Harry, nie możesz mnie zostawić! - płakała Ginny, widząc, że nic nie wskóra tłumaczeniami. - Kocham cię!
- Ginny, ale ja nie kocham ciebie. Duszę się w tym związku, a po tym co zrobiłaś Hermionie nie mogę na ciebie patrzeć. - skwitował z bólem Potter.
- Wolisz ją ode mnie!? - szlochała rudowłosa, której cały makijaż spływał po policzkach. - Kochasz ją, nie mnie?!
- Kocham Hermionę, ale nigdy ci nie zagrażała. Jest mi jak siostra i nie myślę o niej w kategoriach kobiety. - powiedział spokojnie Harry.
- Więc zostań ze mną! Nie możesz odejść! - błagała Weasley. - Nie teraz! Moja pozycja, honor...
- Co ty wygadujesz? - zainteresował się Potter.
- Harry, ja jestem z tobą w ciąży! - powiedziała z lekkim uśmiechem Ginny.
- Niech cię szlag, Ginny! - Harry z przerażeniem złapał się za głowę. Zawsze chciał mieć dziecko, ale nie w tej chwili i przede wszystkim nie z tą kobietą.
- Dla dobra dziecka powinniśmy wziąć ślub, jak najszybciej... - powiedziała kobieta już nie płacząc i stając wyprostowana przed Wybrańcem. Panna Weasley doskonale wiedziała, że wygrała. Harry Potter nie pozwoli, żeby ona straciła szacunek i honor wśród społeczności czarodziejów, ani nie skaże dziecka na życie pozbawione obojga rodziców.
- Dziecko będzie miało wszystko co trzeba, masz moje słowo. - powiedział Harry. - W zamian oddasz mi dokumenty ubezwłasnowolniające Hermionę.
- Oddam ci je, ale to ja stawiam warunki. - powiedziała twardo kobieta.
- Więc czego chcesz?
- Zadbanie o dziecko to twój obowiązek, a nie karta przetargowa. - zauważyła czarownica. - Chcę zostać panią Potter!
Harry przez chwilę się zastanawiał, ale z westchnieniem przystał na warunki kobiety. Był w stanie poświęcić się dla Hermiony. Pozostawało jeszcze nienarodzone dziecko...
- Zgoda. Nazwisko za dokumenty. - podsumował Potter wyciągając dłoń w kierunku Ginny, aby przypieczętować umowę uściskiem.
- Zaczekaj, nie tak prędko. - powiedziała chytrze Weasley, kiedy Harry chciał zabrać rękę. - Chcę wieczystej przysięgi. - zażądała kobieta.
- Nie ufasz mi? - zapytał niepewnie Potter. Nie podejrzewał swojej byłej miłości o taki krok.
- Jakoś nie specjalnie. - uśmiechnęła się ironicznie rudowłosa. - Gdy będę miała pewność jeszcze dziś dostaniesz potrzebne dokumenty i zrobisz z nimi co zechcesz.
- Dobrze. - zgodził się bez wahania Harry. Wyciągnął różdżkę i powiedział formułkę zaklęcia, aby połączyć ich ramiona śnieżnobiałą liną. - Ja, Harry Potter przysięgam ożenić się z Ginevrą Weasley, która zostanie matką mojego dziecka i dać im obojgu moje nazwisko i godne życie.
- Ja, Ginevra Weasley, przysięgam zrzec się praw do dysponowania losem Hermiony Granger i przekazać je na ręce Harry'ego Pottera. - po tych słowach cienka nić zniknęła, a los został przypieczętowany.



  • jestem z rozdziałem :) dziękuję, że poczekaliście nieco dłużej, mam nadzieję, że warto, bo rozdział dość ważny i przełomowy; dziękuję też za ciepłe słowa - dzisiaj czuję się dużo lepiej i staram się nie wychodzić na zewnątrz ze względu na wietrzną pogodę, niestety jak raz zachorujesz na zatoki to ciągnie się to za tobą przez całe życie i nie jest to nic miłego; no, ale już nie smęcę :) zapraszam do czytania i komentowania :D podejrzewam, że po tym rozdziale będzie wiele skrajnych reakcji... chciałabym zadedykować ten rozdział osobom, które w oczekiwaniu na rozdział nie naciskały, tylko ze zrozumieniem podeszły do sprawy, a szczególnie dziękuję za ciepłe słowa Tsuki, enclare i Karinie :)
          Katarzyna
          ps. albo mi się wydaje, albo rozdział wyszedł jakiś trochę dłuższy? ;)

12.05.2014

XIX. Niespodzianka

Dni stawały się coraz chłodniejsze, a w klinice panowała napięta atmosfera. A wszystko za sprawą młodej kobiety, która postanowiła wykorzystać resztki swojego życia na uprzykrzanie żywota pozostałych mieszkańców placówki. Z pozoru niewinne uwagi i krytyczne komentarze spowodowały, że Draco Malfoy miał pełne ręce roboty. Kolejne depresje, załamania.... nie miał chwili wytchnienia.

Hermiona od kilku dni większość swego czasu spędzała w świetlicy wraz z innymi pacjentami. Nie było to do niej podobne. Z reguły zaszywała się w sypialni i czytała kolejne książki, które udało jej się upolować. Przestała również zwracać uwagę na próby nawiązania kontaktu ze strony Pansy. Dawno nie widziała również Malfoy'a co było jej na rękę i tylko upewniało, że jej sposób na odwrócenie od siebie jego uwagi jest bardzo skuteczny.
- Może miałabyś ochotę? - zapytała nieśmiało młoda dziewczyna, podchodząc do Hermiony z torebką cukierków.
- Cukierki krówki? - zapytała szatynka, obdarzając dziewczynę chłodnym spojrzeniem i taksując ją od stóp do głów. - Już sama nazwa wskazuje jakie moją być konsekwencje! - dodała wrednie. Młoda dziewczyna speszyła się ogromnie i uciekła do pobliskiej łazienki.
- Przykro mi, że jesteś taka zgorzkniała. - zdobyła się na odwagę starsza kobieta. Od dłuższego czasu przyglądająca się poczynaniom Granger.
- A mi przykro z powodu twojej tragedii. - prychnęła Hermiona.
- Jakiej tragedii? - dopytywała staruszka.
- Twoich włosów.... - kolejne wywyższające się spojrzenie powędrowało w kierunku jednej z pacjentek.
- Współczuję ci dziecko... - westchnęła kobieta kręcąc głową. - Depresja w tym wieku...
- Depresja jest wtedy, kiedy po obejrzeniu filmu porno długo rozważasz los głównej bohaterki. - odpyskowała była Gryfonka.
- Jesteś wulgarna! - kobieta złapała się za serce.
Hermiona zignorowała starszą panią i wróciła do czytania. Kobieta przez chwilę jeszcze stała i wpatrywała się w Granger oczekując przeprosin.
- Książka jest ciekawsza... - powiedziała Hermiona nie odrywając wzroku od czytanego tekstu.
- Od filmu?
- Od ciebie. - dodała złośliwie szatynka.
- Hermiono, co ty wyprawiasz? - oburzyła się w końcu Pansy, która znosiła humorki i złośliwości przyjaciółki od kilku dni. - Nie umiesz normalnie rozmawiać z ludźmi?
- To nie tak, że jestem aspołeczna... - zaprzeczyła Hermiona. - Po prostu nie lubię, gdy ktoś zaniża mój poziom inteligencji. - powiedziała Granger nie siląc się na szept, przez co wszyscy obecni mieli okazję usłyszeć co tak naprawdę o nich myśli.
- Uspokój się. - zdenerwowała się Parkinson i siłą wyciągnęła Hermionę na korytarz. Nie chciała jeszcze bardziej pogarszać sytuacji Hermiony. Jeszcze chwila, a Draco dowie się kto stoi za drastycznym spadkiem samopoczucia jego pacjentów, a wtedy może nie być już tak miło. Hermiona, kilkoma słowami, mogła zaprzepaścić efekty wieloletniej pracy.
- Zostaw mnie! - krzyknęła Hermiona. - To sami idioci! Oni muszą się gdzieś tego uczyć...
- Jesteś okropna, co ci się stało? - próbowała dotrzeć do szatynki Pansy.
- Nie interesuj się mną. - warczała zraniona Hermiona.
- Jestem twoją przyjaciółką i będę się tobą interesować! - krzyknęła Hermionie prosto w twarz Pansy. Pomimo to wyraz twarzy byłej Gryfonki się nie zmienił. Zupełnie jakby nic do niej nie docierało.
- Do czasu...
- Co do czasu? Nie rozumiem co ty tam mamroczesz... Możemy w końcu otwarcie porozmawiać? - zaproponowała brunetka.
- Nie ma takiej potrzeby. Jesteś nic nie wartą Ślizgonką... - wypaliła Hermiona lekko zataczając się na ścianę.
- Granger? Ty piłaś? - zrobiła wielkie oczy Pansy. - Co się dzieje? - zaniepokoiła się Parkinson.
- Nie udawaj, że cię to interesuje. - odpyskowała wojowniczo Hermiona.
- Wiesz, że alkohol nie rozwiąże twoich problemów? - zapytała nieśmiało brunetka.
- Mleko też nie!
- Nie zachowuj się jak dziecko!
- Nie rozkazuj mi! - kobiety teraz już krzyczały na cały korytarz sprowadzając na siebie zainteresowanie wszystkich obecnych w klinice.
- Niszczysz swoją przyszłość, nie pozwolę na to!
- Ja nie mam przyszłości! - krzyczała ze łzami w oczach Hermiona.
- Granger uspokój się... - do kobiet dobiegł głos dyrektora.
- Umrę! - zignorowała polecenie Granger.
- Ani słowa więcej... - zagroził poważnym tonem Malfoy.
- Hermiono, każdy z nas umrze. - próbowała uspokoić przyjaciółkę Pansy.
- Tak, ale ty doczekasz wiosny! - wykrzyczała Granger. - Umrę, rozumiesz? I nawet Malfoy nic nie może zrobić! Zniszczyłam wszystko! - krzyczała prosto w przerażoną twarz Pansy. Była Ślizgonka była zdruzgotana. Z każdym wykrzyczanym słowem Hermiony pojawiały się kolejne łzy.
- Proszę, nie.... Hermiono... to nie może być prawda!  - płakała Pansy osuwając się po ścianie na podłogę.
- Granger! Do mojego gabinetu! - powiedział lodowatym głosem Draco. Gdyby jego spojrzenie mogło zabijać to Hermiona już dawno leżałaby martwa. Granger podniosła dumnie głowę i pomaszerowała w wyznaczone miejsce nie zaszczycając spojrzeniem zanoszącej się od płaczu Parkinson.

- Pansy, kochanie, już wszystko dobrze. - głaskał po głowie przyjaciółkę Draco.
- Dlaczego od razu mi nie powiedziałeś? - zapytała niepewnie brunetka wyglądając spod kołdry, pod którą ukryła się przed złym światem.
- Granger miała to zrobić... - zacisnął zęby mężczyzna. - ... ale nie w ten sposób... - zacisnął pięści na poszewce.
- Draco, nie złość się na nią, ona to bardzo przeżywa. - broniła Hermionę brunetka.
- Co nie oznacza, że może krzywdzić wszystkich dookoła. - odpowiedział Malfoy. - Odpoczywaj. - prosił blondyn wstając z łóżka Parkinson.
- Obiecaj, że nie będziesz dla niej ostry. - błagała Pansy.
- Jesteś dla niej za dobra... - ze zrezygnowaniem pokręcił głową Malfoy.
- Zależy mi na niej. - przyznała. - I tobie też.
- Wydaje.... - zaczął Draco.
- Bądź dla niej dobry... - skwitowała Pansy układając się do snu.

- Dlaczego nie powiedziałaś, że z ciebie taka suka? - do gabinetu wparował wściekły blondyn.
- Niespodzianka... - uśmiechnęła się niewinnie Hermiona biorąc solidny łyk ze szklanki.
- Co tam masz? - zapytał Malfoy podchodząc do kobiety i opierając się o poręcz fotela tak, że ich twarze dzieliły milimetry.
- Eliksir szczęścia... - oblizała wargi szatynka. Draco z rezygnacją przewrócił oczami i zabrał Hermionie szklankę robiąc mały łyk.
-Wódka z sokiem?! - oburzył się jeszcze bardziej. Wściekły mężczyzna cisną szklanką w kierunku kominka. Płomień wystrzelił o metr do góry. Hermiona delikatnie się wzdrygnęła. Nie chciała pokazał blondynowi, że trochę się go przestraszyła.
- Mam ochotę cię zabić! - powiedział szczerze Malfoy.
- Każdy normalny człowiek od czasu do czasu ma ochotę kogoś zabić. - powiedziała z uśmiechem Hermiona poklepując po ramieniu młodego mężczyznę.
- Jak mogłaś to zrobić Pansy? - zapytał w końcu Draco. - Jest załamana, a i tak kazała mi być dla ciebie wyrozumiałym.
- Nie ufam jej... - przyznała Hermiona.
- Ona byłaby w stanie oddać za ciebie życie...
- Nie potrzebnie... - ucięła Granger.
- Wiem, nie zasłużyłaś na taką przyjaciółkę. - Draco powiedział Hermionie prosto w twarz to co myślał.
- Pomimo tych wszystkich tajemnic i niedomówień... - mówiła cicho szatynka, tak, że Draco musiał się do niej nachylić, żeby cokolwiek słyszeć. - Kocham ją i nie chcę, żeby cierpiała jak odejdę...
- Wolisz skazać ją na cierpienie już teraz? Myślisz, że naprawdę ją do siebie zniechęcisz? - pytał Malfoy. - Znam ją dłużej niż ty i wiem, że Pansy ma niewielu przyjaciół, ale tylko takich po sam grób.
- Ja... - próbowała coś powiedzieć Hermiona.
- Nie musisz jej przepraszać, bo ona i tak już ci wszystko wybaczyła.
- A ty? Ciebie powinnam przeprosić. - przyznała Hermiona.
- Nie musisz... Cokolwiek byś nie zrobiła to i tak będzie słabsze od tego co spotkało cię z mojej strony jeszcze w szkole.
- Nie musisz mnie przepraszać, bo już ci wszystko wybaczyłam. - uśmiechnęła się nieśmiało Granger. Draco nie krył zaskoczenia. Wiedział, że słowa byłej Gryfonki były prawdziwe i szczere. Mimowolnie wielki ciężar spadł mu z serca.
- Wiem, że ci ciężko, ale przetrwamy to razem... -zaczął Draco.
- To brzmi prawie romantycznie... - zauważyła Hermiona.
- Chciałabyś Granger...
- Chyba ty bardziej... - przekomarzała się kobieta.


  • rozdział miał być jutro, ale tak mnie jakoś natchnęło i powstał jeszcze dzisiaj :) ja się cieszę, a wy? pozdrawiam wszystkich czytelników i zachęcam do komentowania :D ostatni rozdział chyba się nie spodobał, bo zanotowałam jakiś spadek w aktywności... no, ale to przeszłość, teraz mamy nową porcję... smacznego :D
          Katarzyna

8.05.2014

XVIII. Jutro nadal będziesz piękna

Pansy Parkinson była bardzo zmęczona całonocną podróżą i wyczerpującą rozmową z byłymi Gryfonami. Chciała jak najszybciej udać się do swojego pokoju, wziąć szybki prysznic i przespać cały najbliższy dzień. Była zadowolona ze swojej misji, która według niej powiodła się i przyniesie Hermionie same korzyści. Ponadto uśmiech nie schodził jej z twarzy i to sprawą człowieka, którego by nie podejrzewała o taki wpływ na jej osobę. Pansy zamknęła za sobą drzwi sypialni chciała rozszyfrować wiadomość, którą przekazał jej Potter, kiedy się żegnali. Nie dane jednak jej było spędzenie spokojnego poranka. Tuż za nią w pomieszczeniu pojawiła się zdenerwowana Granger, po sekundzie w drzwiach pojawił się także lekko zasapany Malfoy.
- A co wy tu robicie? - zapytała zaskoczona brunetka. Kobieta była na tyle zaskoczona, że mała pożółkła karteczka upadła na podłogę. Pansy zdążyła jedynie wsunąć ją stopą pod łóżko w nadziei, że nikt nie zauważył tego gestu.
- Co my tu robimy? - oburzyła się Hermiona.
- Jest wcześnie rano i chciałabym się położyć spać po długiej podróży... - próbowała pozbyć się towarzystwa Pansy.
- Długiej podróży skąd? - nie dawała za wygraną Granger. Kobieta usiadła na fotelu i skrzyżowała ręce na piersi, tym samym dając znak, że nie da się zbyć byle czym.
- Byłam w Londynie. - odpowiedziała krótko Parkinson.
- Udało ci się? - zapytała tajemniczo Draco.
- Udało się? Czyli jednak doskonale o wszystkim wiedziałeś?! - krzyknęła Hermiona zrywając się na równe nogi. Była podekscytowana jakby przed chwilą rozwiązała najbardziej zagmatwaną zagadkę kryminalistyczną.
- Sam wysłałem Pansy do Londynu, ale jestem tak samo zaskoczony obecnością Pottera co i ty. - wyjaśnił mężczyzna spokojnie.
- Harry tylko mnie odwiózł. - westchnęła Pansy oglądając swoje dłonie.
- Harry? Tajemnicza sprawa w Londynie? Możecie mi wreszcie powiedzieć o co tutaj chodzi? - pytała zdezorientowana kobieta patrząc na swoich towarzyszy.
- Wysłałem Pansy do miasta, żeby... -zaczął blondyn.
- Żebym załatwiła ważne sprawy rodzinne w Ministerstwie. Tam też spotkałam Harry'ego. Pomógł mi w Ministerstwie, a kiedy dowiedział się gdzie wracam to zgodził się mnie podwieźć. Po drodze zaczęliśmy się do siebie zwracać po imieniu, co nie było trudne, bo jest bardzo miły i uroczy. - powiedziała pewnie Pansy.
Draco był bardzo zaskoczony wypowiedzią przyjaciółki. Nie wiedział co takiego planuje, ale wolał na razie nie demaskować jej przed Hermioną. Sprawnie ukrył swoje zaskoczenie i pokiwał głową na znak potwierdzenia przedstawionej wersji wydarzeń.
Hermiona była nieufna i z podejrzliwością przyglądała się Pansy, która zaczynała lekko tracić pewność siebie.
- Hmmm.... to byłoby podobne do Harry'ego. - wyznała w końcu Hermiona, uśmiechając się na samo wspomnienie przyjaciela. - Pytał o mnie? - zapytała nieśmiało.
- Wspomniałam mu, że też tu jesteś, ale nie drążył tematu. - skłamała Pansy. Nie było to dla niej łatwe, szczególnie, kiedy widziała ogromny smutek i żal na twarzy Granger.
- Rozumiem, pójdę się położyć. - powiedziała cicho Hermiona wychodząc z pokoju. - Nie przyjdę dzisiaj na śniadanie. - dodała jeszcze w kierunku Malfoy'a.

- Pans, co ty wyprawiasz? - Malfoy naskoczył na kobietę, kiedy tylko kroki Granger ucichły na korytarzu.

- Nie martw się, Harry wszystko wie i rozwiąże tą sprawę tam na zewnątrz. - wyjaśniła Pansy rozpromieniona.
- To dlaczego okłamałaś Granger? - nie rozumiał były Ślizgon.
- Tak będzie lepiej. Zanim wszystko się nie wyjaśni, lepiej jej niepotrzebnie nie denerwować. Powiemy jej po fakcie, to będzie dobra nowina. - Parkinson emanowała pozytywną energią.
- Nie byłbym tego taki pewien. - powiedział ciszej Draco.
- Jak ona się w ogóle czuje? - zapytała brunetka zbierając rzeczy i szykując się do kąpieli.
- Nie najlepiej, ale może sama ci opowie... - westchnął blondyn i opuszczał pomieszczenie, kiedy zatrzymały go jeszcze na chwilę słowa przyjaciółki:
- Wszyscy się o nią martwią, Harry był oburzony i bardzo zdenerwowany.
- Pans, mówimy o tym samym 'uroczym' - przedrzeźniał głos kobiety Malfoy. - pożal się boże, Wybrańcu?
- Nie mów tak o nim. On naprawdę martwi się o Hermionę. - stanęła w obronie byłego Gryfona Pansy. - Weasley zresztą też bardzo ją kocha.
- Miałaś spotkać się tylko z Potterem... - zdenerwował się Draco.
- Wiem, ale nie mogłam się już wycofać, kiedy się napatoczył. - wyjaśniła Parkinson.
- Żeby tylko z tego nie było większych kłopotów. - westchnął Malfoy i kręcąc z dezaprobatą głową wyszedł na korytarz.
Pansy odetchnęła z ulgą, kiedy skończyło się to poranne przesłuchanie i od razu zamknęła się w łazience. Zrezygnowała z szybkiego prysznica, teraz zdecydowanie zasłużyła na długą i relaksującą kąpiel z bąbelkami.

Hermiona była wściekła. Wiedziała, że wszyscy dookoła ją okłamują. Nie była głupia. Ta cała wyprawa do Londynu miała zbyt wiele niejasności i dziwnych zbiegów okoliczności. Poza tym, Hermiona zdołała poznać Malfoy'a dość dobrze i wiedziała, że bardzo szybko starał się zamaskować swoje zaskoczenie odpowiedzią Pansy. Tym bardziej brunetka starała się udawać, że uwierzyła w wersję wydarzeń przedstawioną przez Parkinson. Hermiona była smutna... nie tyle zdenerwowana, zirytowana czy oszukana. Cała sytuacja, wszystkie kłamstwa były niczym w porównaniu ze świadomością bliskości przyjaciela, którego nie mogła zobaczyć, przytulić czy pozwolić sobie na chwilę szczerej rozmowy. W głębi duszy miała nadzieję, że kiedy nadejdzie konfrontacja wszystko się ułoży. Może jedynie na krótki czas, który jej pozostanie, ale nie chciała odchodzić w ten sposób.

Kiedy Granger leżała w swoim łóżku, a dookoła niej panowała niczym niezmącona cisza do jej myśli wkradł się pewien drobiazg. Z pozoru mała, nieważna informacja. Brunetka poderwała się natychmiast i ruszyła do sypialni Pansy Parkinson. Przez moment Hermiona czuła to znajome podniecenie, które towarzyszyło jej za każdym razem, gdy wpadali z Harry'm i Ronem na jakiś istotny trop w Hogwarcie. Hermiona skradała się pustymi korytarzami, które jak zwykle w porze posiłków świeciły pustkami. Młoda kobieta dyskretnie weszła do pokoju przyjaciółki. Z łazienki dobiegał ją szum wody i cichy śpiew kobiety, która była w doskonałym humorze, którego Hermiona jej zazdrościła. Aby nie kusić losu, Granger podbiegła jak najszybciej do łóżka i z nadzieją zajrzała pod nie. Nie myliła się. Na podłodze pod ścianą nadal leżał niewinnie wyglądający zwitek pergaminu, który kobieta szybko chwyciła i chciała opuścić pomieszczenie zanim właścicielka zorientowałaby się, że miała towarzystwo. Jakie było jej zaskoczenie, kiedy wyprostowała się, a odwracając się zderzyła się z równie zaskoczonym Malfoy'em. Już miała krzyknąć, kiedy ten zasłonił jej usta dłonią. Jednocześnie dając znać, aby była cicho i wyszła za nim na korytarz.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam szeptem Hermiona.
- Chyba mógłbym zapytać ciebie o to samo? - odpowiedział pytaniem blondyn podnosząc lekko jedną brew.
- Musiałam coś sprawdzić... - mówiła wymijająco Granger.
- Chyba wiem co... - uśmiechnął się łobuzersko Draco. - Masz go?
- Niby co? - udawała niedoinformowaną była Gryfonka. Malfoy bez słowa zrobił jedną ze swoich min, która pytała, czy naprawdę chce się bawić w serię pytań typu: niby co? o co chodzi?
- Nie jesteśmy ślepi, a Pansy chyba nas nie doceniła. - pokręcił z niedowierzaniem głową blondyn biorąc od Hermiony zwitek pergaminu. Kobieta tylko wzruszyła ramionami i nachyliła się nad blondynem, aby dokładnie widzieć zawartość wiadomości, bo ewidentnie był to liścik.
- To pismo Harry'ego. - powiedziała podekscytowana Hermiona. - Czytaj! - rozkazała przysuwając się jeszcze bliżej. Tym razem Malfoy i Granger stykali się ramionami, a ich głowy znajdowały się prawie na tej samej wysokości. Draco musiał dokładnie się przyjrzeć, aby rozszyfrować drobne pismo.


Pansy,
spotkajmy się w Trzech Miotłach. 
Boże Narodzenie 12.00. 
Zdobędę dokumenty ubezwłasnowolniające Hermionę. Pozbędziemy się zagrożenia. 
I liczę na obiecaną kawę. 
Harry 

- Co to ma wszystko znaczyć? - wyszeptała zaskoczona Hermiona. Czyżby jej domniemana przyjaciółka była w zmowie z pozostałymi? To naprawdę nie był wymysł Ginny? Oni chcieli się jej pozbyć?
- Granger, nic z tego nie rozumiem. - Malfoy nie krył zaskoczenia, chociaż jego reakcja dotyczyła raczej faktu, iż jego przyjaciółka miała zamiar umówić się z Potterem na randkę i nic mu o tym nie powiedziała.
- Co zrobimy? -zapytała nieśmiało Granger patrząc na blondyna analizującego każde słowo wiadomości. 
- Musimy jej to oddać, żeby się nie zorientowała. - Draco złożył pergamin i podrzucił go na swoje miejsce. - Poczekamy na rozwój wypadków. Ale nie martw się, wszystko będzie dobrze. Nie pozwolę cię skrzywdzić. - powiedział pocieszająco blondyn przytulając kruchą kobietę do siebie.
- Wiem... - przyznała Hermiona. Młoda kobieta oderwała się od mężczyzny i ruszyła pewnie korytarzem.
- Hej, dokąd idziesz? - dogonił ją Draco zaskoczony reakcją Hermiony.
- Do twojego gabinetu... - odparła nie zatrzymując się.
- Po co? - teraz blondyn był rozbawiony. Nie doczekał się jednak odpowiedzi ze strony szatynki. Nie mając innego wyboru podążył z nią.
Kiedy oboje znaleźli się u celu Hermiona od razu skierowała swoje kroki w stronę barku.
- Chyba nie zamierzasz pić?
- Zaraz zapytam...
- Kogo? - nie wiedział o kim mówi Granger.
Czarownica stanęła przed wielkim lustrem w dłoniach trzymając filiżankę z gorącym napojem i kieliszek bezbarwnej cieczy.
- O depresja, witaj! Dawno się nie widziałyśmy... kawa, herbata czy od razu wódeczka? - zapytała kobieta swoje ponure odbicie. Blondyn obserwujący całą sytuację stał jak wryty i nie potrafił zrobić kroku, aby przerwać ten cyrk. Po chwili Hermiona wzruszyła ramionami i w jej ustach zniknął bezbarwny płyn. Granger skrzywiła się gorzko i zachwiała na nogach.... 
- Zły wybór... - westchnął Draco ratując Granger przed twardym lądowaniem na podłodze.
- Tak, jestem pijana... - czknęła szatynka, leżąc wygodnie w objęciach Malfoy'a. - A ty jesteś przystojny! - wypaliła była Gryfonka głaszcząc blondyna po bladym policzku, który pod wpływem dotyku zarumienił się nieznacznie. 
- A jutro ty będziesz trzeźwa, a ja wciąż będę przystojny... - zaśmiał się Draco. Zachowanie Hermiony było bardzo zabawne, ale podświadomie spodobał mu się fakt, że kobieta znajdująca się w jego ramionach uważa go za przystojnego mężczyznę. 

Układając do snu Hermionę miał cały czas uśmiech na ustach. Musiał przyznać, że ta kobieta stanowiła dla niego zagadkę. Wszystkie dotychczasowe emocje nie mogły się równać z tymi, których doświadcza w obecności byłej Gryfonki. Przy niej poznał czym jest szczera złość, głęboki smutek, spontaniczny śmiech. 
- A jutro nadal będziesz piękna... - dodał odchodząc na cotygodniowy obchód pacjentów.

  • rozdział z poślizgiem, przepraszam, ale byłam w małej niedyspozycji; czekam na opinie i komentarze :) co powiecie na taki obrót spraw? nie wiem, kiedy opublikuję następny rozdział, dlatego nie chcę składać obietnic bez pokrycia; dam znać w ramce 'czat' także szukajcie znaku ode mnie...  rozdział dedykuję mojej przyjaciółce :* dzięki za wszystkie opinie i komentarze; tak bardzo się cieszę, że ci się podoba, normalnie do tej pory nie mogę w to uwierzyć, stresowałam się ogromnie wiedząc, że czytasz :P
          Katarzyna :)

3.05.2014

XVII. Imperio

Kiedy trójka czarodziejów zakończyła bardzo burzliwą dyskusję pełną krzyków, łez i wzajemnych oskarżeń na zewnątrz panowała już ciemna noc. Poddenerwowana Pansy siedziała teraz w ciepłym aucie należącym do Harry'ego Pottera. Mężczyzna zaoferował się, że odwiezie brunetkę do zakładu, gdzie miała wrócić po wykonaniu zadania. Czekała ich wielogodzinna podróż, ale pomimo to Harry zdecydował się na nocną jazdę. Musiał poukładać sobie w głowie wszystkie informacje, które dotarły do niego w tak nieprzewidziany sposób. Nigdy, nawet w najgorszych koszmarach nie mógł przewidzieć zachowania swojej narzeczonej. Co prawda dręczyły go wątpliwości, jednak coś kazało mu wierzyć właśnie tej dziewczynie, która siedziała teraz cicho skulona na fotelu obok.
- Przepraszam za zachowanie Rona. - powiedział w końcu Harry.
- To nic. Rozumiem go. Jest rozdarty pomiędzy siostrą a narzeczoną. - przyznała Pansy. Ostra reakcja Weasleya nie była dla niej zaskoczeniem. Ona  pewnie zareagowałaby tak samo. Nie znał jej i nie miał podstaw, żeby jej wierzyć.
- Raczej nie chce się przyznać do tego, że przez nas Hermiona cierpi. Dobrze zrobi mu chwila osamotnienia. Mam nadzieję, że wszystko przemyśli i będziemy mogli obaj stawić czoło Ginny. - westchnął Potter.
- Co zamierzacie teraz zrobić? - zapytała niepewnie Pansy.
- Najchętniej zabrałby Hermionę ze sobą do domu. - uśmiechnął się delikatnie brunet.
- Nie oddam jej bez walki. - zagroziła Pansy.
- Poddaję się. - podniósł jedną dłoń w geście poddania, drugą zaś trzymał kierownicę.
- Potter się poddaje? - Pansy nie ukrywała zaskoczenia.
- Ty bardziej na nią zasłużyłaś.
- Ona nadal was kocha. I chce waszego dobra. - powiedziała Pansy.
- Nie wątpię w to. Hermiona zrobiłaby dla nas wszystko, to my nie zasłużyliśmy na jej uwagę. - mówił mężczyzna zmartwiony.
- Z tego co wiem od Hermiony to jesteś jej najlepszym przyjacielem. Nikt i nic tego nie zmieni.
- Zastanawia mnie tylko, jak to się stało, że Ginny tak bardzo nienawidzi Hermiony.
- Dlatego, że Hermiona jest dla was taka ważna. Zawsze była wasza trójka. Weasley była tylko dodatkowym kołem. Chwilami jestem w stanie zrozumieć jej motywację, ale nigdy nie wybaczę jej tego co zrobiła Hermionie. - powiedziała pewnie Parkinson.
- Czeka nas ciężka rozmowa po powrocie. - westchnął Harry.
- Poradzisz sobie. - starała się dodać mężczyźnie otuchy była Ślizgonka poklepując go przyjacielsko po ramieniu.
- Nie dziwię się, że Hermiona się z tobą przyjaźni. - przyznał Potter obdarzając Pansy ciepłym spojrzeniem.
- Nie znasz mnie przecież. - zauważyła zaskoczona wyznaniem chłopaka Parkinson.
- Ale widzę z jakim zaangażowaniem o nią walczysz. I masz w tym moje całkowite wsparcie.
- Dzięki Harry. - zwróciła się do bohatera po imieniu.
- Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę Pansy. - ośmielił się zapytać brunet. - Czy możesz nie mówić Hermionie o tej całej sytuacji?
- Dlaczego? Powinna chyba wiedzieć, że jesteście z nią. Szczególnie w jej stanie.... - mówiła Pansy.
- Właśnie zważywszy na jej stan chcę doprowadzić sprawę do końca bez stresowania jej niepotrzebnie. - wyjaśnił były Gryfon.

Kiedy Ron został sam w mieszkaniu przyjaciela przez dłuższa chwilę musiał dochodzić do siebie. Jego Hermiona była w niebezpieczeństwie, a on był takim mięczakiem, żeby poddać się władzy siostry. Minęło zaledwie kilka lat odkąd ramie w ramie pokonali najpotężniejszego czarnoksiężnika wszech czasów, a teraz tchórzył przed drobną kobietą. Przez całą rozmowę z Parkinson starał się nie dać po sobie poznać, że po części nie był zaskoczony zachowaniem Ginny. Doskonale pamiętał jej reakcję na samobójstwo Hermiony. Zrezygnowany ledwie powstrzymywał łzy. Tęsknił za narzeczoną, kochał ją i bardzo chciał się z nią spotkać. Chciał wszystko zmienić. Rozpocząć nowe życie z dala od dominującej panny Weasley. Jeśli trzeba, mogliby wyjechać, gdziekolwiek tylko zechciałaby Hermiona. Rozczulenie nad ukochaną sprowadziło na rudzielca kolejną falę ogromnej wściekłości. Wiedział, że wszyscy zawiedli lecz najbardziej winna była Ginny. Niewiele myśląc Ron cały czerwony na twarzy teleportował się do mieszkania siostry.

Wraz z nastaniem poranka na podjeździe kliniki psychiatrycznej pojawił się samochód Wybrańca.
- A więc to tutaj? - zamyślił się Harry wpatrując się uważnie w budynek.
- Tak...
- I gdzieś tam jest Hermiona... -  mówił jakby do siebie Potter.
- Wiem, że bardzo tęsknisz, ale tutaj jest bezpieczna, a ty masz do załatwienia kilka spraw. - zauważyła Pansy.
- Dzięki Pansy. - lekko uśmiechnął się brunet. Przez całą drogę było mu bardzo ciężko, ale starał się powstrzymać emocje. Jednak Pansy była doskonałą obserwatorką i przed nią nie dało się ukryć swoich przeżyć.
- Przytulić cię? - wypaliła kobieta. - Czasem tylko tyle wystarczy....
Zmęczony młody mężczyzna przytaknął tylko nieśmiało. Taka reakcja upewniła Parkinson w przekonaniu, iż postępuje dobrze. Chciała pocieszyć Harry'ego. Nie zasłużył na to  wszystko, tak samo jak Hermiona.
- Jesteś wspaniałą przyjaciółką.
- Staram się dla Hermiony... - zaczęła Pansy.
- Wiem, że znamy się jedynie kilka godzin, ale chciałbym kiedyś wybrać się z tobą na kawę. Rozmowa z tobą bardzo mi pomogła. - przyznał Potter. - Moglibyśmy się wszyscy przyjaźnić jak już opuścicie klinikę razem z Hermioną. Pomogę wam obu zacząć nowe życie.
- Jesteś bardzo miły, ale w moim przypadku to nie jest takie proste... - spochmurniała Parkinson.
- Nie musi być proste, ważne, że nic nie jest niemożliwe.
- Wybacz, ale muszę już iść. - przerwała rozmowę młoda kobieta i chciała odejść. Zatrzymał ją jednak były Gryfon przytrzymując ją za jasną dłoń.
- Pansy... bądźmy w kontakcie. - poprosił Harry.
- Dobrze. - przytaknęła nieśmiało była Ślizgonka.
- Uważaj na siebie. - powiedział Potter i wyciągnął dłoń w geście pożegnania.
- Ty również. Nie ufam Weasley'om. - przyznała szczerze brunetka uściskając dłoń towarzysza.
Kiedy Pansy maszerowała po kamienistej ścieżce prowadzącej do budynku poczuła, że w jej dłoni znajduje się niewielka karteczka, którą dyskretnie wsunął jej Potter. Nieśmiało uśmiechnęła się do siebie, a tuż przed drzwiami spojrzała przez ramię na samochód, który powoli wycofywał się z podjazdu i włączał do ruchu drogowego.

Hermiona nie mogła uwierzyć własnym oczom. Obudziła się dzisiaj bardzo wcześnie. Właściwie to obudził ją odgłos opon dochodzący z przed budynku. Nie było to zjawisko codzienne, zważywszy, że nikt prócz Malfoy'a nie miał tutaj samochodu, a ośrodek zamieszkiwali sami czarodzieje. Z delikatną ciekawością i ociąganiem kobieta wstała z ciepłego powstania i wyjrzała przez okno. Jakie było jej zaskoczenie, kiedy dostrzegła samochód swojego przyjaciela. Nie był to jakiś szczególny model, ale akurat to auto rozpoznałaby wszędzie. Kolejnym szokiem było dla niej pojawienie się Pansy, która wysiadła z samochodu Harry'ego. Co to wszystko miało znaczyć? Co tutaj się dzieje? Bez zastanowienia Hermiona wybiegła ze swojego pokoju i ruszyła do gabinetu Malfoy'a.
- Dlaczego mi to zrobiłeś?! - krzyczała już od progu.
- Boże, Granger.... - ziewnął przeciągle mężczyzna. - Co cię opętało? Idź spać.
- Co tu robił Harry? I to w towarzystwie Pansy? Dlaczego nie spotkał się ze mną? - zasypywała blondyna pytaniami Hermiona.
- Co? Nie wiem o czym mówisz. - mówił zaspany Draco. - Kawy? - zapytał nalewając czarny płyn do swojej filiżanki.
- Poproszę. - odpowiedziała Hermiona. - Pansy wróciła i to z Harrym. - dodała kobieta gwoli wyjaśnienia.
- To myślę, że ona sama najlepiej nam to wszystko wyjaśni. - starał się ukryć ziewanie blondyn.

Donośne pukanie przerwało błogi sen Ginny Weasley. Czarownica zerwała się z łóżka i chwyciła swoją różdżkę. Zaskoczona tak późnym najściem założyła szlafrok i na palcach podeszła do drzwi, które ledwie wytrzymywały atak kogoś zniecierpliwionego.
- Ginny, wiem, że tam jesteś! Otwieraj! - dobiegł ją wściekły głos Rona.
- Co ty wyprawiasz? Wystraszyłeś mnie! - oburzyła się kobieta wpuszczając czerwonego ze złości brata do środka.
- Ktoś taki jak ty jeszcze czegokolwiek się boi? - zaatakował rudowłosą Weasley.
- Co ty wygadujesz? Jesteś pijany? - zirytowała się Ginny.
- Jestem jak najbardziej trzeźwy. I przejrzałem na oczy.
- Ron nie wiem o co chodzi, ale daj mi spokój. Muszę się wyspać, a moja cera potrzebuje regeneracji. - powiedziała niedbale kobieta naciągając skórę po obu stronach twarzy.
- Co się z tobą stało Ginny! - mówił wściekły mężczyzna zatrzymując siostrę chwytając ją mocno za ramiona.
- Ron, zwariowałeś? Puść mnie! To boli. - panna Weasley była zaskoczona napaścią ze strony brata.
- A nie pomyślałaś, że Hermiona też cierpi przez ciebie? To nasza przyjaciółka. Kocham ją, a ty ją krzywdzisz. - Ron zaczynał się trząść ukrywając łzy bezsilności.
- Co ty wygadujesz? To ona nas odrzuciła! Ona nas nie kocha. - broniła się Ginny.
- Możesz już przestać kłamać. Ja i Harry wiemy o wszystkim co działo się w klinice. - Ron wbił przeszywające spojrzenie w kobietę i oczekiwał na jej reakcję. Słowa brata wprawiły Ginevrę w osłupienie, jednak jej reakcja była natychmiastowa. Za wiele miała do stracenia jeśli jej kłamstwa wyszłyby na jaw, a najsilniejszym przeciwnikiem stał się zakochany mężczyzna.
- Czas zmienić fronty... braciszku.... - powiedziała złośliwie Ginevra Weasley szybko wyciągając różdżkę ukrytą w kieszeni szlafroka. - Imperio....


  • tak jak obiecałam nowy rozdział z okazji majówki; pisanie pracy idzie mi całkiem sprawnie, więc znalazłam chwilkę, żeby spełnić obietnicę złożoną czytelnikom; mam nadzieję, że was zaskoczyłam tym rozdziałem? zapraszam do czytania i pozostawiania opinii :) nie wiem czy uda mi się dodać kolejną część w pn, ale na pewno nie każę wam czekać długo, najwyżej będę miała jednodniowe opóźnienie;
          Katarzyna