26.04.2014

XVI. Czas poznać prawdę

Londyn jesienią wyglądał jeszcze bardziej przytłaczająco niż przez resztę roku. Z nieba bez przerwy padał deszcz, a ulicami płynęły strugi wody. Ciemnowłosa kobieta od kilku dni mieszkała w tym mieście, a wszystko to miało na celu odnalezienie i zmuszenie do rozmowy Harry'ego Pottera. Niestety o ile mężczyznę udało się odszukać w przeciągu pierwszych kilku godzin, zważywszy, że każdy znał rozkład dnia bohatera narodowego i dyrektora Biura Aurorów, to już dyskretna rozmowa pozbawiona świadków chyba nie była możliwa. Cały czas Pansy próbowała zbliżyć się do bruneta, wpaść na niego chociaż na chwilę i przekazać ważne informacje. Dni mijały a Parkinson chciała już wrócić do siebie. Klinikę Malfoy'a traktowała jak swój dom. Nie miała na świecie innego miejsca, gdzie ktoś by na nią czekał, gdzie byłaby mile widziana. Jej nazwisko w magicznym świecie nie kojarzyło się dobrze. Jej rodzice byli skazani jako pierwsi na odsiadkę w Azkabanie. Pansy nie tęskniła za nimi. Nie miała szczęśliwych wspomnień związanych z rodzicami, którzy byli wierni Czarnemu Panu do samego końca. Nie zastanowili się nawet przez chwilę, kiedy w grę wchodził wybór pomiędzy dobrem córki, a służbą i oddaniem mrocznej idei. Jej życie nabrało jakiegokolwiek sensu, kiedy otrzymała pomoc od swojego przyjaciela. Draco, pomimo tego, że zrobił mały przekręt, zamknął ją w klinice, co uratowało ją przed losem rodziców, którzy sami pogrążyli ją swoimi zeznaniami. Dumnie i pewni tego, że córka chce się poświęcić w imię tego co jej wpajali potwierdzili, że była jedną z popleczników Voldemorta. Tylko nikt nigdy nie zapytał jej o to. Dzięki temu, że dziwnym zbiegiem okoliczności Draco i Narcyza zostali zrehabilitowani ich zeznania pomogły jej. Nigdy nie była Smierciożercą, nie miała Mrocznego Znaku. Nic nie traciła zgadzając się na uznanie jej niepoczytalną. Nic nie traciła, a wiele zyskała...
W tym dniu przechadzała się w pobliżu Ministerstwa Magii i czekała, aż Potter skończy pracę. Był to jedyny moment, kiedy były Gryfon był pozbawiony towarzystwa większej ilości osób. Kiedy dochodziła godzina siedemnasta, na ulicy zaczęli pojawiać się kolejni czarodzieje. Widać było, że bardzo starają się wtopić w tłum, lecz nie każdemu się to udawało. Pansy zachichotała na widok starszego, siwego mężczyzny w soczyście różowych spodniach i kwiecistej koszuli. Może i wyglądał jak mugol, ale taki, który przeniósł się na współczesną londyńską ulicę z lat siedemdziesiątych.
Wreszcie na horyzoncie pojawił się Harry Potter w otoczeniu kilku kolegów z pracy. Całe szczęście kolejno zaczęli się ze sobą żegnać i Potter został sam. Brzydka pogoda spowodowała, że szybko chciał ukryć się w swoim aucie zaparkowanym przy krawężniku.
- Przepraszam, czy możemy porozmawiać? - zatrzymał go miły kobiecy głos. Brunet spojrzał na młodą, ładną kobietę, która stała otulona płaszczem. Pomimo braku parasola wcale nie mokła, co mogło oznaczać, że nie była mugolką.
- Proszę mi wybaczyć, ale nie mam ochoty na wywiady. - odpowiedział Harry uśmiechając się przepraszająco. Twarz kobiety, na której pojawił się nieśmiały uśmiech wydawała mu się dziwnie znajoma. Musiał już ją kiedyś widzieć, nie wiedział tylko w jakich okolicznościach. Codziennie jednak zdarzał się ktoś, kto pracował dla jakiejś gazety i nagabywał go o kilka minut uwagi. Brunet po krótkim namyśle doszedł do wniosku, że pewnie stąd kojarzy brunetkę. Zapewne już się spotkali na jakiejś gali.
- Nie chodzi mi o wywiad. Ja w prywatnej sprawie. - powiedziała spokojnie Parkinson.
- Prywatnej? My się znamy? - zdziwił się mężczyzna.
- Znamy się ze szkoły, ale nie chodzi o mnie, a o moją przyjaciółkę. Chciałam porozmawiać o Hermionie, Potter. - wyjaśniła Pansy i na wspomnienie przyjaciółki uśmiechnęła się z sympatią.
- Harry! Harry! Zaczekaj! - wymianę zdań przerwał głos Weasleya, który podbiegł do przyjaciela. - Zabiorę się z tobą. - Potter tylko kiwną twierdząco głową. 
- Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? - zapytał brunet nie zważając na obecność rudzielca.
- Wolałabym rozmawiać na osobności. - przyznała ciszej Pansy.
- Jeżeli chodzi o Hermionę to Ron ma prawo wiedzieć o wszystkim. Są narzeczeństwem. - zauważył Potter. - Ale powinnaś o tym wiedzieć skoro rzekomo się przyjaźnicie.
- Wiem. Ale to nie ona mnie tu wysłała tylko Draco Malfoy. 
- Malfoy? - zdziwił się Harry.
- O co tutaj chodzi? Kim ty jesteś? I co się dzieje z Hermioną? - wtrącił się Ron.
- Możemy porozmawiać w bardziej ustronnym miejscu? - zapytała zrezygnowała Parkinson widząc, że nie pozbędzie się Weasleya.
- Chyba to dobry pomysł. Jedźmy do mnie. - zaproponował Potter i otworzył przed kobietą drzwi pasażera. Kiedy Pansy wsiadła do ciepłego wnętrza zauważyła, że panowie wymieniając ze sobą spojrzenia. Weasley był wyraźnie czymś niezadowolony. Potter zbagatelizował przyjaciela i usiadł za kierownicą. Za chwilę na tylnym siedzeniu pojawił się Ron.

Milczenie, które towarzyszyło trójce czarodziejów zostało przerwane dopiero w apartamencie Potter. Weasley szybko wszedł do salonu i  nalał sobie szklaneczkę jakiegoś trunku. Czuł się jak u siebie. Harry jak przystało no gospodarza odebrał od kobiety płaszcz i zaprosił do środka. Kiedy Pansy usiadła na miękkiej kanapie zostało poczęstowana szklanką wody, o którą wcześniej poprosiła. Bardzo się stresowała tą rozmową, ale od niej w dużej mierze zależał los Hermiony.
- Wszystko w porządku? - zapytał troskliwie Harry widząc, że dziewczyna lekko się trzęsie.
- Trochę się stresuję. To nie będzie przyjemna rozmowa. - przyznała szczerze brunetka i wypiła całą zawartość szklanki.
- Spokojnie. Nic ci się przecież nie stanie. Nie wolno zabijać posłańca, nawet kiedy przynosi straszne wieści. - próbował rozluźnić atmosferę brunet. Trochę mu się udało, bo Pansy odetchnęła i obdarzyła go uśmiechem.
- Kim ty w ogóle jesteś? - odezwał się w końcu Ron. Jego ton nie należał do najprzyjemniejszych.
- Tak jak mówiłam jestem przyjaciółką Hermiony. - powtórzyła Pansy. - Nazywam się Pansy Parkinson.
- Parkinson? - powtórzył oschle Weasley. - Co ty możesz mieć wspólnego z Hermioną?
- Przyjaźnimy się. I jestem tutaj, bo mi na niej zależy. - wyznała.
- Dla nas też, ale... wybacz... nie wiedzieliśmy, że utrzymujecie ze sobą kontakt... - przyznał lekko speszony Harry.
- Rozumiem, nie należę do czarodziejów, których warto znać, ale...
- Tego nie powiedziałem. - zaprzeczył Potter.
- Miły jesteś Potter, ale taka jest prawda. - powiedziała spokojnie kobieta.
- Co chciałaś nam powiedzieć? - wtrącił się Weasley.
- Draco jest magomedykiem, który zajmuje się Hermioną. Prosił mnie, żebym odnalazła Pottera... - tutaj Pansy posłała uśmiech w kierunku bruneta, który on odwzajemnił. - i uzyskała kilka informacji. Oczywiście, gdyby i on chciał dowiedzieć się czegoś o stanie Hermiony to mogę odwdzięczyć się tym samym.
- Gdybym chciał? To oczywiste... - oburzył się Harry.
- Nie dla nas. Po ostatniej wizycie twojej narzeczonej stan Hermiony bardzo się pogorszył. - powiedziała z wyrzutem Parkinson.
- Wiemy, że jest z nią źle. Ginny nam wszystko powiedziała. - dodał Weasley.
- Nie wiem co wam powiedziała. Ale wiem co powiedziała Hermionie. Wiem, jak bardzo Hermiona cierpi przez was. I nie mogę na to patrzeć. - zdenerwowała się kobieta. - Dlatego tu jestem. - dodała.
- Nie rozumiem już nic. - powiedział Harry siadając zrezygnowany na kanapie koło kobiety.
- Może powinniśmy wezwać Ginny? - zaproponował Ron.
- To chyba najgorszy pomysł na jaki mogłeś wpaść Weasley. - zirytowała się Pansy co zdenerwowało również rudzielca. Aby załagodzić sytuację Potter starał się zwrócić uwagę na siebie.
-  Dobrze, więc słucham. Czego chciałaś się dowiedzieć? - pytał Pansy.
- Czy zależy wam na dobru Hermiony? Bo jeśli nie to nie mam tu czego szukać.
- Oczywiście, że zależy. - powiedział Ron. - To ona nie chce mieć z nami nic wspólnego. Nie chce nas widzieć.
- Tak myślałam. - pokręciła z rezygnacją głową Pansy. - To wszystko nie prawda. Weasley to wszystko zmyśliła. Zmaknęła Hermionę w zakładzie, żeby się jej pozbyć. Teraz znęca się nad nią przy każdej wizycie, a wy nic sobie z tego nie rozbicie.
- Zdajesz sobie sprawę, że to poważne oskarżenie? - powiedział Potter.
- Tak. Ale czas poznać prawdę.

  • długo mnie nie było, myślałam, że nie uda mi się nic napisać do majówki, ale chciałam się oderwać i zrobić coś przyjemnego, co zaskutkowało rozdziałem; dziękuję bardzo za nominację do Liebster Award - to wielkie wyróżnienie, gdyby kogoś interesowało to poniżej zamieszczam swoje odpowiedzi oraz pytania, nie trzymam się ściśle zasad i nominuję osoby, które wiernie trwają na moim blogu, czytają, komentują i podtrzymują na duchu, kiedy zawalam :) w każdym razie wiem, że zawsze są :)

Odpowiedzi:
1.  Lubisz się uczyć?
Bardzo. Na studiach mam sprecyzowane zajęcia humanistyczne i czasem brakuje mi kilku godzin matematyki czy biologii. W szkole średniej byłam raczej prymusem – (drugie miejsce w szkole to coś znaczy?) Teraz utrzymuję się także na wysokim poziomie. Uczę się tego czego chcę, co lubię. Mam szczęście…
2. Jaki film możesz oglądać bez przerwy?
Trudno jest mi podać jakiś konkretny tytuł, ale lubię odświeżyć czasem jakieś stare historie, z którymi wiążą się osobiste wspomnienia. Nie potrafię odmówić musicalu, dramatu, komedii romantycznej. 3. Jaka jest twoja ulubiona książka?
Oho… coraz trudniej. Nigdy nie miałam ulubionej książki… ciągle czekam na coś szczególnego. 4. Co jest ważniejsze: Być kochanym czy kochać?
Być kochanym… 5. Masz rodzeństwo?
Oj mam… młodszego brata, za którego i którego mogłabym zabić… uroki miłości bratersko-siostrzanej… 6. Ulubione zwierzę?
Ulubionymi zwierzakami są oczywiście moje maluchy – biała kotka i suczka yorka. 7. Gdzie chciałabyś/chciałbyś mieszkać?
Daleko od cywilizacji, w dziczy… moje marzenie to Ameryka Południowa. 8. Ile masz lat?
24 9. Jaki typ książek najbardziej lubisz?
Typ, typ, typ…. Hmmm… łatwiej czego nie lubię… historyczne, kryminały, sci-fi, reszta jak najbardziej na tak. 10. Ulubiona gra komputerowa?
Nie gram w gry. Chyba, że raz na jakiś czas wpadnę w spiralę The Sims 3. Nie istnieję całą dobę, ale potem na kilka miesięcy znów mam spokój… 11. Ulubiona potrawa?
Ryby… uwielbiam… brokuły… do wszystkiego…, ale nie żebym się tak jakoś zdrowo odżywiała. Często chodzę na pizzę, czy kurczaki…

Moje pytania:
1. Które z Insygniów Śmierci chciałabyś mieć we władaniu? Dlaczego?
      2. Z którą disneyowską księżniczką mogłabyś lub chciałabyś się utożsamić? Dlaczego?
      3. Gdybyś mogła, to którą magiczną umiejętność byś wybrała? Czytanie w myślach, latanie, teleportacja, stawanie się niewidzialnym, rozumienie zwierząt… może coś innego? Dlaczego?
      4. Do którego domu w Hogwarcie należysz? Dlaczego?
      5. Gdybyś w niewyjaśnionych okolicznościach przeniosła się do magicznego świata jak spędziłabyś ten jeden jedyny dzień?
      6. Jaka jest Twoja największa fanaberia/najbardziej nielogiczny rytuał/dziwny zwyczaj?
      7. Ulubiony cytat z cyklu o Harrym Potterze.
      8. W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone?
      9. Podobno każdy człowiek mógłby napisać przynajmniej jedną książkę, która opisywałaby jego życie, jaki tytuł nosiłaby twoja?
     10. Gdyby kręcono w Hollywood film o twoim życiu, która z gwiazd najlepiej sprawdziłaby się jako ty? Dlaczego?
     11. Każdy ma swój czas, kiedy był twój? (stroje)


Nominuję:
 (kolejność przypadkowa)
Sam-Wiesz-Kto
Villemo
LaFinDeLaVie HarryPotter
Wilk
Tsuki
Anka Cierocka
Favoshi
Oli Fajna
Cissy
Layls
Astoria
Lu Tua Cantante
Gisia
Avis
Courtney Ignatio
Ada Lumos
Hermione Granger
eska
...
i wiele innych :) jeśli kogoś skrzywdziłam to przepraszam, ale gdybyście chciały odpowiedzieć na pytania przeze mnie postawione będzie mi bardzo miło :) podrzucicie mi linki z odpowiedziami? nie po to zadaję pytanie, żeby nie znać odpowiedzi; zachęcam resztę czytelników również anonimowych do odpowiedzi w komentarzach, myślę, że pytania wyszły całkiem, całkiem :)

 Katarzyna






17.04.2014

XV. Przestać być marionetką

Dzień zapowiadał się na bardzo ciężki i długi. Hermiona otworzyła zaspane oczy, przetarła je piąstkami, wyciągnęła się przeciągle ziewając, ale nie wstawała jeszcze z łóżka. Dobry humor kobiety po spokojnej nocy został jednak natychmiast zastąpiony przez wspomnienia poprzedniego dnia. Przez chwilę szatynka zastanawiała się czy nie był to tylko sen, wszystkie sceny układające się w jej głowie były nierzeczywiste... lub Hermiona wolałaby, gdyby właśnie takie były. W jednej chwili w oczach kobiety zaczęły szklić się łzy.
- Doigrałam się! - pomyślała Granger wstając z łóżka.
- Sama tego chciałaś... - mówił jej wewnętrzny głos.
- Nie tego chciałam. - sprzeciwiła się Hermiona.
- Chciałaś się zabić! - przypomniał z wyrzutem głos, najgorsze było zaskakujące jego podobieństwo do głosu panny Weasley.
- Chciałam być niezależna! Chciałam decydować! Nie jestem niewolnicą! - krzyczała jak w amoku Hermiona trzymając się za głowę i chodząc po pokoju.
- Teraz jesteś uwięziona, na własne życzenie... - prychnął głos. - ... i nie zdecydujesz już nawet o swoim marnym życiu...
- Zdecyduje! Nie poddam się! -  wrzeszczała zrozpaczona kobieta zrzucając wszystkie rzeczy na ziemię. Krzyki dochodzące z sypialni Granger sprowadziły na miejsce dyrektora. Kiedy blondyn stanął w drzwiach zamarł na chwilę, aby w następnym momencie podbiec do histerycznie krzyczącej Hermiony, która siedziała na środku pomieszczenia, a dookoła niej leżały poniszczone rzeczy.
- Granger, co tu się stało? Dlaczego wszystkie twoje rzeczy leżą na podłodze? - pytał Malfoy jednocześnie trzymając twardo w uścisku miotającą się kobietę.
- To się nazywa grawitacja! - odpowiedziała z sarkazmem Hermiona.
- Uspokój się i opowiedz... - powiedział spokojnie blondyn puszczając kobietę i siadając tuż przy niej na podłodze.
- Czasami budzę się z myślą, jaki wspaniały jest ten świat, jak ja bardzo kocham ludzi... a potem twoje leki przestają działać... - mówiła Hermiona patrząc tępo za okno.
- Myślałem, że wczoraj wszystko uzgodniliśmy?
- O ile uzgodnieniami można nazwać informację, że umrzesz... - odpowiedziała Hermiona odwracając się w kierunku blondyna i przyglądając mu się smutnym wzrokiem. Draco pierwszy raz dostrzegł w oczach byłej Gryfonki tyle bólu i rozczarowania.
- Granger... - próbował coś powiedzieć, ale głos mu ugrzązł w gardle.
- Nie jesteś w stanie powiedzieć, że będzie dobrze, wszystko się ułoży. - zauważyła kobieta. - Bo tak nie będzie!
- Każdy z nas w końcu umrze... - chciał tłumaczyć blondyn lecz znów został zdominowany przez Hermionę.
- Jak ty nic nie rozumiesz... - westchnęła Granger kiwając głową bezradnie.
- To mi wyjaśnij. - zaproponował Malfoy ujmując podbródek kobiety tak by była zmuszona patrzeć mu prosto w oczy. - Słucham... - dodał.
- Nie traktuj mnie tak... - powiedziała łamiącym się głosem kobieta.
- Jak?
- Jak zabawkę. Jestem odrębną jednostką, a nie dodatkiem...
- Nadal nie rozumiem?! - Draco z zaciekawieniem i troską przyglądał się Hermionie. - Nie traktuję cię tak. Jesteś osobą, której nie jestem w stanie zdominować, choćbym próbował wiele lat... - Hermiona uśmiechnęła się delikatnie.
- Chciałam odciąć sznurki... przestać być marionetką... - powiedziała cichutko szatynka.
- Granger, którą znam nigdy nie byłaby marionetką. Co się z nią stało? Gdzie jest waleczna Gryfonka, która nie bała się walczyć o dobre imię przyjaciół? Gdzie jest dziewczyna z mocnym lewym prostym? - pytał blondyn.
- Przepraszam... - zachichotała szatynka na wspomnienie szkolnych chwil.
- Należało mi się... - przyznał się Draco przyglądając się uśmiechowi Hermiony. Po dłuższej chwili milczenia, kiedy cisza pomiędzy dwójką młodych czarodziejów stała się niezręczna pierwszy odezwał się mężczyzna:
- Muszę już iść. Przyjdź do mojego gabinetu po obiedzie. - wychodząc dodał jeszcze. - I posprzątaj tutaj!
- Nie mógłbyś? - zapytała Hermiona wskazując na różdżkę, którą miał w kieszeni.
- Granger, nie przeginaj. - powiedział z udawaną nutą groźby blondyn i wyszedł.
Hermiona jeszcze chwilę stała w miejscu i kręciła z niedowierzaniem głową. Czy to był ten sam Malfoy? Dopiero teraz była Gryfonka zauważyła, że był naprawdę dobry w tym co robił. Był opanowanym, stanowczym mężczyzną. Jakiś czas temu uczucia Granger zmieniły się w stosunku do byłego szkolnego wroga. Teraz nie mogła go tak nazwać. Chwilami stawał się jej bliższy niż Harry, a już na pewno ich rozmowy były dużo ciekawsze niż te prowadzone z Ronem. Kiedy myśli dziewczyny zaczęły niebezpiecznie błądzić wokół błękitnych tęczówek dyrektora, wokół jego umięśnionych ramion, które już wiele razy oplatały jej wątłe ciało.... Hermiona chcąc odpędzić myśli, które sprawiały, że na jej bladej skórze pojawiał się rumieniec chwyciła pierwszą rzecz leżącą pod jej stopami i ułożyła ją w szafie. W następnej chwili wszystkie pozostałe rzeczy zaczęły krążyć w przestrzeni pokoju wracając w magiczny sposób na swoje miejsce. Hermiona po części zaskoczona, a po części rozbawiona pokręciła głową.

Sekretarka Malfoya była tak miła i otworzyła Hermionie drzwi, kiedy ta trzymając dwie filiżanki gorącej kawy zmierzała do gabinetu dyrektora. Draco siedział przy swoim biurku, kiedy tuż przed nosem pojawił się aromatyczny czarny płyn. Zaskoczony podniósł wzrok na uśmiechającą się lekko Granger. W jej minie dostrzegł nieme podziękowania.
- Po co mnie dzisiaj wezwałeś? - zapytała w końcu Hermiona robiąc łyk ze swojej filiżanki.
- Chciałbym, żebyś zrobiła listę.
- Listę? - posłała w kierunku blondyna pytanie.
- Rzeczy, które chcesz zrobić przed... - Draco chwilę się zastanawiał. - ... wiosną. Przed wiosną.
- Ach... jakie to oczywiste... - machnęła ręką dziewczyna. - Masz pióro, więc pisz! - rozkazała Hermiona opierając się wygodnie na fotelu.
- Myślałem, że chcesz się zastanowić. Zrobić to w samotności. - dziwił się Malfoy.
- Nie chcę samotności... To możesz zapisać jako punkt pierwszy. - wskazała dłonią na pergamin kobieta. Malfoy upewnił się, że Hermiona nie żartuje i notował. - Chcę pożegnać się z przyjaciółmi...
- Z kim dokładnie? - pytał blondyn nie przerywając pisania.
- Z Harrym, Ronem, Pansy, Malfoy'em, Elwirą... - wymieniała Hermiona. Dopiero po chwili mężczyzna zorientował się, że padło jego nazwisko.
- Ze mną? - uniósł brwi w geście zaskoczenia.
- Z Lucjuszem. - zaskoczenie blondyna jeszcze bardziej się pogłębiło.
- Żartujesz?
- Bystrzak!
- Co jeszcze? - zapytał powracając do tematu blondyn.
- Rozbić związek Harry'ego. Zapisz, że to ważne. Drukowanymi literami! - instruowała Granger, na co Malfoy tylko zaśmiał się szelmowsko. - Teraz wyglądasz jak Malfoy, którego pamiętam.
- To znaczy?
- Wredny uśmieszek pod wpływem, którego mdlała każda dziewczyna. - wyjaśniła Hermiona.
- Tylko mi tu nie zemdlej.
- Nie jestem każda! - prychnęła Granger.
- Coś jeszcze? - śmiał się blondyn. Granger jednak potrafiła być dobrym towarzystwem, nawet kiedy rozmawiali o jej ostatnich życzeniach przed śmiercią.
- Tak. Rozstanie z Ronem.  - kiedy wypowiedziała te słowa była już całkowicie poważna.
- Nie kochasz go? - zapytał Malfoy zanim ugryzł się w język. Co go to może obchodzić!
- Kocham, dlatego chcę dać mu wolną rękę. - wytłumaczyła Granger. Malfoy pokiwał głową ze zrozumieniem, choć w głębi duszy nie rozumiał takiego poświęcenia. Dla niego liczyło się tylko własne szczęście... no i Granger... Blondyn szybko odgonił głupie myśli i wrócił do rozmowy z pacjentką.
- Chciałabym ostatni raz zobaczyć mój rodzinny dom, Norę i Hogwart... - dodała pospiesznie Hermiona, aby nie drążyć wcześniejszego tematu.
- Dobra, a coś szalonego? - zapytał Malfoy z iskrami w oczach.
- Szalonego?
- No tak. Coś czego nigdy nie zrobiłabyś w normalnych okolicznościach. Co może nieść za sobą konsekwencje, którymi ty się nie musisz przejmować. - tłumaczył Draco.
- Chciałabym ścigać się na miotle i zażyć amortensję. - Hermiona znów zaskoczyła mężczyznę błyskawiczną odpowiedzią.
- Yyyy, co takiego? - zdziwił się Draco.
- Za mało szalone? - dopytywała się kobieta.
- W granicach normy. - przytaknął blondyn.
- Mam coś jeszcze, ale to jest niemożliwe do zrealizowania. - zaznaczyła Granger, co rozbudziło ciekawość byłego Ślizgona.
- Dopiero teraz jestem naprawdę zainteresowany. - przyznał blondyn śledząc reakcje kobiety. Hermiona odważnie patrzyła w oczy blondyna i rzekła:
- Chciałabym zatańczyć na Balu Bożonarodzeniowym w Hogwarcie z fretką.
- Z czym? Z jakimś gryzoniem?... - zaczął nie dowierzając Draco jednak w pewnej chwili zamilkł. - Masz na myśli... mnie?
- Kiedyś mi się podobałeś, ale przecież wiecznie ślepa nie będę. - wyjaśniła Hermiona i już jej nie było. Zaskoczony dyrektor nie zauważył jak jego podopieczna opuszcza pokój. Z kolei zawstydzona kobieta umknęła najszybciej jak mogła. Kiedy była już u siebie opadła na łóżko uspokajając szalejący puls. Co ją podkusiło? Dlaczego wyznała mu tajemnicę, o której nikomu nigdy nie mówiła? Czy to dlatego, że czuła oddech śmierci na plecach? Nie zmieniało to faktu, że dotarło do niej, że mówienie tego na co ma ochotę nie przyniesie jej konsekwencji. Nic ją nie czeka. Jest wolna! Zero do stracenia!

  • kolejna porcja mojej historyjki podana! mam nadzieję, że w ferworze przygotowań świątecznych znajdziecie chwilkę, żeby odsapnąć przy Hermionie i Draco; smacznego jajka i żółtego kurczaczka :)
          Katarzyna


15.04.2014

XIV. Chcę

Od samego rana z gabinetu dyrektora dochodziły odgłosy tupania. Blondyn całą noc przygotowywał się na konfrontację ze swoją podopieczną. Draco musiał dobrze rozegrać dzisiejszy dzień, bo od tego zależało wiele istnień. Rozmyślania przerwało mu wtargnięcie Pansy.
- Dlaczego wzywałeś mnie tak wcześnie? - zapytała kobieta ziewając przeciągle.
- Mam dla ciebie bardzo ważne zadanie. Musisz wyjechać. - poinformował Malfoy przeszukując swoje biurko pełne dokumentów.
- Co takiego? - Pansy nie ukrywała zaskoczenia. - Jak to wyjechać? Wyrzucasz mnie? - dopytywała się przestraszona brunetka.
- Oczywiście, że nie. To bardziej misja... - powiedział prawie szeptem blondyn nachylając się nad biurkiem.
- A więc zamieniam się w słuch... - odpowiedziała równie konspiracyjnie Parkinson.

- Wznawiamy naszą terapię? - zapytała Hermiona moszcząc się na fotelu przy kominku.
- Twoją terapię... - poprawił dziewczynę Malfoy.
- Ty tak uważasz... - mamrotała pod nosem Granger. Mężczyzna widział, że dzisiejszy dobry humor szatynki wkrótce zniknie i to on będzie przyczyną zmiany nastroju. Przez chwilę wahał się czy powinien powiedzieć drobnej dziewczynie to co zamierzał. Dziewczynie, bo Granger w tym momencie nie wyglądała na dorosłą kobietę. Jej choroba nie zabiła wesołych iskier, które dostrzegł w jej oczach. Draco tym bardziej zwiesił z zawodem głowę. Jak on nie lubił zabijać iskier....
- Chyba mieliśmy o czymś porozmawiać? - zagadnęła Hermiona przyglądając się badawczo. - Ale możemy pomilczeć... - dodała szybko widząc smutne spojrzenie blondyna.
- Nie, nie możemy. Wygodniej byłoby milczeć, ale jest coś co musisz wiedzieć. - wyznał.
- Brzmi bardzo poważnie. - podsumowała kobieta.
- Jak wiesz twój stan się pogorszył... - na te słowa Hermiona się skrzywiła. - I ja ci go nie poprawię...
- Mam rozumieć, że będzie mnie leczył ktoś inny? - zapytała szatynka niewiele rozumiejąc.
- Raczej, że nikt cię nie wyleczy. - powiedział twardo patrząc jej prosto w oczy.
- Co masz na myśli?
- Granger, nie udawaj głupiej i nie karz mi tego mówić. - powiedział mężczyzna z wyczuwalną delikatną nutką błagania.
- Chcę to usłyszeć! - powiedziała twardo Hermiona starając się powstrzymać łzy. - To nie może być prawda! - pomyślała przerażona.
- Nigdy nie sądziłem, że te słowa nie będą chciały przejść mi przez gardło, szczególnie jeśli chodzić miałoby o ciebie... - przyznał szczerze Malfoy.
- Przestań się użalać i mów! - przerwała podniesionym głosem Hermiona. W głębi duszy bała się, tak cholernie się bała. Chciała, żeby ktoś ją przytulił, żeby powiedział, że to sen. Tylko zły sen.
- Przeterminowany eliksir, który spożyłaś nabrał nieprzewidzianych właściwości... - zawiesił na chwilę głos Draco. - Zmiany w twoim organizmie są nieodwracalne...
Hermiona głośno przełknęła ślinę. Spodziewała się każdej diagnozy, ale nie tego, że... no właśnie... co dokładnie to wszystko znaczy. Była Gryfonka nie była głupia, ale postawiona nagle w tak trudnej sytuacji odpychała od siebie najgorsze myśli.
- Kiedy? - zadała pytanie.
- Co kiedy? - zapytał zaskoczony bezpośredniością szatynki Malfoy.
- No, kiedy umrę. - powiedziała twardo lecz prawdziwa Hermiona siedziała głęboko ukryta i szlochała coraz bardziej.
- Dokładnie nie wiemy, ale nie sądzę, żebyś miała okazję obserwować jak kwitną kwiaty na wiosnę. - odpowiedział niepewny reakcji kobiety blondyn.
- Świetnie, w takim razie idę się spakować. - poinformowała Hermiona wstając z fotela i ruszając do drzwi.
- Chwileczkę, jakie spakować?  - zachowanie Granger było co najmniej niespotykane.
- No nic tu po mnie. Ty mi nie pomożesz? A ja nie chce ci zaniżać statystyk. - westchnęła chłodno jakby zupełnie ją to nie obchodziło.
- Chcesz, żebym ci pomógł? - zapytał blondyn pilnie obserwując mimikę szatynki.
- Nie rozumiem skąd ten pomysł? Przecież o to mi chodziło, czyż nie? Chciałam umrzeć... - powiedziała dziewczyna starając się przekonać sama siebie.
- Mnie nie oszukasz. - powiedział spokojnie Draco podchodząc do Hermiony. Malfoy zatrzymał się tuż przed kobietą i przyglądał się jej reakcjom. 
- To, że się nie zabiliśmy to nie znaczy, że cokolwiek o mnie wiesz.
- Byłabyś zaskoczona. - westchnął blondyn.
- Jestem zaskoczona wszystkim co się tutaj dzieje. Nie rozumiem też dlaczego nie chcesz mnie wypuścić, przecież nic sobie nie zrobię. Nie mam potrzeby, zaczekam tych kilka tygodni. - mówiła Hermiona zadzierając lekko głowę by złapać kontakt wzrokowy z byłym Ślizgonem.
- Będziemy próbować... - zapewnił blondyn.
- A jeśli ja nie chcę walczyć? Nikt nie chce walczyć o mnie... - mówiła kobieta przełykając natarczywe łzy.
- Zapominasz o kimś... - wypiął pierś Malfoy.
- Oboje wiemy jak to się skończy. Nie chcę psuć ci.... - zaczęła Granger.
- ... Na miłość Boską! Raz, raz człowiek palną głupstwo i teraz będziesz mi to wypominała w każdym zdaniu? - lekko zirytował się Malfoy. - Nie jesteś statystyką, jesteś człowiekiem. Konkretną osobą, nie anonimową jednostką. - wyjaśnił Draco chwytając Hermioną za ramiona i wpatrując się w jej oczy napełniające się łzami.
- Malfoy... - chciała jeszcze negocjować szatynka.
- Nie! - uciszył ją jednym słowem mężczyzna. - Zostajesz! Zrobimy co w naszej mocy, musisz tylko odpowiedzieć na jedno pytanie. - postawił warunek Malfoy. Hermiona spojrzała na niego z ciekawością. Tak bardzo nie chciała odsłaniać swoich emocji przed tym człowiekiem.
- Słucham. - zapytała ocierając łzę.
- Chcesz żyć? - zaskoczył ją tym pytaniem.
- Malfoy...
- Tak, albo nie. - przerwał stawiając jasne ultimatum.
- Chcę.... - wyszeptała Hermiona spuszczając wzrok. Jej głos był ledwie dosłyszalny, ale Malfoy z satysfakcją wyłapał interesującą go odpowiedź. Przez dłuższą chwilę stali oboje bez ruchu. W końcu Hermiona zmęczona tym dniem, który na dobre się jeszcze nie rozpoczął oparła czoło o stojącego kilka centymetrów przed nią blondyna. Mężczyzna był zaskoczony, ale objął ramieniem szatynkę. Granger już nie płakała, jej wola przetrwania nie była jeszcze silna.
- Nie mów Pansy... - poprosiła pociągając nosem i mocząc jego koszulę.
- Wiesz, że będziesz musiała jej powiedzieć... - zauważył blondyn głaszcząc szatynkę po głowie jak małą dziewczynkę.
- Wiem, ale...
- Granger, cudów nie ma. Postaram się sprawić by ta zima była najlepszym czasem w twoim życiu. - obiecał Draco.
- Dziękuję. - podziękowała kobieta mocniej ściskając blondyna.
- Skąd ta siła. Udusisz mnie. - próbował żartować Malfoy.
- Tęsknię za Harry'm i Ronem. - wyszeptała Hermiona.
Blondyn uśmiechnął się tajemniczo.
- Póki co muszę ci wystarczyć ja.
- Nie wierzę, że to mówię, ale jesteś godnym zastępstwem. - tymi słowami Hermiona zaskoczyła nie tylko samą siebie lecz również blondyna.
- Granger, chyba ci się pogarsza. - przyłożył dłoń do czoła byłej Gryfonki Malfoy.
- Próbuję być miła.
- Udaje ci się to zaskakująco dobrze.

Tego dnia Hermiona nie opuściła gabinetu dyrektora do późnego wieczora, kiedy to usnęła skręcona w kłębek na miękkim dywanie przy kominku. Malfoy zajmował się swoimi sprawami administracyjnymi za to Granger kręciła się w pobliżu. Czytała książki, drzemała, ostrzyła wszystkie znalezione ołówki, gmerała w kominku, zaglądała przez ramię blondyna wytykając mu niefortunne sformułowania w raportach. O dziwo żadne nie miało dość towarzystwa tego drugiego. Hermiona czuła się bezpieczna, a Malfoy... Malfoy był zadowolony, że jego plan idzie zgodnie z założeniami. Najgorsze było jednak to, że tym razem sprawa Granger stała się priorytetem nie tylko służbowym, ale przede wszystkim osobistym.

  • no i nie wyrobiłam się z rozdziałem w terminie, ale spóźnienie o niecałą godzinę to chyba jeszcze nie spóźnienie; pisałam ten rozdział i pisałam, a w konsekwencji i tak wyszedł dość krótki, może następnym razem się postaram bardziej; co do treści - spodziewaliście się, że wieści będą, aż tak złe?
          Katarzyna

10.04.2014

XIII. Ona mnie lubi

Kolejne dni nie przyniosły większej poprawy stanu Hermiony. Co prawda kobieta odzyskała przytomność i nawet mogła wstać z łóżka, jednak nie było dnia, żeby nie straciła przytomności lub wymiotowała. Jej stan fizyczny utrzymywał się na stałym poziomie. Nasilały się również bóle w klatce piersiowej. Hermiona sama nie wiedziała, czy jest to spowodowane fizycznym urazem czy raczej efektem załamania z powodu utraty najbliższych.
Stanem byłej Gryfonki bardzo przejęła się Pansy, a za całą sytuację obwiniała dyrektora, który swoim pomysłem doprowadził do pogorszenia stanu Hermiony.
- Co ty sobie myślałeś? Hermiona czuła się już dobrze... - po raz kolejny w ciągu kilku dni z gabinetu dyrektora dobiegały krzyki jego przyjaciółki.
- Możesz się opamiętać? Nie zapominaj, że to ja... - mówił blondyn.
- Tak wiem, to ty jesteś magomedykiem. Więc zrób coś, żeby Hermiona nie cierpiała. - prosiła Parkinson.
- Robię co w mojej mocy. - westchnął Draco.
Pansy zrezygnowana jak co dnia opuszczała gabinet i chciała udać się do Granger, która potrzebowała duchowego wsparcia.
- Uprzedzałem, żebyś się do niej nie przywiązywała. - westchnął Malfoy.

Dzień po przebudzeniu Hermiony był przełomowym dla ich znajomości. Szatynka otworzyła się przed Pansy i opowiedziała jej o swojej relacji z przyjaciółmi. Z każdym z osobna i wszystkimi razem. Parkinson cierpliwie słuchała Hermiony i dodawała jej odwagi, której potrzebowała teraz szczególnie. Była Gryfonka nie wiedziała co się dzieje z jej organizmem. Zawsze była zdrową osobą. Kiedy jej stan psychiczny się poprawił była pewna, że może faktycznie będzie dobrze. Uda jej się pozbierać. Nie zamierzała wracać do świata, z którego próbowała uciec. W tym momencie znów miała świadomość, że to co się dzieje nie zależy od niej.

- Hermiona? Gdzie idziesz? - zapytała pewnego dnia Pansy, która przyniosła przyjaciółce dawkę codziennych eliksirów do spożycia.
- Nie wytrzymam w tym pokoju ani chwili dłużej. - odparła szatynka słaniając się na nogach i opierając się o ścianę na korytarzu przy swoim pokoju.
- Nie powinnaś jeszcze wychodzić... - zdiagnozowała zatroskana brunetka próbując objąć ramieniem Granger i wprowadzić ją z powrotem do sypialni.
- Nie... - powiedziała słabym głosem Hermiona. - Pansy, proszę pozwól mi wyjść...
- Wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko, ale... - próbowała przekonać byłą Gryfonkę brunetka.
- Dlatego, proszę cię... zwariuję tutaj... - prosiła Hermiona. Pansy obserwowała wzrokiem chorą kobietę i nie była w stanie dokładać na jej barki kolejnych nieszczęść.
- Dobrze, ale pójdę z tobą. - powiedziała stanowczo Parkinson. Hermiona, gdyby nawet chciała nie mogła zaprotestować. Obie kobiety zgodnie, ramię w ramię ruszyły na zewnątrz.
Kiedy Pansy i Hermiona dotarły do sadu, który znajdował się w posiadłości brunetka pomogła Granger rozsiąść się wygodnie pod drzewem.
- Pans, nie obraź się, ale chcę zostać sama... - odezwała się Hermiona.
- Granger, nie przeciągaj struny... - próbowała zabrzmieć groźnie Parkinson, co spowodowało odwrotny efekt, bo obie zaśmiały się tylko przyjaźnie.
- Jestem dużą dziewczynką. - zapewniła szatynka na pożegnanie.

Dzień był wyjątkowo pogodny jak na tak późną jesień. Nie tylko Hermiona chciała wykorzystać tę okazję. Draco Malfoy również przechadzał się po błoniach kliniki. Ostatnimi czasy nudził się niezmiernie. Doskonale zdawał sobie sprawę co jest tego przyczyną. Odkąd nie miał sesji z Granger nic go nie interesowało. Były Ślizgon miał ochotę podzielić się swoimi przemyśleniami z kimś kto go zrozumie. W tym celu chciał zawitać u swojej przyjaciółki. Nikt tak go nie rozumiał jak mądra smoczyca. Po drodze zastanawiał się dlaczego spośród wszystkich pacjentów to właśnie przypadkiem Granger był zaabsorbowany tak bardzo. Jego praca nigdy nie przenikała do życia prywatnego. Niestety nie tym razem. Ku wielkiemu zaskoczeniu blondyna Elwira miała innego gościa.

- Dawno się nie widziałyśmy... - westchnęła Hermiona opierając głowę o pień drzewa i zamykając oczy. Bez spoglądania za siebie wyczuła obecność ogromnego stworzenia, które ułożyło swój łeb tuż przy jej maleńkiej dłoni, którą ogrzał ciepły oddech. Malfoy stał dość blisko ukryty za grubym pniem drzewa. Wiedział, że nie powinien tu być i podsłuchiwać, ale było to silniejsze od niego. Nie mógł zwalczyć swojej Ślizgońskiej natury... Mógł też przysiąc, że Elwira go dostrzegła i przez moment wlepiła w niego swoje wyłupiaste ślepia.
- Wiesz, myślałam, że wszystko będzie już dobrze... - mówiła Hermiona. - A tracę bliskich jednego po drugim... Właściwie nie mam już nikogo... - posmutniała kobieta. Jej słowa spotkały się z ostrą reakcją zwierzęcia. - Auu! - zawyła Hermiona, kiedy twardy łeb szturchnął ją w ramię. - No przepraszam... mam ciebie. - poprawiła się kobieta i pogłaskała smoczycę po pysku. Ta jednak westchnęła zrezygnowana. - O co chodzi? - dopytywała się Granger. Odpowiedział jej zawodzący ryk Elwiry. - Nie jestem niewdzięczna... - powiedziała stanowczo Hermiona zupełnie jakby doskonale porozumiewała się ze stworzeniem. - To miejsce dało mi jeszcze Pansy. Żałuję, że byłam dla niej na początku taka nie miła. - smoczyca prychnęła z dezaprobatą. - Odezwała się ta, która jest dla wszystkich miła... - dogryzła Hermiona.
Kilka kroków dalej pewien blondyn doskonale bawił się oglądając tę scenkę. Zauważył, że Granger i smoczycę łączą bliskie relacje. Prowokowany delikatną zazdrością kontynuował obserwację. Tylko czy zazdrościł kobiecie, że dogadywała się ze smokiem bez słów, czy obiektem zazdrości była ta druga istota, która zaskarbiła sobie zaufanie niedostępnej Granger?

- Boję się stąd wychodzić... - wypowiadała swoje obawy Hermiona. - Chociaż patrząc na to co się dzieje ostatnio to chyba nie zanosi się na szybki wypis. - te słowa uradowały Elwirę, która uderzyła z radości swoim wielkim ogonem o ziemię powodując delikatne wstrząsy. - Najgorzej, że ani na zewnątrz, ani tym bardziej tutaj, nikt mnie nie chce. - westchnęła Granger. - Widzisz, nie wiesz wszystkiego... Ludzie, którzy kiedyś byli moimi przyjaciółmi nie mają czasu dla kogoś takiego jak ja. Ja, wiem, że sama tego chciałam. Stchórzyłam i chciałam to wszystko skończyć, a teraz nie powinno mnie dziwić, że są na mnie źli. Ja odrzuciłam ich, więc oni robią to ze mną. Powinnam się cieszyć, ale nie mogę! - otarła pierwszą łzę Hermiona. - A to wszystko wina Malfoya! - powiedziała nieco głośniej. Po tych słowach mężczyzna ukrywający się za pniem nadstawił słuch jeszcze bardziej. Niezmiernie go interesowało co też taka Granger teraz o nim sądzi. On sam był przekonany, że ich stosunki się polepszyły. Oczywiście ich relacje nie mogły wykraczać poza stosunki służbowe.... Draco jednak sam przed sobą próbował jeszcze ukryć prawdziwe uczucia. Nie mógł powiedzieć, że Granger była mu obojętna. Żaden pacjent nie był! Ale też na tle innych podopiecznych wyróżniała się nie tylko swoją osobowością, wyrazistością, ale każdy mógł dostrzec, że Malfoy akurat tej kobiecie pozwalał na dużo więcej niż reszcie. Mógł wszystko zwalić na fakt, że jest bohaterką magicznego świata i przyjaciółką sławnego Pottera, ale każdy to znał dobrze blondyna wiedział, że te argumenty przemawiały właśnie na jego niekorzyść. Draco postanowił, więc zaryzykować zdemaskowanie i przenieść kryjówkę bliżej dziewczyny.

- Myślałam, że jak zostanę dłużej w jego towarzystwie to tym bardziej będę chciała skończyć ze sobą. - wyjawiła Hermiona na co Elwira zawyła smutno. - Tak, tak myślałam na początku, ale wbrew wszystkiemu to właśnie on tchną we mnie tą ochotę do życia. - zaśmiała się sama do siebie Granger. - Ta tchórzliwa fretka sprawiła, że ja przestałam być tchórzem... - Malfoy prychnął z oburzeniem, kiedy usłyszał jak Granger się o nim wyraża. Jego kryjówka zostałaby odkryta, gdyby nie chichot Elwiry.
- I ty Brutusie przeciwko mnie? - pomyślał blondyn marszcząc brwi.
- Ej, nie śmiej się z niego. - uspokoiła smoka kobieta, ku ogromnemu zaskoczeniu Draco. - Jestem mu winna życie. - powiedziała poważnie Hermiona. - Zrobił dla mnie więcej niż niejedna osoba. Rozumiem, że z poczucia obowiązku, ale zawsze.... - dodała zawiedzionym głosem kobieta. Na te słowa Elwira zamrugała szybko. - Ej, nie udawaj zaskoczonej! Mówiłam ci już kiedyś, że go lubię, ale to tajemnica... - zagroziła palcem Hermiona co wyglądało komicznie zważywszy, że jej przeciwnikiem był olbrzymi gad.
Za to w głowie blondyna rozbrzmiewały nadal słowa szatynki.
- Ona mnie lubi? - zastanawiał się. - Jak to możliwe? Po tym wszystkim? Po tylu latach udręki? - Draco wiedział, że jego uczucia do byłej Gryfonki też są inne niż w szkole, ale ona tak naprawdę nigdy nic mu nie zrobiła. To on był tym złym, który ranił ją każdego dnia. Niestety Malfoy posmutniał jeszcze bardziej, kiedy przypomniał sobie jakie wieści będzie musiał przekazać Hermionie następnego ranka. Najgorsze było to, że ta wiadomość zrani bardzo wiele osób bliskich również jemu.

Draco siedział w ukryciu jeszcze jakiś czas. Dopiero, gdy zaniepokojona Pansy przyszła, aby zabrać Hermionę bezpiecznie do pokoju, również on wstał z wilgotnego już mchu i udał się do swojego gabinetu. Rzadko mu się to zdarzało, ale w takiej sytuacji jak jego obecna sięgnął do baru po alkohol. Tak noc zapowiadała się bardzo długa i nieprzespana.

  • taki oto rozdzialik udało mi się wyskrobać; mam jakiś depresyjno-nostalgiczny nastrój i ciężko mi się pisało, miało być wesoło, wyszło smutno.... ach... w każdym razie dziękuję bardzo za wszystkie komentarze, to była dla mnie prawdziwa motywacja i pomimo wszystko nie mogłam dziś nie napisać kolejnego posta; co wy na to, żeby i tym razem dać o sobie znać? nawet nie wiecie, jak wiele radości sprawiły mi komentarze osób, które zazwyczaj nie komentują; mogę się jedynie domyślać, że się wam podoba to co piszę sporo czytacie - marzę, żebyście jednak zostawili chociaż jedno słowo... to wiele znaczy; wielcy ci, którzy komentują zawsze :) 
          Katarzyna

7.04.2014

XII. Bez Hermiony

- Co się dzieje?! - w gabinecie pojawiła się przerażona Pansy.
- Pans, przynieś eliksiry... - powiedział lekko zdenerwowanym głosem Malfoy.
- To ta wywłoka...? - zaczęła Parkinson.
- Nie teraz... - uciął blondyn.
- Tak, tak... - potakiwała przytomnie brunetka i rzucając jeszcze współczujące spojrzenie w kierunku bladej Hermiony wybiegła po eliksiry.
- No Granger, przeszłaś sama siebie... - mówił Draco układając głowę Granger na swoich kolanach.

- Już jestem... - kolejny raz pojawiła się Pansy. - Draco? Co ty robisz? - zapytała zaskoczona kobieta stając jak wryta w progu.
- Matko, Pansy... - wywrócił oczami blondyn puszczając dłoń szatynki, którą ściskał z czułością gładząc po wierzchu. - Dawaj eliksir!
Draco wolną ręką chwycił specyfik i poił Hermionę. Skupiony był na wykonywanej czynności jednak wiedział, że Pansy nadal mu się uważnie przygląda.
- Po prostu jej współczuje, okej? I nie wracamy do tematu. - rzucił blondyn nie odrywając wzroku od ciągle nieprzytomnej szatynki.
Kiedy Pansy opuściła gabinet Malfoy zabrał się za lewitowanie Hermiony do jej pokoju. Kobieta ułożona w swoim łóżku zaczynała odzyskiwać przytomność. Była jednak bardzo osłabiona.
- Malfoy... - wychrypiała nie otwierając oczu.
- Jestem z ciebie dumny... - powiedział szeptem mężczyzna. - A teraz śpij. - dodał i wykonał ruch, który wyglądał jakby chciał pocałować zasynającą Hermionę w czoło. W porę jednak opamiętał się. Pochylony nad drobnym ciałem byłej Gryfonki pokręcił z dezaprobatą głową. Poprzestał na przykryciu kobiety kołdrą wcześniej zdejmując jej zabłocone kalosze.

- Co się stało? - zaskoczony mężczyzna wstał prędko z kanapy i podbiegł do zapłakanej narzeczonej.
- Ginny gdzie byłaś? Ktoś ci coś zrobił? - do siostry podbiegł również zaniepokojony Ron.
- Hermiona, ona.... - mówiła szlochając Ginevra.
- Hermiona? O co chodzi? - dopytywał Weasley.
- Usiądźmy... - zaproponował przytomnie Harry podając jednocześnie kobiecie szklankę wody.
Podczas gdy rudowłosa mogła się uspokoić mężczyźni wymieniali się zaniepokojonymi i zaciekawionymi spojrzeniami.
- Ginny, widziałaś się z Hermioną? - zapytał w końcu Ron.
- Tak rozmawiałam z nią... - powiedziała smutno Ginevra.
- Dlaczego nam nie powiedziałaś? Mogliśmy pojechać z tobą? - pytał zaskoczony Harry.
- Ona... Hermiona nie chciała was widzieć. - skłamała bez mrugnięcia okiem panna Weasley.
- Co? Jak to? - pytał zaskoczony Ron. - Pewnie Malfoy ją izoluje. - wypowiedział na głos swoje podejrzenia chłopak Hermiony.
- Już dawno powinniśmy tam pojechać. Porozmawiać, wyjaśnić wszystko... - mówił Potter. - Zabrać ją stamtąd...
- To nie ma sensu. Ona tego nie chce. Nie chce naszej pomocy. - wyrzucała z siebie kolejne kłamstwa rudowłosa. - To już nie jest nasza Hermiona... - szlochała.
- O czym rozmawiałyście? - zapytał w końcu Ronald.
- Odrzuciła nas! - wybuchnęła Ginny. - Nienawidzi nas!
- Co ty opowiadasz? - Harry był załamany.
- To nie jest ta sama osoba. Jest znerwicowana, agresywna, ponura... dobrze, że nie widzieliście jak wygląda... - mówiła chłodno Weasley.
- Musimy ją stamtąd zabrać! - wykrzyknął smutny Ron chodząc po salonie.
- Pomożemy jej! - poparł przyjaciela Harry.
- Nie słuchacie mnie! Ona o wszystko obwinia nas! To my spowodowaliśmy, że chciała się zabić! - krzyczała Ginevra.
Po tych słowach w pokoju zapanowała grobowa cisza.
- Nas? - zapytał nieśmiało Harry.
- Tak. Wiem, że to bolesne, ale jeśli chcemy jej dobra to powinniśmy dać jej żyć jak chce. - powiedziała pewnie Ginny.
- Kochamy ją, ale... - zaczął Potter.
- ... nie możemy jej zostawić. - dokończył Weasley.
- Musimy! - zawyrokowała rudowłosa. - Tylko tak jej pomożemy. Ona dokończy leczenie i wyjedzie, a my ułożymy sobie życie tutaj. - Ginny wtuliła się w ramiona Pottera.
- Bez Hermiony? - wyszeptał Ron.
- Tak, bez Hermiony. - potwierdziła panna Weasley zamykając w uścisku obu mężczyzn. Jej mina diametralnie się zmieniła. Na twarzy pojawił się ironiczny i tryumfujący uśmiech, który zastąpił teatralne łzy.

  • pomimo natłoku pracy udało mi się napisać parę słów; mam nadzieję, że każdy kto przeczyta również skomentuje, bo naprawdę wiele to dla mnie znaczy, szczególnie teraz, kiedy nie mam czasu na wszystko co sobie zaplanowałam i muszę wybierać pomiędzy rzeczami ważnymi i ważniejszymi... będę wiedziała, że czekacie i postaram się nie zawieść :)
          Katarzyna

3.04.2014

XI. Hipokrytka

- Hermiono, już po obiedzie! - krzyczała Pansy machając dłonią w kierunku szatynki, która jak codzień spędzała czas w sadzie w towarzystwie smoczycy. Parkinson trzymała się z dala ponieważ nie przypadły sobie z Elwirą do gustu. Zresztą... mało kto był tym szczęściarzem. W zasadzie tylko Draco i Hermiona.
- Dzięki Pans! - krzyknęła Hermiona przebiegając koło byłej Ślizgonki. Granger była już spóźniona na kolejną rozmowę terapeutyczną z Malfoy'em. Od miesiąca Hermiona miała tego typu dyskusje. Musiała przyznać, że na początku było ciężko dogadać się z blondynem. Z czasem jednak przyzwyczaiła się do panującego tu porządku. Malfoy był profesjonalistą, nigdy nie wspomniał o ich szkolnej przeszłości. Ogromnym zaskoczeniem były również relacje Hermiony i Pansy. Granger była zdystansowana jednak dopiero teraz zobaczyła, że istnieje inne życie niż te, na które była skazana do tej pory.
Kiedy szatynka wpadła do gabinetu dyrektora była rumiana na twarzy od biegu. W między czasie żuła kolejny kęs kanapki, która miała jej zastąpić przegapiony obiad. W myślach dziękowała Pansy, że pamiętała o tak przyziemnych sprawach jak jedzenie.
- Słonko, musimy przestać się tak spotykać, bo od tego pojawiają się plotki... - zauważyła Hermiona będąc dziś w wyraźnie dobrym humorze.
- Ktoś tu dzisiaj ma dobry dzień? - zapytał blondyn delikatnie się uśmiechając.
- Całkiem niezły... - odpowiedziała Hermiona spacerując przed regałem z książkami i wybierając kolejny egzemplarz na wieczór. - Co dziś robimy? - zapytała zaciekawiona zerkając na Malfoy'a znad otwartej książki.
- Właściwie mam dla ciebie informację... - powiedział Draco.
- Dobra, zamieniam się w słuch. - Hermiona zatrzasnęła egzemplarz, który wybrała i odłożyła na stolik. Po kilku pierwszych sesjach wiedziała, że blondyn ponad wszystko ceni sobie uwagę. Gdyby sama była psychologiem to wysunęłaby diagnozę jakoby nadrabiał brak uwagi w dzieciństwie. No, ale co ona tam wie... Skończyła tylko Hogwart, fakt, że z wyróżnieniem, ale nigdy nigdzie nie pracowała. Dopiero teraz zaczęła zastanawiać się jak mogła zmarnotrawić tyle życia na ciągłych zakupach i bankietach.
- Chyba nie bardzo mnie słuchasz właśnie... - uniósł jedną brew dyrektor.
- Zamyśliłam się... Teraz mów... - powiedziała prostując się i wlepiając wzrok w postać blondyna.
- Właściwie to dzisiaj mam niewiele do powiedzenia. Będziesz miała gościa. - wyjaśnił zdawkowo.
- Kogo? - Hermiona spojrzała na mężczyznę podejrzliwie.
- A jak myślisz?
- Harry i Ron? - zapytała z nadzieją. W odpowiedzi Draco pokręcił przecząco głową.
- W takim razie nie chcę nikogo widzieć. - powiedziała odważnie Granger.
Ciszę przerwało pukanie do drzwi i głos asystentki dyrektora:
- Panie Malfoy, panna Weasley już czeka.
- Nie mogę się z nią zobaczyć... - wypaliła Hermiona. - ...nie chcę... - powiedziała ciszej.
- Wpuścić gościa? - zapytała niepewnie asystentka spoglądając to na Hermionę, to na Draco.
- Tak, za pięć minut. - potwierdził blondyn i drzwi się zatrzasnęły.
- Dlaczego mi to robisz? Dlaczego mnie zaskoczyłeś? Nie mogłam się przygotować... - mówiła Hermiona, która zaczynała panikować.
- Granger! - powiedział ostro blondyn przeszywając szatynkę wzrokiem i widząc jak się spięła. - Będę tu cały czas...
- Nie mam jej nic do powiedzenia... - broniła się Hermiona.
- Oboje wiemy, że masz... a teraz się uspokój pokaż nam starą Granger... - uśmiechnął się wrednie blondyn. Po chwili kolejny raz skrzypnęły drzwi do gabinetu.
- Może usiądźmy. - zaproponował Malfoy obu paniom, które stały bez słowa przyglądając się sobie. Wyrazu twarzy panny Weasley nie powstydziłby się rodowity Ślizgon. Tuż po przekroczeniu progu rudowłosa z wyższością taksowała Hermionę wzrokiem. Szatynka miała niedbale związane włosy w koczek na czubku głowy. Ubrana była w czarne getry, szeroki szary sweter i czerwoną kurtkę. Zważywszy, że dopiero niedawno przybiegła z podwórka miała na sobie jeszcze kalosze i ciepły szalik, które chroniły ją przed jesienną, deszczową pogodą. Weasley była jej przeciwieństwem - wyprostowana, umalowana, w eleganckim czarnym płaszczu i wysokich szpilkach.
W konfrontacji obu kobiet wyczuć dało się napięcie i chłód.
- Witaj Hermiono. Jak się czujesz? - powiedziała sztucznie Ginny. - Dobrze wyglądasz. - dodała bez przekonania.
- Ty również. - odpowiedziała grzecznie Granger pomijając wcześniejsze pytanie. - Gdzie chłopcy? - Hermiona zapytała o jedyną kwestię, która ją interesowała.
- Ron ma wiele pracy przy otwarciu nowego sklepu, ostatnio dużo przebywa we Francji, a Harry szkoli nową grupę aurorów. - wyjaśniła spokojnie Weasley.
- Rozumiem... pozdrów ich ode mnie... - powiedziała Hermiona potulnym głosem. Jej spojrzenie napotkało ostry wzrok blondyna. - Tzn. nie mogli wygospodarować kilku minut? - zapytała jeszcze nieśmiało Hermiona.
- Przecież mówiłam, że nie. - westchnęła oburzona Ginny. - Źle się czują i obwiniają się o to co zrobiłaś. - powiedziała zgryźliwie rudowłosa.
- Och, ale to nie ich wina... - zmartwiła się Hermiona.
- Tłumaczyłam im to. Przekonywałam, że masz problemy natury psychologicznej, ale wiesz jaki jest Harry... - mówiła beztrosko Ginny.
- Ale ja nie jestem chora psychicznie... - uniosła się lekko szatynka.
- Ależ, nie oczywiście, że nie jesteś. - machnęła ręką Weasley.
- Przestań robić ze mnie wariatkę. - powiedziała twardo Hermiona i wstała z fotela, aby przejść się po pomieszczeniu.
- Jak możesz mi coś takiego zarzucać? - zachowanie szatynki zdziwiło Ginevrę.
- Nie pamiętasz, że to ty mnie tu zamknęłaś? - kontynuowała Granger. Kątem oka spojrzała na Malfoy'a, żeby sprawdzić jego reakcję. Dostrzegła jedynie poważny wyraz twarzy i .... ku wielkiemu zaskoczeniu kciuk skierowany w górę. Dostając nieme pozwolenie od dyrektora ośrodka nie wahała się już ani chwili. - Skoro uważasz mnie za wariatkę to tak się będę zachowywać.
- Co to ma znaczyć? Malfoy? Daj jej coś na uspokojenie. - zwróciła się do blondyna właściwym sobie rozkazującym tonem.
- Nie sądzę, żeby to było konieczne. Nie zwracajcie na mnie uwagi. - podniósł ręce w geście poddania się i wycofał się zatrzymując pod ścianą przy kominku.
- Masz mi coś do zarzucenia? - powiedziała prowokacyjnie Weasley.
- Hmmm... pomyślmy.... - udawała zamyślenie Hermiona. - Nawet wiele...
- Słucham... czym twoim zdaniem cię skrzywdziliśmy... - powiedziała beznamiętnie panna Weasley.
- Nie mieszaj w to chłopaków! - wykrzyknęła Hermiona.
- Zapominasz, że nie jesteśmy już w szkole. Oni nie są chłopcami i ich świat nie kręci się wokół ciebie. - warknęła rudowłosa.
- Nigdy tego od nich nie wymagałam. Są po prostu najlepszymi przyjaciółmi!
- Zawsze niewinna... - prychnęła Ginny.
- Hipokrytka! - krzyknęła zdenerwowana Granger. Malfoy dopingował swoją faworytkę w tym pojedynku. Dawał coraz więcej szans Hermionie, która zaczynała walczyć o swoje jak przystało na gryfońską lwicę.
- Jak śmiesz! - teraz już obie kobiety krzyczały stojąc naprzeciwko siebie.
- Do twojej wiadomości, to wszystko twoja wina!
- Myślisz, że mnie tym wzruszysz? - warknęła Weasley.
- Jakby to jeszcze było możliwe... - pokręciła głową Hermiona.
- Nie będę z nią rozmawiała. - Ginny zwróciła się do Malfoy'a. - Wychodzę. Następnym razem nie wzywaj mnie jeśli nie będzie poprawy.
- Do twojej wiadomości, nigdy nie czułam się lepiej! - zastąpiła drogę wychodzącej kobiecie Hermiona.
- Zejdź mi z drogi.
- Zejdę, ale wcześniej mnie posłuchasz. - powiedziała twardo szatynka. Ginevra widząc, że blondyn nie reaguje skrzyżowała ręce na piersi i czekała.
- Pośpiesz się, w przeciwieństwie do ciebie inni mają wiele roboty.
- Zanim, więc udasz się na kolejne przyjęcie niech do ciebie dotrze, że nienawidzę cię! - krzyknęła Hermiona prosto w twarz byłej już przyjaciółce. Ginny pozostawała niewzruszona. - Zniszczyłaś mi życie i to nie zamknięciem mnie tutaj. To był akurat efekt uboczny, który wyszedł mi na dobre. Możesz myśleć, że oszalałam, nic mnie to nie obchodzi. Ty mnie nie obchodzisz. Mam nadzieję nigdy więcej cie nie oglądać. I pamiętaj, że nie dopuszczę, żebyś zniszczyła Harry'ego.
- Zajmij się lepiej swoim chłopakiem. - oburzyła się Weasley.
- Nie dopuszczę do tego ślubu. - zagroziła Hermiona.
- Grozisz mi? - mina Weasley wyrażała bojowe zamiary.
- Ostrzegam... - wysyczała Hermiona.
- Ze mną nie wygrasz... - Weasley ścisnęła Hermionę za ramię. - Właściwie to już przegrałaś...
- W tym problem, że w nic nie gram...
- Dobrze, bo szybko stąd nie wyjdziesz. - zagroziła rudowłosa.
- Nie ufam ci do tego stopnia, że nie zapytałabym cię nawet o godzinę. - powiedziała słabym głosem Hermiona. Malfoy natychmiast odwrócił się w kierunku Granger, która zabrzmiała podejrzanie.
- Koniec widzenia. - powiedział blondyn robiąc pierwszy krok w ich kierunku.
- Chwileczkę! Teraz ja chcę coś powiedzieć!
- Powiedziałem koniec!
- Nigdy nie zobaczysz Londynu! Harry'ego, Rona.... nikogo! - zła Weasley potrząsała Hermioną, która z każdym słowem kobiety bladła, aż w końcu przymknęła oczy i bezwładnie wysunęła się z uścisku na podłogę.
- Weasley, wynocha! - wrzasnął blondyn podbiegając do nieprzytomnej kobiety.

  • nie mam wiele do powiedzenia pod tym rozdziałem, mogę jedynie zaprosić do czytania i komentowania; nie wiem czy będę w stanie utrzymać dawną częstotliwość dodawania rozdziałów, bo poszłam do pracy i muszę wziąć się na poważnie za pisanie mojej pracy dyplomowej; będę się starała, ale nic nie obiecuję, wszelkie informacje będą dostępne w ramce 'chat'; dziękuję za udział w sondzie, co prawda trwa jeszcze kilka dni, ale niekwestionowanym ulubieńcem i liderem jest Draco <3 br="">