27.08.2013

34. Nowe/stare znajomości

Wczesnym rankiem w jednej z sypialni na poddaszu londyńskiej kamienicy położonej w malowniczej okolicy ogromnego parku rozbrzmiał dźwięk przez wszystkich znienawidzonego budzika.
- Jeszcze tylko pięć minut.... - zamruczała szatynka wyłączając drażniący dźwięk i zapadając w błogi sen, który jak wiadomo jest najgłębszy wczesnym rankiem.

- Hermiono? - dało się dosłyszeć niepewny głos Harry'ego.
- Co jest Haaaaarry? - zapytała przeciągając się leniwie i ziewając Gryfonka.
- Nie chce cię martwić, ale chyba zaspaliśmy... - mówił niepewnie chłopak drapiąc się po głowie i robiąc na niej jeszcze większy bałagan.
- Co takiego?! - krzyknęła dziewczyna natychmiast podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Czego się drzesz? - zamruczała zaspana Ślizgona, którą obudził krzyk współlokatorki. - Potter? Kto pozwolił ci tu wejść? Odwróć się! - rozkazała - Jestem bez makijażu...
W tym czasie Hermiona chcąc uspokoić skołatane nerwy sprawdziła, która faktycznie jest godzina. Niestety Harry miał rację i nie pozostało im wiele czasu do odjazdu szkolnego autobusu.
- Dobra, z drogi Harry! - krzyknęła i wybiegła z pokoju.
- Chyba naprawdę strasznie wyglądasz nad ranem skoro nawet Hermiona uciekła. - zażartował Harry stojąc tyłem do wstającej Ślizgonki. - Jeśli nie chcesz się tak pokazać w szkole to radzę się pospieszyć. - dodał i wyszedł spokojnie z zamiarem obudzenia Nevilla.

- Hej, ludzie wstawać! - Hermiona dobijała się do drzwi sypialni Zabiniego i Malfoya.
- Co się dzieje? - drzwi otworzył zaspany brunet. - O to ty Hermiono...  uśmiechnął się na widok dziewczyny. - Normalnie bym cię uściskał, ale mam ochotę cię udusić. Dlaczego budzisz nas z tak błogiego snu?
- Wybacz, ale zaspaliśmy, jeśli zaraz nie będziemy gotowi to ucieknie nam autobus. - powiedziała Hermiona i pobiegła do łazienki.
- Kurde, kto tam jest? Wylaź! - krzyczała, bo do niedawna wolna łazienka okazała się być zamknięta na cztery spusty.
- Kto pierwszy ten lepszy... - usłyszała tylko drażniący głos współlokatorki.
- Niech ja ją tylko dorwę. - powtarzała wściekła Hermiona.
- Hermiono, wyluzuj... - dobiegło ją ziewanie ze strony Pottera. - Chodź, zjemy coś.
Po kilku minutach w mieszkaniu zaczął się istny armagedon. Kiedy do wszystkich dotarło, że są okropnie spóźnieni, a każda minuta jest na wagę złota dopiero można było zaobserwować prędkość światła w wykonaniu poszczególnych osób.
- Ktoś widział moją szczotkę? - przekrzykiwała tłum Hermiona.
- Myślę, że nic ci już nie pomoże Granger. - znalazł jeszcze czas na uszczypliwości Malfoy.
- Ktoś chce drugie śniadanie? - pytał nad wyraz  spokojny Harry.
- Harry, nie mam czasu.... - mówiła lekko złamana Gryfonka.
- Może ktoś wyciągnąć Greengrass z łazienki? - proponował Zabini. - Muszę za potrzebą..
- Znalazłem szczotkę. - zatryumfował Neville.
- To moja, to moja... - biegła do salonu Hermiona.
- Czy wyglądam wystarczająco mugolsko? - zastanawiał się Malfoy przeglądając się w wielkim lustrze w przedpokoju.
- Błagam Dafne, oddam ci moje złoto z Gringotta tylko wyjdź stamtąd nareszcie. - jęczał przyklejony do drzwi łazienki Zabini.
- Pospieszcie się, bo z tego piszą w prasie porannej to w mieście są korki z powodu jakiegoś wypadku. - mówił nadal spokojny Harry.
- Ty masz jeszcze czas na kawę, prasę i śniadanko? - zajrzał do kuchni Malfoy, który walczył z krawatem.
- W przeciwieństwie do ciebie nie układam włosów przez dwie godziny. - powiedział Potter nawet nie odwracając wzroku od gazety.
- Pewnie, dlatego tak wyglądasz. - prychnął Malfoy i walczył z krawatem w samotności.
- Nareszcie! - wrzasnął Zabini i wbiegł do łazienki potrącając dziewczynę, która opuściła pomieszczenie w stu procentach gotowa do wyjścia.
- Gotowi? Idziemy? - zapytała niewinnie Greengrass.
- Możemy iść, właściwie już powinniśmy być na ulicy. - zauważyła Hermiona spoglądając na zegarek.
- To biegiem. - zdecydował Zabini wypadając z łazienki odświeżony i zadowolony, kierując się prosto na zewnątrz. Za chłopakiem spokojnie wyszedł Harry, lekko poddenerwowany Longbottom, Greengrass przypiłowująca swoje długie paznokcie.
- Malfoy, czekaj. - zatrzymała Ślizgona Gryfonka. - Jedna uwaga.
- Co jest?
- To nie potrzebne. - uśmiechnęła się cwanie i szybkim ruchem zerwała z szyi chłopaka misternie zawiązany krawat.
- Hej, teraz mi to mówisz? Nie mogłaś dwadzieścia minut temu? - oburzył się chłopak zbiegając po schodach jako ostatni i tym samym zamykając ich korowód.
- Nie zauważyłam cię. - westchnęła zbiegając co kilka stopni.
- Nie zauważyłaś? Prawie się o mnie potknęłaś biegnąc po szczotkę, swoją drogą nie wygląda jakbyś ją znalazła. - dogryzł blondyn cały czas trzymając się tuż za Hermioną.
- Nie popadam w samouwielbienie jak ty. - machnęła ręką dziewczyna i już była na ulicy, gdzie czekała reszta.

Podróż minęła dość spokojnie. Oczywiście jako nowe osoby, młodzi czarodzieje wzbudzili nie małą sensację. Początki jednych były łatwe, innych trochę mniej.
- Rozdzielamy się, lekcje mamy w większości oddzielnie. - powiedziała Hermiona rozdając pozostałym plany zajęć. - Spotkamy się wieczorem. I nie zapomnijcie o pracy.
- Niby cały dzień mam tak biegać? - prychnął Malfoy. - Gdyby tak można było się teleportować. - zastanawiał się na głos. Jedna z przechodzących obok uczennic spojrzała się na niego zdezorientowana i natychmiast odeszła. - Chyba to słyszała... - wzruszył ramionami Malfoy i ignorując pozostałych odszedł do swojej klasy.
- Dupek. - oburzyła się Hermiona. - Dobra, to do zobaczenia i trzymam kciuki. - dodała otuchy pozostałym Gryfonka. Sama musiała przyznać, że była lekko poddenerwowana. Właściwie czuła się dokładnie tak samo jak wiele lat temu wraz z mamą przekraczała próg swojej pierwszej szkoły, gdy miała zacząć naukę w pierwszej klasie.
- Hermiono, wszystko dobrze? - zamyślona nie zauważyła, że pozostał przy niej Harry.
- Och, Harry... tak jasne...trochę się stresuję. - uśmiechnęła się niepewnie. - Nie wiem czy mnie polubią.
- Hej...skąd pomysł, że ktoś mógłby cię nie polubić? - chwycił w ramiona przyjaciółkę Harry i tłumaczył jej jak małemu dziecku, że nic złego ją nie spotka w budynku szkoły.
- W Hogwarcie Ron mówił co innego, pamiętasz? - zawahała się szatynka.
- To było dawno i sama wiesz, że się mylił. - tłumaczył Harry. - Głowa do góry! Pójdziesz tam i pokarzesz im na co cię stać.
- Może pokonam jakiego trolla? - zaśmiała się Hermiona.
- Hej, mam nadzieję, że ten przywilej pozostanie tylko nasz?
- Jasne, w razie czego dam znać. - przyjaciele uściskali się i ruszyli w swoich kierunkach.

- Jestem wykończony. - westchnął Draco opadając na ławkę, przy której siedziała Hermiona i w spokoju konsumowała lunch.
- Dlaczego tutaj usiadłeś? - zapytała Hermiona charakterystycznie unosząc brew.
- Zabini zbajerował już kilka mugolek, a Greengrass już znalazła sobie nowego chłopaka... - mówił od niechcenia dłubiąc widelcem w swoim posiłku, który nie wyglądał zbyt efektownie. - A gdzie reszta lwiątek?
- Harry ma omówić treningi, bo dostał się do szkolnej drużyny, a Neville zapisał się do jakiegoś kółka biologicznego. - wyjaśniła pokazując przyjaciół przy innych stolikach.
- Tylko ciebie nigdzie nie chcą? - ironizował blondyn.
- Nie starałam się o żadne dodatkowe zajęcia, chcę mieć więcej czasu dla siebie.
- Hermiona Granger nie chce spędzać w szkole każdej wolnej minuty. Świat stanął na głowie.
- Mam inne plany jak wykorzystać pobyt tutaj. - odparła tajemniczo Hermiona.
- Zapewne nie podzielisz się nimi?
- Jakbyś zgadł. - urwała rozmowę Hermiona i wróciła do czytania biuletynu informacyjnego tutejszej szkoły. Pomimo zapewnień, że nie chce się angażować w życie szkoły, wiedziała, że nie uda jej się tak zupełnie powstrzymać. W najbliższym czasie chciała zgłosić się na przesłuchania do najnowszej sztuki wystawianej tradycyjnie przed balem wiosennym.
- Jesteśmy na siebie skazani. - zawyrokował blondyn.
- Dlaczego niby?
- Nie satysfakcjonuje mnie towarzystwo tych napalonych mugolek, już wolę dręczyć ciebie.
- Dziękuję ci bardzo, ale chyba jednak nie skorzystam. - zdenerwowała się dziewczyna i szybko zebrała swoje rzeczy. W następnej chwili była już na korytarzu zmierzając do swojej szafki.
- Czyżbyś mnie olewała? - usłyszała za sobą głos blondyna.
- I znów zgadłeś. - prychnęła. - Skoro tak wszystko doskonale wiesz to pozwól mi nadal realizować moje olewanie ciebie. - dodała próbując wyminąć Ślizgona.
- Hej, nie tak szybko. Miałaś nam chyba zapewniać rozrywkę?
- Miałam wam pomagać. Nie wyglądasz na potrzebującego, także żegnam. - sprostowała Hermiona i próbowała odejść. Jednak blondyn szybko chwycił ją za ramię powstrzymując przed ucieczką.
- Nie tak szybko.
- Puszczaj.
- To ja zdecyduję, kiedy pozwolę ci odejść.
- Chyba wyraźnie powiedziała, żebyś ją zostawił. - nagle do obojga dotarł silny męski głos. Po tych słowach oboje odwrócili się w kierunki przybysza, a był to wysoki, pewny siebie chłopak, którego spojrzenie nie znosiło sprzeciwu. Hermionie wydawało się, że już go kiedyś widziała jednak nie potrafiła przypomnieć sobie, gdzie mogłoby mieć to miejsce.
- To nasze sprawy, nie wtrącaj się. - powiedział pewnie Draco puszczając jednak dziewczynę.
- Czy on ci się naprzykrza? - nieznajomy zwrócił się bezpośrednio do Hermiony.
- Nie, tzn. poradziłabym sobie, ale dziękuję. - uśmiechnęła się promiennie.
- Nie traktuje się tak kobiet. - przybysz zbliżył się do blondyna.
- Czego ty możesz mnie nauczyć?
- Jeśli nie weźmiesz do serca moich dobrych rad, to pokażę ci jak zbiera się zęby z korytarza. - powiedział powoli i wyraźnie chłopak.
- Grozisz mi? - oburzył się Malfoy. - Plugawy mugolu. - Malfoy zareagował impulsywnie wyciągając z kieszeni różdżkę. Ku zaskoczeniu Hermiony chłopak cofnął się nieznacznie jakby wiedział do czego może służyć magiczny patyk.
- Przepraszam, czy możesz mi pomóc odnaleźć wschodnie skrzydło? - zmieniła temat i zwróciła na siebie uwagę chłopaka Hermiona.
- Oczywiście, chodźmy od razu, bo za chwilę skończy się przerwa. - odpowiedział chłopak i oboje ruszyli korytarzem zostawiając zdenerwowanego Malfoya samego.

- Dziękuję, że mi pomogłeś. I przepraszam za kolegę. - powiedziała Hermiona.
- Nie ma za co. To jakiś dupek. Chyba jesteście nowi, bo wcześniej was tu nie widziałem? - zapytał.
- Przyjechaliśmy na wymianę międzyszkolną, ja i jeszcze kilka osób.
- Jest więcej takich jak wy? - zapytał niepewnie.
- Sześcioro, ale co masz na myśli mówiąc takich jak my? - przeraziła się delikatnie Hermiona.
- Przepraszam jeśli źle to zabrzmiało. Po prostu ten twój kolega...
- To nie jest mój kolega. Ale masz rację jest trochę dziwny, jakby żyje w swoim świecie. - dodała szeptem dziewczyna.
- Dotarliśmy. - zmienił temat chłopak.
- Och, to tutaj? Dziękuję ci bardzo.
- Nie ma za co... właściwie to jak masz na imię? - zapytał nieśmiało.
- Hermiona... a ty?
- Dudley....
- Dudley?.... - powtórzyła Hermiona zamyślona.
-Tak, coś nie tak? - dopytywał chłopak.
- Nie wszystko w porządku, po prostu kuzyn mojego przyjaciela... - zaczęła tłumaczyć się szatynka, jednak zaniechała wyjaśnień po chwili - ...zresztą nie ważne. Miło było cię poznać.
- Ciebie również. Do zobaczenia Hermiono.

Reszta dnia minęła Hermionie bez większych rewelacji. Kiedy opuszczała szkołę była cała w skowronkach z powodu dość udanego dnia dotychczas oraz zbliżającej się perspektywy spędzenia trochę czasu w gabinecie dentystycznym swoich rodziców. Za zorganizowanie tego rodzaju pracy była McGonagall wdzięczna z całego serca. Po lekcjach Hermiona miała jeszcze chwilkę, żeby zjeść szybki obiad i przebrać się w coś bardziej odpowiedniego do pracy. W końcu jej stanowisko sekretarki zobowiązywało do minimalnej biznesowej elegancji. W tym celu szatynka spięła swoje loki w eleganckiego aczkolwiek nie zbyt wyszukanego koka, założyła jeansy, marynarkę i wysokie obcasy.

Drogę do gabinetu młoda kobieta pokonała prawie biegnąc i to nie dlatego, że była spóźniona lecz z chęci zobaczenia w końcu swoich rodziców. Tuż przy kamienicy miała małe zderzenie z... całkiem przystojnym chłopakiem.
- Och, wybacz. Nie zauważyłem cię. - powiedział na swoje usprawiedliwienie i pomógł pozbierać się Hermionie z chodnika.
- Nic nie szkodzi, to też moja wina. Wybacz, ale się bardzo spieszę. - powiedziała dziewczyna i szybko odeszła, gdyż jej myśli zaprzątało jedynie rychłe spotkanie z rodzicami.

Po przekroczeniu progu gabinetu do jej nozdrzy dostał się doskonale jej znany od dzieciństwa zapach sterylnie czystych narzędzi, być może również strachu unoszącego się dookoła.
- Witam kochanie. Ty zapewne jesteś Hermiona. - przywitała się kobieta wychodząca z gabinetu. Hermionie oczy zaświeciły się radośnie.
- Tak to ja. Mam tutaj pracować. - powiedziała grzecznie.
- Świetnie. Ja jestem Monika. Natkniesz się zapewne nie raz na mojego męża Wendella. Mam nadzieję, że nie wprawi cię w zakłopotanie swoimi specyficznymi żartami.
- Jestem pewna, że będzie nam się doskonale współpracować.
- Rzadko można spotkać taki zapał do pracy u młodych osób. Ale nie będziemy cię za bardzo wykorzystywać.

Praca w gabinecie okazała się być przyjemniejsza i bardziej różnorodna niż mogła sobie wyobrażać. Prócz odbierania telefonów i umawiania pacjentów na wizyty zabawiała dzieci przybyłe do dentysty, ucinała sobie pogawędki z matką i ojcem, kręciła się w pobliżu podlewając krzewy. Tych kilka godzin pracy minęło Hermionie w zastraszającym tempie, nawet nie zauważyła, kiedy jej czas pracy dobiegł końca.
- Hermiono? - usłyszała głos mężczyzny.
- Tutaj jestem. - powiedziała głośno kończą układanie kart pacjentów przyjętych tego dnia.
- Jeszcze pracujesz? Odłóż to już i zmykaj do domu. W recepcji czeka na ciebie młody mężczyzna.
- Jeszcze kilka minut. - chciała skończyć pracę dziewczyna.
- Nie ma mowy. - powiedział stomatolog - Nie każ kawalerowi czekać.
- Już uciekam. - zaśmiała się Hermiona.
- To rozumiem. Jutro mi wszystko opowiesz. - zaśmiał się mężczyzna wychodząc z Hermioną z gabinetu. - A ty kawalerze zaopiekuj się naszą Hermioną.
- Oczywiście. - przytaknął Harry uśmiechając się do rozpromienionej przyjaciółki.

- Nawet nie pytam jak minął dzień, bo widać, że znakomicie. - powiedział Harry.
- Dokładnie tak. - Hermiona była cała w skowronkach.
- Mogę ci jedynie polepszyć humor. - zakomunikował Gryfon.
- Zamieniam się w słuch.
- Zorganizowałem ci oddzielną sypialnię. Nie musisz użerać się z Greengrass.
- Co? Jak? - pytała z niedowierzaniem Hermiona.
- Zorganizowałem różdżkę. - powiedział chytrze Potter.
- Harry....! Przecież jeśli McGonagall się dowie to wszyscy oberwiemy. - martwiła się dziewczyna.
- O ile się dowie. - poprawił przyjaciółkę Harry. - Nie martw się. Zobaczysz, że wszystko będzie okej.
- Sama nie wiem.
- Chcesz mieszkać z tą groupies Malfoya? - zapytał Harry.
- Jasne, że nie.
- No to załatwione. Idziemy przenieść twoje rzeczy.

W mieszkaniu Hermiona była wdzięczna Harry'emu za jego pomysłowość bardziej niż można byłoby przypuszczać. W dotychczas wspólnej sypialni dziewcząt przebywała Ślizgonka ze swoim chłopakiem. Wydawali się być sobą nad wyraz zajęci. Praktycznie nie zauważyli, że w pomieszczeniu pojawił się ktoś trzeci. Hermiona jak najszybciej zabrała swoje rzeczy i ulokowała je w nowym, magicznie wciśniętym pomiędzy drzwi dwóch innych sypialni pokoju.
- Harry masz jeszcze tę różdżkę? - zapytała niepewnie.
- Jasne. Coś nie tak?
- Nie wszystko w porządku. Tylko, tak sobie pomyślałam, że skoro już i tak łamiemy zasady to może dałoby się wcisnąć tu dyskretnie niewielką łazienkę? - zapytała przymilnie Hermiona.
- Nie ma sprawy. Ale wiesz, będziesz musiała poradzić sobie z tym sama, bo obiecałem odebrać Neville'a z pracy, rozumiesz, gubi się komunikacji miejskiej. - wyjaśnił Harry.
- Oczywiście, dam radę. - przytaknęła Hermiona na znak, że rozumie. - Potrzebuję tylko różdżki.
- Zostawiam ci ją i uciekam. Jakieś specjalne zamówienia? Po drodze zrobimy zakupy.
- Właściwie to niczego specjalnego nie potrzebuję.
- Rozumiem. Miłej zabawy. - uśmiechnął się chłopak i zamykając drzwi nowej sypialni przyjaciółki pozostawił ją samą z nieograniczonymi możliwościami.
- Dzięki Ron... - powiedziała jeszcze do siebie Gryfonka obracając w dłoniach różdżkę, którą poznałaby wszędzie.

  • nowy rozdział jest zgodnie z planem, wyrobiłam się z publikacją jeszcze przed północą; wyszedł mi niezbyt długi, ale to dlatego, że z komputerem dzieje mi się coś niedobrego i przez większość dnia nie byłam w stanie zasiąść do rozdziału, dopiero na wieczór coś się zmieniło; po komentarzach pod ostatnim rozdziałem widzę, że jednak ktoś jeszcze pozostał zainteresowany dalszą częścią historii; chciałabym zaznaczyć, że postać Dudley'a pojawiająca się w opowiadaniu w moich oczach wygląda zupełnie inaczej niż w kanonicznej wersji - w końcu każdy miał szansę na zmianę (link)
         Katarzyna

23.08.2013

33. Nowy dom

Sześcioro młodych czarodziejów wylądowało w centrum Londynu. Ciągnąc swoje walizki dotarli na mugolską część dworca King's Cross.
- I co niby teraz mamy robić? - zapytał zdenerwowany Malfoy siadając na swojej walizce i krzyżując ręce na piersi.
- Weźmiemy taksówkę i pojedziemy pod wskazany adres. - powiedziała niezrażona postawą Ślizgona Gryfonka z entuzjazmem ruszając w stronę wyjścia.
- Ależ oczywiście.. - przedrzeźniał wesoły ton dziewczyny blondyn.
- Idziemy. - poinstruował Harry i ruszył za przyjaciółką. Tuż za nim szli spokojnie Zabini i Neville, którzy przyglądali się wszystkiemu z zaciekawieniem. Korowód zamykała wyraźnie niezadowolona para Ślizgonów. Malfoy był zły na siebie, na Granger i na Zabiniego. Na siebie dlatego, że nie mógł rozgryźć zachowania Gryfonki. Na Granger za jej zachowanie, które zmieniało się z minuty na minutę pomimo jego starań. Na Zabiniego za jego podchody w kierunku dziewczyny, która była jego. Najgorsze było to, że chyba faktycznie Zabini zdobywał sympatię ślicznej Gryfonki. Na domiar złego zupełnie nie rozumiał dlaczego pozwolił tej Greengrass przylepić się do siebie.
Rozmyślania chłopaka przerwało nawoływanie od strony ulicy, gdzie dotarli już prawie wszyscy i pakowali swoje walizki do bagażnika jednej z dwóch zarezerwowanych taksówek.

- Będziemy musieli się podzielić. - poinformowała Hermiona, która zdecydowanie była głową operacji. - Ja do jednej, Harry, ty, do drugiej. - dodała podając przyjacielowi zwitek pergaminu z wypisanym adresem ich mieszkania.
- Spotkamy się na miejscu. - powiedziała Gryfonka. - Zaczekam na tę dwójkę. - westchnęła wskazując głową na zbliżającego się Malfoya i Greengrass.
- Może ja z nimi zostanę? - zaproponował Harry.
- Dziękuję Harry, ale poradzę sobie. - uśmiechnęła się brunetka i uściskała przyjaciela. - Do zobaczenia.

- Gdzie reszta? - zapytał blondyn, który w końcu dotarł na postój taksówek.
- Odjechali już. - rzuciła dziewczyna. - I tak nie zmieścilibyśmy się do jednego samochodu. Gdzie koleżanka? - dopytała Hermiona raczej z konieczności niż faktycznego zainteresowania.
- Idzie? - powiedział chłopak, szybkim ruchem wrzucił bagaże do auta i zajął wygodne miejsce na tylnym siedzeniu. Hermiona czekała jeszcze chwilkę na zbliżającą się Ślizgonkę, która opóźniała ich podróż. Dziewczyna pozostawiona sama sobie słabo radziła sobie z walizką. Hermiona zlitowała się nad nią i podchodząc do Ślizgonki wyciągnęła z walizki długą rączkę. Ślizgonka na ten drobny gest jedynie westchnęła z ulgą.

Kiedy wszyscy dotarli pod wskazany adres zaczęli spokojnie choć z ciekawością wspinać się po schodach prowadzących do ich lokum, które znajdowało się w starej aczkolwiek przytulnej londyńskiej kamienicy.
- To chyba tutaj. - zauważył Harry pierwszy docierając na ich piętro i stając przed ciemnobrązowymi drewnianymi drzwiami.
-To wchodźmy, na co czekamy. - powiedział entuzjastycznie Zabini i jako pierwszy wszedł do mieszkania. Reszta grupy podążyła tuż za nim. Mieszkanie jakie mieli zajmować przez najbliższy czas nie wyróżniało się spośród innych wcześniej odwiedzanych przez Hermionę. Z przytulnego, aczkolwiek w tym momencie nieco ciasnego z racji znajdującej się tam liczby osób, holu rozpościerał się dość obszerny salon. Wszyscy z zaciekawieniem poszli rozejrzeć się po pomieszczeniach zostawiając bagaże w pokoju dziennym, który połączony był również z częścią kuchenną. Hermiona musiała przyznać, że mieszkanie urządzone jest ładnie, przytulnie....
- Aaaaaaa! - nagle rozmyślania Gryfonki przerwane zostały przez głośny kobiecy krzyk.
- Co się dzieje? - do salonu wpadł Harry. - Nic ci nie jest? - zaniepokoił się przyjaciel.
- To nie ja krzyczałam, ale lepiej sprawdźmy co się stało. Nie chcę później tłumaczyć się McGonagall. - westchnęła Hermiona i ruszyła w stronę korytarza.
- Co się dzieje? - zapytał zaciekawiony Blaise wychodząc z jednego z czterech pomieszczeń.
- Sama chciałabym to wiedzieć... - wzruszyła ramionami Gryfonka i całą trójką udali się do pomieszczenia, z którego dochodził donośny szloch.
- Dafne, co jest? - zagadnął Zabini jednocześnie rozglądając się po niewielkiej fioletowej sypialni, w której stały dwa pojedyncze łóżka, niewielki stolik, dwa fotele w kwiaty. Na miękkim parapecie można było spokojnie spać, a okno wychodzące na park miejski było ogromne i wpuszczało wiele naturalnego światła.
- Mam mieszkać w tym....tym...czymś.... - chlipała i pociągała nosem Ślizgonka - iii.....
- Co i? - dopytywał Ślizgon, bo dziewczyna wyraźnie zaniemówiła.
- I to z nią! - wskazała palcem na Hermionę i wpadła w jeszcze większą rozpacz.
- Co? Czemu ze mną? - Hermiona też była lekko przerażona.
- No, tak jest napisane na tabliczkach. - zauważył Harry, pokazując tabliczkę na drzwiach sypialni, na której widniał napis: Hermiona i Dafne. - Podzielili nas na pary.
- Coś wymyślimy.... - mówiła Hermiona intensywnie się zastanawiając.
- Ciekawe co?! - oburzyła się Ślizgonka.
- Zamieszkaj z Draco. - zaśmiał się Zabini.
- Tak, tak! Genialny pomysł Blaise! - skakała z radości dziewczyna i pobiegła do blondyna, żeby ogłosić mu tą cudowną nowinę.
- Właściwie to żartowałem. - przyznał Zabini. - No, ale skoro tak się sprawy mają to witaj współlokatorko - roześmiał się Ślizgon rzucając się na jedno z kwiecistych łóżek.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł. - mówił Harry.
- Potter, to jest najgorszy pomysł jaki wpadł do tego pustego łba. - do rozmowy przyłączył się rozwścieczony blondyn, który właśnie wparował do pokoju.
- Draco, nie dramatyzuj, to dla świętego spokoju. - nie przejmował się reakcją przyjaciela Blaise.
- Waszego spokoju, nie mojego. Masz to odkręcić, bo inaczej będziesz spał na ulicy. - zagroził Draco.
- Dobra, dobra. Załatwię to. - westchnął Zabini i poczłapał niechętnie do pokoju obok, gdzie wesoło ćwierkała Greengrass rozpakowując swoje rzeczy.

- Niestety, ale nie chce się wynieść. - powiedział spokojnie Ślizgon wracając do pokoju Hermiony.
- Jak to nie chce? Nie ma, że nie chce. - rwał już sobie prawie włosy z głowy blondyn.
- Powiedziała, że tylko w ten sposób wytrzyma te spartańskie warunki. Chyba rekompensuje sobie jedną łazienkę twoim towarzystwem. - wyznał Zabini.
- Stary, ty mnie w to wpakowałeś, więc zabieraj graty i ciesz się z nowej koleżanki. - powiedział stanowczo blondyn.
- Co? Draco, nie... nie zrobisz mi tego? - prosił błagalnie Zabini.
- Nie mam żadnych oporów. Ty nie miałeś.
- Błagam. Zresztą ona nie zechce mieszkać ze mną. - ucieszył się Zabini.
- Hej. Ludzie! Ogarnijcie się. Przyszedł list od McGonagall. - powiedział stanowczo przechodzący Neville.
- Właśnie, Neville ma rację. Chodźmy zobaczyć co chciała McGonagall. - zdecydowała Hermiona i wszyscy udali się do salonu gdzie zajęli miejsca dookoła niewielkiego stołu, który spełniał funkcję ich jadalni.
- Co pisze? - zapytał Blaise.
- Mamy ewentualne listy do Hogwartu przesyłać przez sieć Fiuu, hmm.... od jutra szkoła.... - czytała najważniejsze informacje Hermiona - mamy zrobić zakupy.... podzielić się obowiązkami... no, i zegar. Masz go Harry? - zwróciła się do przyjaciela.
- Jasne.
- Mamy go zawiesić w kuchni. Będziemy mieli siebie na oku dzięki niemu. No i mamy telefony. - mówiła spokojnie Hermiona.
- Mówisz o tym? - zapytał Malfoy wyjmując z kieszeni swój egzemplarz.
- Dokładnie tak. Zawsze możemy do siebie zadzwonić.
- Zadzwo...co? Jak to działa? - oglądał urządzenie z każdej strony Ślizgon.
- Właśnie tak. - powiedziała Hermiona i szybko wycisnęła kombinację cyfr na swoim urządzeniu. Po chwili komórka znajdująca się w ręku Ślizgona zaczęła wydawać z siebie dźwięk. Zaskoczony chłopak podskoczył z miejsca i rzucił urządzenie przed siebie.
- Nie gryzie. - zaśmiał się Harry łapiąc lecący aparat.
- Kiedy ktoś do was zadzwoni wasz telefon da o tym znać dźwiękiem. Wtedy wciskacie zieloną słuchawkę. - tłumaczyła cierpliwie szatynka. - Spróbujmy jeszcze raz.
- Malfoy, łap. - powiedział Harry i rzucił mu komórkę, którą blondyn zręcznie złapał, jak rasowy szukający.
Po chwili w pomieszczeniu znów rozległ się ten sam dźwięk i tym razem reakcja blondyna była mniej gwałtowna. Odszukał wskazany przez Granger przycisk z zieloną słuchawką i wcisną go. Widząc, że Hermiona przykłada swój telefon do ucha sam również zrobił to samo.
- I jak Malfoy? - usłyszał głos Gryfonki nie tylko w kuchni, ale również w słuchawce.
- Słychać cię tutaj. - powiedział zaskoczony Ślizgon.
- I tak to właśnie działa. Będziemy mogli ze sobą rozmawiać i pisać do siebie wiadomości gdziekolwiek będziemy. To znacznie szybsze niż sowy. - wyjaśniła Hermiona.
Całe popołudnie minęło im na nauce obsługi telefonów oraz różnych innych urządzeń elektrycznych. W międzyczasie wszyscy rozpakowali się w przeznaczonych do tego pokojach. Jak się okazało ich kłótnie były bezpodstawne ponieważ McGonagall zadbała, aby każdy zmuszony był przez magię do sypiania w przeznaczonym mu odgórnie pomieszczeniu. Nie obyło się bez histerii Ślizgonki lecz z upływem czasu i ona musiała pogodzić się z zaistniałą sytuacją.

- Hermiono, mogę? - do pokoju dziewczyny zajrzał Harry.
- Jasne, wchodź. - zaprosiła go do środka odkładając jeden z ich nowych mugolskich podręczników.
- Jesteś sama? - upewnił się.
- Na szczęście tak. Niech teraz pomęczy Malfoya. - westchnęła dziewczyna.
- Masz jej dość. - zauważył Potter.
- Tak Harry. Myślałam, że jakoś uda nam się dogadać, ale ciężko jest. Spójrz co tutaj się dzieje. - wskazała na przeciwną stronę pokoju, gdzie wszędzie leżały rzeczy Ślizgonki. Właściwie były wszędzie.
- Jak ona zdołała przywieść tu to wszystko? - zastanawiał się Harry.
- Podstępem powiększyła sobie walizkę. I podobno to jeszcze nie wszystko. - westchnęła Gryfonka.
- Spokojnie, coś wymyślę. - pocieszył Hermionę Harry przytulając ją. Sam był przerażony obsesją Ślizgonki na punkcie Malfoya, bowiem wszędzie porozstawiane były jego przeróżne zdjęcia. Na ten widok Gryfon wzdrygnął się nieznacznie i przysiągł sobie, że zabierze stąd Hermionę. Miał na nią uważać, a wiedział, że w towarzystwie jakiegokolwiek Ślizgona nie będzie bezpieczna.

Kiedy Hermiona usnęła Harry skradając się bardzo cicho wymknął się z mieszkania. Jeszcze dziś chciał załatwić ważną sprawę dzięki, której Hermiona będzie bezpieczna, a i im wszystkim będzie żyło się wygodniej i spokojniej.

W środku nocy Hermiona obudziła się i zauważyła, że nadal jest w ubraniu, które miała na sobie ostatniego dnia. Wiedziała, że zapewne usnęła przy Harrym, a ten po cichu okrył ją kocem i wyszedł. Postanowiła się jednak przebrać w piżamę i wciąć kąpiel. Cała ta przeprowadzka bardzo ją wymęczyła, a następny dzień zapewne też będzie pełen wrażeń. Hermiona zebrała potrzebne rzeczy i ruszyła do łazienki. Przed drzwiami jednak okazało się, że ktoś wpadł na podobny pomysł co Gryfonka. Po dłuższym dobijaniu się do drzwi Hermiona doszła jednak do wniosku, że Greengrass nie ma zamiaru ani odrobinę się pospieszyć. Zrezygnowana poszła do kuchni, żeby czegoś się napić.
- Granger? Nie śpisz? - zapytał znajdujący się w kuchni blondyn.
- Chciałam skorzystać z łazienki. - wskazała na ręcznik i kosmetyczkę.
- Nie masz szans. To zajmie dobrą godzinę, co najmniej. - zauważył Malfoy.
- Ech.... - westchnęła Hermiona i już chciała odejść.
- Zaczekaj - zatrzymał dziewczynę blondyn. - Może napijesz się soku?
- Yyy.... właściwie to chętnie. - powiedziała niepewnie Hermiona odkładając akcesoria łazienkowe i przyjmując szklankę soku pomarańczowego od blondyna. - Dlaczego nie śpisz?
- Nie mogłem usnąć. - przyznał - Wiesz, może przejdziemy się? Poznamy okolicę. - zaproponował Malfoy.
- O tej porze? - zapytała zaskoczona dziewczyna.
- Nic nie stoi na przeszkodzie. Oboje nie śpimy, do łazienki tak szybko się nie dostaniesz...
- Co na to twoja dziewczyna? - zapytała Hermiona.
- Dafne nie jest moją dziewczyną. Przyczepiła się do mnie, ale nie wiem na co ona liczy. Nie jest w moim typie. - wyjaśnił chłopak.
- A kto jest? - dopytywała się Granger.
- Jak pójdziemy do tego parku, to ci powiem. - odpowiedział tajemniczo Ślizgon.
- W takim razie ruszajmy.

- Nie boisz się wychodzić sama po zmroku, bez różdżki? - pytał Malfoy, kiedy przechadzali się po pobliskim parku.
- Jestem z tobą. - zauważyła dziewczyna.
- Tak, Malfoy bez różdżki, wśród mugoli. Pewnik bezpieczeństwa. - przekomarzał się chłopak.
- Czy właśnie przyznałeś, że jesteś bezbronny? - zaśmiała się dziewczyna.
- Zawsze mogę użyć siły fizycznej. - zauważył Malfoy.
- Biłbyś się w mojej obronie?
- W obronie naszej grupy, owszem. Siedzimy w tym razem i razem musimy wrócić do Hogwartu. Nie uśmiecha mi się wizyta u ojca. - wyjaśnił powoli maszerując.
- Zaskakujesz mnie, wiesz? - przyznała szczerze Hermiona zatrzymując się. -  Pozytywnie.
- O to jakaś odmiana. Myślałaś, że tylko Zabini chce się zaprzyjaźnić?
- Nie sądziłam....ale, zaczekaj, skąd wiesz, że Blaise chce się przyjaźnić ze mną? - chciała wyjaśnień Hermiona.
- Chciałbym, żebyś na niego uważała. - powiedział poważnie blondyn.
- Ale dlaczego, nie wydaje mi się, żeby jego intencje były złe.
- Są. On chce tylko jednego. - powiedział chłopak chwytając Hermionę za ramiona i patrząc jej prosto w oczy.
- Nigdy nawet o tym nie wspomniał. Nie oceniaj ludzi po sobie.
- Znam go i wiem co planuje.
- A co ty planujesz? Lub może planowałeś, bo już dostałeś to jedno czego chciałeś. - wyrwała mu się Hermiona.
- Co ty wygadujesz? To było nieplanowane jak... jak... - próbował znaleźć odpowiednie porównanie Malfoy.
- Jak co? - niecierpliwiła się Hermiona.
- Jak to!. - powiedział Draco i jednym krokiem pokonał odległość dzielącą go od Gryfonki. W jednej chwili, nie czekając na jej reakcję wbił się w jej usta i wykorzystując zaskoczenie dziewczyny obdarzał ją coraz śmielszymi i zachłannymi pocałunkami.

- Malfoy, co ty... - próbowała wziąć oddech Hermiona. - co ty robisz?
- Całuję cię. - powiedział szczerze.
- To widzę, ale dlaczego?
- Nie wiem. Nie wiem dlaczego zrobiłem to za pierwszym razem, nie wiem dlaczego doszło do tego w Malfoy Manor. Tak się po prostu dzieje i czy musimy drążyć dlaczego? - dopytywał Draco.
- Ale....
- Jesteś w moim typie. - wypalił nagle blondyn.
- Co? - Hermionie brakowało słów.
- Chciałaś wiedzieć kto jest w moim typie, więc ci mówię.
- Żartujesz sobie ze mnie. - kręciła przecząco głową szatynka.
- Nie sypiam z kimś kto mi się nie podoba. - powiedział pewnie.
- Ciszej. - szeptała Hermiona zakrywając mu usta ręką. - Jeszcze ktoś usłyszy.
- Uspokój się. Jesteśmy sami.
- Do czego zmierzasz? - postawiła sprawę jasno Gryfonka.
- Będziemy się przyjaźnić. - powiedział pewnie Malfoy.
- Już postanowiłeś widzę. Do tego trzeba się trochę postarać, pójść na jakieś kompromisy, służyć pomocą. Bierz przykład z Blaise'a, on.... - tłumaczyła Granger.
- I znów ten Zabini tak? - wściekł się Malfoy. - Jaki to on jest cudowny, normalnie ideał, wzór przyjaciela...
- Nie zapominaj, że sam się z nim przyjaźnisz.
- Tak, i dlatego go znam. Lepiej niż myślisz. Nie wierz mu. On cię oszukuje. - próbował przekonać dziewczynę.
- Dlaczego miałabym wierzyć tobie, a nie jemu? - wpatrywała się w niego z oczekiwaniem Hermiona.
- Bo ja.... - zaczął spuszczając wzrok.
- Spójrz na mnie i powiedz.
- Nie mogę, ale wierz mi. - powiedział błagalnie.
- Od kiedy zależy ci na moim dobrze?
- ...
- No właśnie. Tak myślałam. Wiele słów bez pokrycia. Pozwól, że sama będę dobierała sobie przyjaciół. - postawiła sprawę jasno Hermiona i odeszła w stronę domu.
- Kretyn! - warczał zły na siebie Ślizgon. - Od zawsze ci zależy, od zawsze...

- Hermiono, nareszcie jesteś. Gdzie byłaś? - już w progu spotkał Hermionę Harry.
- Chciałam się przejść. Idę wziąć kąpiel. - powiedziała wymijająco dziewczyna i zniknęła za drzwiami. Po chwili do mieszkania wszedł również Malfoy.
- A ty co tu robisz? - zapytał blondyn zaskoczony widokiem Pottera.
- Mógłbym ciebie zapytać o to samo. Byłeś z Hermioną?
- Niech cię to nie obchodzi. - chciał wyminąć Pottera Malfoy jednak Gryfon skutecznie mu to uniemożliwił.
- Wiedz, że obchodzi i masz się od niej odczepić. Daj jej spokój. - zagroził Gryfon.
- Sama może o sobie decydować.
- Nie jeśli są to złe decyzje.
- Zajmij się lepiej Zabinim, a ze mnie zejdź. - wyszarpnął się brunetowi Ślizgon i zatrzasnął za sobą drzwi sypialni zostawiając Pottera z jeszcze większym mętlikiem w głowie.

  • długo przeze mnie obiecywany rozdział w końcu się pojawił; nie wiem czy jest zadowalający, ale taki wyszedł, chyba przez ten czas mojej nieobecności wyszłam trochę z wprawy, ale postaram się wrócić do normy sprzed wakacji; chciałabym się odnieść do ostatnich komentarzy, zgadzam się z nimi w 100%, wiem, że zawiodłam czytelników, rozumiem rozgoryczenie; jest mi przykro, że być może straciłam bezpowrotnie zaufanie i zainteresowanie, niektórych osób,a le jest to tylko i wyłącznie moja wina; bloga prowadzę, bo chcę, bo lubię, nie chcę go zawieszać, mam nadzieję, że zrozumiałe jest także to, że przed blogiem jest wiele innych rzeczy, które są ważniejsze; podziwiam osoby, które potrafią wszystko zaplanować i wiernie się tego trzymać, ja jestem osobą raczej działającą spontanicznie, wiele w moim życiu się ostatnio dzieje i to nie koniecznie przyjemnych rzeczy, blog był przez pewien czas ostatnią rzeczą, o której mogłabym myśleć; skoro mam tak niepoukładane życie to nie wiem czy będę w stanie podać właściwie termin kolejnego rozdziału, mam nadzieję, że ukaże się już wkrótce ponieważ pomysłów mam wiele; dziękuję wszystkim, którzy zostawili komentarze pod ostatnim postem stawiające mnie na nogi, wiem zawiniłam, przepraszam, jeśli ktoś jeszcze ma ochotę czytać opowiadanie to zapraszam; na koniec dodam, że nie sądziłam, że komuś może tak bardzo zależeć na moich wypocinach, to miłe i tym bardziej dla mnie dołujące, że wcześniej tego nie doceniłam;
         Katarzyna