Młoda czarownica doczytała do końca artykuł, dopiła czarną kawę i szybkim krokiem ruszyła w kierunku kominka. Za chwilę miała rozpocząć się rozprawa Pansy, więc nie mogła się spóźnić. I tak niewiele spała tej nocy. Stres spowodowany ślubem i rozprawą skumulował się w jeden wielki niepokój.
Hermiona wzięła głęboki wdech, wygładziła i tak idealnie dopasowaną spódnicę i zniknęła w płomieniach, aby za chwilę postawić stopę w korytarzu Ministerstwa Magii.
Pomimo, że było jeszcze bardzo wcześnie to na korytarzu można było dosłyszeć podniesione głosy. Z daleka Hermiona rozpoznała Harry'ego, Draco oraz Ginny. Nie zdziwiło ją to, że prowadzą oni zawziętą kłótnię. Dzisiejszy dzień był dla szatynki wyjątkowo ciężki, a dopiero się rozpoczął. Zwolniła więc lekko, aby nie musieć uczestniczyć w zbędnych dyskusjach. Za chwilę wszystko zostanie i tak powiedziane przed sądem. Serce łomotało jej jak oszalałe, więc przystanęła na chwilę opierając się dłonią o chłodne ściany. Długi i ciemny korytarz zawsze powodował u niej nieprzyjemne dreszcze. W końcu musiała ruszyć, bo została dostrzeżona przez Malfoy.a, który przyglądał jej się uważnie. Zostawił kłócącą się parę przed wejściem i ruszył w kierunku byłej Gryfonki.
- Wszystko w porządku? - zapytał lustrując ją uważnie.
- Tak, po prostu nie chcę uczestniczyć w kolejnej kłótni. - wyjaśniła Hermiona.
- Blado wyglądasz... - zmartwił się blondyn odgarniając pojedynczy kosmyk włosów, który błąkał się po twarzy kobiety.
- Nie mogłam spać. - przyznała Granger.
- Musisz o siebie dbać. - powiedział Draco tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Chodźmy już. Skończymy to, a wtedy w końcu odpocznę. - Hermiona wzięła blondyna pod rękę i wraz ze wszystkimi weszli do sali, aby stanąć przed radą Wizengamotu.
Sala była pełna ludzi, którzy siedzieli w wielu rzędach tworzących swego rodzaju półokrągłą trybunę. Na samym środku, na surowym, drewnianym krześle siedziała przypięta pasami oskarżona. Hermiona w pierwszej chwili była pewna, że masywne krzesło jest puste. Dopiero, kiedy jej wzrok przyzwyczaił się do panującego półmroku zauważyła małą postać zwiniętą na siedzeniu. Tłuste i przyklejone do twarzy włosy uwydatniały jak bardzo jej przyjaciółka schudła przez ten czas. Kątem oka widziała jak Draco napina wszystkie mięśnie ze wściekłości, a Harry powstrzymuje się ostatkiem sił, aby nie podbiec do niej i nie uwolnić jej z łańcuchów. Sama otarła jedną niezauważalną łzę i zajęła miejsce dla świadków.
- Obrady Najwyższej Rady Wizengamotu odbędą się w sprawie Pansy Parkinson ukrywającej się śmierciożerczyni. Zebraliśmy się w zmniejszonym gronie ze względu na bezpośredni udział w sprawie, niektórych członków rady. Harry Potter, Hermiona Granger oraz Ronald Weasley zrzekli się orderu na czas trwania rozprawy, aby móc zeznawać. - zakomunikował sam minister, Kingsley Shacklebolt.
Hermiona wymieniła znaczące spojrzenia z Harry'm. Oboje byli zaskoczeni udziałem w rozprawie Rona. Wszyscy byli nieco zaniepokojeni tym co może powiedzieć rudzielec.
- Oskarżyciel Ginevra Weasley przedstawi zarzuty. - oddał głos przewodniczący rady czarodziejów.
- Mówiłam, że ze mną się nie zdziera... - zarechotała Weasley wychodząc z sali tuż za Hermioną, Harry'm i Draco. Właśnie rozpoczęła się przerwa w obradach. Hermiona przystanęła na chwilę odwracając się energicznie w kierunku rozmówczyni. - Zawsze taka wygadana, a teraz nie masz nic do powiedzenia? Dlaczego milczysz?
- Dobieram słowa. - powiedziała groźnie Hermiona robiąc krok do przodu.
- Jakie? - nie kryła rozbawienia Ginny.
- Cenzuralne. - wysyczała Granger.
- Och, oczywiście. Wielka Hermiona Granger, przyjaciółka Pottera, wzór cnót, a zadaje się z przestępcami.
- Właśnie próbuję się od nich uwolnić.
- Nie porównuj mnie do śmierciożerców. - rudowłosa chwyciła Hermionę za łokieć.
- Jesteś od nich sto razy gorsza. Oni walczyli przeciwko swoim wrogom, a ty niszczysz własnych przyjaciół.
- Nie mam sobie nic do zarzucenia... - prychnęła Ginny. - To dzięki mnie jakoś udało się wam zaistnieć i zachować w towarzystwie.
- Nikt cię o to nie prosił. - Hermiona z pogardą zmierzyła wzrokiem drugą kobietę. - To ty się wciskałaś na salony, każdą możliwą szparą.
- Jakoś nie przypominam sobie, żebym choć raz nie mogła wejść frontowymi drzwiami. - podniosła wysoko głowę Weasley.
- Tak... - westchnęła Hermiona. - Pamiętaj, że ze szmaty jedwabiu nie zrobisz. - ucięła krótko Granger. Oburzona i czerwona na twarzy była narzeczona Pottera wróciła do sali, aby tam zaczekać do końca przerwy.
- Widocznie niepotrzebnie robiliśmy tę przerwę. Jak widać Ronald Weasley nie pojawił się do tej pory. - zawyrokował minister przeglądając dokumenty i porozumiewawczo spoglądając po twarzach sędziów.
- Wysoki Sądzie... - odezwała się nieśmiało Pansy. - Zaczekajmy jeszcze chwilę, on na pewno się pojawi. Kingsley wymownie spojrzał na Harry'ego, a ten jedynie przytaknął. - Dobrze, zaczekamy jeszcze chwilę.
Słowa Pansy zaskoczyły wszystkich. Hermiona widziała, że również Ginny straciła sporo ze swojej pewności siebie. Do tej pory Hermiona była pewna, że to ona namówiła Rona, aby zeznawał na jej korzyść, a teraz? Co Ron miał wspólnego z Pansy?
Rozmyślania wszystkich przerwało przeciągłe skrzypienie ogromnych i ciężkich wrót, przez które wkroczył zasapany Weasley.
- Przepraszam za spóźnienie, ale miałem jeszcze jedno ważne spotkanie. W zasadzie mam kilka kluczowych informacji w tej sprawie. - mówił rzeczowo Ron nie patrząc na nikogo.
- Słuchamy więc. - zachęcił minister.
- Nie podlega dyskusji fakt, iż Pansy Parkinson pochodzi z rodziny śmierciożerców i na tej podstawie została pierwotnie skazana. Jej uchylanie się od odbycia kary trwało bardzo długo. Początkowo może miała ona problemy natury emocjonalnej, któż nie miał ich po wojnie. Jednak ostatnimi czasy była widywana poza ośrodkiem zamkniętym i robiła to na wyraźne polecenie i za zgodą dyrektora tego ośrodka Draco Malfoy'a.
- Rozumiem, że potwierdza pan wcześniejszą wersję swojej siostry, Ginevry Weasley? - upewnił się Shacklebolt.
- Tak. - kiedy padło decydujące słowo Hermiona ukryła twarz w dłoniach. Nie chciała patrzeć jak jej były narzeczony pogrąża jej przyjaciółkę. Czuła ostre ukłucie w okolicach serca, czy to złe przeczucie? - Chciałbym jednak przedstawić dokumenty, które uniemożliwiają aresztowanie Pansy Parkinson. - tym razem serce Hermiony prawie się zatrzymało, a ta natychmiast wlepiła swój wzrok w plecach Rona.
- Mógłbym je zobaczyć? - zainteresował się sędzia. Po chwili ciszy, kiedy naradzano się nad plikiem pergaminów na sali znów rozbrzmiał głos przewodniczącego rady. - Z dokumentów wynika, że Pansy Parkinson nie może odbywać kary więzienia ze względu na swój stan zdrowia. Kara zostaje zamieniona na bezterminowy okres resocjalizacji, podczas którego będzie ona pod stałym nadzorem Ministerstwa Magii.
- Co to ma znaczyć?! - oburzyła się Ginny. - To znowu jakaś zagrywka? Tym razem wciągnęliście w to mojego brata?
- Tak się składa, że panna Parkinson spodziewa się dziecka... - uśmiechnął się delikatnie Kingsley i spojrzał wymownie na Harry'ego. Ten natychmiast zerwał się z miejsca i próbował uwolnić Pansy z krępujących ją kajdan. - Pan Potter, ma rację. Usunąć zabezpieczenia krępujące więźnia. - po tych słowach wszystkie więzy zniknęły, a Harry klęcząc przytulał Pansy i jej płaski jeszcze brzuch.
- Przecież to może być oszustwo. Takie badania można łatwo podrobić. Chyba nie zamierzacie wypuszczać przestępcy?!!! - miotała się Ginny.
- Ależ oczywiście, że nie zamierzamy. - westchnął minister. Jedno machnięcie różdżką i łańcuchy, które jeszcze przed chwilą krępowały Pansy zdobiły teraz nadgarstki Ginny. - Na mocy nadanej mi przez społeczność czarodziejów oskarżam Ginevrę Weasley o sfałszowanie dokumentów medycznych, które miały świadczyć o jej stanie błogosławionym. Oskarżam ją również o użycie zaklęcia niewybaczalnego na osobie Ronalda Weasley'a oraz użycie zakazanej i czarnomagicznej klątwy na osobie Harry'ego Pottera.
- Proszę mnie nie rozśmieszać. To jakieś kłamstwa! - Ginny krzyczała próbując pozbyć się kajdan.
- Wszystko mamy potwierdzone w dokumentacji. - Kingsley podniósł w górę pergaminy dostarczone przez Rona. - Prawdziwa karta medyczna, zeznania poszkodowane Ronalda Weasley'a oraz sprawozdanie z przesłuchania Luny Lovegood, która zeznawała w Biurze Aurorów pod wpływem Veritaserum. - wymieniał kolejno minister.
- Och, Ron... - Draco stał na uboczu i przyglądał się jak Hermiona rzuca się w ramiona Weasley'a. Sam musiał przyznać, że miał u niego dług wdzięczności, ale nie podobało mu się w jaki sposób jego ukochana patrzy na swojego przyjaciela.
- Dzięki stary. Gdyby nie ty.... - mówił Potter obejmując wciąż Pansy, której oddał swoją marynarkę.
- Należało w końcu wyjaśnić wszystko.
- Tak, ale to jednak twoja siostra. - przyznał Harry, a Hermiona mu zawtórowała.
- Rozmawiałem z matką... bardzo to przeżyła, ale lepiej, że dowiedziała się wcześniej. - poinformował Ron.
- Ron to było cudowne. Nareszcie sprzeciwiłeś się Ginny. - Hermiona ciągle ściskała go za rękę.
- Jeśli ty mogłaś.... to i ja... zawsze mnie inspirowałaś... - uśmiechnął się do niej szczerze rudzielec.
Dopiero teraz Hermiona zdała sobie sprawę, że została już sama z Ronem. Harry zabrał Pansy w bezpieczne miejsce, a Draco.... zupełnie nie zwracała na niego uwagi. Jej radość skumulowała się na Weasley'u.
- Przepraszam Ron, ale muszę już iść. - wykręciła się Hermiona i rzuciła się biegiem do wyjścia.
- Spotkamy się? - dosłyszała jedynie w oddali głos byłego Gryfona.
Hermiona natychmiast wpadła do kominka i przeniosła się do apartamentu Harry'ego. Nie myliła się i zastała tam dwójkę swoich przyjaciół. Niestety nie było z nimi Malfoy'a.
- Draco z wami nie wrócił? - zdziwiła się Hermiona.
- Odszedł jeszcze przed nami... - zauważył Harry. - Kiedy dziękowałaś Ronowi...
- Och... - zdezorientowanie Granger było widoczne na jej twarzy. Pansy wymownie spojrzała na Harry'ego, a ten wycofał się z pomieszczenia zostawiając dwie ukochane kobiety w samotności.
- Hermiono zdajesz sobie sprawę, że Draco obdarzył się uczuciem? - zapytała niepewnie Pansy. Nie wiedziała czy ich znajomość podczas jej nieobecności rozwinęła się, w którymś kierunku.
- Tak Pans, wiem...i ja... ja też chyba go kocham... - wahała się szatynka.
- Chyba? - zdziwiła się Pansy.
- Draco jest cudowny. Pomógł mi, wiem, że nie miał ze mną łatwo... byliśmy uprzedzeni, ale... jednocześnie tacy podobni do siebie. Zakochałam się w nim po uszy. - zaśmiała się Granger. - Jak nastolatka. On jest bogaty, przystojny i czystokrwisty przede wszystkim....
- Ale wiesz, że to ostatnie się już dla niego nie liczy? - wtrąciła się Pansy.
- Z drugiej strony Ron. Zawsze go kochałam, miłością szczerą i najczystszą. Najpierw jako przyjaciela, potem mężczyznę mojego życia. Zranił mnie boleśnie, ale też nieświadomie. Chciałam odejść, żeby nie cierpiał, jednocześnie sama złamałam sobie serce oddając pierścionek. Ale... jeśli przyjęłabym go ponownie to nie wyobrażam sobie życia bez Draco. To on pokazał mi jak się żyje, pokazał mi prawdziwą mnie. Tą denerwującą kujonkę z Hogwartu, a nie zastraszoną członkinię arystokracji....
- Chyba sama słyszysz jak przewrotnie to brzmi? Ron i arystokracja, Draco i kujonka? - uśmiechnęła się Parkinson chwytając Hermionę za lodowate dłonie.
- Czy można kochać dwie osoby jednocześnie? - zapytała drżącym głosem była Gryfonka.
- Pamiętaj, że gdybyś naprawdę kochała tę pierwszą osobę to nikt inny by się nie pojawił. - powiedziała szczerze brunetka.
*** zakończenie 1. ***
Hermiona wychodząc z domu Pottera chciała udać się do kliniki. Miała nadzieję, że tam właśnie zastanie Draco. Rozmowa z Pansy dała jej do myślenia. Kochała Rona, nie podlegało to dyskusji. Jednak... była to miłość powtórnie przyjacielska. To z Draco chciała spędzić swoje życie, to jego pragnęła jak żadnego mężczyzny wcześniej. Niestety jej próby teleportacji nie powiodły się.
- Coś jest nie tak? - mówiła do siebie szatynka. Dopiero teraz kiedy cała adrenalina opadła, zaczęła odczuwać ogromne zmęczenie. Chciała usiąść, odpocząć... Dłonie jej drżały... a z nieba docierało do niej przyjemne ciepło roztapiając śnieg pod jej stopami. Hermiona zebrała wszystkie swoje siły i przeniosła się w najbliższe znane jej magiczne miejsce. Pierwsze, które zafascynowało ją, kiedy miała jedenaście lat.
Szatynka powitała widok ulicy Pokątnej z wielką ulgą. Jej wyczerpanie sprawiło, że na chwilę zachwiała się na nogach i musiała przytrzymać się pobliskiego budynku. O tej porze było tu spokojnie, gwar towarzyszący szkolnym zakupom zarezerwowany był na porę letnią. Hermiona niespiesznie dotarła do pobliskiej ławki. Zanim na niej usiadła zgarnęła cienką warstwę mokrego śniegu.
Słonko pomimo swojej intensywności chyliło się ku zachodowi, a Hermiona przyglądając się mu wiedząc, że ten dzień nareszcie wprowadził spokój w życie jej przyjaciół. Czy to znaczyło, że nie będzie miała nawet chwili, aby nacieszyć się ich szczęściem? Potrzymać w objęciach ukochane dziecko Harry'ego i Pansy? Powiedzieć Draco co do niego czuje?
- Hermiono?! - Draco podbiegł do szatynki.
- Draco... - ucieszyła się kobieta. - Muszę ci coś powiedzieć. To będzie samolubne. Nie chcę zostawiać cię z poczuciem pustki.... ale...
- Wiem... - Draco był bardzo opanowany. Usiadł koło młodej czarownicy i objął ją ramieniem.
- Kocham cię... - blondyn natychmiast złożył na ustach Hermiony czuły pocałunek. - Poczekasz ze mną na zachód?
- Nie mam zamiaru nigdzie się stąd ruszać. - zapewnił ściskając ją za dłoń.
Oboje siedzieli na mokrej ławce wpatrując się w krwiścieczerwoną tarczę. Draco poczuł mocny uścisk Hermiony, która chwyciła go za dłoń.
- Znów nie wzięłaś rękawiczek... - powiedział cicho patrząc prosto przed siebie. Czuł, że Hermiona uśmiecha się delikatnie, a jej głowa opiera się o jego ramię. Kiedy mała i zimna dłoń szatynki bezwładnie wypadła z jego uścisku Draco Malfoy pozwolił sobie na jedyną samotną łzę.
*** zakończenie 2. ***
Blondyn w samotności świętował ich wspólne zwycięstwo. Zamknął się w swoim gabinecie i rozmyślał. Jak długo mógł wmawiać sobie, że kobieta taka jak Hermiona zostawi dla niego miłość swojego życia i odwiecznego przyjaciela. Widział jej oddanie w spojrzeniu... Musiał jednak z nią porozmawiać. Nie mógł dłużej ukrywać jej przed światem. Nie mógł na siłę zatrzymać jej przy sobie. Z konkretnymi postanowieniami teleportował się do mieszkania Pottera.
Jego pojawienie się zaskoczyło rozmawiające ze sobą dwie najważniejsze dla niego kobiety.
- Draco! - Hermiona natychmiast wstała, żeby uściskać blondyna.
- Musimy porozmawiać. - powiedział poważnie Malfoy.
- To ja was zostawię. - zaproponowała Pansy.
- Nie Pans. Zawołaj jeszcze Pottera. - zdecydował były Ślizgon.
- O co chodzi? - zaniepokoiła się Hermiona.
- Prawdopodobnie mnie znienawidzisz, ale dzisiejszy dzień kończy wszystkie sprawy, więc i ja chciałbym coś wyjaśnić.
- Po takim wstępie, aż nie mógłbym wyjść. - zaśmiał się Potter. Nic nie mogło popsuć mu humoru, kiedy trzymał w ramionach ukochaną i ich dziecko.
- Kocham cię. - wypalił blondyn przyciągając do siebie szatynkę i zachłannie ją całując.
- Tego akurat mogliśmy się domyślać. - westchnął zawiedziony brunet.
- Wiesz jakie mam marzenie? Chciałbym wracać do domu i nie wyciągać kluczy z kieszeni. Chciałbym po prostu zapukać do drzwi i żeby ktoś mi otworzył.... żeby ktoś czekał... - blondyn usiadł na kanapie chowając twarz w dłoniach.
- Bardzo chciałabym spełnić twoje marzenie, tak jak ty spełniłeś moje... ale wiesz, że nie mam wiele czasu... - mówiła Hermiona klęcząc przed mężczyzną.
- Kłamałem... przez cały czas pozwoliłem ci wierzyć, że umrzesz.... a teraz mam patrzeć jak ty umawiasz się z innym facetem, zakochasz się i wyjdziesz za niego za mąż! A ja będę umierał po trochu każdego dnia...
- Draco... - Hermiona próbowała przerwać jego monolog.
- Najlepsza z kobiet jakie w życiu spotkałem, a ja spieprzyłem sprawę. Zasługuję na klęskę, zasługuję na samotną śmierć w domu wariatów.
- Draco! - tym razem Granger krzyknęła.
- Nie wierzę, że to mówię, ale nie opuszczaj go... - powiedział spokojnie Harry. Hermiona spojrzała na radosnego przyjaciela obejmującego Pansy, na brunetkę, która przytaknęła porozumiewawczo.
- Opuścić?! - była Gryfonka głęboko się nad czymś zamyśliła.
Draco wstał i zachowując resztki godności chciał opuścić mieszkanie, kiedy był już przy drzwiach Hermiona znów się odezwała:
- Zamierzam za niego wyjść!
Draco Malfoy odwrócił się zszokowany. W mgnieniu oka pokonał dzielącą ich odległość i zamknął w swoich ramionach. Po chwili w salonie przyszłej rodziny Potterów zapadła cisza poprzedzona głośnym odgłosem teleportacji.
- i to by było na tyle! tak jak obiecałam napisałam dwa zakończenia, do samego końca wahałam się czy warto bawić się w coś takiego, ale w końcu uległam; sami oceńcie!!! liczę, że docenicie nie tylko ten ostatni wpis, ale także moją pracę włożoną w całe to opowiadanie i napiszecie o tym w komentarzu; ostatnio zaniedbałam bloga, traciłam chęci... motywowały mnie wasze wpisy, chociaż i ich było coraz mniej.... historia dobiegła końca; mam zamiar pojawić się z nowym opowiadaniem, jednak zanim to nastąpi robię sobie przerwę, nie wiem ile będzie trwała... ale chcę pozbierać myśli, pożegnać się mentalnie z tym opowiadaniem, z którym związana byłam emocjonalnie.... na razie planuję kilka miniaturek - tak żebyście o mnie nie zapomnieli :) wkrótce planuję zmianę wyglądu bloga, szablon już gotowy, dostosowany do nowej historii, kreowanie bohaterów już trwa w mojej głowie :) pozdrawiam