21.10.2014

Epilog!

Aromat porannej kawy umilał Hermionie lekturę Proroka Codziennego. Szatynka siedząc przy kuchennym stole kończyła śniadanie gotowa do wyjścia. Tak jak wszyscy podejrzewali skandaliczne zachowanie na weselu Pottera nie uszło uwadze prasy. Soczyste plotki i jeszcze barwniejsze domysły zajmowały pierwszą stronę gazety. Hermiona doskonale zdawała sobie sprawę, że głównym źródłem informacji była sama zainteresowana - Ginevra Weasley, która zrobiła z siebie ofiarę, porzuconą pannę młodą oskarżając jednocześnie Harry'ego o zdradę z ukrywającą się śmierciożerczynią.
Młoda czarownica doczytała do końca artykuł, dopiła czarną kawę i szybkim krokiem ruszyła w kierunku kominka. Za chwilę miała rozpocząć się rozprawa Pansy, więc nie mogła się spóźnić. I tak niewiele spała tej nocy. Stres spowodowany ślubem i rozprawą skumulował się w jeden wielki niepokój.
Hermiona wzięła głęboki wdech, wygładziła i tak idealnie dopasowaną spódnicę i zniknęła w płomieniach, aby za chwilę postawić stopę w korytarzu Ministerstwa Magii.

Pomimo, że było jeszcze bardzo wcześnie to na korytarzu można było dosłyszeć podniesione głosy. Z daleka Hermiona rozpoznała Harry'ego, Draco oraz Ginny. Nie zdziwiło ją to, że prowadzą oni zawziętą kłótnię. Dzisiejszy dzień był dla szatynki wyjątkowo ciężki, a dopiero się rozpoczął. Zwolniła więc lekko, aby nie musieć uczestniczyć w zbędnych dyskusjach. Za chwilę wszystko zostanie i tak powiedziane przed sądem. Serce łomotało jej jak oszalałe, więc przystanęła na chwilę opierając się dłonią o chłodne ściany. Długi i ciemny korytarz zawsze powodował u niej nieprzyjemne dreszcze. W końcu musiała ruszyć, bo została dostrzeżona przez Malfoy.a, który przyglądał jej się uważnie. Zostawił kłócącą się parę przed wejściem i ruszył w kierunku byłej Gryfonki.
- Wszystko w porządku? - zapytał lustrując ją uważnie.
- Tak, po prostu nie chcę uczestniczyć w kolejnej kłótni. - wyjaśniła Hermiona.
- Blado wyglądasz... - zmartwił się blondyn odgarniając pojedynczy kosmyk włosów, który błąkał się po twarzy kobiety.
- Nie mogłam spać. - przyznała Granger.
- Musisz o siebie dbać. - powiedział Draco tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Chodźmy już. Skończymy to, a wtedy w końcu odpocznę. - Hermiona wzięła blondyna pod rękę i wraz ze wszystkimi weszli do sali, aby stanąć przed radą Wizengamotu.

Sala była pełna ludzi, którzy siedzieli w wielu rzędach tworzących swego rodzaju półokrągłą trybunę. Na samym środku, na surowym, drewnianym krześle siedziała przypięta pasami oskarżona. Hermiona w pierwszej chwili była pewna, że masywne krzesło jest puste. Dopiero, kiedy jej wzrok przyzwyczaił się do panującego półmroku zauważyła małą postać zwiniętą na siedzeniu. Tłuste i przyklejone do twarzy włosy uwydatniały jak bardzo jej przyjaciółka schudła przez ten czas. Kątem oka widziała jak Draco napina wszystkie mięśnie ze wściekłości, a Harry powstrzymuje się ostatkiem sił, aby nie podbiec do niej i nie uwolnić jej z łańcuchów. Sama otarła jedną niezauważalną łzę i zajęła miejsce dla świadków.
- Obrady Najwyższej Rady Wizengamotu odbędą się w sprawie Pansy Parkinson ukrywającej się śmierciożerczyni. Zebraliśmy się w zmniejszonym gronie ze względu na bezpośredni udział w sprawie, niektórych członków rady. Harry Potter, Hermiona Granger oraz Ronald Weasley zrzekli się orderu na czas trwania rozprawy, aby móc zeznawać. - zakomunikował sam minister, Kingsley Shacklebolt.
Hermiona wymieniła znaczące spojrzenia z Harry'm. Oboje byli zaskoczeni udziałem w rozprawie Rona. Wszyscy byli nieco zaniepokojeni tym co może powiedzieć rudzielec.
- Oskarżyciel Ginevra Weasley przedstawi zarzuty. - oddał głos przewodniczący rady czarodziejów.

- Mówiłam, że ze mną się nie zdziera... - zarechotała Weasley wychodząc z sali tuż za Hermioną, Harry'm i Draco. Właśnie rozpoczęła się przerwa w obradach. Hermiona przystanęła na chwilę odwracając się energicznie w kierunku rozmówczyni. - Zawsze taka wygadana, a teraz nie masz nic do powiedzenia? Dlaczego milczysz?
- Dobieram słowa. - powiedziała groźnie Hermiona robiąc krok do przodu.
- Jakie? - nie kryła rozbawienia Ginny.
- Cenzuralne. - wysyczała Granger.
- Och, oczywiście. Wielka Hermiona Granger, przyjaciółka Pottera, wzór cnót, a zadaje się z przestępcami.
- Właśnie próbuję się od nich uwolnić.
- Nie porównuj mnie do śmierciożerców. - rudowłosa chwyciła Hermionę za łokieć.
- Jesteś od nich sto razy gorsza. Oni walczyli przeciwko swoim wrogom, a ty niszczysz własnych przyjaciół.
- Nie mam sobie nic do zarzucenia... - prychnęła Ginny. - To dzięki mnie jakoś udało się wam zaistnieć i zachować w towarzystwie.
- Nikt cię o to nie prosił. - Hermiona z pogardą zmierzyła wzrokiem drugą kobietę. - To ty się wciskałaś na salony, każdą możliwą szparą.
- Jakoś nie przypominam sobie, żebym choć raz nie mogła wejść frontowymi drzwiami. - podniosła wysoko głowę Weasley.
- Tak... - westchnęła Hermiona. - Pamiętaj, że ze szmaty jedwabiu nie zrobisz. - ucięła krótko Granger. Oburzona i czerwona na twarzy była narzeczona Pottera wróciła do sali, aby tam zaczekać do końca przerwy.

- Widocznie niepotrzebnie robiliśmy tę przerwę. Jak widać Ronald Weasley nie pojawił się do tej pory. - zawyrokował minister przeglądając dokumenty i porozumiewawczo spoglądając po twarzach sędziów.
- Wysoki Sądzie... - odezwała się nieśmiało Pansy. - Zaczekajmy jeszcze chwilę, on na pewno się pojawi. Kingsley wymownie spojrzał na Harry'ego, a ten jedynie przytaknął. - Dobrze, zaczekamy jeszcze chwilę.
Słowa Pansy zaskoczyły wszystkich. Hermiona widziała, że również Ginny straciła sporo ze swojej pewności siebie. Do tej pory Hermiona była pewna, że to ona namówiła Rona, aby zeznawał na jej korzyść, a teraz? Co Ron miał wspólnego z Pansy?
Rozmyślania wszystkich przerwało przeciągłe skrzypienie ogromnych i ciężkich wrót, przez które wkroczył zasapany Weasley.
- Przepraszam za spóźnienie, ale miałem jeszcze jedno ważne spotkanie. W zasadzie mam kilka kluczowych informacji w tej sprawie. - mówił rzeczowo Ron nie patrząc na nikogo.
- Słuchamy więc. - zachęcił minister.
- Nie podlega dyskusji fakt, iż Pansy Parkinson pochodzi z rodziny śmierciożerców i na tej podstawie została pierwotnie skazana. Jej uchylanie się od odbycia kary trwało bardzo długo. Początkowo może miała ona problemy natury emocjonalnej, któż nie miał ich po wojnie. Jednak ostatnimi czasy była widywana poza ośrodkiem zamkniętym i robiła to na wyraźne polecenie i za zgodą dyrektora tego ośrodka Draco Malfoy'a.
- Rozumiem, że potwierdza pan wcześniejszą wersję swojej siostry, Ginevry Weasley? - upewnił się Shacklebolt.
- Tak. - kiedy padło decydujące słowo Hermiona ukryła twarz w dłoniach. Nie chciała patrzeć jak jej były narzeczony pogrąża jej przyjaciółkę. Czuła ostre ukłucie w okolicach serca, czy to złe przeczucie? - Chciałbym jednak przedstawić dokumenty, które uniemożliwiają aresztowanie Pansy Parkinson. - tym razem serce Hermiony prawie się zatrzymało, a ta natychmiast wlepiła swój wzrok w plecach Rona.
- Mógłbym je zobaczyć? - zainteresował się sędzia. Po chwili ciszy, kiedy naradzano się nad plikiem pergaminów na sali znów rozbrzmiał głos przewodniczącego rady. - Z dokumentów wynika, że Pansy Parkinson nie może odbywać kary więzienia ze względu na swój stan zdrowia. Kara zostaje zamieniona na bezterminowy okres resocjalizacji, podczas którego będzie ona pod stałym nadzorem Ministerstwa Magii.
- Co to ma znaczyć?! - oburzyła się Ginny. - To znowu jakaś zagrywka? Tym razem wciągnęliście w to mojego brata?
- Tak się składa, że panna Parkinson spodziewa się dziecka... - uśmiechnął się delikatnie Kingsley i spojrzał wymownie na Harry'ego. Ten natychmiast zerwał się z miejsca i próbował uwolnić Pansy z krępujących ją kajdan. - Pan Potter, ma rację. Usunąć zabezpieczenia krępujące więźnia. - po tych słowach wszystkie więzy zniknęły, a Harry klęcząc przytulał Pansy i jej płaski jeszcze brzuch.
- Przecież to może być oszustwo. Takie badania można łatwo podrobić. Chyba nie zamierzacie wypuszczać przestępcy?!!! - miotała się Ginny.
- Ależ oczywiście, że nie zamierzamy. - westchnął minister. Jedno machnięcie różdżką i łańcuchy, które jeszcze przed chwilą krępowały Pansy zdobiły teraz nadgarstki Ginny. - Na mocy nadanej mi przez społeczność czarodziejów oskarżam Ginevrę Weasley o sfałszowanie dokumentów medycznych, które miały świadczyć o jej stanie błogosławionym. Oskarżam ją również o użycie zaklęcia niewybaczalnego na osobie Ronalda Weasley'a oraz użycie zakazanej i czarnomagicznej klątwy na osobie Harry'ego Pottera.
- Proszę mnie nie rozśmieszać. To jakieś kłamstwa! - Ginny krzyczała próbując pozbyć się kajdan.
- Wszystko mamy potwierdzone w dokumentacji. - Kingsley podniósł w górę pergaminy dostarczone przez Rona. - Prawdziwa karta medyczna, zeznania poszkodowane Ronalda Weasley'a oraz sprawozdanie z przesłuchania Luny Lovegood, która zeznawała w Biurze Aurorów pod wpływem Veritaserum. - wymieniał kolejno minister.

- Och, Ron... - Draco stał na uboczu i przyglądał się jak Hermiona rzuca się w ramiona Weasley'a. Sam musiał przyznać, że miał u niego dług wdzięczności, ale nie podobało mu się w jaki sposób jego ukochana patrzy na swojego przyjaciela.
- Dzięki stary. Gdyby nie ty.... - mówił Potter obejmując wciąż Pansy, której oddał swoją marynarkę.
- Należało w końcu wyjaśnić wszystko.
- Tak, ale to jednak twoja siostra. - przyznał Harry, a Hermiona mu zawtórowała.
- Rozmawiałem  z matką... bardzo to przeżyła, ale lepiej, że dowiedziała się wcześniej. - poinformował Ron.
- Ron to było cudowne. Nareszcie sprzeciwiłeś się Ginny. - Hermiona ciągle ściskała go za rękę.
- Jeśli ty mogłaś.... to i ja... zawsze mnie inspirowałaś... - uśmiechnął się do niej szczerze rudzielec.
Dopiero teraz Hermiona zdała sobie sprawę, że została już sama z Ronem. Harry zabrał Pansy w bezpieczne miejsce, a Draco.... zupełnie nie zwracała na niego uwagi. Jej radość skumulowała się na Weasley'u.
- Przepraszam Ron, ale muszę już iść. - wykręciła się Hermiona i rzuciła się biegiem do wyjścia.
- Spotkamy się? - dosłyszała jedynie w oddali głos byłego Gryfona.

Hermiona natychmiast wpadła do kominka i przeniosła się do apartamentu Harry'ego. Nie myliła się i zastała tam dwójkę swoich przyjaciół. Niestety nie było z nimi Malfoy'a.
- Draco z wami nie wrócił? - zdziwiła się Hermiona.
- Odszedł jeszcze przed nami... - zauważył Harry. - Kiedy dziękowałaś Ronowi...
- Och... - zdezorientowanie Granger było widoczne na jej twarzy. Pansy wymownie spojrzała na Harry'ego, a ten wycofał się z pomieszczenia zostawiając dwie ukochane kobiety w samotności.
- Hermiono zdajesz sobie sprawę, że Draco obdarzył się uczuciem? - zapytała niepewnie Pansy. Nie wiedziała czy ich znajomość podczas jej nieobecności rozwinęła się, w którymś kierunku.
- Tak Pans, wiem...i ja... ja też chyba go kocham... - wahała się szatynka.
- Chyba? - zdziwiła się Pansy.
- Draco jest cudowny. Pomógł mi, wiem, że nie miał ze mną łatwo... byliśmy uprzedzeni, ale... jednocześnie tacy podobni do siebie. Zakochałam się w nim po uszy. - zaśmiała się Granger. - Jak nastolatka. On jest bogaty, przystojny i czystokrwisty przede wszystkim....
- Ale wiesz, że to ostatnie się już dla niego nie liczy? - wtrąciła się Pansy.
- Z drugiej strony Ron. Zawsze go kochałam, miłością szczerą i najczystszą. Najpierw jako przyjaciela, potem mężczyznę mojego życia. Zranił mnie boleśnie, ale też nieświadomie. Chciałam odejść, żeby nie cierpiał, jednocześnie sama złamałam sobie serce oddając pierścionek. Ale... jeśli przyjęłabym go ponownie to nie wyobrażam sobie życia bez Draco. To on pokazał mi jak się żyje, pokazał mi prawdziwą mnie. Tą denerwującą kujonkę z Hogwartu, a nie zastraszoną członkinię arystokracji....
- Chyba sama słyszysz jak przewrotnie to brzmi? Ron i arystokracja, Draco i kujonka? - uśmiechnęła się Parkinson chwytając Hermionę za lodowate dłonie.
- Czy można kochać dwie osoby jednocześnie? - zapytała drżącym głosem była Gryfonka.
- Pamiętaj, że gdybyś naprawdę kochała tę pierwszą osobę to nikt inny by się nie pojawił. - powiedziała szczerze brunetka.


*** zakończenie 1. ***

Hermiona wychodząc z domu Pottera chciała udać się do kliniki. Miała nadzieję, że tam właśnie zastanie Draco. Rozmowa z Pansy dała jej do myślenia. Kochała Rona, nie podlegało to dyskusji. Jednak... była to miłość powtórnie przyjacielska. To z Draco chciała spędzić swoje życie, to jego pragnęła jak żadnego mężczyzny wcześniej. Niestety jej próby teleportacji nie powiodły się. 
- Coś jest nie tak? - mówiła do siebie szatynka. Dopiero teraz kiedy cała adrenalina opadła, zaczęła odczuwać ogromne zmęczenie. Chciała usiąść, odpocząć... Dłonie jej drżały... a z nieba docierało do niej przyjemne ciepło roztapiając śnieg pod jej stopami. Hermiona zebrała wszystkie swoje siły i przeniosła się w najbliższe znane jej magiczne miejsce. Pierwsze, które zafascynowało ją, kiedy miała jedenaście lat. 
Szatynka powitała widok ulicy Pokątnej z wielką ulgą. Jej wyczerpanie sprawiło, że na chwilę zachwiała się na nogach i musiała przytrzymać się pobliskiego budynku. O tej porze było tu spokojnie, gwar towarzyszący szkolnym zakupom zarezerwowany był na porę letnią. Hermiona niespiesznie dotarła do pobliskiej ławki. Zanim na niej usiadła zgarnęła cienką warstwę mokrego śniegu. 
Słonko pomimo swojej intensywności chyliło się ku zachodowi, a Hermiona przyglądając się mu wiedząc, że ten dzień nareszcie wprowadził spokój w życie jej przyjaciół. Czy to znaczyło, że nie będzie miała nawet chwili, aby nacieszyć się ich szczęściem? Potrzymać w objęciach ukochane dziecko Harry'ego i Pansy? Powiedzieć Draco co do niego czuje? 
- Hermiono?! - Draco podbiegł do szatynki.
- Draco... - ucieszyła się kobieta. - Muszę ci coś powiedzieć. To będzie samolubne. Nie chcę zostawiać cię z poczuciem pustki.... ale...
- Wiem... - Draco był bardzo opanowany. Usiadł koło młodej czarownicy i objął ją ramieniem. 
- Kocham cię... - blondyn natychmiast złożył na ustach Hermiony czuły pocałunek. - Poczekasz ze mną na zachód?
- Nie mam zamiaru nigdzie się stąd ruszać. - zapewnił ściskając ją za dłoń. 
Oboje siedzieli na mokrej ławce wpatrując się w krwiścieczerwoną tarczę. Draco poczuł mocny uścisk Hermiony, która chwyciła go za dłoń. 
- Znów nie wzięłaś rękawiczek... - powiedział cicho patrząc prosto przed siebie. Czuł, że Hermiona uśmiecha się delikatnie, a jej głowa opiera się o jego ramię. Kiedy mała i zimna dłoń szatynki bezwładnie wypadła z jego uścisku Draco Malfoy pozwolił sobie na jedyną samotną łzę. 


*** zakończenie 2. ***

Blondyn w samotności świętował ich wspólne zwycięstwo. Zamknął się w swoim gabinecie i rozmyślał. Jak długo mógł wmawiać sobie, że kobieta taka jak Hermiona zostawi dla niego miłość swojego życia i odwiecznego przyjaciela. Widział jej oddanie w spojrzeniu... Musiał jednak z nią porozmawiać. Nie mógł dłużej ukrywać jej przed światem. Nie mógł na siłę zatrzymać jej przy sobie. Z konkretnymi postanowieniami teleportował się do mieszkania Pottera.
Jego pojawienie się zaskoczyło rozmawiające ze sobą dwie najważniejsze dla niego kobiety. 
- Draco! - Hermiona natychmiast wstała, żeby uściskać blondyna.
- Musimy porozmawiać. - powiedział poważnie Malfoy.
- To ja was zostawię. - zaproponowała Pansy.
- Nie Pans. Zawołaj jeszcze Pottera. - zdecydował były Ślizgon.
- O co chodzi? - zaniepokoiła się Hermiona.
- Prawdopodobnie mnie znienawidzisz, ale dzisiejszy dzień kończy wszystkie sprawy, więc i ja chciałbym coś wyjaśnić. 
- Po takim wstępie, aż nie mógłbym wyjść. - zaśmiał się Potter. Nic nie mogło popsuć mu humoru, kiedy trzymał w ramionach ukochaną i ich dziecko.
- Kocham cię. - wypalił blondyn przyciągając do siebie szatynkę i zachłannie ją całując.
- Tego akurat mogliśmy się domyślać. - westchnął zawiedziony brunet.
- Wiesz jakie mam marzenie? Chciałbym wracać do domu i nie wyciągać kluczy z kieszeni. Chciałbym po prostu zapukać do drzwi i żeby ktoś mi otworzył.... żeby ktoś czekał... - blondyn usiadł na kanapie chowając twarz w dłoniach.
- Bardzo chciałabym spełnić twoje marzenie, tak jak ty spełniłeś moje... ale wiesz, że nie mam wiele czasu... - mówiła Hermiona klęcząc przed mężczyzną.
- Kłamałem... przez cały czas pozwoliłem ci wierzyć, że umrzesz.... a teraz mam patrzeć jak ty umawiasz się z innym facetem, zakochasz się i wyjdziesz za niego za mąż! A ja będę umierał po trochu każdego dnia... 
- Draco... - Hermiona próbowała przerwać jego monolog.
- Najlepsza z kobiet jakie w życiu spotkałem, a ja spieprzyłem sprawę. Zasługuję na klęskę, zasługuję na samotną śmierć w domu wariatów.
- Draco! - tym razem Granger krzyknęła.
- Nie wierzę, że to mówię, ale nie opuszczaj go... - powiedział spokojnie Harry. Hermiona spojrzała na radosnego przyjaciela obejmującego Pansy, na brunetkę, która przytaknęła porozumiewawczo. 
- Opuścić?! - była Gryfonka głęboko się nad czymś zamyśliła.
Draco wstał i zachowując resztki godności chciał opuścić mieszkanie, kiedy był już przy drzwiach Hermiona znów się odezwała:
- Zamierzam za niego wyjść!
Draco Malfoy odwrócił się zszokowany. W mgnieniu oka pokonał dzielącą ich odległość i zamknął w swoich ramionach. Po chwili w salonie przyszłej rodziny Potterów zapadła cisza poprzedzona głośnym odgłosem teleportacji.


  • i to by było na tyle! tak jak obiecałam napisałam dwa zakończenia, do samego końca wahałam się czy warto bawić się w coś takiego, ale w końcu uległam; sami oceńcie!!! liczę, że docenicie nie tylko ten ostatni wpis, ale także moją pracę włożoną w całe to opowiadanie i napiszecie o tym w komentarzu; ostatnio zaniedbałam bloga, traciłam chęci... motywowały mnie wasze wpisy, chociaż i ich było coraz mniej.... historia dobiegła końca; mam zamiar pojawić się z nowym opowiadaniem, jednak zanim to nastąpi robię sobie przerwę, nie wiem ile będzie trwała... ale chcę pozbierać myśli, pożegnać się mentalnie z tym opowiadaniem, z którym związana byłam emocjonalnie.... na razie planuję kilka miniaturek - tak żebyście o mnie nie zapomnieli :) wkrótce planuję zmianę wyglądu bloga, szablon już gotowy, dostosowany do nowej historii, kreowanie bohaterów już trwa w mojej głowie :) pozdrawiam
          Katarzyna

6.10.2014

XXX. My też cię kochamy

Hermiona obudziła się w świąteczne popołudnie. Już dawno nie czuła się tak wypoczęta. Szatynka leniwie podciągnęła się po pozycji siedzącej i rozejrzała się po pokoju. Nic się tu nie zmieniło odkąd była małą dziewczynką. Jej uwagę przykuł kryształowy flakonik stojący na stoliku nocnym oraz kawałek pergaminu. Kobieta natychmiast chwyciła wiadomość i przeczytała półgłosem:

Hermiono,
wybacz, że zostawiam cię samą, ale musiałem pilnie wyjechać do kliniki. 
Mam nadzieję, że wypoczęłaś. Pozostawiam ci jeszcze jedną porcję eliksiru Słodkiego Snu. 
Uważaj na siebie.
Do zobaczenia na ślubie Pottera. Mam nadzieję, że zechcesz mi towarzyszyć? 
Wesołych Świąt.
Twój Draco


Szatynka po przeczytaniu wiadomości westchnęła i wtuliła się w pachnącą pościel. Z szerokim uśmiechem układała sobie plan na dzisiejszy dzień.
- Chyba przydałoby się kupić jakąś suknię na ten nieszczęsny ślub. - skrzywiła się nieznacznie Hermiona. Podświadomie jednak chciała zrobić wrażenie na Draco. Młoda kobieta powoli wstała z ciepłego posłania i przygotowała się do wyjścia. Nie miała ochoty na samotne uroczyste świąteczne śniadanie, więc ograniczyła się do gorącej herbaty i kawałka pieczonego indyka. 
-  Pierwszy przystanek Sowia Poczta. - zdecydowała Hermiona wychodząc z domu. Była Gryfonka chciała wysłać odpowiedź blondynowi zanim zniknie w czeluściach królestwa Madame Malkin. 

- Dobra Potter masz pół godziny! - do uszu bruneta dotarł gburowaty głos jednego ze strażników Azkabanu. Po chwili za jego plecami zatrzasnęły się masywne drzwi. Przez dłuższą chwilę Harry przyzwyczajał się do mroku panującego w celi. Dopiero po chwili zauważył kruchą postać siedzącą na jedynej pryczy. 
- Harry? To ty? - odezwała się niepewnie Pansy.
- Pans... - Potter pokonał odległość dzielącą go z ukochaną w kilku krokach i przytulił ją czule do siebie. Przez cienki materiał wyczuł jej przygarbioną postać, a jego dłoń napotkała kościste palce brunetki. - Czy oni cię w ogóle karmią? - oburzył się Harry. W odpowiedzi Pansy jedynie uśmiechnęła się blado.
Po chwili milczenia, kiedy to mężczyzna przypatrywał się uważnie każdemu centymetrowi twarzy kobiety, gładził jej splątane włosy i muskał każdego siniaka ustami, odezwała się była Ślizgonka.
- Dostałeś moją wiadomość?
- Tak, dlatego tu jestem. Jeśli twoje przypuszczenia się sprawdzą.... - zaczął mówić Harry.
- Wiem, że to mimo wszystko ryzykowne, ale wierzę, że podejmiesz dobrą decyzję. I każdą uszanuję... - tłumaczyła cichym głosem Parkinson.
- Jeśli stchórzę? - pytał Harry spuszczając wzrok.
- Zrozumiem..., bo mimo to nigdy nie poznałam tak odważnego i dobrego czarodzieja. - Harry poczuł na swoim policzku dotyk zimnej dłoni kobiety.
- Wyłazić stamtąd! Koniec widzenia! - drzwi otworzyły się nagle.
- Dopiero przyszedłem... - oburzył się Potter.
- To nie hotel, wypad stąd! - strażnik splunął brunetowi  pod nogi.
- Kocham cię! - powiedział pewnie Harry i pocałował kobietę.
- No proszę, bo się wzruszę!... - zarechotał strażnik. - Ruszaj się! - wrzasnął kolejny raz wypychając byłego Gryfona na zewnątrz. 
- My też cię kochamy... - wyszeptała przez łzy Pansy spoglądając przez kratę w drzwiach na oddalającego się Pottera. 

Wielka i huczna ceremonia miała odbyć się na wzgórzu przy posiadłości państwa Weasley. Był to jedyny element, na który zgodziła się panna Weasley przy planowaniu uroczystości, zaproponowany przez jej matkę. Kolejne miejsca zapełniały się w szybkim tempie. Gości ciągle przybywało. Kolejne punkty teleportacyjne dostarczały znanych i bogatych czarodziei. Ginevra szykowała się do ślubu w otoczeniu sztabu specjalistów. Nad jej głową ćwiergotała również jej druhna - panna Lovegood. Nic nie było w stanie zepsuć tego idealnego dnia, do którego prowadziły jej wieloletnie starania. 
- Ciekawe kto będzie drużbą Harry'ego? - zastanawiała się blondynka poprawiając włosy.
- Kogo to obchodzi?! - machnęła ręką rudowłosa.
- Pewnie Ron... - rozmarzyła się Luna.
- Może być... - Weasley skupiła się na najważniejszej osobie dzisiejszego dnia, czyli sobie.

- Kolejna teleportacja, proszę się przesunąć. - rozkazał Ron Weasley. Po chwili na miejscu pojawił się Harry Potter, który przywitał się chłodno z przyszłym szwagrem.
- Hermiona już jest? - zapytał Potter nie patrząc na byłego przyjaciela.
- Jeszcze nie.
- A Malfoy? - skrzywił się brunet przyglądając się olbrzymiemu namiotowi wielkości pałacu, w którym znikali wszyscy przybyli.
- Zaraz powinien być. Mam go na liście tuż za tobą. - wyjaśnił Ron.
- Świetnie. Zaczekam. - przytaknął Harry.
- Harry, już cię przepraszałem, ale widzę, że to nic nie zmieniło. Co mam zrobić, żebyś mi wybaczył? - próbował nawiązać rozmowę z przyjacielem rudzielec.
- A potrafisz sprawić bym przy ołtarzu czekał na kobietę, którą naprawdę kocham, a nie na tę żmiję bez serca? - zapytał brunet. Rudzielec jedynie westchnął i zakomunikował kolejną teleportację.
- No nareszcie! - uśmiechnął się Harry widząc Malfoy'a wraz z Hermioną. Oboje wyglądali jakby wybierali się na pogrzeb, a nie na wesele. Malfoy w czarnym garniturze dopełnionym czarną koszulą oraz krawatem wyglądał dokładnie tak jak pan młody.
- Wyglądacie identycznie... - zauważyła Hermiona.
- Malfoy zgodził się zostać moim drużbą na tym przedstawieniu. - przyznał brunet.
- Myślałam, że Ron... - zaczęła Hermiona dopiero dostrzegając swojego rudego przyjaciela. Przerwała jednak w połowie zdania i uśmiechnęła się pocieszająco do Rona.
- Ślicznie wyglądasz Hermiono. - odważył się wtrącić Ronald.
- Dziękuję. - powiedziała Hermiona wygładzając przód swojej długiej aksamitnej i czarnej jak noc sukni.
- Idziemy? - zaproponował Harry.
- Jasne. - przytaknął blondyn nadstawiając ramię, aby stanowić oparcie dla Hermiony. Kobieta zanim jednak dołączyła do obu mężczyzn podeszła do Weasley'a i uścisnęła go z całej siły dodając mu otuchy.
- Do zobaczenia na miejscu. - wyszeptała do ucha Rona na co on skinął głową.
- Chodźmy. - wyprostowała się Hermiona biorąc pod ramię Draco oraz Harry'ego i energicznym krokiem wchodząc do barokowego ociekającego przepychem namiotu. 

Kilka chwil przed rozpoczęciem Harry wraz z Draco opuścili Hermionę, która zajęła miejsce w pierwszym rzędzie tuż przy ołtarzu. Obaj mężczyźni stali w centrum namiotu oczekując na przyjście panny młodej. Ich pojawienie spowodowało ogromne zdziwienie, gdyż nikt nie spodziewał się obecności szkolnego wroga nowożeńców, a tym bardziej jego przybycia w towarzystwie panny Granger i zajęcia miejsca wieloletniego przyjaciela Rona Weasley'a. Reporterzy nie próżnowali, a samopiszące pióra łamały się pisząc w pośpiechu kolejne soczyste newsy.
Wreszcie rozbrzmiała muzyka. Cała sala powstała w zachwycie przyglądać się kroczącej środkiem pannie młodej. W anielskiej sukni wyglądała zniewalająco, jedynie kilka obecnych osób zdawało sobie sprawę jak bardzo przekłamany jest to obraz.
Ceremonia trwała, formalności musiała stać się zadość. Hermiona nie mogła patrzeć na zbolałą twarz przyjaciela i oczami wyobraźni widziała jak wyciąga rudą wywłokę po czerwonym dywanie na wzgórze. Jej rozmyślania przerwał głos księdza:
- Czy ktoś z obecnych zna powód, dla którego obecna tu para nie powinna wstępować w związek małżeński niech powie to teraz lub zamilknie na wieki... -na sali zapadła grobowa cisza. Hermionie cisnął się na usta okrzyk sprzeciwu. Z przodu można było dosłyszeć prychnięcia Malfoy'a, które próbowała zgromić wzrokiem Ginny.
- Skoro tak... - chciał kontynuować duchowny.
- Przepraszam, ale chciałbym porozmawiać z Ginny na osobności... - poinformował Harry.
- Panie Potter, chyba to nie jest dobry moment... - szeptał ksiądz.
- Proszę mi wierzyć, idealny. - uciął brunet. Chwycił złą Weasley za ramię i nie zwracając uwagi na zaskoczone spojrzenia zgromadzonych wyprowadził ją przed namiot. Hermiona wraz z Draco wymienili porozumiewawcze spojrzenia i ruszyli szybkim krokiem za przyjacielem. 
- Co się tutaj dzieje? - oburzyła się Molly chcąc interweniować.
- Usiądź, Harry wie co robi... - Ron powstrzymał matkę przed wyjściem.

- Potter co ty wyprawiasz? - zapytał zaskoczony Malfoy.
- Ślubu nie będzie! - powiedział pewnie i wyraźnie Harry.
- Harry... - zakryła dłonią usta Hermiona. - Przysięga...
- Przysięga nie jest wiążąca, przynajmniej na razie. - powiedział brunet ścigając krawat i rzucając go za siebie. 
- O czym ty mówisz? - nie wiedziała jak to zrozumieć Hermiona.
- Przysięgałem poślubić matkę mojego dziecka, więc dopóki ona nią nie jest nie mam wobec niej zobowiązań. - wyjaśnił Potter.
- Sam na to wpadłeś? - uśmiechnął tryumfalnie blondyn.
- Właściwie to zasługa Pansy. - Malfoy uśmiechnął się na tę wiadomość złośliwie i skupił swoją uwagę na czerwonej ze złości Weasley, która gotowała się w sobie do tej pory milcząc.
- I co ruda suko?! - odezwał się Draco podchodząc bliżej Ginny. W jego oczach zalśniły mordercze ogniki. Już dawno Hermiona nie widziała starego Malfoy'a. Malfoy'a, który przyprawiał ją o nieprzyjemne dreszcze. - Myślałaś, że uda ci się zniszczyć po kolei nas wszystkich? - wściekły mężczyzna chwycił Weasley za ramię powodując mocne zaczerwienienie i siniaki.
- Myślisz, że nie mam już nic do powiedzenia? Los jednego z was... - ostatnie słowa Ginevra wypluła z niechęcią. - ...ciągle zależy ode mnie.
- Uściślijmy coś! - blondyn ścisnął w swoich rękach pannę młodą i potrząsnął nią nie siląc się na delikatność. - Jeśli Pansy spadnie chociaż włos z głowy...
- To co? - zaśmiała się blondynowi prosto w twarz Weasley. - Zabijesz mnie?
- Ja cię zabiję! - odezwał się w końcu Harry, który pozwolił działać byłemu Ślizgonowi.
- Harry! Nie! - kręciła z niedowierzaniem głową Hermiona.
- Jutro rozprawa... i oby się skończyła pomyślnie. A wtedy zejdziesz nam z oczu i już nigdy się nie spotkamy. - wychrypiał Potter.
- W przeciwnym razie... znajdę cię choćby na dnie piekła! - wściekły blondyn odepchnął rudowłosą kobietę od siebie tak, że wywróciła się do tyłu. - Brzydzę się tobą! - skrzywił się Draco.
- Nie pozwolę się tak traktować! Popamiętacie mnie! - krzyczała Ginny i w następnej chwili teleportowała się w nieznane miejsce.
Chwilę milczenia przerwała Hermiona, która ze łzami w oczach rzuciła się na szyję Pottera. 
- Ciii... Hermiono nie płacz... - pocieszał ją przyjaciel głaszcząc po misternie upiętych włosach.
- To z radości Harry... już nic ci nie zagraża... - pociągała nosem szatynka.
- Myślicie, że wystarczająco ją nastraszyłem? - odezwał się w końcu blondyn, w którym nie pozostała nawet namiastka wcześniejszego brutala.
- Ja bym się zastanowiła co mam jutro zrobić... - przyznała Granger ocierając oczy chusteczką, którą zorganizował jej Harry.
- Ale to Ginny... nie wyglądała na nawet trochę przerażoną... - westchnął Potter obejmując nadal jedną ręką przyjaciółkę.
W oddali dobiegł ich głos niecierpliwiących się gości weselnych. Chwilę potem w wejściu do namiotu pojawił się Ron. Mężczyzna rozejrzał się po obecnych i lekko się uśmiechnął. 
- Spadajcie, ja wszystkim się zajmę... - zapewnił i już go nie było. Hermiona uśmiechnęła się ciepło w stronę miejsca, gdzie jeszcze przed sekundą znajdowała się postać jej byłego narzeczonego. 
- On ma rację... chodźmy... zaraz się zacznie... - przyznał Draco i cała trójka zniknęła przenosząc się do domu Hermiony.

  • nareszcie jestem z przedostatnim rozdziałem! kolejny będzie już epilog - nie wiem jeszcze jak zakończę tę historię - waham się również czy opcja dwóch zakończeń będzie adekwatna do moich oczekiwań, ale okaże się wszystko w trakcie pisania zapewne tak jak zwykle; czeka nas jeszcze ostateczna rozgrywka i rozprawa przed Wizengamotem, od której toku wszystko zależy... tymczasem co myślicie o dzisiejszym skrawku historii? miałam ochotę na jakiś szczęśliwy epizod :D wielkie zakończenie zapowiadam na niedzielę!!!
          Katarzyna
           
  • ps. dostałam niedawno informację, że istnieje blog o tej samej nazwie co mój - inaczej zapisany graficznie, na którym znajduje się opowiadanie mające ten sam tytuł co moja pierwsza historia - sam tekst jest zupełnie inny, więc nie wiem czy mam się czym niepokoić, czy mam możliwość roszczenia sobie praw do nazwy? dodatkowo autorka zamieściła na blogu szablon, który kiedyś powstał na moje zamówienie co wprowadza dodatkowy zamęt.... co o tym myślicie?

8.09.2014

XXIX. Pozwól mi cię kochać

Hermiona na palcach wspinała się na piętro, aby wreszcie odpocząć po emocjonującym dniu. Szatynka zakradła się do swoich drzwi i chciała delikatnie je otworzyć. Ku jej zaskoczeniu dostrzegła nikłe światło, które docierało z pokoju naprzeciwko. Zaciekawiona podeszła do progu, nie wiedziała czy powinna zakłócać ciszę i spokój gościa szczególnie o tej porze, ale ciekawość zwyciężyła. Hermiona odłożyła wysokie szpilki na podłogę i delikatnie pchnęła uchylone drzwi. Kiedy jej głowa z ciekawskim spojrzeniem wychyliła się zza drewnianego skrzydła poczuła na sobie wzrok mężczyzny.
- Ja, przepraszam. Po prostu byłam zaskoczona, że jeszcze nie śpisz... - tłumaczyła się Hermiona chcąc natychmiast się wycofać.
- Granger, zaczekaj... - blondyn wstał natychmiast z posłania.  - Właściwie to czekałem na ciebie.
- Ale dlaczego? Czegoś potrzebujesz? - zapytała zaskoczona kobieta. Hermiona przyglądała się Draco ze skrywanym zachwytem. Musiała przyznać przed samą sobą, że Malfoy  w wydaniu nonszalancko eleganckim wyglądał doskonale. Jego lekko zwichrzone włosy, brak krawata i swobodnie rozpięty kołnierzyk koszuli powodowały, że Hermiona się zarumieniła. Widząc jednak badawczy wzrok blondyna westchnęła:
- Za dużo wina. - kobieta próbowała zrzucić winę za swoje rumieńce na różowy trunek.
Draco uniósł jedynie jedną brew w geście powątpiewania i podszedł do Hermiony.
- Chcę ci coś pokazać. - powiedział pewnie, chwycił ją za dłoń i wyprowadził na korytarz.
- W tej chwili? Nie może to zaczekać do jutra? - zdziwiła się Hermiona. Nie miała pojęcia co może być tak pilne.
- To ważne. - mówił blondyn. Jego błagalny wzrok spoczął na twarzy byłej Gryfonki. - Proszę Hermiono. Nie pożałujesz... - dotknął dłonią jej zaróżowionego policzka.
- Dobrze. Chodźmy. - odpowiedziała Granger lekko zachrypniętym głosem i ruszyła w stronę schodów.
- Granger... - zawołał Malfoy. - Zostajemy na piętrze.
- Ale chciałeś mi coś pokazać... - Hermiona nie kryła zdezorientowania.
- Tak. Chodźmy do łazienki. - wyjaśnił Draco.
- Łazienki? - zdziwiona kobieta dreptała za blondynem ciemnym korytarzem. - Zabrakło świeżych ręczników, rura pękła.... - zastanawiała się na głos szatynka. Rozważania kobiety rozbawiły Draco, który śmiał się pod nosem.

Jasne światło pomieszczenia przez chwilę oślepiło Hermionę i Draco, którzy przyzwyczaili się już do panującego mroku. Kiedy kobiecie wróciła ostra widoczność zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Na pierwszy rzut oka nie dostrzegła jednak niczego.
- Potraktuj to jako prezent bożonarodzeniowy. - powiedział tajemniczo blondyn i ujął Hermionę za dłoń. Granger ścisnęła mocno jego dłoń, wiedziała, że może mu zaufać. Jego ciepło bijące ze spojrzenia dodawało jej odwagi i otulało mgiełką tajemnicy. Kobieta posłusznie podeszła do lustra. Hermiona przez chwilę przyglądała się sobie jednak dużo ciekawszym obiektem obserwacji był stojący obok niej młody czarodziej. Kiedy spojrzała na jego odbicie dostrzegła jasne spojrzenie, tak różne od jej ciemnych tęczówek. Platynowe włosy kontrastowały z jej brązowymi kosmykami, które teraz swobodnie opadały falami na nagie plecy. Jedynie jej odkryte gładkie ramie współgrało z jego jasną koszulą.
- Gotowa? - w końcu rozmyślania obojga przerwał Draco. Hermiona wzruszyła jedynie ramionami, gdyż nadal nie wiedziała na co niby miałaby być gotowa. - Nie mogłem znaleźć myślodsiewni.... - tłumaczył blondyn.
- Zdziwiłabym się gdyby ci się udało... - uśmiechnęła się Hermiona patrząc tym razem prosto w twarz byłego Ślizgona.
- Tyle powinno wystarczyć. - westchnął Malfoy wskazując na umywalkę, w której Hermiona dostrzegła pływające strzępy wspomnień.
- Jak to zrobiłeś? - dziewczyna patrzyła to na falującą ciecz to na mężczyznę z zachwytem.
- Stara rodzinna sztuczka... - puścił do niej oczko blondyn.- Idziemy? - zapytał. W odpowiedzi Hermiona energicznie przytaknęła. Gdyby nie fakt, że nadal ich dłonie spoczywały w uścisku wskoczyłaby w odmęty wspomnienia zupełnie sama. Draco wyczuł narastające w niej podniecenie i nie przeciągając dłużej oboje poddali się wirowi wspomnienia.

Kiedy wylądowali na twardej powierzchni Hermiona potrzebowała jedynie chwili, aby rozpoznać znajome korytarze.
- Hogwart. - powiedziała uśmiechając się promiennie.
- Chodźmy do Wielkiej Sali. - zdecydował Malfoy i nadal prowadził. Hermiona nie zwracała uwagi na towarzysza. Była zbyt pochłonięta rozglądaniem się i chłonięciem znajomych zakątków. Jej zaskoczenie zaczęły budzić coraz to nowe postaci, które mijały ich ubrane w piękne kreacje i szaty wyjściowe. Im byli bliżej Wielkiej Sali tym ruch stawał się większy.
- Co to za dzień? - zapytała Hermiona domyślając się odpowiedzi.
- Przecież wiesz doskonale. - powiedział blondyn, kiedy oboje zatrzymali się przy grupce dowcipkujących Ślizgonów, w której prym wiódł młody Malfoy.
- Jak myślicie, komu dała kosza Granger? - zarechotał Goyle.
- Jak to komu? Stawiam galeona, że Weasley'owi. W końcu Potter jest reprezentantem. - powiedział chłodno i pewnie młody Malfoy.
- Słyszałem, że nie poszła z żadnym z nich. - wtrącił Zabini.
- Nawet przyjaciele nie chcieli się z nią pokazać? - rzucił młody Malfoy na co całe towarzystwo ryknęło śmiechem.
- Stawiam galeona, że zaraz ich szczęki padną na parkiet. - wyszeptał do ucha Hermiony dorosły Draco. Szatynka obserwowała wraz z wszystkimi obecnymi jak do Wielkiej Sali wchodzą reprezentanci szkół, a wśród nich dostrzegła też siebie.
- Patrz, to ja! - powiedziała z entuzjazmem.
- Wszyscy widzieli... - wyszeptał po raz kolejny blondyn i wskazał na obecnych, którzy zaczęli szeptać. Wśród rozmów usłyszeć można było wybijające się słowa: Hermiona, Krum, Granger....
- Widzicie to co ja? - nie mógł wyjść z szoku Zabini.
- O co ci chodzi? - zapytał głupkowato Crabbe.
- O Granger... - powiedział wściekły młody Draco.
- Ej, Smoku... chyba nie zazdrościsz Krumowi... - zarechotał Zabini.
- Padło ci na mózg? - warknął młody Malfoy.
- Taaak.... a cały wieczór wlepiał swoje maślane oczka w Granger... - szepnął Malfoy. Tym razem Hermiona lekko podskoczyła zaskoczona bliskością mężczyzny, który stał delikatnie za nią i czuła jego oddech na szyi. - Chodźmy... - zdecydował blondyn oddalając się w głąb sali.
- Ale... - chciała zaprotestować Hermiona zaciekawiona rozmowami Ślizgonów.
- Streszczę ci. - zaśmiał się blondyn. - Cały wieczór będą mi dokuczać, a ja uniosę się dumą i za żadne skarby nie podejdę poprosić o taniec.
- Pewnie i tak bym się nie zgodziła... - wzruszyła ramionami Hermiona.
- Przecież chciałaś tego...? - zdziwił się blondyn.
- Tak, ale i tak miałam wiele problemów po tym jak poszłam z Krumem. Jakby mnie zobaczyli z Malfoy'em to by była dopiero afera.
- To fakt... A teraz się zgodzisz? - zapytał Malfoy kłaniając się szarmancko przed szatynką. - Nikt nie widzi.
- Teraz zgodziłabym się nawet w pełnej Wielkiej Sali. - uśmiechnęła się Granger podając dłoń Malfoy'owi.

- Dziękuję, że spełniasz moje marzenia... - Hermiona wyszeptała do ucha Draco wspinając się lekko na palce. Brakowało jej kilku centymetrów, a jej szpilki spoczywały teraz na korytarzu jej rodzinnego domu.
- Nie tylko twoje... - również szeptał Draco.
- Draco  ja... - Hermiona chciała coś powiedzieć jednak jej usta zostały zamknięte przez delikatny pocałunek. Pomimo zaskoczenia Granger odwzajemniła gest. Ośmielony blondyn stawał się coraz odważniejszy w swoich poczynaniach. Nie wypuszczając towarzyszki z objęć delikatnie kołysali się z takt muzyki. Draco pragnął przekazać tym jednym pocałunkiem jak bardzo zależy mu na stojącej przed nim kobiecie. Czy ona nie zorientowała się jeszcze, że dla niej zrobiłby wszystko?
- Hermiono.... - odezwał się wreszcie Draco, a jego głos przyozdobiła seksowna chrypka.
- Draco, proszę cię.... - mówiła Hermiona zranionym głosem.
- To ja cię proszę.... pozwól mi.... - mówił zakładając jej luźne kosmyki za ucho. - Pozwól mi cię kochać... - szeptał przyglądając się zachłannie każdemu elementowi jej twarzy.
- Nie mogę ci na to pozwolić... - machała przecząco głową szatynka. - Nie na tak długo jakbym chciała....
- Możesz... - musnął jej usta swoimi rozgrzanymi wargami Draco.
- Nie.! - zaprzeczyła stanowczo kobieta. - Nie mogę cię tak zranić....
- Hermiono Granger... - mówił poważnie Malfoy klękając przed kobietą. - Będę zaszczycony jeśli to ty mnie skrzywdzisz...
- Draco... proszę cię nie żartuj. - oburzyła się Granger.
- Nie śmiem żartować! - stanowczo zaprzeczył Malfoy. - Jedynie proszę, błagam o wieczność...
- Wiesz, że nasza będzie krótka...? - upewniła się Hermiona.
- Najdłuższa...
- Hermiono, Hermiono! - gdzieś w oddali dobiegł ich znajomy głos Pottera. Rozglądając się zauważyli, że młody Harry siedzi wraz z Weasley'em przy stoliku i zawzięcie o czymś dyskutuje.
- Chyba Potter się obudził. - zauważył Draco.
- Wracajmy! -zdecydowała była Gryfonka.
- Nie odpowiedziałaś mi... - zatrzymał ją jeszcze na chwilę Malfoy.
- I nie odpowiem..... - powiedziała tajemniczo kobieta chwytając  twarz mężczyzny w swoje dłonie i składając na jego lekko otwartych ze zdziwienia ustach zachłanny pocałunek. Chwilę potem znajdowali się już w jasnej łazience.

- Hermiono... - w pomieszczeniu pojawił się również Potter. - Ekhm.... nie przeszkadzam? - zapytał speszony widokiem przyjaciółki w objęciach Malfoy'a.
- Nie Harry. O co chodzi? - zapytała kobieta podchodząc do niego.
- Pilne wiadomości... - skrzywił się Harry podając obojgu listy z pieczątką Ministerstwa Magii.
- Rozprawa Pansy. - poinformował Malfoy.
- Wzywają nas wszystkich na świadków. - wyjaśnił Potter.
- Niestety podejrzewam, że nie tylko nas. - skrzywiła się Hermiona przebiegając wzrokiem po tekście. - Ginny też tam będzie.
- Jest jeszcze coś. - zwrócił na siebie uwagę pozostałych brunet. - Muszę wyjechać... teraz... Ginny przełożyła ślub.
- Jak to? Na kiedy? - zdziwiła się Granger.
- Dzień przed rozprawą.... - uderzył pięścią w ścianę Potter.
- Sprytne... - na twarzy Draco pojawił się cień dawnego ironicznego uśmiechu. - Chce wykorzystać okazję... Nie sprzeciwisz się jej wiedząc w jak niepewnej sytuacji jest Pansy...
- Nienawidzę jej... - wściekła się Hermiona i poszła w ślady przyjaciela. Uderzyła w ścianę swoją małą pięścią, aby rozładować napięcie. Niestety, nie był to dobry pomysł, gdyż potłukła sobie boleśnie kości. - Auć...
- Nic ci nie jest? Malfoy? Zajmiesz się nią? - Potter upewnił się, że przyjaciółka jest w dobrych rękach i teleportował się.


  • tkliwie się zrobiło... co o tym myślicie? piszcie, piszcie, bo już niewiele pozostało okazji ku temu... :) rozplanowałam sobie historię do końca, a raczej obu jej końców, ponieważ tak jak wcześniej wspomniałam szykuję dwa odrębne zakończenia... cieszycie się? zobaczymy jak to wyjdzie :) postaram się jak najszybciej napisać ostatni XXX rozdział, bo podejrzewam, że na dwa alternatywne Epilogi trzeba będzie poczekać troszkę dłużej, no ale nic nie zakładam, bo to różnie może być... tymczasem komentujcie! zależy mi na waszej opinii...
          Katarzyna

3.09.2014

XXVIII. Babeczki

Przygotowania do świąt szły pełną parą. Ośrodek powoli zaczynał się wyludniać, gdyż wiele osób dostawało przepustki z okazji Bożego Narodzenia. Niestety wesoła świąteczna atmosfera nie udzielała się Draco Malfoy'owi oraz Hermionie Granger. Od dłuższego czasu nie otrzymali żadnej pozytywnej informacji od Pottera, który negocjował uwolnienie ich przyjaciółki z Azkabanu. Niestety, zapewnienia Harry'ego nie dały rezultatu. Hermiona snuła się po korytarzach ośrodka od czasu do czasu spoglądając w okna, aby sprawdzić czy jej najlepszy przyjaciel już po nią przyjechał. Granger również dostała przepustkę świąteczną i miała ją spędzić w swoim rodzinnym domu wraz z Harry'm. Ostatnie święta... kobieta chciała, żeby były takie jakie zapamiętała z dzieciństwa.

- Mogę wejść? - zapytała Hermiona zaglądając do gabinetu blondyna. W napiętym okresie przedświątecznym jego drzwi były ciągle otwarte. 
- Śmiało... - zachęcił szatynkę Draco odwracając się w jej stronę i odchodząc od oszronionego okna.
- Chciałam się pożegnać. - powiedziała spokojnie była Gryfonka. - Harry zaraz powinien tu być.
- Jak się czujesz? - zapytał z troskę mężczyzna podchodząc do Hermiony i uważnie jej się przyglądając. 
- Lepiej... - przyznała Granger lekko się uśmiechając. Ostatnia sprawa z Pansy była dla wszystkich bardzo stresująca, a Hermionie znów zdarzyło się stracić przytomność kilka razy. Malfoy był zaniepokojony i nie chciał tracić jej z oczu, ale wiedział, że Potter odpowiednio się o nią zatroszczy.
- Spakowałem ci potrzebne eliksiry. Gdyby coś się działo, będę tutaj cały czas... - zapewnił Draco kładąc dłonie na ramionach kobiety, która patrzyła na niego i słuchała go uważnie.
- No właśnie. Może byłoby lepiej, gdybym była jednak pod stałą obserwacją? - zapytał nieśmiało szatynka.
- Nie chcesz spędzić świąt z Potterem? - zdziwił się Malfoy.
- Bardzo chcę. Jest moją jedyną rodziną. Ale.... - Hermiona zawahała się przez chwilę. - pomyślałam, że może pojechałbyś z nami...
- Ja? - zdziwił się Draco unosząc brwi w geście zaskoczenia.
- Tak... bo nie chcę, żebyś był sam... - mówiła kobieta patrząc na niego błagalnie. Naprawdę jej zależało na obecności blondyna. Polubiła go, zżyła się z nim, darzyła go niezidentyfikowanym ciepłym uczuciem.... - Draco proszę... - wyszeptała podchodząc do niego bliżej i chwytając go za dłoń.
- Dobrze, ale pojawię się dopiero w święta... mam jeszcze sporo spraw tu na miejscu. - uległ były Ślizgon. Gdyby stojąca przed nim kobieta wiedziała jak wielki ma na niego wpływ... 
- Cudownie! - ożywiła się Hermiona. - Ale nie chciałabym być w twojej skórze, gdybyś mnie okłamywał... - zagroziła palcem drobna czarownica. 
- Nigdy! - oburzył się blondyn wypinając dumnie pierś. 
- I tego się trzymajmy... - przytaknęła Granger. Po chwili wahania wspięła się na palce i pocałowała mężczyznę w policzek.

Zadowolona była Gryfonka zmierzała w stronę wyjścia ciągnąc za sobą niewielką walizkę. Cieszyła się, że Draco zgodził się na wspólne święta. Starała się powstrzymywać swoje myśli, które nachalnie wracały do postaci blondwłosego czarodzieja. Hermiona kręciła ze zrezygnowaniem głową walcząc z myślami. Była rozdarta wewnętrznie pomiędzy trzymaniem wszystkich na dystans, co jej ewidentnie nie wychodziło, a potrzebą bliskości i kontaktu... najgorszy był, fakt, iż każdy kontakt, każdy dotyk byłego Ślizgona wprawiał ją w przyjemne dreszcze. Nie powinna myśleć o nim w ten sposób... ona jest pacjentką, na dodatek umierającą... Może Draco się jedynie nad nią lituje? Nic go nie kosztuje bycie miłym przez tych kilka tygodni...
- Hermiono... uhuuu..... - przed oczami zamyślonej kobiety pojawił się czarnowłosy przyjaciel. 
- Harry.... - wyrwana z czeluści swojego umysłu Hermiona wydawała się zaskoczona widokiem zielonych tęczówek świdrujących jej postać. - Co myślisz o Malfoy'u? - zapytała z zaskoczenia.
- Yyyy.... myślę, że teraźniejszy Malfoy jest zupełnie inną osobą niż nasz szkolny wróg. To porządny facet...  Harry skrzywił się słysząc swoje słowa.
- Lubisz go? - znów zapytała Granger.
- Bez przesady. Toleruję. - postawił sprawę jasno Potter nadal zastanawiając się do czego zmierza jego przyjaciółka.
- Dobrze. Zaprosiłam go na święta. - przyznała Hermiona i wygodnie rozsiadła się na fotelu pasażera. 

Przygotowania do wigilijnej kolacji i świątecznego obiadu spadły na Hermionę. Kobieta miała pełne ręce roboty, ale dzięki temu nie musiała myśleć... nie wracała myślami do ostatnich lat, kiedy to wraz z Harrym spędzali święta w radosnym, wiecznie zatłoczonym domu Weasley'ów. Granger wygoniła Harry'ego aby zawieszał ozdoby na zewnątrz, dzięki czemu miała więcej swobody. Kręcący się ciekawski Harry nie był dobrym pomocnikiem w kuchni. 
Tych kilka przedświątecznych dni sprawiło, że Hermiona jak i Harry wracali myślami do wspomnień. Od zawsze byli dla siebie ważni, od zawsze darzyli się silnym uczuciem bratersko-siostrzanej miłości. Tym bardziej Hermiona miała pewność, że nie może ukrywać dłużej przed przyjacielem swojego rychłego końca. Zasługiwał na to, aby znać prawdę. Nie chciała psuć im świąt, ale być może była to ostatnia możliwość kiedy byli razem, kiedy byli tak blisko siebie fizycznie i emocjonalnie.

W wigilijny poranek Hermiona została sama ponieważ Harry chciał jeszcze raz spróbować rozmówić się z Ministrem. Miał nadzieję, że aura panującego święta nakłoni głowę magicznego świata do zmiany decyzji. Kobieta podśpiewując kolędy dekorowała salon ozdobami świątecznymi. W całym domu unosił się zapach czekoladowych babeczek, które rosły w piekarniku. Krzątaninę młodej kobiety przerwało pukanie do drzwi. 
- Harry, zapomniałeś kluczy? - mówiła Hermiona otwierając drzwi. - Ooooo! - zdziwiła się jednak, gdy na progu nie zastała swojego przyjaciela.
- To ja. - powiedział niepewnie blondyn.
- A tak... jasne wejdź... - otrząsnęła się z zaskoczenia Granger. - Nie spodziewałam się ciebie tak wcześnie... - wyjaśniła Hermiona.
- Wiem, ale pomyślałem, że mógłbym się przydać. Nie chciałem wykorzystywać gościnności.... - zapewniał Draco.
- Cieszę się, że jesteś. - Hermiona uściskała przybysza. Blondyn chętnie odwzajemnił przyjazny gest. Jednak ich powitanie trwało odrobinę za długo. Dopiero pojawienie się Pottera przerwało niezręczną sytuację.
- Malfoy. - wyciągnął dłoń w kierunku byłego Ślizgona Harry.
- Potter. - uścisnął dłoń Draco. 
- Może pokażę ci twój pokój i dopiero wtedy wrócimy do pracy? - zaproponowała Hermiona prowadząc Malfoy'a w stronę schodów.

Draco rozglądał się z zaciekawieniem wspinając się za gospodynią na piętro. Musiał przyznać, że dom Hermiony zrobił na nim pozytywne wrażenie. Był zwykły, nie wyróżniał się niczym szczególnym, ale widać było, że był miejscem przepełnionym miłością i świąteczną atmosferą. 
- Nigdy nie byłem w mugolskim domu. - przyznał Draco.
- Naprawdę? - zdziwiła się Hermiona zatrzymując się przed pierwszymi drzwiami. 
- Miła odmiana. Nikt na ciebie patrzy, nic nie lata w powietrzu, nikt nie szepcze za twoimi plecami.... - uśmiechnął się Malfoy.
- W takim razie witaj w raju zwyczajności. - Hermiona gestem ręki zaprosiła blondyna do pomieszczenia, które miało stać się jego sypialnią przez najbliższe dni. - To była sypialnia moich rodziców. Powinieneś mieć tu wystarczająco dużo miejsca.... - tłumaczyła Hermiona.
- Jest doskonale. - przyznał grzecznie mężczyzna. 
- Mój pokój jest naprzeciwko. Harry zajmuje pokój gościnny obok. Co jeszcze.... - myślała na głos szatynka.
- Hermiono... - zwrócił na siebie uwagę kobiety Malfoy. - Jest świetnie...
- Jest jedna łazienka na korytarzu.... - wskazała palcem na korytarz kobieta.
- Doskonale. - zapewnił blondyn. - Może sprawdzimy co to za słodkie zapachy? - mrugnął do szatynki były Ślizgon.
- Babeczki... - uśmiechnęła się Granger. - Babeczki! - wykrzyknęła jeszcze raz i pognała na dół. Draco pomaszerował za nią kręcąc głową i uśmiechając się. Czuł, że towarzystwo byłej Gryfonki może sprawić, że będą to jego najlepsze święta. 

Kiedy blondyn dotarł do kuchni całe pomieszczenie było pełne dymu. ledwie dostrzegł wśród tych oparów postać szatynki. Hermiona stała przy kuchennej wysepce nad tacą zwęglonych babeczek. Malfoy zaśmiał się, jednak widząc żałosny wyraz twarzy towarzyszki postanowił interweniować.
- Nic ci nie jest? - zapytał podchodząc do okna i otwierając je, aby oczyścić atmosferę.
- Miały być przepyszne! - powiedziała pewnie kobieta nie odrywając wzroku od czekoladowych węgielków.
- I będą... - zapewnił blondyn.
- Nie sądzę... - zamruczała Hermiona podnosząc jedną zwęgloną babeczkę i upuszczając ją na blachę, co spowodowało głośne uderzenie.
- Zrobimy nowe, jest jeszcze dużo czasu. - uśmiechnął się pocieszająco Draco.
- Masz rację. Ale potrzebuję spokoju.... możecie z Harrym pójść.... - zaczęła Granger wyrzucając zawartość blachy do kosza.
- Ale ja nigdzie się nie wybieram. - zapewnił blondyn krzyżując ręce na piersi. - Przydam się.
Hermiona przyglądała się przez chwilę uważnie gościowi. Nie była przekonana co do umiejętności kulinarnych Malfoy'a, ale nie miała wyboru. Miała coraz mniej czasu, każda pomoc się przyda.
- Okej, ale robisz co ci karzę... - zastrzegła szatynka wręczając mężczyźnie fartuch.

Widok jaki zastał Harry w kuchni niemal zwalił go z nóg. Jego przyjaciółka mając bardzo skupiony wyraz twarzy napełniała foremki brązową masą. Tuż obok niej, nieświadomy faktu, iż są obserwowani stał blondyn w eleganckiej koszuli, która idealnie komponowała się ze słodkim fartuszkiem. Malfoy zajęty był mieszaniem słodkiego lukru i przygotowywaniem kolorowych ozdób. Pomimo swojego zajęcia, Harry przyłapał go na przyglądaniu się Hermionie. Coś w jego spojrzeniu nie pozwoliło Potterowi wtargnąć do pomieszczenia. Mężczyzna zatrzymał się w progu i obserwował jak Draco delikatnie chwyta Hermionę za dłoń i pomaga jej równomiernie rozlać masę. Widział jak Hermiona zerka na niego rumieniąc się niewinnie, jak oboje uśmiechają się do siebie co jakiś czas odnajdując się wzrokiem w obawie, że podczas wykonywania swoich zadań stracą towarzysza z pola widzenia.

Kiedy nadszedł ten jedyny wieczór w roku, w którym zwierzęta mówią ludzkim głosem wszystko było przygotowane zarówno w kuchni jak i salonie. Wszyscy udali się do swoich sypialni, aby przygotować się do kolacji. Panowie jako pierwsi, wystrojeni w odświętne garnitury zeszli na dół, aby dać Hermionie trochę czasu i spokoju. Wspólnymi siłami nakryli do stołu i oczekiwali na gospodynię w salonie. Granger wzięła odprężającą kąpiel, o której marzyła przez cały dzień. Od momentu, w którym na progu jej domu stanął Malfoy była bardzo spięta. Chciała pokazać siebie i dom z jak najlepszej strony. Chciała, żeby Draco czuł się dobrze, żeby nie żałował pobytu tutaj. Zaskoczyło ją jednak zachowanie gościa. Blondyn był nad wyraz przyjazny, opanowany i pomocny. Wstyd się przyznać, ale gdyby nie on, nigdy nie wyrobiłaby się z kolacją.

Wreszcie do mężczyzn dołączyła elegancka kobieta ubrana w krótką prostą czerwoną sukienkę na grubych szelkach. Brązowe loki ułożone były w eleganckiego koka, który skręcony był na karku byłej Gryfonki. Harry oraz Draco równocześnie wstali oniemieli widokiem pięknej kobiety. Hermiona uśmiechnęła się do nich szeroko przygryzając delikatnie czerwone wargi.
- I jak? - zapytała okręcając się wokół własnej osi i prezentując się w całej okazałości.
- Wyglądasz pięknie... - Harry odezwał się jako pierwszy przyzwyczajony do widoku zniewalającej przyjaciółki. Malfoy potrzebował jeszcze chwili, aby zarejestrować cokolwiek poza długimi i zgrabnymi nogami kobiety, które uwydatniały eleganckie czarne szpilki.
- Podano do stołu. - zakomunikował jedynie oszołomiony blondyn i podał ramię Hermionie odprowadzając ją na miejsce.
Kolacja minęła im w spokojnej i miłej atmosferze. Nikt nikomu nie dokuczał i nie robił nieprzyjemnych aluzji do przeszłości żadnego z obecnych. Zjedli posiłek umilając sobie czas niezobowiązującą rozmową. Potter i Granger naśmiewali się z zabawnych anegdotek opowiadanych przez Malfoy'a, blondyn słuchał uważnie i dyskutował na temat strategii, które realizowali aurorzy podczas powojennych działań mających na celu schwytanie pozostałych Śmierciożerców. Zaskoczony blondyn z szeroko otwartymi oczyma słuchał jak Hermiona przy pomocy Pottera opowiadała o kolejnych punktach regulaminu szkolnego, które złamali i to wielokrotnie.
- Nie wiem, czy zasługujesz na przyjaźń Hermiony. - powiedział w końcu Harry. Widząc jednak zdezorientowaną minę blondyna dodał. - I się nie dowiemy, chyba, że Hermiona zamknęła w łazience trolla górskiego.
- Harry jak mogłeś! To miała być niespodzianka!  - śmiała się szatynka.

- Padam z nóg.... - westchnęła Hermiona siadając obok przyjaciela na kanapie i zdejmując szpilki.
- Gdzie Malfoy? - zapytał Potter kładąc sobie na kolanach nogi kobiety i masując jej stopy.
- Sprząta po kolacji. - poinformowała Granger.
- Jestem zaskoczony.
- Że sprząta?
- Że sprząta, gotuje, rozmawia, że zachowuje się jak człowiek. - przyznał brunet.
- Może go polubisz... - zaproponowała nieśmiało szatynka wypuszczając włosy z koka i przeczesując je palcami.
- Cieszę się, że to on ci pomógł. Będę mu dozgonnie wdzięczny, że wróciłaś do nas. - powiedział z uśmiechem Harry całując Hermionę w kolano.
- Harry.... - posmutniała kobieta. - Od dawna chciałam ci coś powiedzieć. Wiem, że to jest zły moment, ale chyba nigdy nie będzie dobrego.
- Przerażasz mnie... - słuchał uważnie Potter.
Hermiona wzięła głęboki oddech i przymknęła powieki. Nie otwierając oczu mówiła:
- Ja umieram.... mam tylko tę zimę. - nie słysząc żadnej reakcji Hermiona otworzyła niepewnie oczy.
- Wiem skarbie. Pansy mi powiedziała... - powiedział mężczyzna próbując zachować spokój. Zdradził go jednak łamiący się głos. - Chciała, żebyś miała moje wsparcie, kiedy jej już nie było.
- Kochana Pans.... - łzy zaczęły niekontrolowanie płynąć po twarzy kobiety.
Para przyjaciół spędziła długi czas na rozmowie. Oboje nie szczędzili łez. Hermiona pierwszy raz widziała jak jej przyjaciel płacze.
W końcu kiedy ogień w kominku zaczął dogasać Hermiona delikatnie wstała z kanapy przykrywając przyjaciela kocem. Wyczerpany brunet usnął tuląc do piersi jedynego członka swojej rodziny. Granger udała się na palcach do swojego pokoju. Chciała dyskretnie położyć się spać, aby nie zbudzić blondyna.


  • przepraszam za opóźnienie, ale opornie szło mi pisanie tego rozdziału; zaplanowałam, jeszcze kilka ważnych rzeczy, ale nie zdołałam ich tu opisać; nie ma straty, będą w następnym rozdziale.... dziękuję za nominacje do Liebster Award, miałam umieścić odpowiedzi przy okazji publikacji rozdziału, ale uznałam, że nie jest to konieczne - podobne odpowiedzi już wcześniej padły, nie ma co się powtarzać... :) cieszę się, że do grona czytelników bloga dołączyło kilka nowych osób i to im dedykuję powyższy rozdział, dzięki, że dajecie o sobie znać w komentarzach :) 
          Katarzyna 

14.08.2014

XXVII. Kocham ją

Podróż do Nory nie była długa lecz wyczerpująca. Tuż przed potarciem do celu Hermiona obudziła się i przeciągała leniwie. Draco zauważył, że po jej hojnie zakrapianej nocy nie ma prawie śladu.
- Jak się czujesz? - zagadnął widząc jak szatynka otwiera oczy.
- Przeciętnie... wyglądam okropnie. - westchnęła kobieta przyglądając się swojej twarzy w lusterku auta.
- Gotowa na spacer? Nie mogę podjechać bliżej... - poinformował Malfoy parkując samochód na drodze. Domostwo rodziny Weasley'ów znajdowało się na wzgórzu, gdzie ciężko byłoby dojechać nie mając terenowego sprzętu.
- Tak, gotowa. - przytaknęła Hermiona i oboje wysiedli z auta. Kobieta denerwowała się przestępując z nogi na nogę i nerwowo zerkając w stronę domu, którego szczyt wyłaniał się zza ośnieżonego wzgórza.
- Poradzisz sobie. - chciał dodać jej otuchy blondyn. - Wyglądasz świetnie. - dodał zakładając sterczący kosmyk włosów za jej ucho.
- Nie musisz być miły... - westchnęła Hermiona przyglądając się swoim nieosłonionym przed mrozem dłoniom.
- Może chcę? - po tych słowach Granger wzruszyła jedynie ramionami i ruszyła łagodnym zboczem do Nory.

- Co ja najlepszego wyprawiam? - mruczał do siebie blondyn przyglądając się jak szatynka powoli pokonuje odległość dzielącą ją od Weasley'a. - Sam wpycham ją w ramiona rudzielca. Draco, co się z tobą dzieje? Bądź facetem! - karcił się mężczyzna nie spuszczając wzroku z pleców Granger.

- Granger, zaczekaj! Idę z tobą! - krzyknął w końcu blondyn i ruszył w stronę kobiety. Hermiona słysząc jego wołanie rozluźniła się lekko. Potrzebowała teraz jego wparcia, ale bała się poprosić go, żeby podążył za nią do domu jego wroga. Niestety na dźwięk głosu blondyna zbyt szybko się odwróciła co skutkowało poślizgiem i bolesnym upadkiem. - Nic ci się nie stało? - dopytywał Draco pomagając wstać szatynce.
- W porządku, tylko się potłukłam. - Hermiona lekko się skrzywiła otrzepując śnieg z płaszcza. Niestety dłonie miała sine i zimne.
- Dobrze, tym razem spokojnie i powoli. - poinstruował kobietę Draco i chciał ruszać pierwszy lecz Hermiona chwyciła jego dłoń. Zaskoczony zatrzymał się w pół kroku. - Masz lodowate dłonie.
- Zapomniałam rękawiczek... - przyznała Hermiona spuszczając wzrok i czekając na reprymendę.
Draco nie czekając na dalsze tłumaczenia chwycił obie niewielkie dłonie Granger w swoje i potarł je delikatnie. Następnie rzucił na Hermionę czar, który odseparował kobietę od ujemnej temperatury otoczenia.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się szatynka, kiedy chłód przestał do niej docierać.
- Chodźmy. - zdecydował blondyn. Oboje ruszyli w górę zbocza nadal trzymając się za ręce.
- Nie jest mi już zimno... - zauważyła szatynka jednak nie wysunęła dłoni z uścisku Malfoy'a.
- Ale możesz się poślizgnąć. - dodał Draco.
- To fakt. - Hermiona uśmiechnęła się do siebie. W zasadzie dotyk mężczyzny był kojący, dawał jej poczucie bezpieczeństwa i wsparcia.
Malfoy ukradkiem zerkał na zaróżowioną od marszu twarz Hermiony. Nie mógł uwierzyć, że zależało mu na jej szczęściu. Dopiero teraz zrozumiał dlaczego Hermiona postanowiła rozstać się z Ronem. Kochała go. Z miłości wybrała swoje cierpienie zamiast jego. W tym momencie, kiedy blondyn odprowadzał Granger pod drzwi Nory nagle coś do niego dotarło.
- Kocham ją... - wyszeptał, jednak słowa te rozpłynęły się w powietrzu i uleciały z chłodnym zimowym wiatrem, a on mógł jedynie obserwować jak znikają. Tak samo jak postać Granger, która zniknęła chwilę wcześniej za kuchennymi drzwiami.
Draco westchną, oczyścił jeden ze schodków i opadł na niego opierając się o barierkę. Był wykończony i nieszczęśliwie zakochany, a przed nim rozpościerał się przepiękny zimowy krajobraz doliny, który mógł obserwować z samego szczytu wzgórza.

Hermiona delikatnie otworzyła drewniane drzwi, które cicho skrzypnęły. Znów znajdowała się w ukochanym miejscu, które traktowała jak dom. Odwróciła się na chwilę i przez lekko oszronioną szybę obserwowała blondyna. Malfoy przez chwilę stał wpatrując się w nią, wiedziała, że pomimo zmarzliny dostrzega ją. Jego usta poruszyły się nieznacznie, niestety drzwi stanowiły barierę dla dźwięku, który pozostawił po sobie jedynie obłok pary wydobywający się z ust blondyna. Po chwili Draco usiadł na odśnieżonym stopniu i zmierzwił swoje włosy, które wkomponowały się w krajobraz... Kiedy się rozstali poczuła ucisk w sercu, niepokój, że może już nigdy nie poczuć jego uścisku. Zamyślona Hermiona przyglądała się swojej zaróżowionej dłoni, która pamiętała niedawny delikatny dotyk bladej skóry Draco...
- Hermiono?! - rozmyślania dziewczyny przerwało pojawienie się pani Weasley i jej entuzjastyczna reakcja.
- Dzień dobry, Molly. - przywitała się grzecznie Hermiona znikając w matczynym uścisku rudowłosej kobiety.
- A to dopiero niespodzianka?! Siadaj kochana, opowiadaj jak się czujesz. Napijesz się czegoś? Może jesteś głodna? - Molly jak zwykle troskliwie zajmowała się gościem.
- Dziękuję, ale wpadłam tylko z krótką wizytą, myślałam, że zastanę Ronalda. - westchnęła Hermiona.
- Kochaniutka, ależ oczywiście. Ten nieodpowiedzialny i okropny mężczyzna... - mówiła Molly, kiedy jej przerwano.
- Czyli mowa o mnie... - odezwał się głos zza pleców Hermiony, która natychmiast się obróciła.
- Oczywiście, że o tobie! - pani Weasley nie kryła irytacji. Hermiona podejrzewała, że Ron przyznał się do swoich czynów. - Nie tak cię wychowywaliśmy Ronaldzie.... - Molly groziła synowi palcem zupełnie jak za dawnych szkolnych lat. - Żeby robić coś takiego! I to komu? Naszej Hermionie?! - pani Weasley puściły hamulce i krzyczała i sił w płucach na swojego najmłodszego syna. W pewnej chwili zmieniła ton i zwróciła się do szatynki. - Hermiono, czy ktoś z tobą przyjechał?
- Ach, tak. Draco, przywiózł mnie tutaj i pomógł wdrapać się na wzgórze. - Hermiona wyjaśniła obecność obcego mężczyzny na werandzie, któremu rzez kuchenne okno przyglądała się kobieta.
- Malfoy tu jest? - skrzywił się Ron.
- Tak. To on namówił mnie, żebym z tobą porozmawiała. - przyznała Granger.
- Szlachetnie. - warknął rudzielec. - Ale niepotrzebnie przyjechałaś. To był błąd.
- Ronaldzie!! - oburzyła się Molly.
- Matko, czy możesz zostawić nas samych?! - zdenerwował się mężczyzna. Pani Weasley przez chwilę nie ruszała się z miejsca zastanawiając się czy dobrze zrobi zostawiając tak ważną sprawę w rękach syna, ale w końcu musiała dać za wygraną i wycofać się.
- Dobrze, zaniosę coś ciepłego panu Malfoy'owi, bo na tym mrozie nabawi się jakiegoś świństwa. - wyjaśniła Molly. Po drodze na zewnątrz zgarnęła ciepły koc z kanapy w salonie i dwa kupki gorącej herbaty z kuchenki.

Kiedy drewniane drzwi zaskrzypiały młody mężczyzna natychmiast stanął na nogi pewny, że to Granger, która jest jego wybawieniem przed gryzącym mrozem. Jakie było jego zdziwienie, kiedy zamiast młodej czarownicy zobaczył przyjaźnie uśmiechającą się do niego panią Weasley.
- Przyniosłam coś ciepłego do picia. - powiedziała niepewnie wyciągając w jego kierunku rękę z parujących napojem. Draco ochoczo przyjął herbatę i zrobił pierwszy łyk, który rozgrzał go od środka.
- Dziękuję pani bardzo. - skłonił się szarmancko mężczyzna.
- Proszę uprzejmie. Może usiądziemy? - zaproponowała Molly prowadząc blondyna na ławkę. Kiedy oboje przysiedli z kupkami herbaty okryła ich ciepłym kocem, który musiał mieć magiczne właściwości, bo nagle zrobiło się przyjemnie miło.
- Nie powinienem nadużywać pani gościnności... - speszył się Draco.
- Głupstwo. - machnęła ręką Molly. - To przyjemność przebywać w towarzystwie kogoś kto pomaga naszej kochanej Hermionie.

- Ronaldzie, Draco uparł się, że powinnam wysłuchać twojej wersji wydarzeń, chociaż oboje wiemy jakie są fakty. - mówiła szybko Hermiona próbując zachować spokój.
- Nie wierzę, że to on nakłonił cię do przyjazdu.
- Jest tu możesz go zapytać, ale chyba to nie jest najistotniejsze. Jest coś czego nie wiem? - Hermiona przyglądała się uważnie twarzy Weasley'a. Znała go wiele lat i wiedziała, że coś przed nią ukrywa. Wydawał się też żywszy i przytomniejszy niż podczas ich ostatniego spotkania.
- W sumie i tak w końcu się dowiesz. - westchnął rudzielec.
- O czym się dowiem? - zainteresowała się jeszcze bardziej Granger.
- To był Imperius. - w końcu wyrzucił z siebie Ron zakrywając twarz dłońmi. Hermiona przez chwilę milczała zaskoczona, ale po chwili wstała energicznie przewracając krzesło, na którym usiadła.
- Ginny!? - powiedziała podniesionym głosem szatynka na co mężczyzna jedynie pokiwał twierdząco głową.
- Nie powstrzymałem tego, jestem słaby. Ale walczyłem, chciałem walczyć, kiedy zobaczyłem ciebie... - Ron podszedł do Hermiony, chwycił jej twarz w dłonie i mówił patrząc jej prosto w oczy, które tak kochał.
- Ron... - głos szatynki załamywał się.
- Zraniłem ciebie i Harry'ego... - rudzielec przybliżył twarz do twarzy Hermiony tak, że teraz stykali się czołami. - Nie zasługuję na wybaczenie.
- Harry chyba już się z tobą rozmówił? - zapytała Granger odgarniając włosy z twarzy swojego ukochanego i odsłaniając soczystego siniaka.
- Należało mi się. - lekko uśmiechnął się Ron.
- Wybaczam ci Ron. - wyznała w końcu szatynka. - Chciałabym, żebyś dobrze mnie wspominał... - uśmiechnęła się nieśmiało Hermiona.

- Możemy już jechać. - poinformowała Hermiona wychodząc na zewnątrz, tuż za nią podążał Ron.
- Nie zostaniecie na obiedzie? - zmartwiła się pani Weasley.
- Lepiej już pojedziemy, dziękuję za herbatę, koc i rozmowę. - ukłonił się blondyn i ucałował dłoń Molly.
- Cóż za maniery. - zachwyciła się rudowłosa kobieta. - Założę się, że przy stole również masz nienaganne zachowanie. Ja nie mogę oduczyć Ronalda od jedzenia z otwartymi ustami...
- Mamo! - oburzył się Ron.
- Na nas już czas. - przerwała tę niezręczną dla wszystkich sytuację Hermiona. Uściskała Molly, Rona i oddaliła się wraz z blondynem.

- Dziękuję. - powiedziała szczerze Hermiona, kiedy siedzieli już w ciepłym aucie.
- Nic nie zrobiłem. - zapewniał blondyn odpalając silnik.
- Przeciwnie. - nie zgodziła się szatynka i pocałowała w policzek niczego nie spodziewającego się mężczyznę.

- Nareszcie jesteście. - kiedy tylko opuścili samochód stanęli oko w oko z Harry'm i Pansy.
- Jak się czujesz Hermiono? - Harry przytulał czule przyjaciółkę i szeptał jej do ucha pytanie.
- W porządku. Rozmawiałam z Ronem. - również szeptała szatynka.
- Może wejdziemy do środka? - zaproponował w końcu Draco irytując się wylewnym powitaniem tej dwójki.
- Draco, spokojnie. - szepnęła do niego Pansy.
Po chwili wszyscy ogrzewali się przed kominkiem w gabinecie Malfoy'a. Draco siedział za biurkiem i popijał Ognistą Whiskey. Harry siedział na fotelu przed kominkiem i również raczył się zaproponowanym alkoholem. Obie kobiety leżały na kanapie przed paleniskiem. Wszyscy żywo dyskutowali na temat zaistniałej sytuacji do momentu, gdy w gabinecie pojawiła się sekretarka Malfoy'a.
- Panie Malfoy, goście do pana.
- Jestem teraz zajęty. Nikogo nie przyjmuję. - odpowiedział krótko blondyn.
- Ale to ludzie z Ministerstwa. - powiedziała nieśmiało kobieta.
- Ministerstwo? Tutaj? - zdziwił się Draco, a wszyscy obecni patrzyli po sobie zaskoczeni. Kobiety podniosły się do pozycji siedzącej, a panowie odstawili drinki. - W takim razie proszę ich wprowadzić.
- Sami sobie poradzimy. - odezwał się nieprzyjemny głos Piusa Thicknesse'a. Tuż za nim do pomieszczenia weszło trzech mężczyzn, których Harry bez problemu rozpoznał jako swoich współpracowników.
- Czego tutaj szukacie? - odezwał się nieprzyjemnie Draco wstając i wychodząc przybyszom na przeciw.
- Jakie miłe powitanie. - prychnął urzędnik, a jego wzrok spoczął na kobietach.
- O co chodzi Thicknesse? - zapytał Harry stając przed Pansy i Hermioną.
- Mamy nakaz aresztowania. - Pius pomachał dokumentem przed twarzą Pottera.
- Nie pogrywaj ze mną. - ostrzegł brunet i wyszarpną pergamin z dłoni posłańca Ministerstwa Magii.
- Jaki uroiliście sobie powód mojego zatrzymania? - prychnął Draco.
- Tu nie chodzi o ciebie. - powiedział poważnie Harry podając dokument blondynowi.
- Nie o mnie? - zdziwił się Malfoy.
- Pannie Pansy Parkinson zostały postawione zarzuty uchylania się od wykonania wyroku. Oszustwo to obejmuje również pana, panie Malfoy. Niech oczekuje pan na wezwanie na przesłuchanie przed Wizengamotem w sprawie pomocy skazanej za śmierciożerstwo. - wyjaśnił z pełną satysfakcją Pius.
- Pansy jest pod nadzorem lekarskim. To jakieś nieporozumienie. - kłamał bez mrugnięcia okiem Draco. Przerażona Pansy chwyciła Hermionę za dłoń i ściskała ją z całych sił.
- Proszę nie.. - szeptała oszołomiona Pansy.
- Dawlish, odwołaj to całe przedstawienie. - rozkazał Potter.
- Niestety Harry. Rozkaz samego ministra. - wzruszył ramionami mężczyzna.
- Nie możecie zabrać jej do Azkabanu. - Draco stanął na drodze aurorom.
- Odsuń się Malfoy, bo narobisz sobie kłopotów. - warknął Thicknesse. - Zabierajcie ją i wychodzimy. - rozkazał i pierwszy opuścił gabinet.
- Savage co tutaj się dzieje? Dlaczego mnie nie poinformowano o akcji? - zatrzymał jednego z mężczyzn Potter.
- Harry, nie było cię ostatnio w biurze. - mężczyzna odpowiadał wymijająco i podszedł do Pansy, aby ją wyprowadzić.
- Zostaw ją! - krzyknęła Hermiona.
- Puśćcie mnie! Nie pozwólcie im mnie zabrać! Nie do Azkabanu.... - Pansy zaczęła histerycznie płakać.
- Draco, zrób coś... - Hermiona prosiła blondyna.
- Potter to twoi podwładni...
- Wszyscy podlegamy ministrowi....
- Pansy, wyciągniemy cię stamtąd! - zapewniała Hermiona.
- Proszę cię, Hermiono, ja tam nie przeżyję. - chlipała Pansy.
- Jak najszybciej. Wrócisz jak najszybciej. - zapewniała Hermiona, kiedy ich uścisk został zerwany.
- Ej, Potter. - odezwał się dyskretnie Williamson, najstarszy z aurorów. - To był donos prosto do ministra. - Wszyscy spojrzeli po sobie i porozumieli się bez słów. Każdy dobrze wiedział, kto był zdolny do tego typu zagrywek.
- Zaczekajcie! Jadę z wami! - zdecydował Potter. - Muszę natychmiast porozmawiać z Kingsley'em.
- Harry.... - odezwała się Hermiona.
- Zrobię co w mojej mocy. - powiedział z pełną determinacją Harry.
Kiedy Draco i Hermiona zostali sami zapadła niepokojąca cisza. Malfoy analizował po raz kolejny pismo, które skierowano przeciwko Pansy. Dopiero głośniejszy płacz Hermiony przywrócił go do rzeczywistości.
- Granger, spokojnie. Wszystko będzie dobrze. - pocieszał kobietę blondyn. Hermiona wtuliła się w jego tors mocząc mu koszulę.
- Nie znasz Ginny. To dopiero początek. - młoda kobieta nie mogła się uspokoić.
- Ale zdążyłem poznać Pottera. Zrobi wszystko dla osób, które kocha. - wyjaśnił Malfoy.
- Kocha? - Hermiona spojrzała zapłakanym wzrokiem na Draco.
- Nie mów, że nie zauważyłaś... - uniósł lekko brwi w geście zaskoczenia.
- Coś się działo, ale....
- Hermiono... - powiedział spokojnie blondyn. - Zaufaj mi i odpocznij. - powiedział Malfoy i wziął Hermionę na ręce.
- Co robisz?
- Idziemy się zdrzemnąć.

- Wygodnie ci? - zapytał , gdy ułożył Granger na jej łóżku i przykrył miękką kołdrą uprzednio zdejmując jej buty.
- Tak, bardzo. - powiedział smutno kobieta.
- To teraz śpij.
- Nie mogę spać w takiej sytuacji. - pokiwała przecząco głową szatynka, a jej oczach pojawiły się nowe łzy.
- A jeśli zostanę z tobą? - zapytał nagle Draco.
- Mógłbyś?
- Nam obojgu sen dobrze zrobi. - westchnął blondyn i ułożył się na brzegu łóżka. Więcej nie rozmawiali tego dnia. Hermiona usnęła wtulona w blondyna, a on zamknął ją w uścisku swoich ramion. Hermiona wbrew przekonaniom prędko zapadła w sen. Ostatnie godziny były dla niej bardzo emocjonujące. Draco natomiast czuwał nad nią. Przyglądał się jak śpi, jak oddycha spokojnie przez sen. Jak nawiedzają ją nieprzyjemne wizje podczas, których krzywi się nieznacznie. Dopiero, kiedy głaskał ją po głowie i szeptał uspokajająco wracał jej spokój.
- Draco. - szept Hermiony dotarł do uszu blondyna.
- Tak? - mężczyzna pochylił się, aby lepiej ją słyszeć.
- Chciałabym, żebyś napisał dla mnie mogę pożegnalną. - wyszeptała szatynka wlepiając czekoladowe spojrzenie w błękitnych tęczówkach Malfoy'a.
- Pożegnalną?
- Na mój pogrzeb. Chciałabym to usłyszeć.
- Chyba Potter powinien to zrobić. Albo Weasley. - wzbraniał się były Ślizgon.
- Tak, ale ty napisz swoją jedynie dla mnie...
- Dla ciebie... - powtórzył Draco i ucałował Granger w czubek głowy.



  • rozdział wyszedł zupełnie inny niż zaplanowałam - zdecydowanie dłuższy, bardziej ckliwy, romantyczny, zaskakujący? mam nadzieję... już wkrótce doczekacie się finału, ale cierpliwości, jeszcze sporo przed nami, wiele się będzie działo... cieszy mnie niezmiernie fakt, że będzie wam brakować tego opowiadania, to znaczy, że zyskało ono prawdziwych czytelników :) tak jak zapewniałam po zakończeniu historii 'I postanowiła umrzeć' chcę zrealizować miniaturki, na które nie miałam do tej pory czasu, a następnie rozpocząć nowe opowiadanie, które ma już ogólny szkielet; wszystko będziecie mogli znaleźć właśnie tutaj, pod tym samym adresem w dodatkowych zakładkach :) pozdrawiam i zachęcam do czytania oraz komentowania
           Katarzyna

7.08.2014

XXVI. Trochę szkoda

Draco do rana przeszukiwał pobliskie drogi, aż odnalazł samochód Weasley'a w zaspie. Nie był to dobry trop. Blondyn w tej chwili zaczął się jeszcze bardziej przejmować stanem Granger. Na szczęście po zbadaniu miejsca utknięcia samochodu nie znalazł żadnych śladów krwi, co mogło świadczyć, iż Hermiona była cała i zdrowa i o własnych siłach oddaliła się stąd. Malfoy pojechał, więc do najbliższego miasteczka. Znał je jak własną kieszeń, sam często przyjeżdżał tutaj, aby zaspokoić swoje.... wszelkie potrzeby. Tym bardziej nie było to miejsce dla Hermiony.

Tymaczasem poranek zawitał również do mieszkania Pottera. Mężczyzna już od dłuższego czasu siedział w skórzanym fotelu ze szklaneczką Ognistej Whiskey i przyglądał się pięknej kobiecie, która beztrosko spała w jego wielkim łożu. Słonko zaczynało już powoli wkradać się przed niedbale zaciągnięte zasłony i lada moment swoimi promieniami dosięgnie twarzy Pansy. Harry chciał, aby ta chwila trwała wiecznie, żeby nie było kolejnego dnia. Żeby zniknął świat istniejący poza tym mieszkaniem. Pociągając kolejny łyk whiskey westchnął zdając sobie sprawę, że są to jedynie pobożne życzenia, które nie mogą stać się rzeczywistością. Bał się również reakcji kobiety, w której się zakochał. Tak, Harry zakochał się w Parkinson, chociaż w szkole nigdy by siebie nie podejrzewał o coś takiego.
Jego rozmyślania przerwał kobiecy melodyjny głos okraszony poranną chrypką:
- Dzień dobry. - przywitała się nieśmiało Pansy siadając na środku łóżka i przyciskając do siebie fragment kołdry. Widząc ten gest Harry łobuzersko się uśmiechnął przywołując tym samym rumieniem na twarzy Pansy.
- Jak ci się spało? - zapytał odstawiając szklankę na stolik i podchodząc do brunetki. - Pięknie wyglądasz. - dodał całując ją prosto w usta.
- Harry, przesadzasz... - ciągle rumieniła się była Ślizgonka przygładzając sterczące kosmyki włosów.
- Ani odrobinę. - zapewnił Harry kładąc jedną dłoń na piersi, a drugą podnosząc ku górze w geście przysięgi.
- Długo już nie śpisz? - pospiesznie zmieniła temat Pansy.
- Jakiś czas... Śniadanie już czeka. - powiedział Harry i chciał wyjść, aby dać Pansy odrobinę prywatności by mogła się ubrać.
- Harry... - zatrzymała go Parkinson.
- Tak?
- To co się stało... - zaczęła.
- ... było cudowne i nigdy nie będę tego żałował. Kocham cię. - powiedział pewnie Potter. Zdążył dobrze przemyśleć to co zamierzał powiedzieć miłości swego życia zanim ta dołączyła do niego tego ranka.
- Kochasz mnie? - zapytała niepewnie Pansy jakby upewniając się czy to nie był wybryk jej wyobraźni.
- Bardzo. - przyznał Harry podchodząc do Pansy i chwytając ją za dłonie. - I to co jestem zmuszony zrobić nie zmieni moich uczuć, pamiętaj!
- Och... ja też! - rozpłakała się kobieta. - Ja też cię kocham Harry... to takie niesprawiedliwe. - chlipała brunetka.

Blondyn był głodny i zmarznięty. Chciał jak najszybciej odnaleźć Granger i wrócić do kliniki. W takich właśnie chwilach tęsknił za swoim zwykłym, nudnym i poukładanym życiem. Ale takie przestało ono być od momentu wkroczenia w nie Hermiony. Kobieta dogłębnie dawała o sobie znać i zakorzeniła się w historii życia Malfoy'a na dobre.
Wczesnym rankiem w okolicy otwarty był jedynie jeden lokal, niestety o wątpliwej renomie. Nie mając innego wyboru Draco wszedł do środka. Jakie było jego zdziwienie, kiedy tuż po przekroczeniu progu jego spojrzenie spotkało się z wyczekującym wzrokiem poszukiwanej szatynki. W mgnieniu oka pokonał dzielącą ich odległość, aby upewnić się, że faktycznie jego wędrówka dobiegła końca.
- No, nareszcie. Myślałam, że już nigdy po mnie nie przyjedziesz?! - powiedziała Hermiona czkając i popijając kolejny łyk ze swojej szklanki. Malfoy oparł się o bar przyglądając się wstawionej kobiecie. W tym momencie lekko zaniemówił.
- Ekhm.... - zreflektował się po chwili. - Co ty tu robisz?
- Starałam się utopić smutki w alkoholu. Niestety, te cholerstwa nauczyły się pływać! - Granger podniosła szklankę w geście toastu i wypiła zawartość do dna.
- Alkohol nie rozwiąże twoich problemów... - zauważył blondyn odsuwając szklankę i opadając na krzesło barowe.
- Jesteś dzisiaj jakiś niewyraźny, czerwone oczy... Piłeś? - zagadnęła kobieta zbliżając swoją twarz do jego bladego oblicza i przyglądając mu się uważnie. Przymykała w tym momencie jedno oko co prawdopodobnie ułatwiało jej widzenie obrazu w jednym wymiarze.
- Nie, nie chciałem iść do pracy i płakałem. - prychnął blondyn jednocześnie lekko uśmiechając się na widok wstawionej Granger, która martwi się jego stanem. Hermiona pokręciła głową z dezaprobatą.
- Kelner, dla mnie whiskey! - krzyknęła była Gryfonka,a  widząc srogie spojrzenie blondyna dodała. - A dla pana rachunek! - blondyn jedynie westchnął i wyjął portfel, aby uregulować rachunek, kiedy Granger raczyła się ostatnim drinkiem.
- Czekałaś tu na mnie? - Malfoy wrócił pytaniem do początku ich spotkania.
- Tak. Jechałam do kliniki, kiedy samochód odmówił posłuszeństwa. - wyjaśniła Hermiona.
- Wjechałaś w zaspę. - sprostował Draco na co Hermiona machnęła tylko ręką i pociągnęła olbrzymi łyk ognistego trunku.
- Chciałam zniszczyć samochód, ale jestem zbyt dobrym kierowcą. Zrobiłam to specjalnie. - zachichotała Granger.
- Powinnaś porozmawiać z Weasley'em. - powiedział niechętnie Malfoy krzywiąc się.
- Nie mam o czym. - poinformowała bojowo Hermiona. - Wiesz co mi zrobił?! - Granger uderzała palcem wskazującym w tors Draco.
- Wiem, że cierpisz...
- Cierpię? On wyrwał mi serce i przemielił ją przez maszynkę! - czarownica uderzyła pięścią o blat baru zwracając na siebie uwagę obecnych.
- I tak chciałaś go zostawić. Przecież po to tam poszłaś. - zauważył Malfoy.
- Tak, ale rozstanie miało uchronić go przed większym cierpieniem. Kocham go.... - Hermiona ukryła twarz w dłoniach ukrywając się jednocześnie za kurtyną włosów.
- W takim razie tym bardziej powinniście porozmawiać. - powiedział poważnie Malfoy. Jego postawa diametralnie się zmieniła. Natychmiast spiął się w sobie i zachowywał zdrowy dystans pomiędzy sobą, a pacjentką. Kiedy Hermiona chciała chwycić jego dłoń natychmiast ją cofną. Hermiona spojrzała na niego zbolałym wzrokiem i również wyprostowała się służbowo.
- Jedźmy więc.... - zdecydowała Hermiona odstawiając niedopitą szklankę na bar i wstając. Niestety jej próby samodzielnego poruszania się skończyłyby się upadkiem, gdyby nie szybka reakcja blondyna, który uchronił ją przed spotkaniem z podłogą. Nie całkiem przytomna Hermiona oparła się na ramieniu blondyna.
- Przepraszam, czy to pani tańczyła wczoraj na stole w samej bieliźnie? - zapytał jakiś mężczyzna, kiedy mijali jego stolik.
- Ja? W samej bieliźnie? - oburzyła się na głos szatynka opierając głowę o klatkę piersiową Malfoy'a. - On chyba za wcześnie wyszedł.... - dodała odrobinę ciszej kobieta, tak, że jedynie Draco mógł ją usłyszeć.
- Granger!? - Draco zareagował zaskoczonym okrzykiem.
- Ciiii.... - Hermiona położyła palec na ustach mężczyzny.
Dalszą drogę pokonali dużo szybciej, gdyż Draco chwycił Hermionę w ramiona i pomaszerował pewnie w stronę zaparkowanego samochodu. Dopiero pod drzwiami pasażera postawił wiotką Granger na nogi, aby otworzyć drzwi. Kiedy uporał się zamkiem szarmanckim gestem zaprosił byłą Gryfonkę do środka.
- Ale...! - zagroziła mu palcem Hermiona. - Ty nie należysz do mężczyzn, którym tylko jedno w głowie?
- Nie skądże. - odpowiedział blondyn.
- Trochę szkoda... - westchnęła Hermiona i wgramoliła się na siedzenie. Malfoy zmarszczył lekko brwi nie będąc pewnym czy dobrze zrozumiał intencję kobiety.
Przed zajęciem swojego miejsca za kierownicą, Draco wysłał patronusa do Pottera. Czas skończyć tę wycieczkę....
- Do Nory. - zdecydowała Hermiona zapinając pasy.
- Słucham?
- Mówiłeś, że powinnam porozmawiać z Ronem, a przy okazji pożegnam się także z Molly i Arturem. - wyjaśniła Hermiona.
- Powinniśmy najpierw odpocząć. - protestował Draco.
- Jedź! - powiedziała ostro Granger.
- Dobra, ale ty lepiej idź spać, chyba, że chcesz ich przywitać w stanie upojenia... - zauważył blondyn.
- Nie mądrz się... - warknęła Hermiona, ale posłuchała rady i za chwilę była pogrążona w głębokim śnie. Po krótkiej chwili również jej głowa spoczywała na ramieniu kierowcy. Draco zwolnił delikatnie i utrzymywał stałą prędkość, aby nie obudzić towarzyszki. Co chwilę spoglądał na nią z troską.
- Co u licha się stało? Przecież ona kocha Weasley'a... Powinien przestać o niej myśleć w ten sposób. - wiele myśli kłębiło się w głowie blondyna. W zapomnieniu nie pomagał dotyk i zapach Hermiony.
- Dziękuję Draco. - wyszeptała Granger nie otwierając oczu. - Że mnie odnalazłeś. - dodała wtulając się mocniej w blondyna i wdychając jego męski zapach.



  • w tym tygodniu posypały się w moim kierunku internetowe/blogowe nominacje; starałam się odpowiadać na część w komentarzach, ale pozostały mi jeszcze dwie: dziękuję Mii Vlad oraz Meggie Z. 




VII faktów o mnie:
1. Moim największym marzeniem jest wyjazd do Ameryki Południowej. Chciałabym zamieszkać wśród tubylców, gdzieś w małej mieścinie lub na wsi. Z dala od cywilizacji i wszystkich, których znałam dotychczas. Chciałabym się narodzić tam ma nowo...
2. Magister filologii polskiej - również jedynie człowiek omylny. Moje kręgi zainteresowań to literatura dawna i gramatyka historyczna.
3. Nie lubię gotować! Podobno nieraz dobrze mi to wychodzi, ale jest to dla mnie czynność konieczna jedynie do przetrwania.
4. Nałogowo kupuję buty i książki. Są to dwie kategorie rzeczy, którym nigdy nie mogę się oprzeć. 
5. Dwa razy w historii zdarzyło mi się rozpłakać na filmie. 'Rozpłakać' w znaczeniu, nie uronić łzę, a  beczeć na całego! ("Cinema Paradiso", "Gwiazd naszych wina").
6. Jestem samowystarczalna, tzn. wiele rzeczy wykonuję bez niczyjej pomocy: pomalować pokój, skręcić szafkę, zamontować baterię prysznicową, ułożyć glazurę? Proszę bardzo.... uwielbiam mierzyć się z czymś czego wcześniej nie robiłam i uchodzi to za mało kobiece. 
7. Moja siła psychiczna przewyższa fizyczną stukrotnie. Po wielu sytuacjach trudnych emocjonalnie potrafiłam zachować niezmierzony optymizm i wieczny uśmiech. Albo po prostu jestem doskonałą aktorką....


 kolejny rozdział oddaję w wasze ręce i czekam na szczere opinie :) pozbierałam przy okazji myśli i pomysły dotyczące obecnej historii i niestety już wkrótce dobiegnie ona końca; podejrzewam, że dobrnę do XXX rozdziałów + Epilog; w planach mam również publikację kilku miniaturek także nie zniknę tak zupełnie i nie dam wam od siebie spokoju :) w dalszej perspektywie mam również plan rozpoczęcia kolejnego opowiadania, na to jednak jeszcze za wcześnie....
pozdrawiam,
Katarzyna

1.08.2014

XXV. Ja ci wierzę

Harry Potter przemierzał kolejne alejki na osiedlu, gdzie znajdował się mugolski dom Hermiony. Młody mężczyzna nie był przekonany, że spotka tu swoją przyjaciółkę jednak potrzebował konkretnego punktu zaczepienia. Zrezygnowany stanął przed furtką niewielkiego domu porośniętego dziką roślinnością. Powoli zbliżał się do frontowych drzwi pokrytych wyblakłą już farbą. W jego uszu ciągle docierało ostre skrzypienie zerdzewiałej bramki. Od wielu lat nikt tu nie mieszkał. Sama Hermiona nie miała ochoty oglądać opuszczonego budynku i pozwoliła mu popadać w ruinę. Nigdy nie odważyła się spróbować zdjąć zaklęcia ze swoich rodziców. Takie magiczne manipulacje mogły skończyć się dla nich pomieszaniem zmysłów lub śmiercią. Kobieta z ciężkim sercem pozwoliła im żyć swoim życiem. Wiedziała, że są szczęśliwi żyjąc tak jakby nigdy jej nie było. Sama również wykreśliła ich ze swojego życiorysu.
Zrezygnowany i zdenerwowany Potter wszedł do domu, który zaczynał wyglądać wewnątrz jak Wrzeszcząca Chata. Od progu rzucił czar, który miał zlokalizować osoby znajdujące się w budynku. Nic się jednak nie stało. Mogło to oznaczać tylko jedno:
- Nie ma jej! - westchnął brunet opadając na zakurzoną kanapę. Wokoło jego osoby unosiły się gęste kłęby kurzu, które spowodowały napad kaszlu.
Harry doskonale wiedział, że nie powinien marnować czasu i ruszyć w dalszą drogę. Jednak coś mówiło mu, że Hermiona jest bezpieczna. On natomiast miał nie lada wyzwanie. Fakt, że nie jest ojcem dziecka Ginny spowodował, że zaczął poważnie zastanawiać się nad możliwością złamania Wieczystej Przysięgi. Harry doskonale wiedział jakie byłyby tego skutki lecz w zaistniałych okolicznościach.... Zrobił tak wiele dla świata czarodziejów, poświęcał się wiele razy, już dawno był gotowy na śmierć... Tym razem poświęcił się dla Hermiony i chyba o to chodziło! Dopiero teraz poczuł się jak prawdziwy bohater - poświęcenie w imię miłości.

Pansy Parkinson nie marnowała czasu i w przeciągu kilku minut znalazła się na Pokątnej. Nie chcąc niczego przeoczyć wchodziła do każdego napotkanego lokalu, zaglądała w każdy najmniejszy kąt. Nie chciała tracić nadziei, chociaż zawiodła się na Hermionie....
- Obiecała, że nie odejdzie! - mówiła do siebie Parkinson przepychając się przez tłum.
- Ktoś tu ma problemy z główką... - do uszu Pansy dotarło wrogie prychnięcie. - Wszyscy, waszego pokroju rozmawiają ze sobą? A może z wymyślonym przyjacielem? - rechotała Weasley wyłaniając się z tłumu i stając naprzeciwko zdyszanej Pansy.
- Weasley.... - skrzywiła się brunetka jakby poczuła coś wyjątkowo cuchnącego.
- We własnej osobie. Ale wybacz, nie mam ochoty wdawać się w dyskusje z kimś.... - zawiesiła głos. - ... takim... - Weasley machnęła dłonią jakby odganiała natrętnego owada.
- Uwierz, że twoja obecność również nie sprawia mi przyjemności. - syknęła Pansy marszcząc oczy.
- Świetnie. Zatem.... z przyjemnością dla nas obu udam się na przymiarkę mojej sukni ślubnej. - przechwalała się Ginevra.
- Chwileczkę, nie tak szybko! - Pansy zatrzymała rudowłosą chwytając ją za łokieć.
- Jak śmiesz mnie dotykać! - oburzyła się Weasley wyszarpując się z uścisku Parkinson.
- Harry wie, że to nie jego dziecko. - poinformowała bez ogródek była Ślizgonka.
- Wie też, że obowiązuje go Wieczysta Przysięga. - zaśmiała się Ginny. Zachowanie byłej Gryfonki było na tyle przerażające, że Pansy odsunęła się od niej na bezpieczną odległość.
- To ty jesteś chora... Zgnijesz w Azkabanie... - zagroziła Pansy.
- Nie sądzę by mój naiwny braciszek złożył na mnie doniesienie. - Weasley była bardzo pewna siebie.
- Jeśli nie on to my to zrobimy. - zapewniła Parkinson.
- Oskarżenie byłych Śmierciożerców i chorej umysłowo Granger mnie nie przestraszą.
- Harry też ma coś do powiedzenia w tej sprawie... - oburzyła się brunetka.
- Nie wątpię, ale byłby to jednocześnie jego wyrok śmierci, nie sądzisz? - zapytała beztrosko rudowłosa zupełnie jakby rozmawiały o kolorze szminki, a nie o życiu człowieka.
- Myślisz, że wygrałaś, ale.... - mówiła Pansy.
- Ja nie myślę, ja wygrałam... - podkreśliła ostatnie słowo Ginny jednocześnie zbliżając się do byłej Ślizgonki. - Radziłabym ci nie wścibiać nosa w nieswoje sprawy i trzymać ręce z daleka od Harry'ego. Dementorów zapewne zainteresuje fakt, iż nie przebywasz już w klinice. Czekają z niecierpliwością, żeby uściskać cię po długiej rozłące i ucałować...
- Nie ośmielisz się... - Parkinson zbladła.
- Możesz sprawdzić... - wyszeptała jej do ucha Weasley i odeszła uśmiechając się sztucznie do znajomych przechodniów.

Draco Malfoy jechał z prędkością jaką tylko był rozwinąć przy panujących warunkach atmosferycznych. Był zły! Chociaż zły to mało powiedziane - był wręcz wściekły! Nie wiedział tylko na co lub na kogo jest ukierunkowana jego agresja. Czy na Pottera i Pansy, na Weasley'a czy na uciekającą Hermionę? Może na samego siebie? Nie zastanawiał się, gdzie mogła uciec kobieta. Był pewien, że tak właściwie to nie uciekła, a jedynie wróciła do kliniki. Wierzył jej i miał nadzieję, że zachowa się jak stara, przewidywalna i rozsądna Gryfonka. Hermiona, którą znał nie skłamałaby bez względu na okoliczności.
- Błagam Granger! Bądź tam! - westchnął blondyn ostro skręcając na podjazd.
Po przeszukaniu budynku i terenów należących do kliniki zaszył się w swoim gabinecie. Był już środek nocy, a on ciągle nie otrzymał wiadomości od Pottera lub Pansy. Oznaczało to, że nikt nie natknął się na Hermionę.
Noc wydawała się nie mieć końca, a cierpliwość Malfoy'a nie była jego mocną stroną zwłaszcza, kiedy chodziło o Hermionę. W pewnej chwili blondyn zaczął się obawiać o jej zdrowie. Był środek zimy, a ona była gdzieś sama. Załamana i zdesperowana. Draco wpatrywał się w ciepłe płomienie skaczące w kominku. Czuł, że kobieta jest w pobliżu.
- Jest niedaleko! - powiedział pewnie Draco przekonując sam siebie do swoich racji. Energicznie podniósł się z fotela i ruszył w dalszą drogę. Miał zamiar sprawdzić pobliskie miejscowości i główne drogi. Podróż samochodem nie mogła trwać wiecznie, szczególnie, że Hermiona nie miała przy sobie pieniędzy.

Pansy zakończyła poszukiwania około dziewiątej wieczorem, kiedy to wszystkie witryny sklepowe zostały pozamykane, a wiecznie tłoczna ulica wyludniła się zupełnie. W tej chwili siedziała w Dziurawym Kotle i czekała na powrót Harry'ego z mugolskiej części Londynu. Kiedy kobieta siedziała zamyślona ukryta w najciemniejszym kącie baru do pomieszczenia wszedł wreszcie przemoczony brunet. Jednym ruchem strząchnął zbędne płatki śniegu ze swoich rozwichrzonych włosów. Przetarł zaparowane okulary i rozejrzał się po stolikach. Lokal był dość zatłoczony. O tej porze gośćmi były dość podejrzane osoby robiące interesy, o których nie wypadało mówić. Harry z trudem dostrzegł skuloną sylwetkę drobnej kobiety w kącie.
- Już jestem... - powiedział szeptem.
- Ooo... przepraszam zamyśliłam się. - powiedziała Pansy zwracając teraz całą swą uwagę na mężczyznę.
- Nic nie szkodzi. Jak poszukiwania? - zapytał Potter siadając na mało stabilnym krześle.
- Nikt nic nie widział... - westchnęła Parkinson.
- U mnie tak samo. - dodał Potter.
- Mam nadzieję, że Draco się poszczęściło.
- Gdyby tak było to już byśmy byli w drodze do kliniki. - zauważył Potter.
Pansy jedynie pokiwała głową na znak zgody. Była zmęczona, przemoczona, głodna i zdołowana rozmową z Weasley.
- Pansy, czy stało się coś jeszcze? - zapytał niepewnie Harry. - Wyglądasz na czymś dodatkowo zaniepokojoną.
- Przepraszam Harry, ale chcę się jedynie położyć. - zbyła pytanie bruneta była Ślizgonka i wstała od stołu.
- Chyba nie chcesz tu nocować? - zapytał Potter zatrzymując kobietę.
- Nie mam po co wracać do kliniki. Jutro z samego rana muszę sprawdzić kilka kolejnych miejsc. Tym razem nie będą tak sympatyczne. - skrzywiła się Pansy mając na myśli Śmiertelny Nokturn.
- Będę ci jutro towarzyszył jeśli chcesz, a tymczasem zapomnij o noclegu w tym miejscu. To zbyt niebezpieczne. - powiedział pewnie Harry rozglądając się wokoło. Od jego przybycia gości zdecydowanie ubyło. Był osobą rozpoznawalną i niemile widzianą przez podejrzanych handlarzy i wiedźmy.
- Dokąd idziemy? - zapytała tylko Pansy widząc, że na nic zdadzą się jej protesty.
- Do mojego mieszkania. Mam tam sporo miejsca. - uśmiechnął się Potter. - Będzie ci wygodnie i będziesz miała spokojną noc.
- Ale Weasley.... - przestraszyła się brunetka.
- Mój apartament jest specjalnie zabezpieczony. Jedyne osoby, które kiedykolwiek mogły z niego korzystać swobodnie to ja, Hermiona i niestety Ron. - wyjaśnił mężczyzna.
- Dlaczego niestety? Przecież to nadal twój przyjaciel. Był pod działaniem Imperiusa... - broniła rudzielca Pansy.
- Wiem, ale mimo to... to wszystko co zrobił Hermionie, mnie.... muszę to przemyśleć... - oznajmił Harry.
- Dobrze. Wierzę, że podejmiesz słuszną decyzję. - poparła bruneta Parkinson. Chwilę potem teleportowali się pod drzwi mieszkania Pottera.

- Czuj się jak u siebie w domu. - poinstruował gościa Harry przepuszczając Pansy pierwszą przez próg.
- Masz bardzo ładne mieszkanie. - powiedziała grzecznie kobieta zdejmując przemoczony płaszcz.
- Dziękuję. Gdyby to zależało ode mnie to pewnie wyglądałby zdecydowanie inaczej. - przyznał Harry.
- Weasley? - zapytała tylko brunetka wchodząc w głąb mieszkania i rozglądając się z ciekawością.
- Jak zwykle... - skwitował mężczyzna. - Napijesz się czegoś?
- Szczerze to umieram z głodu. - przyznała nieśmiało Pansy.
- Ja też! - ożywił się Potter.
- Sam gotujesz? - Pansy podążyła za młodym czarodziejem do kuchni.
- Bardzo rzadko. Nie jest to zjadliwe... - przyznał Harry czochrając swoje ciemne włosy. - Ale skrzat mi pomaga. Przygotowuje posiłki na cały tydzień i sprząta w weekendy.
- Hermiona o tym wie? - dopytywała się kobieta stając obok Harry'ego i przeglądając apetycznie wyglądającą zawartość lodówki.
- Wie... ale ile mi się za to dostało... w końcu przekonała ją kolacja mojego autorstwa. - zaśmiał się Potter decydując się na złocistego indyka i warzywa. - W końcu nie chciała, żeby żywił się samą pizzą.
- Czym? - zainteresowała się kobieta.
- Och.... musisz kiedyś spróbować. To mugolski specjał. Również niezdrowy co obłędny w smaku. - wyjaśnił mężczyzna rozmarzony.
- Może następnym razem zjemy to gdzieś? - zaproponowała Pansy.
- Jasne. Mam nadzieję, że z Hermioną.
- I Draco... - dodała niepewnie Pansy.
- Niech będzie. - machnął ręką Harry zajęty przygotowaniem posiłku.
Kolacja minęła im spokojnie i w ciszy. Oboje byli głodni i mieli swoje zmartwienia. W końcu kiedy się nasycili, odetchnęli na kanapie w salonie.
- Myślisz o Hermionie? - Potter skierował pytanie do kobiety, która oparła głowę o jego ramię. Oboje wpatrywali się w ogień w kominku.
- Właściwie to o Ginny... - westchnęła Pansy.
- Dlaczego o niej? - Harry spojrzał uważnie na towarzyszkę. - Coś się jednak stało?
- Spotkałam ją dziś na Pokątnej. - przyznała się młoda czarownica. Po tych słowach Harry wypuścił ze świstem powietrze. - Rozmawiałyśmy.
- Zdradzisz mi o czym?
- Harry... powinieneś coś wiedzieć. - powiedziała poważnie Pansy odsuwając się od mężczyzny.
- Brzmi groźnie.
- Harry, ja nie zostałam uniewinniona przed Wizengamotem. Draco pomógł mi. Zamienił wyrok w Azkabanie na leczenie w klinice. - kobieta z poważną miną wstała i ruszyła do wyjścia.
- Pansy! Hej, Pans zaczekaj! - zawołał za nią Potter. - Ale to wszystko co mi mówiłaś?
- To wszystko jest prawdą.... ale nikt mi nie wierzył... -spuściła wzrok na swoje stopy brunetka. Harry delikatnie uniósł jej podbródek zmuszając ją do spojrzenia mu w oczy.
- Ja ci wierzę! - zapewnił.
- Dziękuję. - powiedziała Pansy składając delikatny pocałunek na ustach Pottera. - Ale jeśli ktoś się dowie, że tak naprawdę... - pokręciła głową Parkinson. - Draco będzie miał kłopoty.
- Dlaczego nagle ktoś miałby się dowiedzieć? - pytał Harry wprost w usta Pansy. Nie oddalili się od siebie nawet na milimetr. Po chwili milczenia chłopak domyślił się kogo ma na myśli Pansy. - Ginny!?
- Dała mi dziś do zrozumienia, że nie zawaha się przed niczym... - rozmowa obojga przerodziła się w zmysłowy szept.
- Nikt cię nie skrzywdzi... - obiecał Harry.
- Ależ tak! Już niedługo... - zaprzeczyła Pansy. Widząc jednak niezrozumienie w spojrzeniu mężczyzny wyjaśniła. - Kiedy poślubisz tę kobietę.... - pokręciła z bezsilności głową.
- Ciii..... - uciszył ją Harry opierając swoje czoło o jej i ujmując drobną twarz Pansy w dłonie. - Nie myśl o tym. Nie dziś!
- Och, Harry! - westchnęła kobieta i poddała się namiętnym pocałunkom Pottera. Tej nocy nie mieli już rozmawiać o Ginny Weasley, ani o Hermionie... ta noc miała być dla nich. Być może jedyna... dlatego tak wyjątkowa.
- Obiecaj, że przyjdziesz na mój ślub. - powiedział poważnie Harry, kiedy zmierzali do jego sypialni. - To bardzo dla mnie ważne.
- Harry... zrozum to będzie okropne... - próbowała wyjaśnić Pansy przyjmując zachłanne pocałunki na skórze szyi.
- Błagam... - przez chwilę Harry przeszywał twarz Pansy wzrokiem przepełnionym miłością i pożądaniem.
- Dobrze... zrobię to dla ciebie.



  • jestem z rozdziałem! nie było mnie tak strasznie długo, że jestem przerażona; nie ukrywam, że przez to było mi ciężko wrócić do pisania, od kilku dni nosiłam się z tym, żeby w końcu przysiąść do pisania; wreszcie się udało! nie mogę w tym momencie obiecać regularności w dodawaniu rozdziałów, ale takich przerw jak ta - miesięczna nie będzie! wakacje to taki czas, kiedy wszelkie grafiki i plany zmieniają się jak w kalejdoskopie, a  nawet szybciej; moje życie, w tym momencie, to pasmo spontanicznych akcji; jutro znów wyjeżdżam - tym razem na mazury, mam nadzieję, że pogoda dopisze i opalę się ładnie (chociaż przy mojej karnacji i tak zawsze chodzę opalona) :D jak wrócę to postaram się dodać nowy rozdział - prawdopodobnie w okolicach końca następnego tygodnia... ogólnie to skończyłam remont, studia i jestem niezwiązana i niezobowiązana niczym... :D mam nadzieję, że wena dopisze :D a jak tam wasze plany wakacyjne? mam nadzieję, że nie zraziłam was moją nieobecnością :( dziękuję, że daliście mi do zrozumienia ile czasu mnie nie ma - naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, że ten czas tak szybko leci...
          Katarzyna