24.12.2013

Miniaturka 1.

- Dzisiejszej nocy przewidywane są obfite opady śniegu. Sroga zima się zaczyna! Zostańcie w domach i bądźcie z nami słuchając radia Potterwarta, a teraz przedświąteczne przeboje! - dobiegał głos z kuchennego odbiornika, kiedy Hermiona po orzeźwiającym prysznicu delektowała się gorącą kawą. 
Aktualna pogoda za oknem nie zapowiadała zbliżającej się śnieżycy. 
- Hermiono, wychodzę i podejrzewam, że dziś późno wrócę. Jesteśmy zawaleni robotą przed świętami. - poinformował Ron całując swoją narzeczoną przelotnie w policzek i upijając łyk jej kawy. - Jakie plany masz na dziś?
- Wybieram się do tutejszego szpitala, dzieciaki czekają na prezenty bożonarodzeniowe. - powiedziała z uśmiechem Hermiona.
- Mogłabyś zrobić sobie dzień przerwy. Siedzisz tam od rana do wieczora. Zrób coś dla siebie. - zaproponował Weasley. 
- Ależ to wszystko robię również dla siebie, przynajmniej nie jestem sama, kiedy ciebie nie ma całymi dniami. - westchnęła kobieta. 
- Jesteś za dobra... - pokręcił głową mężczyzna. - Aha, nie zapomnij o przystrojeniu domu. Dekoracje są na strychu. - powiedział Ron zanim zniknął w kominku.

Hermiona po wyjściu narzeczonego szybko się ubrała w ciemne dżinsy i ciepły turkusowy sweter. Założyła ciepły płaszcz, zgarnęła z szafki kluczyki od samochodu i wyjechała na ulicę prowadzącą do mugolskiego szpitala, gdzie była wolontariuszką. Kochała przebywać z dziećmi, do wielu z nich rodzice nie mogli często wpadać w odwiedziny. Szczególnie w tym czasie dzieci czuły się samotne, a rodzice nie mogli kupić im wymarzonych zabawek, bo leczenie pociech pochłaniało ich finanse. 

Hermiona z wielkim workiem przekroczyła próg szpitala i jak zwykle straciła poczucie czasu. Kiedy zorientowała się, że musi być już naprawdę późno pobiegła na parking przed szpitalem zapinając płaszcz. Nie chciała, żeby Ron pojawił się w domu przed nią. Mogłaby się założyć, że zacząłby robić jej wyrzuty, że interesuje się bardziej obcymi niż nim samym.
- O nie! - krzyknęła Hermiona na widok swojego auta, które było zupełnie zasypane białym puchem, a tego jeszcze przybywało. - Trudno, pójdę jakoś na skróty to powinnam zdążyć. - powiedziała do siebie brunetka i pomaszerowała pewnie w stronę domu.

Zdarzało się, że Hermiona pokonywała tę trasę na piechotę, więc większość miejsc była jej znana. Po ulicach kręciło się już niewiele osób. Poranne radiowe prognozy zaczynały się sprawdzać. Mróz  powoli zacinał i Hermiona strasznie zmarzła w dłonie oraz uszy. 
- Nie wytrzymam, muszę się nagrzać. - powiedziała do siebie i wstąpiła do pobliskiej kafejki. 

- Kochana, co ci podać? - zagadała do niej kelnerka z przesympatycznym wyrazem twarzy.
- Obojętnie, aby było gorące. - odpowiedziała szybko Hermiona pocierając dłońmi umrożone policzki i uszy.
- Już się robi. Ale co to za pomysł, żeby w taką pogodę nie włożyć czapki i rękawiczek? - zapytała na wpół z wyrzutem kelnerka. Kobieta oceniając po wyglądzie mogłaby być babcią Hermiony, więc jej karcący ton młoda kobieta odebrała jako bezinteresowną troskę.
- Mój narzeczony uważa, że płatki śniegu we włosach wyglądają bardzo romantycznie. - zarumieniła się Hermiona.
- I lubi patrzeć jak romantycznie zamieniasz się w bryłę lodu?! - oburzyła się kobieta. Hermiona zanotowała w myślach, żeby nigdy nie przyprowadzać tu Rona. Starsza kelnerka wyglądała na taką, która bez oporów mogłaby utrzeć nosa jej rudemu chłopakowi.
Hermiona korzystając z chwili samotności rozglądała się dookoła.
- Właściwie Ron nigdy nie zechciałby tu wstąpić. - powiedziała do siebie w myślach. - Podrzędny bar, mało wykwintne menu, plastikowe stoliki, nieee, to nie w jego stylu.

Hermiona pogrążyła się w swoich myślach i nawet nie zauważyła, kiedy dostarczono jej do stolika gorącą czekoladę z cynamonem. 
- Kochanie, coś się stało? - zapytała starsza kelnerka podsuwając w jej stronę gorący napój. 
- Nie, dlaczego pani tak uważa? - Hermiona odpowiedziała pytaniem obejmując parujący kubek zimnymi dłońmi.
-  Wyglądasz jakbyś była nieszczęśliwa. - odważnie zauważyła kelnerka. Hermiona speszyła się po tych słowach. Chcąc zmienić temat zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. W końcu wyjrzała przez wielkie okno i po przeciwnej stronie ulicy zobaczyła bezdomnego okrytego gazetami. Mężczyzna leżał pod ścianą i zaczynała pokrywać go coraz grubsza warstwa śniegu.
- Wie pani kto to jest? - zapytała Hermiona wskazując na bezdomnego.
-  Jest tutaj od kilku dni. Nigdzie się nie rusza, ale po dzisiejszej nocy pewnie go stąd wywiozą sztywnego. - powiedziała beznamiętnie kelnerka.
- Co pani mówi? - przestraszyła się Hermiona.
- Jeśli nigdzie się nie schroni to niezaprzeczalnie zamarznie. - westchnęła kobieta i wróciła do swojej pracy zostawiając zszokowaną Hermionę przy stoliku.

Minęło już bardzo dużo czasu odkąd Hermiona zatrzymała się na coś gorącego. Zupełnie przestała się przejmować, że jej narzeczony prawdopodobnie już dawno jest w domu i czeka ją awantura. Oczekiwała z nadzieją, że ten biedny mężczyzna wstanie i schroni się przed niechybną śmiercią. Jednak godziny mijały, a Hermiona nie potrafiła odejść z myślą, że kiedy ona będzie leżała w ciepłym łóżku inny człowiek umiera na ulicy z wychłodzenia.
- Przepraszam kochana, ale musimy już zamykać. - zaczepiła ją jedna z pracownic lokalu.
- Już? Która jest godzina? - zapytała zaskoczona dziewczyna.
- Zaraz 3... - powiedziała sennie kelnerka.
- O matko. - zerwała się na równe nogi Granger. Natychmiast rzuciła na stolik pieniądze regulując rachunek i wyszła na zewnątrz. Zamiast jednak skierować się wzdłuż ulicy i w końcu dotrzeć do domu, ta udała się prosto w kierunku opuszczonego mężczyzny.
Kiedy Hermiona ostrożnie zbliżyła się do nieznajomego zauważyła, że jest on cały mokry i zmarznięty. Ma na sobie zniszczone, brudne i nie pachnące ładnie ubrania. Czuć również było od niego alkoholem. Jakie było jednak jej zaskoczenie, kiedy wśród ułożonych wokół niego gazet dostrzegła strony Proroka Codziennego.
- Czarodziej? - szepnęła do siebie. Postanowiła zweryfikować swoje przypuszczenia. Potrząsnęła obcym mężczyzną, aby przywrócić mu świadomość. W jednej chwili oczy mężczyzn otworzyły się szeroko. Hermiona zaskoczona gwałtownością tego faktu cofnęła się krok do tyłu. Widząc jednak, że mężczyzna nie wykonuje żadnego gestu w jej kierunku postanowiła się odezwać:
- Przepraszam pana, ale proszę się obudzić. Zamarznie pan. - powiedziała ciepło Hermiona.
- Odejdź stąd. - powiedział zachrypniętym głosem spuszczając wzrok.

- Nie poznała mnie...? - pomyślał.

- Może pan umrzeć. Pomogę panu wstać. - nalegała Hermiona wyciągając w jego stronę dłoń. - Chcę panu pomóc. - dodała widząc zdezorientowany wzrok mężczyzny. Pomimo zarostu na twarzy i kosmyków jasnych włosów wystających spod czapki krystalicznie błękitne oczy zdradzały wiek mężczyzny. Na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie osoby w podeszłym już wieku o spojrzeniu dwudziestoparolatka. 

- Im szybciej się jej pozbędę tym lepiej... - pomyślał.

- Nie potrzebuję pomocy. - mężczyzna nie przyjął pomocnej dłoni dziewczyny i wstał o własnych siłach. Opierał się jednak o mur za swoimi plecami, co zauważyła szybko Hermiona.
- Jest pan ranny? Coś z nogą? - dopytywała się z troską.
- Nic mi nie jest. Możesz odejść. - wysapał mężczyzna.
- Odejdę jeśli pan pójdzie ze mną. - powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu. 

- Zupełnie jak w szkole... - pomyślał i uśmiechnął się pod nosem mężczyzna.

 - Cieszę się, że podoba się panu ten pomysł. - kobieta błędnie zinterpretowała uśmiech nieznajomego. Zanim mężczyzna zdążył zareagować chwyciła jego dłoń i zarzuciła sobie na ramiona. - Proszę się na mnie oprzeć. Mieszkam niedaleko.

- Kobieto, jestem brudny i cuchnę whisky... jak ty to znosisz...? - myślał.

Przez chwilę powoli maszerowali w milczeniu, w końcu mężczyzna się odezwał:
- Postępuje pani bardzo ryzykownie zabierając obcego mężczyznę do własnego domu.

- Może się przestraszy... - wpadł na pomysł mężczyzna.

- Umiem się bronić. - uśmiechnęła się pobłażliwie Hermiona. - O już jesteśmy.
- Nie mieszkasz sama. - zauważył mężczyzna widząc zapalone światła w domu, do którego zmierzali. Nagle drzwi wejściowe się otworzyły z rozmachem.
- Hermiona! - krzyknął mężczyzna stojący w drzwiach.
- Z narzeczonym. - wyjaśniła szeptem Hermiona.

- Matko, Weasley... - wściekł się mężczyzna.

- Gdzieś ty była? Szukałem cię w szpitalu. Znalazłem zasypany samochód. - krzyczał Ron. - I kto to w ogóle jest? - zwrócił w końcu uwagę na mężczyznę uwieszonego na ramieniu narzeczonej.
- Pomagam temu panu. Jest ranny i mógłby zamarznąć na ulicy. - wyjaśniła Hermiona jakby była to najzwyklejsza rzecz na świecie. Kobieta powoli wyminęła narzeczonego i weszła do domu.
- I rozumiem, że masz zamiar wpuścić obcego do mojego domu? - oburzył się Ron.
- Nie tylko wpuścić, ale zaproponować mu kolację, kąpiel i nocleg. I to nie jest tylko twój dom. - próbowała się nie zdenerwować kobieta.
- Hermiona, czy ty jesteś poważna? Przecież to pijak i pewnie złodziej. - próbował przemówić do rozsądku Hermiony rudzielec.
- Niczego bym od ciebie nie wziął. - warknął mężczyzna.
- Jak śmiesz tak się do mnie odnosić w moim domu! - krzyknął Ron.
- Dom jest w połowie mój, więc jeśli tylko będzie pan chciał to proszę wynieść moją część. Jedyne o co proszę to pozostawienie rzeczy tego pana. - powiedziała półżartem Hermiona. 
- Hermiono, czy ty siebie słyszysz? Co ja mam teraz zrobić?
- Połóż się spać. Jutro wcześnie wychodzisz do pracy. - powiedziała spokojnie dziewczyna.
- Żeby przez sen zabił mnie bezdomny szaleniec? - prychnął Ron.

- Nie kuś Weasley! - powstrzymywał się w duchu mężczyzna.

Hermiona spojrzała na swojego narzeczonego wściekle. 
- Nie pozwolę mu umrzeć na ulicy.
- Lepiej, żeby przez twoje dobre serce cierpieli najbliżsi, a nie obcy? 
- Sam czasem też mógłbyś okazać trochę współczucia i zrozumienia, szczególnie teraz, tuż przed świętami.
- Nie będę trwonił pieniędzy na zachcianki obcych dzieciaków, które i tak nie wiadomo czy dożyją jutra!
- Ron! Jak możesz? - Hermiona miała łzy w oczach.

- Oj, przegiąłeś Weasley... - zauważył mężczyzna siedząc przy kuchennym barze i przyglądając się sprzeczce narzeczeństwa.

- Rób co chcesz. Zanocuję u Harry'ego. Jak wrócę ma go nie być. - zagroził rudzielec i teleportował się tak jak stał. Hermiona natychmiast spojrzała na nieznajomego. Nie wiedziała jak zareaguje na nagłe zniknięcie Rona. Ten jednak wyglądał całkiem zwyczajnie i nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia.
- Jesteś czarodziejem? - zapytała nieśmiało Hermiona ocierając łzy.
- Jestem. A twój narzeczony powinien być ostrożniejszy. Mogłem być mugolem. - zauważył mężczyzna.

- Taaa, ja mugolem, żart to mi się udał.. - pochwalił siebie mężczyzna.

- Zrobię ci coś do jedzenia. - powiedziała Hermiona i machnięciem różdżki przygotowała gościowi kilka przekąsek. 
- Nie zostanę tutaj. - szybko zapewnił mężczyzna.
- Nalegam! - powiedziała Hermiona patrząc prosto w oczy przybyszowi. Sama przed sobą musiała przyznać, że przy tym człowieku czuła się swobodnie, jak przy kimś kogo znała od dłuższego czasu.
Mężczyzna widząc proszący wzrok kobiety złagodniał. Jej spojrzenie jeszcze wilgotne od łez powodowało powrót najgorszych wspomnień.
- Zawsze się tak kłócicie? - zmienił temat przybysz i zaczął jeść.
- Ostatnio, coraz częściej. - przyznała Hermiona nalewając obojgu soku.
- Dlaczego go nie zostawisz?
- Bo go ko.... - zaczęła Hermiona, ale przerwała w połowie zdania. Mężczyzna obrócił się na boki przekonany, że zamilknięcie kobiety było spowodowane czyimś cichym przybyciem. Kiedy jednak nikogo nie dostrzegł zapytał:
- Dlaczego nie dokończyłaś?
- Bo nie wiem. Nie wiem czy go kocham. Nikt nigdy nie skłonił mnie do takich przemyśleń. - przyznała szczerze.
- Czym się różnię od innych?
- Dziwne będzie to co powiem, ale czuję się jakbym znała cię od lat. Że mogę ci wszystko powiedzieć. - zawstydziła się Hermiona. - Może właśnie dlatego, że cię nie znam i wkrótce nigdy więcej nie zobaczę.

- Oj, Granger gdybyś tylko wiedziała ile lat mnie znasz... - westchnął zamyślony mężczyzna.

- Wybacz, zanudzam cię. Przepraszam, Pana. - poprawiła się w końcu kobieta.
- Możesz iść spać. Obiecuję, że jutro rano mnie nie będzie. - powiedział mężczyzna widząc zmęczenie na twarzy Hermiony. - I niczego nie ukradnę.
- Przepraszam za Rona. On tak nie myśli. - tłumaczyła się dziewczyna.
- Nie broń go. Nie każdy zdobył by się na to co ty. Wiem coś o tym. - wyjaśnił obcy.

W nocy Hermiona długo nie mogła zasnąć. I to nie dlatego, że wpuściła pod swój dach nieznajomego. Przyczyną jej bezsenności był jej narzeczony, a raczej uczucia, których nie mogła zidentyfikować kobieta. Hermiona zdawała sobie sprawę ze zmian jakie zaszły w jej Ronie od zakończenia wojny. Po tym jak świat czarodziejów odzyskał swoją dawną świetność młody Weasley stał się samolubny, dumny i skupiony jedynie na pracy. Rozpoznawalny we wszystkich liczących się kręgach wiele czasu spędzał na służbowych podróżach. Hermionie wydawało się jednak, że uczucie do niej, które narodziło się jeszcze w szkole zachowuje w nim cząstkę dawnego kochającego chłopaka. Nad ranem Hermiona usnęła z poczuciem bezsilności i braku jakiejkolwiek cieplejszej myśli o swoim narzeczonym.

- Hermiono, śpisz? - obudziło ją pukanie do drzwi sypialni. Kiedy kobieta otworzyła zaspane oczy zobaczyła dwie rozwichrzone, czarne czupryny.
- Harry? James? - zapytała z uśmiechem siadając na łóżku i zapraszając do środka swego przyjaciela i jego mniejszą wierną kopię - pierworodnego syna.
- Wszystko w porządku? - zapytał Harry widząc jej opuchnięte oczy.
- Ron nie był u was wczoraj? - zapytała również Hermiona.
- Był. Dawno wyszedł do pracy. Kazał mi wpaść po jego rzeczy. - wyjaśnił Harry.
- Po rzeczy? - zdenerwowała się Hermiona. - Zostawia mnie?
- Wyjeżdża służbowo. - uspokoił Harry.
- Ale Harry, jak to? Przecież dziś wigilia.. - zaniemówiła dziewczyna.
- Oczywiście czekamy z Ginny i Jamesem na ciebie wieczorem. - zapewnił Harry.
- Dziękuję Harry, ale... jak mógł mnie zostawić w święta...
- Hermiono, rozmawiałem z nim, ale to już nie ten sam człowiek... - posmutniał Potter.
- Muszę udekorować dom. - zmieniła temat Hermiona i chciała wstać z łóżka, zatrzymał ją jednak przyjaciel.
- Hermiono, nie możesz od tego uciekać. Kocham cię jak siostrę i nie pozwolę cię skrzywdzić i Ron nie stanowi tutaj wyjątku. - zapewnił Potter.
- Och Harry! - przytuliła przyjaciela Hermiona.
- Co masz zamiar zrobić z tym bezdomnym? - zagadał Harry.
- Pewnie go już nie ma... - westchnęła dziewczyna.
- Jak weszliśmy to był w kuchni. - poinformował Potter.
- Naprawdę? - Hermiona nie kryła zaskoczenia.
- Tak. Na pewno jesteś z nim bezpieczna?
- Spokojnie Harry. On potrzebuje pomocy. Nie zagraża mi. Idziemy skosztować świątecznych pierniczków? - Hermiona zwróciła się do Jamesa.

- Dzień dobry! - przywitała się Hermiona wchodząc do kuchni. 
- Miało mnie nie być rano. - zaczął się tłumaczyć nieznajomy.
- To pan tak powiedział. - uśmiechnęła się dziewczyna.
- Hermiono, my musimy już iść, Ginny przed świętami potrzebuje mojej pomocy. - wyjaśnił przyjaciel. 
- Tato, a pierniczki? - przypomniał James.
- Zapakuję ci kochanie. - Hermiona z uśmiechem wręczyła pakunek młodemu Potterowi.

- Harry mam do ciebie prośbę. - zaczęła kobieta, kiedy odprowadzała gości do drzwi.
- W czym mogę ci pomóc?
- Czy mógłbyś wysłać mi kilka swoich ubrań? Nie chcę pożyczać ich od Rona, a chciałabym coś zaproponować gościowi.
- Nie ma problemu, ale jak długo pozwolisz mu tu zostać? - pytał Potter.
- Jeszcze nie wiem.

- Szukałem lekarstw i chciałem wyjść zanim wstaniesz. - powiedział na progu gość.
- Są w szafce na górze. - podpowiedziała Hermiona.

- Coś się stało? - zapytał mężczyzna nie mogąc ukryć ciekawości.
- Ron wyjechał i nie wróci na święta. - powiedziała beznamiętnie Hermiona. - Mam nadzieję, że zostaniesz, nie chcę być sama.
- Masz przyjaciół. - zauważył nieznajomy.
- Marzę o świętach z rodziną. Ty masz rodzinę? - zapytała nagle.
- Nie mam.
- Możemy udawać, że nią jesteśmy. Przynajmniej przez najbliższy czas. - zaproponowała Hermiona z nadzieją w oczach.

- Kretynie, zabieraj się stąd póki jeszcze możesz! - krzyczał na siebie w myślach.

- Pewnie. - odpowiedział.
Po tych słowach Hermiona znacznie się rozpromieniła. 

- Jeszcze trochę w lewo, odrobinę w prawo, jeszcze trochę, o tak dobrze, zostaw w tym miejscu! - instruowała młodego mężczyznę Hermiona, kiedy ten przyczepiał świąteczne lampki. - Skończysz sam? Pójdę przygotowywać kolację. - poinformowała dziewczyna i zniknęła wewnątrz domu.

- Co ja tu robię? Dlaczego godzę się na to wszystko co wymyśla Granger? Dlaczego nie wracam do domu? - zadawał sobie pytania mężczyzna.

- Wracaj do domu i przygotuj się do kolacji. Ubrania masz w łazience. - krzyknęła do niego Granger z wnętrza domu. Praca szła sprawnie, mężczyzna dyskretnie wspomagał się czarami i po jeszcze kilku minutach mógł podziwiać swoje dzieło. Dekoracje wyglądały imponująco. Za instrukcjami Hermiony udał się do łazienki i wziął gorący prysznic.

- Pięknie pachnie. - powiedział wchodząc do jadalni i przyglądając się elegancko zastawionemu stołowi, z którego dochodziły przepyszne zapachy.
- Nie ogoliłeś się. - zauważyła Hermiona. - Dlaczego?
- Uwierz mi, tak będzie lepiej. - powiedział i odstawił kobiecie krzesło, aby mogła zająć miejsce przy stole. Sam usiadł naprzeciwko. 
- Dobrze wyglądasz. - zauważyła Hermiona obserwując mężczyzną w eleganckim garniturze.
- Ty również. - powiedział szczerze, obserwując smukłą sylwetkę Hermiony wyeksponowaną dzięki obcisłej szkarłatnej sukience sięgającej kolan i eksponującej ramiona oraz dekolt szatynki. - Mój ulubiony kolor. - wskazał na sukienkę.
- Szczerze mówiąc to mój też, ale Ronowi się nie podoba.
- Nie potrafi dostrzec prawdziwego piękna. - powiedział unosząc kieliszek wina i upijając łyk.

- Spójrz kogo komplementujesz, na głowę upadłeś? - pytał sam siebie.

- Opowiedz mi coś o sobie. - zaproponowała mężczyzna po kolacji, kiedy oboje siedzieli przed kominkiem i zajadali się pierniczkami popijanymi czerwonym winem. Hermiona pierwszy raz otworzyła się przed drugim człowiekiem. A ten obcy mężczyzna stał się w przeciągu ostatnich godzin bliższy niż jej narzeczony.
- Przypominasz mi kogoś. - powiedziała w końcu Hermiona. 
- Kogo? - zapytał niepewny czy chciałby poznać odpowiedź.
- Mnie. Wydaje mi się, że jesteśmy do siebie bardzo podobni. - wyjaśniła dziewczyna. - Tak samo samotni i nieszczęśliwi. - westchnęła.
- Czy w tej chwili czujesz się samotna? - zapytał biorąc ją za rozgrzaną dłoń.
- Przy tobie nie. - powiedziała Hermiona patrząc mu prosto w oczy. 

- Odsuń się od niej! Wyjdź z tego domu i nigdy nie wracaj! - rozbrzmiewały głosy w jego głowie.

- Pocałuj mnie. - powiedziała spokojnie patrząc na jego reakcję.
- Pragnę tego bardziej niż myślisz, ale musisz coś zobaczyć i wtedy zdecydujesz. - powiedział poważnie i wyszedł do łazienki.
- Nie wiem o co chodzi, ale mam dla ciebie prezent. - mówiła Hermiona powoli odwracając się w stronę mężczyzny wychodzącego z łazienki. - Co ty... co tu robisz? - powiedziała zaszokowana. Paczka, którą trzymała w rękach upadła pod jej stopy. 

- Czy to dla mnie? - zapytał podnosząc prezent z podłogi i prostując się tuż przed zaskoczoną kobietą. - Mogę otworzyć?

- M..M..M... - jąkała się Hermiona.
- Mogę?
- M..M..M..Malfoy? - zapytała drżącym głosem.

- Granger, może usiądź, jesteś strasznie blada. - powiedział Draco i posadził sparaliżowaną z zaskoczenia kobietę na kanapie. Sam kucną tuż przy jej kolanach i zamknął jej niewielkie rączki w swoich dłoniach. 
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - powiedziała patrząc na niego uważnie.
- Nie wpuściłabyś mnie nawet za próg swego domu.
- Nie masz gdzie pójść? - zapytała nieśmiało Hermiona.
- Oczywiście, że mam. Mam dom, który pomieściłby pięć lub dziesięć takich jak ten, ale.... - dużo trudniej było mówić, kiedy młody mężczyzna odzyskał swoją tożsamość.
- Co cię powstrzymało? Dlaczego zachowywałeś się jak przyjaciel? - nie rozumiała dziewczyna.
- Bo tak się w tym momencie czułem. I nie chciałem spędzać kolejnych świąt w wielkim pustym domu.
- Dlatego postanowiłeś zamarznąć na ulicy?
- To był przypadek. Spiłem się, szczerze mówiąc jak często ostatnimi czasy, nikt mnie nie szukał, bo nikt nie czekał w domu. Napadli mnie, pobili i okradli. Nikt się nie zatrzymał, żeby mi pomóc. Dopiero ty. - wyjaśnił Malfoy i wstał. - Powinnaś wiedzieć. A teraz, nie będę dłużej ciągnął tego przedstawienia i się pożegnam.

- I tak po prostu odejdę...dalej być sam... - przemknęło mu przez myśl.

- Nie, zaczekaj! - Hermiona wstała i szybko podeszła do mężczyzny, który stał już za drzwiami na ganku. - Nie odchodź. - dogoniła go.
- Ale już wiesz kim jestem...
- Wiem, ale ty wiedziałeś od początku i pomimo tego byłeś dla mnie przyjacielem, pomocą i wsparciem... Szczerze mówiąc nigdy bym się po tobie tego nie spodziewała, ale święta to czas cudów jak widać. - powiedziała uśmiechając się promiennie szatynka.
- Wyczerpaliśmy chyba limit cudów na kilka kolejnych lat... - zaśmiał się blondyn.

- Mogę wreszcie otworzyć ten prezent? - pytał jak mały chłopiec Draco.
- Chyba jednak ci się nie spodoba... - zrobiła kwaśną minę Hermiona.
- Pozwól, że sam ocenię. - nie dał za wygraną blondyn i rozpakował kolorowy papier. 
- To szalik. - wyjaśniła Granger.
- W barwach....Gryffindoru... - zaśmiał się Draco.
- Wybacz, nie wiedziałam. - zaczerwieniła się dziewczyna.
- Ładny. - powiedział Malfoy przerzucając go sobie przez szyję.
- Sama zrobiłam... - dodała ciszej szatynka.
- Naprawdę? - mężczyzna był mile zaskoczony. - W takim razie nigdy go nie zdejmę.
- Nie musisz. Rozumiem. Możesz go wyrzucić.
- Żartujesz? Pierwszy prezent od jedynej przyjaciółki? - oburzył się Malfoy.
- Przyjaciółki? Tak powiedziałeś?
- W święta nawet zwierzęta mówią ludzkim głosem. - zaśmiał się chłopak. - Sama mówiłaś, że wiele nas łączy.
- Hermiona Granger przyjaciółka Draco Malfoya. - powiedziała doniośle dziewczyna jakby czytała niewidzialny nagłówek gazety.
- Brzmi absurdalnie!  - powiedzieli oboje i naśmiewali się do łez. 

Po nocy spędzonej na żartach, przeprosinach, wspomnieniach i plotkach o starych znajomych przyszedł świąteczny poranek, który nie należał do najprzyjemniejszych.
- Hermiona? Co tu się dzieje?! - dwójkę młodych ludzi obudził głośny krzyk. Kiedy szatynka otworzyła oczy dostrzegła czerwonego na twarzy Rona, który przyglądał się raz jej, a raz budzącego się ze snu Malfoya. - Co on tutaj robi?
- Wesołych Świąt Weasley... - przeciągnął się blondyn. - masz wygodną kanapę.
- Wynoś się z mojego domu! Nie dotykaj mojej narzeczonej! - wrzeszczał wkurzony Weasley i pociągnął Hermionę za rękę w swoim kierunku.
- Ron, to boli... - próbowała wyrwać się kobieta.
- Co ty wyprawiasz? Spędziłaś z nim noc? - zasypywał ją pytaniami ściskając za nadgarstki. - Jak ty wyglądasz? Coś ty włożyła?
- Ron przestań... - prosiła Hermiona.
- Jeśli jej nie puścisz to przyjadą po twoje prochy! - zagroził Malfoy celując w rudego mężczyznę różdżką.
- Jeszcze tu jesteś? Co cię obchodzi brudna szlama?! - zapytał szyderczo Ron. Po tych słowach Hermiona się rozpłakała. 
Malfoy już otwierał usta, kiedy niespodziewanie od strony drzwi odezwał się znajomy głos:
- Dlaczego mnie o to nie zapytasz Weasley? - ostatnie słowo Potter wysyczał przez zaciśnięte zęby. Zaskoczony Ron puścił Hermionę odpychając ją gwałtownie od siebie. Zapłakana dziewczyna upadłaby na podłogę, gdyby nie szybka reakcja Malfoya, który złapał ją w silne ramiona.
- Harry? Ginny? Co wy tu robicie? - pytał zaskoczony Ron widząc rodzinę Potterów w progu jego domu.
- James, kochanie Mikołaj zostawił prezenty pod choinką. - odezwała się do swojego syna Ginny. - Odszukaj swoje i poczęstuj się pierniczkami w kuchni. My zaraz przyjdziemy. - powiedziała czule do swego syna pani Potter.
Kiedy chłopiec zniknął w innym pomieszczeniu odezwała się do swego brata i nie dało się odszukać w jej głosie ani odrobiny wcześniejszej matczynej słodyczy:
- Jak śmiesz traktować w ten sposób naszą Hermionę? Za kogo ty się uważasz? - mówiła do rudzielca z każdym słowem przybliżając się do niego z wściekłą miną odziedziczoną po niezastąpionej Molly Weasley. - Zostawiasz ją na święta! Interesujesz się tylko swoją mierną osobą! I masz jeszcze pretensje, że nie chciała czuć się samotna? Że znalazł się ktoś kto jej pomógł?
- Ale Ginny, to Malfoy? - bronił się Ron.
- Skoro go zaprosiła to musiała mieć powód. - powiedział poważnie Harry podchodząc do żony i kładąc dłoń na jej ramieniu. Wiedział, że jeszcze chwila, a Ginny wydrapie bratu oczy. Przez chwilę jego wzrok padł na Malfoy, ciągle przytulającego płaczącą Hermionę. Dostrzegł w jego postawie zmianę, w spojrzeniu jakim obdarzał jego przyjaciółkę było coś intrygującego.... czyżby ciepłego? Uczucie?

- Czy on ma na sobie moje ciuchy? - uniósł brwi zaskoczony brunet, ale nie wypowiedział tych słów na głos.

- Nie do mojego domu. - wypiął pierś Weasley.
- Skoro w twoim domu goście są niemile widzialni to zostań tu sam. W święta! - krzyknęła Ginny. - Malfoy ubierzcie się i zapraszam ciebie i Hermionę na świąteczny obiad. - zwróciła się do byłego Ślizgona. - Pójdę po Jamesa.
Kiedy Ginny wyszła z salonu w poszukiwaniu syna, a Draco wraz z Hermioną szykowali się do wyjścia Weasley pozostał sam na sam z Potterem.
- Nie wybaczę ci nigdy, że skrzywdziłeś Hermionę! - prawie syczał Harry, co spowodowało przerażenie na twarzy Weasleya.
- Ale Harry, jesteśmy przyjaciółmi!
- Nie wytykaj mi teraz przyjaźni. Sam o niej nie pamiętałeś niszcząc przez tyle lat Hermionę. - po tych słowach Potter wyszedł z domu, a tuż za nim wszyscy pozostali.

- Hermiono, czujesz się lepiej? - zapytała Ginny pijąc w spokoju gorącą kawę w kącie salonu państwa Potter.

- Tak, dziękuję ci. - uśmiechnęła się Hermiona obserwując małego Jamesa i Malfoya, który siedział z chłopcem pod choinką i razem otwierali prezenty.
- Harry pojechał zabrać twoje rzeczy. - wtrąciła rodowłosa. - Nie pozwoli ci wrócić do Rona.
- Nawet nie miałam takiego zamiaru. - westchnęła szatynka.

- Dziękuję za szalik ciociu Hermiono! - wykrzyknął James zakładając swój pierwszy szalik w barwach Gryffindoru.
- Przecież to prezent od Mikołaja! - udawała zaskoczoną Granger.
- Tak naprawdę to ja już od dawna wiem, że Mikołaj nie istnieje. - szepnął konspiracyjnie do blondyna mały Potter.
- Muszę ci się przyznać, że ja także. - powiedział poważnie Draco i obaj zachichotali.
- Też dostałeś taki szalik. Widziałem jak tu jechaliśmy. - powiedział spostrzegawczy chłopak. - Byłeś w Gryffindorze razem z mamą, tatą i ciocią?
- Niestety nie, ale to nie stanowi problemu.
- Ja bym chciał być w Gryffindorze. Ciocia mówi, że na pewno będę.
- Twoja ciocia jest bardzo mądra i wie co mówi.
- A w jakim ty byłeś domu? - zapytał z ciekawością James.
- W Slytherinie. - przyznał blondyn czekając na reakcję chłopca.
- Łał.. naprawdę? Jeszcze nie poznałem nikogo stamtąd. Wszyscy w rodzinie byli Gryfonami, ciocia Luna była w Ravenclaw, a ciocia Hanna, żona wujka Nevilla była Puchonką tak samo jak mama Teddy'ego. Znasz Teddy'ego Lupina? - rozgadał się chłopiec.

- O czym oni tak dyskutują? - odezwał się Harry, który wrócił do domu i zaskoczyła go reakcja syna, który zawsze rzucał się na ojca stęskniony, a tym razem był zbyt pochłonięty rozmową z Malfoy'em.
- O szkole, quidditchu.... Hermionie. - dodała z uśmiechem Ginny.

- Potter, Granger może zatrzymać się u mnie. - zaproponował Malfoy, kiedy został przez chwilę sam na sam z  gospodarzem domu.
Przez chwilę brunet przyglądał mu się podejrzliwie:
- Zostaw nam swój adres. Hermiona sama zdecyduje. - wyjaśnił Potter.
- Dobrze. Będę czekał. Dzięki za zaproszenie. - wyciągnął rękę w stronę Harry'ego,  który odwzajemnił przyjazny gest.
- Dziękuję w imieniu Hermiony.

Minęło kilka dni w przeciągu, których Hermiona postanowiła zostać jednak w domu swoich przyjaciół. Nie czuła się na tyle pewnie by stawać z walizkami pod drzwiami Malfoya, którego co prawda poznała na nowo.
- Hermiono, masz gościa. - powiedziała Ginny wpuszczając do domu blondyna.
- O cześć Draco! - krzyknął James, który latał po domu na swojej dziecięcej miotełce. 
- Witaj, James. Świetnie sobie radzisz. - pochwalił chłopaka Malfoy i przebił mu piątkę.
- James, nie możesz zwracać się do dorosłych po imieniu. - skarciła syna matka.
- Weasley... tzn. Potter jesteśmy kumplami. - powiedział blondyn puszczając oczko do małej kopii Harry'ego. Ginny tylko się zaśmiała i zabrała syna na górę, aby dać Hermionie trochę prywatności.

- Dawno cię nie widziałem. Myślałem, że skorzystasz z zaproszenia. - powiedział lekko rozczarowany mężczyzna.
- Nie chciałam sprawiać ci dłużej problemów swoją osobą.
- Hermiona, przestań. - powiedział poważnie. - Musiałem cię odwiedzić, bo zaczynało mi już brakować twojego towarzystwa. - przyznał szczerze. - No i chciałem ci wręczyć to. - podał dziewczynie niewielkie zawiniątko.
- To dla mnie?
- Prezent. Niestety nie robiony własnoręcznie. - mówił Draco, kiedy Hermiona rozrywała papier. - Są śliczne. Dziękuję. - powiedziała Hermiona na widok szmaragdowego szalika, czapki i rękawiczek.
- I nie waż się więcej wychodzić bez nich. - zagroził dziewczynie blondyn.
- Może wypróbujemy? Na spacerze? - zaproponowała Hermiona.

- Wyglądasz tak... Ślizgońsko... - zauważył chłopak głaszcząc Hermionę po policzku.
- Mam nadzieję, że to był komplement. - zaśmiała się kobieta patrząc w oczy blondyna.
- Nie mogłoby być inaczej.
- Ginny jest niemożliwa. - westchnęła Hermiona.
- Dlaczego? - Malfoy był zaskoczony.
- Sam spójrz. - wskazała palcem nad ich głowy, gdzie zwisał magiczny krzak jemioły.
- Chciała zapędzić tu Pottera. - zgadywał Draco.
- Pocałuj mnie. - powiedziała w końcu szatynka.
- Myślałem, że drugi raz już nie poprosisz. - uśmiechnął się szeroko blondyn i natychmiast pocałował z pasją i uczuciem stojącą przed nim Granger.

- Granger zawróciła mi w głowie.
- Straciłam głowę dla Malfoya. - obojgu kłębiły się w głowach podobne myśli. 


  • moja pierwsza miniaturka na blogu, mam nadzieję, że wyszła nie najgorzej; tak trochę zachowana w panującej atmosferze świąt; ja nie przepadam, ale wam życzę wesołych!
          dziękuję za ponad 100 tys. wyświetleń, jesteście cudowni!
          Katarzyna :*

20.12.2013

40. Kochajmy się!

- Dobra Malfoy, nikogo nie zabijemy, ale zastanówmy się co możemy zrobić. -  zdecydował Potter.
- Mów za siebie. - stanął po stronie blondyna Zabini.
- Ej, chłopaki! - uspokoiła towarzyszy Ginny. - Pomijając fakt, że popieram Ślizgonów... - ignorując minę Harry'ego kontynuowała Weasley. - uważam, że powinniśmy współpracować i się nie kłócić.
- W szkole nic nie zdziałamy... - zastanawiał się Potter.
- Racja. - przytaknął Zabini. - Więc musimy się stąd wydostać, bo powierzenie tej sprawy Ministerstwu to beznadziejny pomysł.
- Zawsze możemy polecieć, już kiedyś to zrobiliśmy. - zaproponowała Ginny.
- Mamy inne czasy, może McGonagall nam pomoże? - zaproponował Harry.
- Pewnie masz rację Potter, ale obawiam się, że będziesz musiał opowiedzieć jej o Hermionie. - wyjaśniła Dafne.
- McGonagall będzie chciała wyjaśnień, ale nie Dumbledore. - wpadł na pomysł Gryfon.
- Nie chcę cię martwić, ale on został zabity. - prychnął Malfoy.
- Pewnie żałujesz, że nie z twojej ręki? - zaatakował blondyna Potter.
- Nie chrzań Potter! - zdenerwował się Draco.
- Hej! Hej! Spokój! - krzyknęła Ginny.
- Zachowujecie się jak dzieci. - westchnęła Dafne. - I wy chcecie kogokolwiek wytropić?
- Stary, pójdziemy pogadać z portretem dyrektora. - poklepał Malfoy'a po ramieniu uspokajająco Zabini.
- Dobra, od czegoś trzeba zacząć. - nie widząc innego rozwiązania zgodził się Malfoy.
- Chodźmy od razu. - zdecydował Potter i wszyscy ruszyli do gabinetu dyrektorki.

- Zna ktoś hasło? - zapytał Harry.
- Dawno nas nie było, pewnie jest zmienione. - spochmurniał Zabini.
- Odsuńcie się. - rozkazała Ginny. - Prawa Grampa.- widząc zaskoczone spojrzenia pozostałych dodała - Dobrze, że nie kazała ich wymieniać.

- Puk, puk!
- Pani dyrektor, można? - zapytał Potter.
- Potter? Weasley? - zapytała zaskoczona McGonagall. Jej zaskoczenie było jeszcze większe, kiedy za dwójką Gryfonów zobaczyła jeszcze trójkę Ślizgonów. Przeczuwała, że mieszanka obecnych osób nie wróży nic dobrego. - Co się dzieje? Przysłał was, któryś z nauczycieli?
- Ależ nie pani dyrektor. My nie w sprawie szlabanu, nic z tych rzeczy. - wyjaśnił Zabini.
- Chcielibyśmy porozmawiać z profesorem Dumbledorem. - dodał Potter.
- Wszyscy? - dopytywała się kobieta. - Razem?
- Tak. Wszyscy razem. Czy to, aż takie dziwne? - powoli irytował się blondyn. - Mówiłem, że nic z tego. - dodał ciszej.
- Możemy zająć chwilkę profesorowi? - zapytał Potter.
- To ważne. - dodała pewnie Greengrass.
McGonagall jeszcze raz przyjrzała  się poważnym i zdeterminowanym twarzom swoich uczniów. Wiedziała, że podczas wyjazdu ich relacje się nieco zmieniły, ale nie sądziła, że ta grupa kiedykolwiek zawita w jej progi we wspólnej sprawie. I tą sprawą nie będzie szlaban za nielegalne pojedynki na korytarzu.
- Albusie? Albusie! - próbowała obudzić śpiący portret McGonagall jednak jej nawoływania na niewiele się zdały.  - Przykro mi chyba dzisiaj nic z tego. - wskazała na pochrapującą podobiznę czarodzieja.
- Dziękujemy pani profesor. - westchnął Harry i wszyscy tłoczyli się przy drzwiach, aby opuścić gabinet, gdy za ich plecami odezwał się dobrze znany wszystkim głos:
- Minervo, ja z nimi porozmawiam.
- Ale Severusie...
- Spokojnie, zostaw nas na chwilę samych. - uspokoił kobietę Snape.
- Dobrze. - powiedziała z rezygnacją McGonagall i opuściła swój gabinet nie wiedząc co się dookoła dzieje.
- Profesorze Snape. - skinął głową Malfoy.
- Draco. - przywitał się były dyrektor. - Co was  tutaj sprowadza?
- Chcemy otrzymać zgodę na opuszczenie szkoły. - wtrącił się Potter.
- Och, doprawdy? A od kiedy potrzebujecie czegoś takiego? O ile dobrze pamiętam zawsze radziliście sobie bez tego. - zakpił Severus.
- To inna sytuacja. Chcieliśmy się poradzić Dumbledore'a. - mówił Potter.
- Jestem tutaj w końcu po to, żeby też wysłuchiwać marudzenia uczniów, także nie mam wyboru, słucham.
- To nie jest dobry pomysł. - szepnęła Ginny.
- Zgadzam się z Ginny, wychodzimy. - poparł Harry.
- Może to nie jego szukaliśmy, ale nie możemy czekać. - zdecydował Malfoy.
- Chcesz mu powiedzieć? - pytał zaskoczony Zabini.
- Nie, ale może nam pomóc. - zauważył Draco.
- Ty z nim gadaj. - westchnął Potter kończąc krótką naradę.
- Zdecydowaliście już o co wam chodzi? - pytał poirytowany Snape.
- Profesorze, musimy odszukać pewną osobę. Niewiele o nim wiemy... - tłumaczył Malfoy.
- To czarodziej czy mugol? - pytał portret.
- Nie mamy pewności... - rozejrzał się po pozostałych blondyn. - Nie figuruje w rejestrze jako czarodziej, ale sporo wie o magii.
- Po co go szukacie?
- Zaatakował Granger w Londynie i to nie była zwykła napaść. - odpowiedział blondyn.
- Szlamę Granger? - dopytywał się wyraźnie zainteresowany Snape.
- Hermionę Granger. - poprawił dyrektora wściekły Potter.
- To oczywiste, że nie była to zwykła napaść. - powiedział Severus ignorując reakcję Pottera.
- Profesorze, może nam pan powiedzieć coś więcej? - zapytała nieśmiało Dafne.
- Wiem, gdzie powinniście zacząć szukać. - powiedział tajemniczo Snape.
- Gdzie? Ruszymy od razu. - zainteresował się Zabini.
- Potter, znasz adres. Zabierz znajomych na wycieczkę do domu ojca chrzestnego. - wypluł z siebie Snape. - Poinformuję dyrektor McGonagall o waszym wyjeździe.
- Dziękujemy. - pożegnał się blondyn widząc, że rozmowa jest już zakończona.
- Stwórzcie świstoklik. - dodał, kiedy młodzi czarodzieje wychodzili z gabinetu.

Zaraz po opuszczeniu gabinetu wszyscy udali się do swoich dormitoriów, aby spakować kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Nie wiadomo było w końcu jak długa czeka ich nieobecność w zamku.
- Za 10 minut na wieży astronomicznej. - zdecydowali.

- Ej, Draco wszystko pięknie, ładnie, ale chyba powinniśmy powiedzieć Hermionie. - zaproponował Zabini.
- Jest bystra domyśli się. - machnął ręką blondyn.
- Czego niby mam się domyślać? - odezwał się zdenerwowany głos Hermiony. Obaj Ślizgoni natychmiast odwrócili się w kierunku otwartych drzwi, o których framugę stała oparta dziewczyna i czekała na wyjaśnienia.
- Nie zamknąłeś drzwi? - pytał zirytowany blondyn.
- Trochę mi się spieszyło. - bronił się Zabini.
- Gdzie się wybieracie? - pytała Hermiona widząc spakowane torby.
- Ymmm.... nigdzie, my tylko sprzątamy...tak sprzątamy. - powtarzał się Blaise.
- Obrażasz mnie myśląc, że uwierzę w tą bajkę. - westchnęła Hermiona. - Nie wiem co kombinujecie, ale nie odstąpię was na krok zanim się nie dowiem.
- Hermiono proszę.... - prosił z bezradności Blaise.
- Granger, spakuj kilka najpotrzebniejszych rzeczy, wyjeżdżamy. - odparł Malfoy i wrócił do pakowania. Kiedy Hermiona zniknęła za drzwiami natychmiast odezwał się Zabini:
- Draco, co ty wyprawiasz? Hermiona będzie bezpieczniejsza w zamku.
- Nie odczepiłaby się od nas i poszła za nami, więc lepiej niech weźmie czego potrzebuje. Poza tym umiesz stworzyć świstoklik? - zapytał Malfoy.
- No, niee... - przyznał brunet.
- No właśnie. Ja też nie. I podejrzewam, że reszta towarzystwa wie na ten temat jeszcze mniej. - wyjaśnił blondyn.
- Już jestem. Teraz wyjaśnijcie mi wszystko. - wpadła do pokoju zdyszana dziewczyna.
- Po drodze. Już pewnie na nas czekają. - zdecydował Malfoy i całą trójką ruszyli na szczyt wieży astronomicznej. Pomimo późne godziny żadne z nich nie musiało się skradać, ani ukrywać. Wszyscy byli Prefektami Naczelnymi i mogli chodzić po korytarzach dużo dłużej niż reszta zamku.

- No nareszcie ile można na was czekać. - wykrzyknął Potter na widok Ślizgonów. Jego mina jednak zrzedła, kiedy z mroku wyłoniła się również Hermiona do tej pory ukryta za ich plecami.
- Hermiona? - nie ukrywała zaskoczenia Ginny.
- Po co ją przyprowadziliście? - oburzył się Harry.
- Dzięki Harry... ciebie też miło widzieć. - przewróciła oczami Hermiona.
- Hermiono, bezpieczniejsza będziesz w zamku. - podszedł do przyjaciółki Gryfon z zamiarem objęcia, jednak dziewczyna cofnęła się. - Wybacz. Ale widzisz? Nie poradzisz sobie jak przyjdzie czas, żeby stanąć oko w oko z Will'em. - Hermiona głośno przełknęła ślinę.
- Ale nie mogę zostać tutaj i zastanawiać się co się z wami dzieje. - mówiła płaczliwie Granger.
- Wiem, że Granger będzie ciężko, ale jest nam potrzebna. - zauważył Malfoy.
- Malfoy ma rację. - przyznała Ginny. - Z tego co mówiliście to tylko ona zna tego kogoś.
- I tylko ja potrafię stworzyć świstoklik. - powiedziała nieśmiało Hermiona.
- Dobrze, więc nie marnujmy czasu. - westchnął Harry. - Ale cały czas będzie cię miał ktoś na oku. - zagroził.
- Cieszę się. - przyznała Hermiona. W geście otuchy otrzymała przyjazny uścisk dłoni ze strony Dafne, co nie uszło uwadze zazdrosnej o względy przyjaciółki Ginny.
- Ekhm... zróbmy miejsce. Hermiona, do dzieła. - powiedziała Weasley stawiając na ziemi starego pluszaka.
- Portus! - wypowiedziała Hermiona celując różdżką w starą zabawkę, która na chwilę zabłysła niebieskim światłem, zadygotała, by w końcu znieruchomieć. - Gotowe. - powiedziała zadowolona z siebie dziewczyna. - Wylądujemy w parku. - poinformowała resztę.
- Gotowi? Na trzy... - zdecydował Potter. - Jeden... dwa... trzy... - i dłonie całej szóstki powędrowały w stronę świstoklika.

- Niezłe lądowanie.
- Ale ciemno!
- Gdzie jesteśmy? - z ciemności docierały głosy, jednak trudno było zidentyfikować do kogo należą.
- Wyjdźmy z tego gąszczu. - w końcu ktoś zdecydował.

- Dobra, co teraz? - zapytał Zabini, kiedy wszyscy wydostali się na zwykłą londyńską ulicę. Latarnie uliczne dodawały sytuacji ponurego nastroju, migocząc co chwilę lub trzaskając złośliwie.
- Podejdźcie ze mną. - poinstruował Potter. Kiedy wszyscy znaleźli się na chodniku, nagle spomiędzy budynków o numerach jedenastym i trzynastym zaczął wyłaniać się brakujący numer. - Witam was na Grimmauld Place 12.
Ślizgoni byli nieco zaszokowani jednak przytomnie weszli do środka za pozostałymi. Hol, jak i reszta domu był ponury, ciemny i zakurzony.
- Chodźcie dalej i starajcie się nie hałasować. - wyszeptał Harry i ruszył w głąb domu.
- Dlaczego? Ktoś tu jest? - pytał ciekawski Zabini.
- Zabini, nie gadaj tylko chodź. - ponagliła chłopaka Dafne, która nie kryła swojego przerażenia tym miejscem.
- No idę, idę. - mówił Ślizgon i rozglądał się ciekawie. Jego nieuwaga spowodowała przewrócenie wielkiej i włochatej nogi trolla, która narobiła ogromnego hałasu.
- No to się zacznie... - westchnął Harry, ale jego dalsze słowa zostały zagłuszone przez rozdzierający kobiecy krzyk.
- Co u licha?! - zakrył uszy Malfoy i wściekłością patrzył na Zabiniego.
- Wszyscy do kuchni. - przekrzyczał portret Potter.

- Zdrajcy krwii... plugawe szlamy... Tyyy! Bezcześcicie mój dom... Mieszańcy!... - w końcu krzyki ucichły, a za drzwiami pojawił się lekko zasapany Potter.
- Co to było? - pytała piskliwym głosem Greengrass.
- Poznaliście właśnie matkę Syriusza. - westchnął Harry.
- Blacka? To jego dom? - pytał zaskoczony Blaise i zaczął rozglądać się zachłannie, aby nie umknął mu żaden szczegół.
- Tak, teraz należy do mnie. - westchnął Potter i razem z Ginny zaczęli wypakowywać z plecaków jedzenie, które udało im się zdobyć w hogwarckiej kuchni.
- Słyszałem, że Walpurga Black była wybuchową kobietą. Musiała wam nieźle zaleźć za skórę. - prychał Malfoy. - Swoją drogą nie rozumiem, dlaczego nie zdjęliście jeszcze tego portretu.
- Próbowaliśmy, nic z tego nie wyszło. - wyjaśniła Ginny.
- Przynajmniej zawsze coś się dzieje... - zauważył Zabini próbując obrócić sytuację, której był przyczyną w żart.
- Może byłoby to śmieszne, gdyby nie obrażała nas za każdym razem, gdy tamtędy przechodzimy. - zamruczała Hermiona, której nikt nie usłyszał. Nikt prócz stojącego najbliżej blondyna.

- Nie dziwię się, że Snape odesłał nas właśnie tutaj. - zauważył Malfoy, kiedy wszyscy wdrapywali się na kolejne kondygnacje budynku i przeszukiwali poszczególne pomieszczenia.
- Dlaczego? - zainteresowała się Hermiona.
- Ten dom to legenda wśród członków arystokratycznych rodzin czarodziejów. - mówił Malfoy.
- Jeżeli coś ma związek z czarną magią, musiało mieć swój początek właśnie tutaj. - kontynuował z uwielbieniem Zabini, któremu na widok kolejnych starych portretów i tajemniczych zamkniętych pomieszczeń świeciły się oczy z ciekawości.
- Zabini, przerażasz mnie. - wtrąciła Ginny.
- Wśród Śmierciożerców ten dom uważany był za widmo. Wszyscy uważają, że albo nie istniał, albo dawno został zniszczony. - wyjaśnił zainteresowanie przyjaciela blondyn.
- Był doskonale ukryty... - wyjaśnił Potter.

- Może na dzisiaj wystarczy? Padam z nóg. - marudziła zmęczona Dafne siadając na skrzypiących schodach.
- Dobra, jest już późno. Kładźmy się, a jutro znów zaczniemy. Jak się podzielimy to pójdzie nam sprawniej. - mówił Zabini.
- Kilka pomieszczeń jest doprowadzonych do porządku, możemy się rozpakować. - wyjaśnił Potter.
- Ja zejdę jeszcze coś zjeść. - poinformowała Hermiona i ruszyła na parter. Minęło kilka chwil i wszyscy pozajmowali sobie wolne sypialnie. Malfoy jednak postanowił pójść w ślady Granger i zajrzeć do kuchni. Kiedy na palcach przechodził przez korytarz usłyszał głos Gryfonki. Był pewien, że wszyscy zostali na górze, więc natychmiast wyjął różdżkę i przyspieszył stając w drzwiach kuchni.
- Stworku, jak się masz? Pomożesz mi przyrządzić kolację? - pytała miło Hermiona.
- Szlamy, zdrajcy krwi plugawią dom mojej pani. Stworek, pilnuje sekretów wielkiego rodu Blacków. Dobrze, że jego biedna pani nie widzi tego szlamu... - skrzat mamrotał do siebie jednak na tyle głośno, że każdy znajdujący się w pomieszczeniu mógł go swobodnie usłyszeć.
- Skrzacie! - podniósł głos Malfoy. - Jak śmiesz zwracać się w ten sposób do czarownicy!? - słowa blondyna wprawiły w osłupienie nie tylko skrzata, ale również Hermionę.
- Panicz Malfoy! - rzucił się do stóp blondyna Stworek. - Proszę wybaczyć Stworkowi. Stworek służy rodzinie Blacków od pokoleń. Stworek dawno nie widział nikogo tak czcigodnego, takiego wielkiego, prawdziwego czarodzieja... - skrzat domowy prawie płakał z radości na widok Ślizgona.
- Stworku, rano czekamy na śniadanie dla WSZYSTKICH przybyłych. - zaakcentował przedostatnie słowo blondyn. - A teraz zejdź nam z oczu.
- Oczywiście paniczu, z przyjemnością. - skrzat skłonił się nisko i natychmiast zniknął.
Hermiona nadal była zdezorientowana jednak w porę oprzytomniała:
- Dlaczego go tak potraktowałeś?
- Kogo? Skrzata? - zapytał zaskoczony blondyn stając naprzeciwko Hermiony i pomagając jej robić kanapki.
- Tak jego. Byłeś niemiły. - zarzuciła mu Hermiona.
- A on był miły dla ciebie? - zadał pytanie blondyn i kontynuował nie oczekując odpowiedzi. - To tylko skrzat, wie gdzie jego miejsce.
- Malfoy! - oburzyła się Granger.
- No co?
- Właściwie to dlaczego on cię słuchał? Nie jesteś jego panem. - zainteresowała się dziewczyna.
- Poniekąd jestem. Należę do rodziny Blacków.
- No tak, ale Tonks też należała do tej rodziny, a jej nie usługiwał. Z trudem udaje się wymóc cokolwiek na nim Harry'emu.
- Jakby ci to wyjaśnić Granger.... Lubi mnie? - próbował zażartować Malfoy.
- Lubi? - prychnęła dziewczyna.
- Z tego co słyszałem to skrzat podziela poglądy swojej krzykliwej pani. Moja rodzina należała do sympatyków tej samej ideologii.
- Należała? - zapytała nieśmiało Gryfonka.
- Poznałaś moją matkę. I wiedz, że ona nie jest do ciebie uprzedzona.
- A ty? - przerwała Ślizgonowi.
- Ja jestem ci dozgonnie wdzięczny za uratowanie jej i teraz zrobię wszystko, aby uratować ciebie. Obiecałem. - wyjaśnił.
- No tak. Obiecałeś. - dziewczyna spochmurniała, bo jednak w głębi serca nie takiej odpowiedzi oczekiwała.
- Poza tym. Już ustaliliśmy, że nie będziemy nigdy przyjaciółmi. - dodał chłopak. - Ale cię nie nienawidzę.

***

- Witam wszystkich w jakże piękny poranek. - do uszu oniemiałych dziewcząt dotarł głos Malfoya rozpostartego nonszalancko przy kuchennym stole suto zastawionym smakołykami.
- Co tu się dzieje? - zapytała podejrzliwie Ginny.
- Draco, przygotowałeś śniadanie? - pytała z niedowierzaniem Dafne.
Blondyn chciał już coś powiedzieć jednak wyprzedziła go Hermiona:
- Żadna sztuka wykonywać rozkazy i wysługiwać się skrzatem. - nie patrząc na nikogo usiadła do stołu i nakładała sobie naleśniki.
- Zupełnie o nim zapomniałam. - westchnęła Ginny i poszła w ślady Hermiony.
- Co robiłeś cały ranek? - zainteresowała się Dafne, kiedy już we czwórkę siedzieli przy stole.
- Miałem parę rzeczy do zrobienia. - powiedział tajemniczo blondyn.
- Coś pożytecznego mam nadzieję? - upewniała się Weasley.
- Jasne. Zjedzcie w spokoju i zajmijcie się przeszukiwaniem salonu. Idę dołączyć do Pottera na górze. - zdecydował Malfoy wstając od stołu.
- Harry też już nie śpi? - zapytała zaskoczona Granger.
- Nawet gdyby spał to ten hałas i tak by go obudził. - wykrzywiła się Ginny, bo z korytarza dobiegł donośny brzęk, a za chwilę w pomieszczeniu pojawił się Zabini.
- Kto to tam w ogóle postawił? I co to jest? - rzucał pytaniami dookoła Blaise otrzepując się z kurzu.
- Ej, coś mi tu nie gra... - powiedziała nagle Hermiona podnosząc się z krzesła. - Mam wrażenie jakby czegoś mi brakowało...
- Faktycznie, jakoś tak.... - myślała Ginny. - ...za cicho.
Hermiona natychmiast wybiegła na korytarz i stała oniemiała pod pustą ścianą gdzie powinien znajdować się portret z krzyczącą kobietą.
- Co się stało? Gdzie on jest? - pytała zdezorientowana dziewczyna dotykając ściany i próbując znaleźć jakiś znak tłumaczący zniknięcie obrazu.
- Wyniosłem go na strych. Trochę tu nie pasował - powiedział spokojnie Malfoy stając za dziewczyną.
- Jak ci się to udało? Dumbledore próbował i nic się nie działo... - próbowała zrozumieć sytuację Hermiona.
- Powiedzmy, że Walpurga zapałała do mnie sympatią i zgodziła się zmienić miejsce swojego zwisu. - powiedział rozbawiony blondyn i dodał już całkiem poważnie - A teraz wybacz, ale czeka mnie małe spotkanko ze starą krewną.
- Co? - dziewczyna ciągle nie mogła pozbyć się zaskoczenia wymalowanego na twarzy.
- Ten portret i skrzat wiedzą więcej niż możesz sobie wyobrazić. A jak myślisz? Komu będą skłonne opowiedzieć kilka rodzinnych tajemnic? - pytał retorycznie Malfoy znikając na schodach prowadzących na górę.

- Nie pozabijajcie się dziewczęta, ja idę poszukać towarzystwa bardziej męskiego grona. - poinformował Zabini i zniknął za drzwiami salonu.
- Czego my właściwie szukamy? - denerwowała się Ginny przekopując się przez stare kredensy. Panna Weasley nie należała do osób cierpliwych. To czego potrzebowała miała dostawać natychmiast lub chociaż działać, cały czas działać. Bezczynne siedzenie bądź praca nie przynosząca efektów doprowadzały ją do szaleństwa.
- Czegokolwiek. Wszystkiego co mogłoby być wskazówką. - wyjaśniła Hermiona pochłonięta przeglądaniem starych pergaminów.
- Ten koleś pewnie już dawno zniknął, a my marnujemy tutaj czas. Nic tu nie ma. - poddała się Weasley.
- Skoro tak to wracaj do Hogwartu... - skwitowała jej wypowiedź Greengrass.
- Chciałabyś! - oburzyła się Ginny podchodząc do Ślizgonki. - Nie wiem co zrobiłaś Hermionie, ale nie odbierzesz mi przyjaciółki... - rudowłosa zaczynała się rozkręcać i podnosić głos. - I widzę jak patrzysz na mojego chłopaka...
- Ginny, co ty wygadujesz? - zareagowała Hermiona.
- To wszystko prawda, widzę co się dzieje. - zapewniała Ginny.
- Nic się nie dzieje. Dafne pomogła mi w ciężkich chwilach i dlatego jest mi bliska. Ale to ty zawsze będziesz moją małą, złośliwą, porywczą przyjaciółką. - zapewniła Hermiona przytulając Weasley z całych sił. Ginny była zaskoczona wylewnością brunetki, ale z uśmiechem odwzajemniła gest.
- Nie zamierzam zabierać ci przyjaciółki. Chciałam pomóc. Udzielić pomocy, której mnie nigdy nie udzielono... - powiedziała płaczliwie Greengrass i chciała wyjść z pokoju jednak zatrzymała ją Hermiona.
- Dafne... nie wychodź. Znamy się krótko, a każda przyjaźń potrzebuje czasu.
- Nie... - próbowała coś powiedzieć Ślizgonka.
- Pomogłaś Hermionie, to tak jakbyś pomogła mnie. - zapewniła Ginny i przywołała ruchem ręki Dafne z powrotem.
- Spróbujemy jeszcze raz? - zapytała obie dziewczyny Granger obejmując je za ramiona. Spotkało się to z nieśmiałymi uśmiechami i twierdzącym kiwaniem głową.
- Dafne... nie chcę być wścibska, ale jakiego rodzaju pomocy tobie nie udzielono? - zapytała nieśmiało Ginny.
- Podczas wojny byłam zamknięta w naszej rezydencji razem z siostrą... - zaczęła swoją opowieść blondynka siadając na środku salonu, na wydeptanym dywanie. Pozostałe dziewczęta poszły jej śladem. Widząc, że wspomnienia sprawiają wiele cierpienia i smutku dodawały otuchy uściskami dłoni. - Matka była bardzo chora, wiedziała o tym dlatego nie broniła się, kiedy napadnięto nasz dwór. Wolała szybką śmierć na skutek klątwy niż, powolne umieranie na szpitalnym łożu.
- Mówiono, że wasz dwór został spalony, a wy cudem zostałyście uratowane... przez czarodzieji z naszej strony. - wtrąciła się Ginny.
- Został podpalony przez kogoś z waszej strony, gdzie spłonęło również ciało mojej matki. Ale było to tylko zniszczenie dowodów na okropności, którym dopuszczali się ci rzekomo poczciwi obywatele, którzy byli na tyle wyrozumiali, aby uratować mnie i Astorię z pożaru i dać szansę na odkupienie zbrodni rodziców. - Dafne w tym momencie zamilkła i rozpłakała się na dobre. Pod wpływem impulsu Ginny objęła ją ramieniem i mocno przytulała. Hermiona nadal siedziała naprzeciwko Ślizgonki i trzymała ją za ręce. Kiedy Dafne trochę się uspokoiła, kontynuowała:
- Wydał nas własny ojciec... - zaszlochała. - Nigdy nie był wzorem cnót, ani miłości rodzicielskiej, ale pod wpływem tortur zdradził położenie naszej rezydencji. Sam później zginął z ręki Voldemorta, który dowiedział się o jego zdradzie. - ostatnie słowa Greengrass wypowiadała ze złością i odrazą, krzywiąc się na wspomnienie o ojcu.
- Co się stało przed pożarem? - zapytała cicho Hermiona.
- Hermiono, pomimo tego, że Draco nie przyszedł na czas, by ci oszczędzić najgorszego to i tak moja sytuacja wyglądała jeszcze gorzej.
- Nie! - zakryła usta dłońmi Hermiona i zaczęła płakać.
- Dafne, co oni ci zrobili? - ostatkiem sił trzymała łzy na wodzy Ginny.
- Przechodziłam przez to samo piekło przez wiele dni. Powtarzało się to w dzień i w nocy. Nikt nie wiedział, gdzie się ukrywałyśmy i nie było szans na pomoc. - po tych słowach młode kobiety zanosiły się od płaczu. - Na szczęście, - Dafne trochę się uspokoiła i na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech. - otrzymano informacje o ostatecznej bitwie na błoniach Hogwartu. Początkowo chcieli nas spalić. Zabić lub żywcem wrzucić w płomienie. Sama nie wiem, było mi wtedy wszystko jedno. Właściwie chciałam umrzeć.
- Ale żyjesz i my nie pozwolimy cię skrzywdzić. - zadeklarowała pewnie Weasley.
- W szeregach Śmierciożerców nie ma przyjaźni. Po wojnie nikt się nami nie interesował. Nie wiem jak to się stało, ale wróciłyśmy do Hogwartu i teraz to on jest naszym domem.
- I rodziną. - dziewczyny uścisnęły się po raz kolejny.
- Ginny, ja nigdy nie podrywałam Pottera... - mówiła pociągając nosem Greengrass.
- Nie martw się tym. Każdy to wie, ale Ginny musi przejść przez etap zazdrości o swojego "złotego chłopca" przy znajomości z każdą kobietą. - zażartowała Hermiona, co spowodowało szczery śmiech u obu pozostałych dziewcząt.

- Ej, Blaise, coś ty im zrobił? - zapytał niepewnie Malfoy zatrzymując się jak wryty w progu salonu.
- Komu? - nie wiedział o co chodzi brunet, ale kiedy dotarł do blondyna jego również zaskoczył widok jaki zastał.
- Co się dzieje? Czemu tu stoimy? - zapytał Potter przepychając się do przodu i widząc powód zamieszania. Na środku salonu, na podłodze siedziały trzy młode kobiety pogrążone w rozmowie, raz wybuchające niepohamowanym płaczem zaś za chwilę zaśmiewające się do rozpuku. Wszystkie trzy, jeszcze niedawno nie przepadające za sobą teraz wyglądały jak najlepsze przyjaciółki.
- Piękne panie, co się dzieje? - odezwał się w końcu Zabini wchodząc do środka. Dziewczyny tylko spojrzały po sobie i nic nie odpowiadając wstały z zakurzonego dywanu.
- Znaleźliście coś? - zapytała Hermiona zmieniając temat.
- Dużo więcej niż coś. Ale to wszystko zasługa Malfoya. - przyznał niechętnie Harry.
- Kwestia jednej długiej i nudnej rozmowy. - wzruszył ramionami blondyn.
- Dobra nie bądź już taki skromny. Opowiadaj. - ponaglał Zabini.
- Dobrze, że tutaj jesteśmy, bo będzie łatwiej wyjaśnić. - zaczął Malfoy podchodząc do drzewa genealogicznego rodu Blacków pokrywającego ściany salonu. - Jak widzicie większość rodów czarodziejskich krzyżowała się, w którymś miejscu z rodem Blacków. Nie wszyscy byli tak uwielbiani jak ja... - monolog Ślizgona spotkał się z prychnięciami ze strony Ginny i Hermiony. - Niektórzy jak widzicie zostali wydziedziczeni. Przyczyny były różne...
- Tak, wiemy. Ci, którzy związali się z mugolami lub czarodziejami półkrwi, inni pomagający zdrajcom, pomagający mugolom lub nie uznający "świętej" zasady czystości krwi. - wyrecytowała Hermiona.
- Tak. Ale to nie wszystko. Pominęłaś jedną kwestię Granger. - zauważył Malfoy podchodząc do schematu drzewa.
- Marius Black. Wyklęty z rodu. Charłak. - wskazał wypaloną plamę na ścianie blondyn. - To nie zależało od niego, ale taka rodzina jak ta nie mogła pozwolić na splamienie honoru.
- Z pamiętników Mariusa Blacka dowiadujemy się, że wcześnie został wyrzucony z domu. - kontynuował Potter. - Chciał od początku wrócić do rodziny i szukał wszelkich sposobów na odzyskanie mocy.
- Po kilkunastu latach jego chora wyobraźnia stworzyła niczym niepoparty scenariusz, że charłak rodzący się w rodzinie czarodziejów traci swą moc na rzecz dziecka mugoli, które nagle zaczyna objawiać zdolności magiczne. - pokrótce wyjaśnił Draco.
- Ale co to ma wspólnego z naszą sytuacją? - zapytała wojowniczo Dafne. Dziewczyny stały cały czas naprzeciwko chłopaków trzymając się za ręce, na co panowie przestali po jakimś czasie zwracać uwagę.
- Z długich i nużących opowieści Walpurgii można było wysnuć tezę, że poszukiwany przez nas Will pochodzi z wielkiego klanu Blacków. - odpowiedział spokojnie blondyn.
- Co takiego? - nie dowierzała Hermiona.
- Na domiar złego jest bliskim kuzynem Pottera. - dorzucił Malfoy.
- Tego mogłeś sobie oszczędzić. - odparł zdołowany Harry.
- Dlaczego? Twoja babka była siostrą tego świra Mariusa, a od niego się zaczęła ta szopka z zapładnianiem szlam. - wypalił Malfoy.
- Co?! - krzyknęły na raz Hermiona, Ginny i Dafne.
- Szalony krewny Pottera... - zaczął szyderczo Draco.
- Nie zapominaj, że ty też jesteś na tym drzewie. - zawarczał przez zęby Gryfon.
- W każdym razie Will jest potomkiem... - ostre spojrzenie Pottera. - ... Mariusa Blacka, charłaka. I jak widać próbuje odzyskać moc, której dawno w jego gałęzi nie ma.
- Co mówiłeś o... - Hermiona przełknęła ślinę. - zapładnianiu szlam?
- Ich teoria opierała się na przekonaniu, że tylko stworzenie łączące w sobie krew przodków, czyli charłaka i krew posiadającą magiczne zdolności, gdzie nie odnotowano jakichkolwiek wcześniejszych śladów magii w rodzinie szlamy... ekhm...osoby pochodzącej z niemagicznej rodziny, może przywrócić moc na rodowy tor.- poprawił się Malfoy.
- Dlaczego wybrał akurat Hermionę? - pytała Ginny.
- Gdybym musiał spłodzić dziecko to Granger nie byłaby złym wyborem. - zauważył Malfoy.
- Och, dzięki. Naprawdę. - oburzyła się Hermiona, ale również nieznacznie się zarumieniła.
- A tak na poważnie to ciężko jest znaleźć kogoś kto nie ma jakichkolwiek, śladowych nawet korzeni magicznych. Magia nie bierze się z powietrza. Bywa głęboko uśpiona, ale z czasem się budzi. - wyjaśnił blondyn.
- Na szczęście koleś osiągnął swego celu. - zauważył Potter.
- Chyba, że Granger jest w ciąży. - zauważył Malfoy.
- Hermiona? Jesteś w ciąży? - po pytaniu Zabiniego wszystkie oczy utkwione były w brzuch Gryfonki. Jedynie spojrzenie stalowoszarych tęczówek było utkwione w twarzy dziewczyny.
- Zwariowaliście? Jasne, że nie jestem. - Hermiona stanowczo zaprzeczyła.
- Jesteś pewna? Może powinnaś pójść do lekarza, sprawdzić to? - dopytywał się Zabini.
- Ej, wiem to. Mam okres jasne?!
- Aaaa, dobra... - speszył się Blaise. - Rozumiem, wierzę.
- Wiemy, o co mu chodziło, ale gdzie go znajdziemy? - zwróciła uwagę Ginny.
- Jutro nad ranem wyruszymy do domu Mariusa Blacka. Znaleźliśmy go na starych, nigdy nie otwartych listach do jego matki. Tam zaczniemy. - zdecydował Potter.
- To był męczący dzień, pójdę się położyć. - zdecydowała Dafne i poszła do sypialni. Zabini również zniknął za Ślizgonką. Harry i Ginny wymknęli się na zakupy, aby przygotować ich na podróż.
- Co masz zamiar teraz robić? - zagadał Draco.
- Napawać się ostatkami złudnego bezpieczeństwa. - mówiła cicho Hermiona.
- Boisz się? - zapytał łagodnie Ślizgon.
- To mało powiedziane. - pokiwała głową z rezygnacją dziewczyna. Oboje siedzieli ramię w ramię na ziemi opierając się plecami o kanapę, która była dziurawa przez żerujące w niej bahanki.
- Jesteś Gryfonką, bohaterką magicznego świata, poradzisz sobie... - próbował pocieszać Hermionę blondyn.
- Wszyscy tak myślą, że jestem twarda. - Gryfonka zakryła twarz dłońmi.
- A nie jesteś?
- Malfoy, jak to się dzieje, że tylko tobie mogę powiedzieć jak strasznie się boję? Boję się każdego zakrętu, każdego cienia, boję się samej siebie, swoich reakcji. - młody Malfoy zauważył, że Granger zaczęła płakać. Nie widział jej twarzy, ale czuł jak jej ramiona drgają pod wpływem kolejnych szlochów.
- Chcesz się poddać? Zostawić tą sprawę? - zapytał poważnie Malfoy.
- Sama nie wiem... Może nie powinnam tego drążyć, ale już za późno. Harry, Blaise, oni nie odpuszczą.
- Obiecałem ci coś i dotrzymam słowa. - przypomniał blondyn.
- Nie chcę, żebyś stał się mordercą. Nie wiem o czym wtedy myślałam... nie powinnam tego mówić. - Hermiona nie mogła ukryć zmieszania.
- Myślisz, że nim nie jestem? - zapytał Malfoy. - Mordercą? - doprecyzował.
- Pomimo przeszłości myślę, że nie. I nawet jeśli jest inaczej to nie mów mi tego. Chcę w to wierzyć. - powiedziała błagalnie dziewczyna opierając głowę o ramię chłopaka.
Draco z szerokim uśmiechem wyszeptał:
- Bo nie jestem...

***

- Wszyscy spakowani? Mamy najpotrzebniejsze rzeczy? - pytał Potter przed wyjściem.
- Pytałeś o to już sto razy Potter. Nie jesteśmy małymi dziećmi. - burczał zaspany i zirytowany wczesną pobudką Zabini.
- Ruszajmy! - zdecydowała Ginny i wszyscy ruszyli do parku, aby wykorzystać wczesną porę i przenieść się pod adres z koperty Mariusa Blacka.
- Gotowa? - zapytał szeptem Malfoy, kiedy docierali na miejsce.
- Chyba nigdy nie będę. - odpowiedziała szczerze Hermiona, ale wiedziała, że ma wsparcie we wszystkich tu zgromadzonych.

Kolejna podróż świstoklikiem zajęła im zdecydowanie więcej czasu. Wylądowali na zupełnym pustkowiu. Dookoła nie było śladów życia ludzi. Otaczał ich las i strome skały.
- To na pewno tutaj? - zapytał niepewnie Zabini.
- Spodziewałeś się pięciogwiazdkowego hotelu? - prychnęła Ginny.
- Z pewnością nie tego. - Blaise rozejrzał się wokoło, pozostali również zaczęli się rozglądać.
- Nie ma na co czekać. Trzymajmy się razem. Idziemy! - zdecydował Potter i wszyscy weszli w gęste krzaki idąc kolejno, jedno za drugim.
- Tam jest jakaś rudera. - powiedziała z nadzieją w głosie Dafne, wskazując drewniany dom w części lasu, która nie była tak gęsto porośnięta drzewami.
- Niezła rezydencja, ale od lat nikt tu nie mieszka. - zauważył Blaise. Mimo tego wszyscy dyskretnie zbliżyli się do domku.
- Nie czuję się tu dobrze... - wyszeptała Hermiona do stojącego najbliżej Malfoya.
Zabini i Potter szybko sprawdzili wnętrze domku.
- Czysto, nikogo nie ma.
- Powinniśmy rozbić tutaj obóz. Zaraz zacznie się robić się ciemno.  - zaproponowała Weasley.
- Dobra, przynieśmy zapas drewna na całą noc. Rozpalimy ognisko. - Dafne przejęła inicjatywę i razem z Ginny, Potterem i Malfoy'em wyruszyli do lasu.
- Mam namiot, ale obawiam się, że może być trochę za mały. - wyznała Hermiona.
- Nie martw się, Potter i Weasley zajmą domek. Romantyczna sceneria, ognisko, las... - rozmarzył się Zabini.
- Blaise, jesteś niemożliwy. - śmiała się Hermiona. Chociaż na chwilę mogła zapomnieć, gdzie jest i szczerze pośmiać się z przyjacielem.

Wieczór nastał bardzo szybko i czekała ich bezczynna noc.
- Idziemy spać. - poinformowała Ginny, bo tak jak przewidział Zabini, ona wraz z Potterem zostali oddelegowani z namiotu.
- Miłej nocy gołąbeczki. - zarechotał Blaise za co dostał kuksańca w żebra od Dafne, która siedziała wtulona w niego z powodu niskiej temperatury.
- Na pewno chcecie pełnić wartę całą noc? - upewniła się jeszcze Ginny zwracając się do Hermiony i Draco.
- Tak Ginny. Śpijcie spokojnie. Bez sensu, żebyśmy wszyscy się nie wyspali. - zapewniła pani Prefekt.
- Jak coś to wiesz, gdzie nas znaleźć. - pożegnała się Weasley. Kilkanaście minut później w namiocie zniknęła Dafne i tuż za nią Zabini, którzy też udali się na spoczynek.
- Może powinnaś się zdrzemnąć? - zaproponował Draco po dłuższej chwili milczenia.
- Nie zasnęłabym tutaj. To miejsce.... czuję, że... jest złe... - nie wiedziała jak opisać swoje odczucia dziewczyna.
- Wieje grozą... - zgodził się chłopak i bez większego zastanowienia otoczył Hermionę ramieniem. Natychmiast się jednak zreflektował, kiedy poczuł jak Gryfonka sztywnieje pod wpływem dotyku. - Och, wybacz... - cofnął swój gest.
- To ja przepraszam. Stałam się jakaś dzika. - westchnęła dziewczyna.
- To zrozumiałe... - chłopakowi załamał się głos. Hermiona dyskretnie spojrzała na niego nie kryjąc zdziwienia.
- Wiele o tym myślałam..
- Ja też... - przyznał blondyn. - Kilka minut, a bym zdążył przed najgorszym...
- Nie! - powiedziała stanowczo Gryfonka. - Nigdy tak nie mów. Wszystko dzieje się w swoim czasie, tego nie zmienimy.
Chwila milczenia, każde z obecnych pogrążone w swoich myślach.
- Już wkrótce koniec szkoły. Skończymy Hogwart... - rozmarzyła się Granger.
- Jakie masz plany na przyszłość? - skorzystał z okazji do zmiany tematu Malfoy.
- Zastanawiałam się skąd u mnie ta magia...
- Do czego zmierzasz?
- Sam mówiłeś, że nie bierze się z niczego. Może coś w tym jest. Może posiadam coś co mi się nie należy... - zastanawiała się Hermiona.
- Nie słyszałem z twoich ust jeszcze większej głupoty. - zauważył Malfoy.
- Ale jeśli jestem nie na swoim miejscu, jeśli nie należę do magicznego świata...
- Jak? Pytam, jak najzdolniejsza czarownica od czasów samej Roweny Ravenclaw może nie należeć do magicznego świata, jak? - oburzył się blondyn.
- Nie przesadzaj. Jeszcze niedawno przyznałbyś mi rację.
- Tamte racje nie były moje. - przyznał Malfoy.

- Ej, ludzie znalazłam! - śpiącą na kolanach Ślizgona Hermionę obudził głos rudej przyjaciółki.
- Weasley lepiej późno niż wcale, ale żeby całą noc szukać... - ziewał Zabini.
- Co? Co ty mówisz? Chodźcie zobaczycie!
- Bez przesady, ale szczegóły anatomiczne Pottera mnie nie interesują... - przekomarzał się Ślizgon, co wywołało śmiech budzących się do życia Draco i Hermiony.
- Boże, Zabini. Z ciebie to  jednak kretyn. - wywróciła oczami Weasley. - Znalazłam klapę. Tajne przejście w podłodze.
Po tych słowach wszyscy energicznie ruszyli do domku.
- Swoją drogą ciekawe co robiłaś akurat na podłodze, że wypatrzyłaś to przejście. - zastanawiał się na głos Blaise, co prowokowało śmiech obecnych.
- Tunel prowadzi w głąb lasu. - wykrzyczał Potter, który wychodził akurat z korytarza, kiedy przyszli pozostali. - Wygląda jakby był ciągle używany.
- Zwijamy obozowisko i idziemy. - powiedział Zabini.
- Nie sądzicie, że to trochę podejrzane? - zauważył blondyn. - Nie możemy iść wszyscy.
- Malfoy ma rację, podzielmy się. Nie możemy być pewni co zastaniemy w głębi tunelu. To może być pułapka. - poparła blondyna Hermiona.
- Dobra, dziewczyny zostają? - szukał potwierdzenia wśród reszty Zabini.
- Nie możemy zostawić ich samych. - powiedział Potter.
- Może ty zostaniesz Zabini? - dokuczała chłopakowi Ginny.
- Harry, Malfoy i ja idziemy. Wy pilnujcie. - podjęła decyzję Hermiona i wskoczyła do tunelu.
- Nie zostawiajcie mnie z nim. - prosiła Ginny wskazując wymownie na Ślizgona.
- Wybacz Ginny. - powiedziała tylko Gryfonka i wraz z Malfoy'em i Potterem zniknęła w korytarzu. Jeszcze przez chwilę można było usłyszeć odgłosy kroków dobiegające spod podłogi. Te jednak wkrótce ucichły.

- Myślicie, że znajdziemy go na końcu przejścia? - zapytała niepewnie Hermiona.
- Załatwimy go, mamy przewagę. - zapewniał Harry.
- Nie wiemy czy działa sam. - zauważyła dziewczyna.
- Cicho, słyszycie? - powiedział nagle blondyn.
- Chyba jesteśmy blisko wyjścia. Zachowajmy absolutną ciszę. - wyszeptał Harry i wolniej niż dotychczas przesuwali się w stronę odgłosów trzaskającego ognia. Kiedy byli na tyle blisko, aby usłyszeć kroki odbijające się echem po jaskini Hermiona znieruchomiała:
- To on. Jest tutaj. To on.
- Ciiii.... spokojnie Granger. Oddychaj. - uspokoił ją Malfoy chwytając za ramiona. - Kilka minut i będzie po wszystkim.
- Gotowi? Wychodzimy. - poinformował Harry i wyskoczył z ukrycia celując różdżką w niczego nie spodziewającego się Will'a. Tuż za nim stał uzbrojony Malfoy i Hermiona. Zdezorientowany mężczyzna bez słowa rzucił się biegiem i próbował uciec do lasu, jednak reakcja Pottera była natychmiastowa. Potomek Blacków ledwie zdążył opuścić jaskinię, a już leżał na ziemi próbując się podnieść po zaklęciu oszałamiającym.
Malfoy nie czekał na reakcję pozostałej dwójki i potraktował wroga zaklęciem niewybaczalnym:
- Crucio!
- Malfoy przestań! - próbował powstrzymać Ślizgona Potter.
- Zabijesz go! - krzyczała Hermiona.
- Zasłużył na coś gorszego niż śmierć. - wycedził przez ręby wściekły chłopak.
- Draco, oddamy go w ręce dementorów. - powiedziała Hermiona opuszczając rękę Draco, w której trzymał różdżkę i próbując uspokoić swoje rozszalałe serce.

Po napaści Will stracił przytomność, ale dla pewności Harry dokładnie do związał. Za chwilę na miejscu pojawiła się pozostała trójka, którą zaraz po schwytaniu Will'a wezwała Hermiona wysyłając po nich patronusa.

- Co z nim zrobimy? - pytała Dafne przyglądając się nieprzytomnemu mężczyźnie z obrzydzeniem.
- Nie możemy go zabić. - uprzedził propozycje obecnych Potter.
- Wysłałam patronusa do McGonagall. Pozostaje nam czekać, aż ktoś się zjawi. - powiedziała Hermiona i odeszła jak najdalej od związanego mężczyzny, siadając pod drzewem.
To co działo się dalej przeszło najśmielsze oczekiwania całej szóstki. Prócz McGonagall, państwa Weasley i kilku pracowników Ministerstwa zjawił się również sam minister - Kingsley Shacklebolt.

***

- To już dziś. Wracamy do domu. - mówiła rozmarzonym głosem Ginny wystawiając twarz w stronę czerwcowego słońca.
- Hermiono, na pewno nie chcesz jechać z nami do Nory? - pytał Harry.
- Muszę się urządzić jakoś sama. Czas najwyższy. - powiedziała Hermiona otrzepując swoją kwiecistą sukienkę z trawy i udając się na spacer wzdłuż brzegu jeziora.
Po drodze miała okazję obserwować znajomych wylegujących się na błoniach. Cieszyła się szczęściem przyjaciół - Harry'ego i Ginny, którzy leżeli wtuleni w siebie na kocu pod drzewem, Blaise'a i Dafne, którzy przekomarzali się nad brzegiem jeziora, pryskając na siebie wodą i uciekając od macek Wielkiej Kałamarnicy. Od kilku dni uśmiech nie schodził z twarzy Hermiony. Wszystkie wydarzenia, co prawda nie odeszły jeszcze w niepamięć, ale stawały się coraz odleglejsze. Ciężko było pożegnać się z Hogwartem, który przez tyle lat był jej domem, ale przyszedł czas, kiedy trzeba stanąć twarzą w twarz z życiem i zdecydować co dalej.
- Spakowana? - kiedy Hermiona siedziała na pomoście tuż koło niej pojawił się Draco Malfoy.
- Prawie... - mówiła mając wzrok utkwiony w swoich stopach zanurzonych po kostki w wodzie. - A ty?
- Nie mogę się za to zabrać... Ciężko stąd wyjechać. - mówił Malfoy odchylając się do tyłu i opierając na łokciach, aby promienie słońca ogrzewały jego twarz.
- Za godzinę uczta. - zauważyła Hermiona wstając i podając rękę blondynowi, aby też wstał. - Trzeba się zbierać.
- Chcesz pójść razem na ucztę? - zaproponował Malfoy.
- Zabrzmiało jak zaproszenie. - uśmiechnęła się dziewczyna.
- Bo nim było.
- Muszę jeszcze coś zrobić. - zatrzymała się na chwilę Granger i wróciła na pomost.
- Granger co ty robisz? - zapytał Malfoy widząc jak Hermiona przekłada w palcach swoją różdżkę i intensywnie się nad czymś zastanawia.
- Czas zacząć nowe życie. - powiedziała Gryfonka i wyrzuciła swoją różdżkę w odmęty niezbadanego hogwarckiego jeziora.
- Granger! - krzyknął zaskoczony Draco.
- Teraz możemy iść. Chyba, że się nie zadajesz z mugolami.
- Co? Co ty zrobiłaś? Mugolami? - zaskoczony blondyn patrzył to na Hermionę, która wyglądała na wyjątkowo szczęśliwą, to na taflę jeziora, pod którą jeszcze moment temu zniknęła różdżka Hermiony. - Wiesz jak ciężko będzie ją znaleźć?
-  Nie mam zamiaru jej szukać. - dziewczyna zostawiła oniemiałego Ślizgona na brzegu jeziora i sama ruszyła do zamku.
- Powiedziałaś reszcie? - zapytał nagle Malfoy, który po otrząśnięciu się z szoku dogonił dziewczynę.
- Jeszcze nie. Nie chcę psuć im tego dnia.
- Nie rozumiem cię. Co to zmienia? - nie dawał za wygraną Draco.
- Wiele. Opuszczając Hogwart zostawiam wszelkie wspomnienia za sobą i zamykam je za bramą szkoły. Zaczynam od początku. Z przyjaciółmi u boku lub bez nich. - mówiła zdeterminowana Hermiona.
- Granger czekaj! - zatrzymał ją przed schodami Malfoy. - Zastanów się. Proszę.
- Prosisz? Dlaczego?
- Błagam, zrób to dla mnie. - powiedział blondyn.
- Nigdy więcej się nie zobaczymy.
- Nie chcę tego! - mówił twardo Ślizgon patrząc prosto w oczy Hermiony.
- Ale jeśli porzucę magię to tak się stanie? - zadała pytanie dziewczyna, na które nie uzyskała odpowiedzi. Malfoy stał zdezorientowany nie wiedząc co ma powiedzieć. Jak przekonać Granger, że robi głupotę. Z drugiej jednak strony od dawna nie widział jej tak szczęśliwej i promiennej.
- Nie każ mi wybierać. - odezwał się poważnie chłopak.
- Nigdy nie kazałam. Każdy podejmuje swoje decyzje.
- A więc to pożegnanie? - westchnął Draco.
- Na to wygląda. - Hermiona również spoważniała. - Gdybyś kiedykolwiek był w mugolskiej części Londynu... - zaczęła Hermiona wyciągając dłoń z zamiarem uściśnięcia Malfoya na pożegnanie, jednak ten miał zupełnie inne plany. Jej przemowa została przerwana przez zachłanny pocałunek ze strony blondyna.
-... na pewno zajrzę. - ostatnie spojrzenie w stalowoszare tęczówki.
Kiedy Hermiona odchodziła w stronę wrót zamku Ślizgon wykrzyknął jeszcze w jej kierunku:
- Jest coś co może zmienić twoją decyzję?
Przez chwilę Hermiona stała nadal odwrócona tyłem do chłopak. Jej dłoń powędrowała do ust, które nadal były rozpalone i spragnione jego pocałunków. Nigdy nimi nienasycone. Zastanawiała się przez moment, aby odpowiedzieć:
- Jest!!!

***

kilka miesięcy później

Hermiona jak każdego poranka odkąd zamieszkała w spokojnej, przyjaznej, mugolskiej dzielnicy siedziała przy kuchennym stole popijając aromatyczną kawę, czytając codzienną prasę i przeglądając pocztę. Wiele razy już otrzymała pocztówki z pozdrowieniami od Zabiniego i Dafne, którzy po ukończeniu szkoły podróżowali po egzotycznych zakątkach globu. Tym razem również się nie zawiodła. Trochę zazdrościła przyjaciołom słonecznych plaż, kiedy za jej oknem już kilka dni temu pojawił się pierwszy śnieg. Dodatkową niespodzianką było zaproszenie, które otrzymała od Harry'ego i Ginny na ich rychły ślub. Zadowolona z takiego obrotu sprawy zastanawiała się jak wziąć udział w uroczystości nie używając przy tej okazji magii. Przyjaciele ku wielkiej radości Hermiony całkiem spokojnie przyjęli jej decyzję o powrocie do świata mugoli. Dostosowali się także do jej wymogów i kontaktowali się z nią tradycyjną pocztą bądź telefonicznie. Żadnych sów, teleportacji, latających mioteł.
Rozmyślania Hermiony przerwał dzwonek do drzwi. Pochłonięta zaproszeniem na ślub bez sprawdzania kto stoi za drzwiami otworzyła je na oścież. Na widok niespodziewanego gościa zaproszenie wylądowało w wodzie, której na werandzie było pełno, a to za sprawą ociekającego z wody Draco Malfoya.
- Malfoy? Co ty tu robisz? I co ci się stało? - pytała zaskoczona dziewczyna wpuszczając szczękającego zębami z zimna blondyna do środka. - Przyniosę ci coś suchego. - Hermiona na chwilę zniknęła na schodach, by za chwilę wrócić na dół z ręcznikiem i wielką suchą bluzą, w której lubiła spać.
- Dziękuję, trochę słaba pora na kąpiel w jeziorze. - przyznał blondyn ściągając mokry sweter i wycierając włosy mięciutkim ręcznikiem.
- Czyś ty zgłupiał? Mówisz poważnie? - zaskoczona Hermiona w czasie, kiedy Malfoy osuszał się przyniosła im gorącej herbaty.
- Musiałem coś znaleźć. - powiedział i wyciągnął w jej kierunku rękę, na której spoczywała różdżka. Nie byle jaka różdżka, bo dokładnie ta, która ostatniego dnia ich edukacji spoczęła na dnie jeziora.
- Nie potrzebnie nurkowałeś. Tylko się przeziębisz. - powiedziała wypuszczając powietrze, chodź Draco mógł przysiąc, że w pierwszej chwili w oczach Hermiony dostrzegł dawną iskierkę. Iskierkę ukazującą się w jej oczach zawsze wtedy, kiedy chciała pokazać innym kolejne zaawansowane rodzaje magii, pokazać, że jest najlepsza.
Draco odłożył odnaleziony patyk na stół w salonie i zwrócił się do Hermiony:
- Odnalazłem ją, bo przez ten cały czas miałem nadzieję, że znajdę sposób na twój powrót. Niedawno doszedłem do wniosku, że chyba jednak nie o to mi chodzi.
- Chyba cię nie rozumiem.
- Każdego dnia od ukończenia szkoły myślałem o tobie. - powiedział zbliżając się do niej i głaszcząc ją po policzku. - O twoich ostatnich słowach. I ja też podjąłem ważną decyzję. Też chcę zacząć życie na nowo. - Malfoy wyciągnął swoją różdżkę i odłożył ją obok poprzedniej. - Jeśli ty jej nie chcesz to ja również.
- Malfoy, co ty? Ty nie możesz? Po co to robisz? - przeraziła się Hermiona nie wiedząc co jeszcze ją czeka ze strony Ślizgona.
- Nasza relacja była trudna. Próbowaliśmy zacząć wszystko od początku, po kolei. Żadna przyjaźń między nami nie ma sensu. Rozpoczęliśmy z drugiej strony, od końca, od nocy w mojej rezydencji. Róbmy to co nam wychodzi, na wspak. - tłumaczył się Malfoy i z kieszeni przemoczonych spodni wyjął wilgotne pudełeczko.
- Draco! - westchnęła Hermiona zakrywając dłonią usta.
- Hermiono, czy zostaniesz moją żoną? - Draco zadał to najważniejsze pytanie przyklękając na jedno kolano.
- Nawet w mugolskim świecie?
- Zwłaszcza, bez ciebie tu nie przetrwam. - przyznał.
- Tak. - powiedziała cicho wzruszona dziewczyna.
- Pani Malfoy... - powiedział blondyn zakładając piękny rodowy pierścionek na palec swojej wybranki. - Kocham Panią!
- Też cię kocham Draco. - wyznała dziewczyna, chwyciła różdżkę i osuszyła ubranie mężczyzny.
- Hermiono? - nie wiedział co się dzieje Malfoy.
- Właśnie zmieniłeś moją decyzję. - przyznała radośnie Hermiona.
- Gdybym tylko wiedział, że o to ci chodzi to oświadczyłbym się tamtego dnia na schodach szkoły. - powiedział Ślizgon.
- I zaoszczędziłbyś sobie zimowego nurkowania, głuptasie. - roześmiała się Granger.
- Warto było... - skwitował blondyn przed tym jak pochłonął go pełen uczucia pocałunek.
Nie czekając ani chwili oboje wpili się w swoje usta. Po raz pierwszy lecz nie ostatni tego wieczoru.


  • to już jest koniec! dziwne uczucie, historia stała się faktem i od tej pory żyje swoim życiem; będzie mi brakować bohaterów z tego opowiadania, ale w końcu i oni zasługują na happy end; dziękuję wszystkim czytelnikom, którzy trwali przy tym blogu pomimo moich opóźnień, gorszych i lepszych dni; dziękuję za każdy komentarz, za to, że zdobyłam wiernych czytelników, którzy byli tutaj od powstania historii, jak również tych, którzy pojawili się w przeciągu jej tworzenia; nie chcę porzucać pisania, a jedynie zrobić sobie krótką przerwę; chciałabym niezobowiązująco stworzyć kilka miniaturek, na które mam już dawno zanotowane pomysły; no po prostu prawie się łezka w oku kręci, ze wzruszenie czy też z powodu późnej pory i zmęczenia; chciałam dokończyć dzisiaj ten rozdział, aby nie odwlekać tego co nieuniknione, pożegnania są smutne, ale kiedy z jednym się żegnamy to przychodzi nam się witać z nowym, może lepszym; wspominałam wcześniej, że powstanie nowe opowiadanie, koncept jest, czekam na szablon; również dramione, dlatego zapraszam fanów; jestem dumna, że udało mi się doprowadzić opowiadanie do końca i nie zwątpić po drodze, ponad rok życia poświęcony dla hermiony i draco, ale było warto...
          Katarzyna :*