14.08.2014

XXVII. Kocham ją

Podróż do Nory nie była długa lecz wyczerpująca. Tuż przed potarciem do celu Hermiona obudziła się i przeciągała leniwie. Draco zauważył, że po jej hojnie zakrapianej nocy nie ma prawie śladu.
- Jak się czujesz? - zagadnął widząc jak szatynka otwiera oczy.
- Przeciętnie... wyglądam okropnie. - westchnęła kobieta przyglądając się swojej twarzy w lusterku auta.
- Gotowa na spacer? Nie mogę podjechać bliżej... - poinformował Malfoy parkując samochód na drodze. Domostwo rodziny Weasley'ów znajdowało się na wzgórzu, gdzie ciężko byłoby dojechać nie mając terenowego sprzętu.
- Tak, gotowa. - przytaknęła Hermiona i oboje wysiedli z auta. Kobieta denerwowała się przestępując z nogi na nogę i nerwowo zerkając w stronę domu, którego szczyt wyłaniał się zza ośnieżonego wzgórza.
- Poradzisz sobie. - chciał dodać jej otuchy blondyn. - Wyglądasz świetnie. - dodał zakładając sterczący kosmyk włosów za jej ucho.
- Nie musisz być miły... - westchnęła Hermiona przyglądając się swoim nieosłonionym przed mrozem dłoniom.
- Może chcę? - po tych słowach Granger wzruszyła jedynie ramionami i ruszyła łagodnym zboczem do Nory.

- Co ja najlepszego wyprawiam? - mruczał do siebie blondyn przyglądając się jak szatynka powoli pokonuje odległość dzielącą ją od Weasley'a. - Sam wpycham ją w ramiona rudzielca. Draco, co się z tobą dzieje? Bądź facetem! - karcił się mężczyzna nie spuszczając wzroku z pleców Granger.

- Granger, zaczekaj! Idę z tobą! - krzyknął w końcu blondyn i ruszył w stronę kobiety. Hermiona słysząc jego wołanie rozluźniła się lekko. Potrzebowała teraz jego wparcia, ale bała się poprosić go, żeby podążył za nią do domu jego wroga. Niestety na dźwięk głosu blondyna zbyt szybko się odwróciła co skutkowało poślizgiem i bolesnym upadkiem. - Nic ci się nie stało? - dopytywał Draco pomagając wstać szatynce.
- W porządku, tylko się potłukłam. - Hermiona lekko się skrzywiła otrzepując śnieg z płaszcza. Niestety dłonie miała sine i zimne.
- Dobrze, tym razem spokojnie i powoli. - poinstruował kobietę Draco i chciał ruszać pierwszy lecz Hermiona chwyciła jego dłoń. Zaskoczony zatrzymał się w pół kroku. - Masz lodowate dłonie.
- Zapomniałam rękawiczek... - przyznała Hermiona spuszczając wzrok i czekając na reprymendę.
Draco nie czekając na dalsze tłumaczenia chwycił obie niewielkie dłonie Granger w swoje i potarł je delikatnie. Następnie rzucił na Hermionę czar, który odseparował kobietę od ujemnej temperatury otoczenia.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się szatynka, kiedy chłód przestał do niej docierać.
- Chodźmy. - zdecydował blondyn. Oboje ruszyli w górę zbocza nadal trzymając się za ręce.
- Nie jest mi już zimno... - zauważyła szatynka jednak nie wysunęła dłoni z uścisku Malfoy'a.
- Ale możesz się poślizgnąć. - dodał Draco.
- To fakt. - Hermiona uśmiechnęła się do siebie. W zasadzie dotyk mężczyzny był kojący, dawał jej poczucie bezpieczeństwa i wsparcia.
Malfoy ukradkiem zerkał na zaróżowioną od marszu twarz Hermiony. Nie mógł uwierzyć, że zależało mu na jej szczęściu. Dopiero teraz zrozumiał dlaczego Hermiona postanowiła rozstać się z Ronem. Kochała go. Z miłości wybrała swoje cierpienie zamiast jego. W tym momencie, kiedy blondyn odprowadzał Granger pod drzwi Nory nagle coś do niego dotarło.
- Kocham ją... - wyszeptał, jednak słowa te rozpłynęły się w powietrzu i uleciały z chłodnym zimowym wiatrem, a on mógł jedynie obserwować jak znikają. Tak samo jak postać Granger, która zniknęła chwilę wcześniej za kuchennymi drzwiami.
Draco westchną, oczyścił jeden ze schodków i opadł na niego opierając się o barierkę. Był wykończony i nieszczęśliwie zakochany, a przed nim rozpościerał się przepiękny zimowy krajobraz doliny, który mógł obserwować z samego szczytu wzgórza.

Hermiona delikatnie otworzyła drewniane drzwi, które cicho skrzypnęły. Znów znajdowała się w ukochanym miejscu, które traktowała jak dom. Odwróciła się na chwilę i przez lekko oszronioną szybę obserwowała blondyna. Malfoy przez chwilę stał wpatrując się w nią, wiedziała, że pomimo zmarzliny dostrzega ją. Jego usta poruszyły się nieznacznie, niestety drzwi stanowiły barierę dla dźwięku, który pozostawił po sobie jedynie obłok pary wydobywający się z ust blondyna. Po chwili Draco usiadł na odśnieżonym stopniu i zmierzwił swoje włosy, które wkomponowały się w krajobraz... Kiedy się rozstali poczuła ucisk w sercu, niepokój, że może już nigdy nie poczuć jego uścisku. Zamyślona Hermiona przyglądała się swojej zaróżowionej dłoni, która pamiętała niedawny delikatny dotyk bladej skóry Draco...
- Hermiono?! - rozmyślania dziewczyny przerwało pojawienie się pani Weasley i jej entuzjastyczna reakcja.
- Dzień dobry, Molly. - przywitała się grzecznie Hermiona znikając w matczynym uścisku rudowłosej kobiety.
- A to dopiero niespodzianka?! Siadaj kochana, opowiadaj jak się czujesz. Napijesz się czegoś? Może jesteś głodna? - Molly jak zwykle troskliwie zajmowała się gościem.
- Dziękuję, ale wpadłam tylko z krótką wizytą, myślałam, że zastanę Ronalda. - westchnęła Hermiona.
- Kochaniutka, ależ oczywiście. Ten nieodpowiedzialny i okropny mężczyzna... - mówiła Molly, kiedy jej przerwano.
- Czyli mowa o mnie... - odezwał się głos zza pleców Hermiony, która natychmiast się obróciła.
- Oczywiście, że o tobie! - pani Weasley nie kryła irytacji. Hermiona podejrzewała, że Ron przyznał się do swoich czynów. - Nie tak cię wychowywaliśmy Ronaldzie.... - Molly groziła synowi palcem zupełnie jak za dawnych szkolnych lat. - Żeby robić coś takiego! I to komu? Naszej Hermionie?! - pani Weasley puściły hamulce i krzyczała i sił w płucach na swojego najmłodszego syna. W pewnej chwili zmieniła ton i zwróciła się do szatynki. - Hermiono, czy ktoś z tobą przyjechał?
- Ach, tak. Draco, przywiózł mnie tutaj i pomógł wdrapać się na wzgórze. - Hermiona wyjaśniła obecność obcego mężczyzny na werandzie, któremu rzez kuchenne okno przyglądała się kobieta.
- Malfoy tu jest? - skrzywił się Ron.
- Tak. To on namówił mnie, żebym z tobą porozmawiała. - przyznała Granger.
- Szlachetnie. - warknął rudzielec. - Ale niepotrzebnie przyjechałaś. To był błąd.
- Ronaldzie!! - oburzyła się Molly.
- Matko, czy możesz zostawić nas samych?! - zdenerwował się mężczyzna. Pani Weasley przez chwilę nie ruszała się z miejsca zastanawiając się czy dobrze zrobi zostawiając tak ważną sprawę w rękach syna, ale w końcu musiała dać za wygraną i wycofać się.
- Dobrze, zaniosę coś ciepłego panu Malfoy'owi, bo na tym mrozie nabawi się jakiegoś świństwa. - wyjaśniła Molly. Po drodze na zewnątrz zgarnęła ciepły koc z kanapy w salonie i dwa kupki gorącej herbaty z kuchenki.

Kiedy drewniane drzwi zaskrzypiały młody mężczyzna natychmiast stanął na nogi pewny, że to Granger, która jest jego wybawieniem przed gryzącym mrozem. Jakie było jego zdziwienie, kiedy zamiast młodej czarownicy zobaczył przyjaźnie uśmiechającą się do niego panią Weasley.
- Przyniosłam coś ciepłego do picia. - powiedziała niepewnie wyciągając w jego kierunku rękę z parujących napojem. Draco ochoczo przyjął herbatę i zrobił pierwszy łyk, który rozgrzał go od środka.
- Dziękuję pani bardzo. - skłonił się szarmancko mężczyzna.
- Proszę uprzejmie. Może usiądziemy? - zaproponowała Molly prowadząc blondyna na ławkę. Kiedy oboje przysiedli z kupkami herbaty okryła ich ciepłym kocem, który musiał mieć magiczne właściwości, bo nagle zrobiło się przyjemnie miło.
- Nie powinienem nadużywać pani gościnności... - speszył się Draco.
- Głupstwo. - machnęła ręką Molly. - To przyjemność przebywać w towarzystwie kogoś kto pomaga naszej kochanej Hermionie.

- Ronaldzie, Draco uparł się, że powinnam wysłuchać twojej wersji wydarzeń, chociaż oboje wiemy jakie są fakty. - mówiła szybko Hermiona próbując zachować spokój.
- Nie wierzę, że to on nakłonił cię do przyjazdu.
- Jest tu możesz go zapytać, ale chyba to nie jest najistotniejsze. Jest coś czego nie wiem? - Hermiona przyglądała się uważnie twarzy Weasley'a. Znała go wiele lat i wiedziała, że coś przed nią ukrywa. Wydawał się też żywszy i przytomniejszy niż podczas ich ostatniego spotkania.
- W sumie i tak w końcu się dowiesz. - westchnął rudzielec.
- O czym się dowiem? - zainteresowała się jeszcze bardziej Granger.
- To był Imperius. - w końcu wyrzucił z siebie Ron zakrywając twarz dłońmi. Hermiona przez chwilę milczała zaskoczona, ale po chwili wstała energicznie przewracając krzesło, na którym usiadła.
- Ginny!? - powiedziała podniesionym głosem szatynka na co mężczyzna jedynie pokiwał twierdząco głową.
- Nie powstrzymałem tego, jestem słaby. Ale walczyłem, chciałem walczyć, kiedy zobaczyłem ciebie... - Ron podszedł do Hermiony, chwycił jej twarz w dłonie i mówił patrząc jej prosto w oczy, które tak kochał.
- Ron... - głos szatynki załamywał się.
- Zraniłem ciebie i Harry'ego... - rudzielec przybliżył twarz do twarzy Hermiony tak, że teraz stykali się czołami. - Nie zasługuję na wybaczenie.
- Harry chyba już się z tobą rozmówił? - zapytała Granger odgarniając włosy z twarzy swojego ukochanego i odsłaniając soczystego siniaka.
- Należało mi się. - lekko uśmiechnął się Ron.
- Wybaczam ci Ron. - wyznała w końcu szatynka. - Chciałabym, żebyś dobrze mnie wspominał... - uśmiechnęła się nieśmiało Hermiona.

- Możemy już jechać. - poinformowała Hermiona wychodząc na zewnątrz, tuż za nią podążał Ron.
- Nie zostaniecie na obiedzie? - zmartwiła się pani Weasley.
- Lepiej już pojedziemy, dziękuję za herbatę, koc i rozmowę. - ukłonił się blondyn i ucałował dłoń Molly.
- Cóż za maniery. - zachwyciła się rudowłosa kobieta. - Założę się, że przy stole również masz nienaganne zachowanie. Ja nie mogę oduczyć Ronalda od jedzenia z otwartymi ustami...
- Mamo! - oburzył się Ron.
- Na nas już czas. - przerwała tę niezręczną dla wszystkich sytuację Hermiona. Uściskała Molly, Rona i oddaliła się wraz z blondynem.

- Dziękuję. - powiedziała szczerze Hermiona, kiedy siedzieli już w ciepłym aucie.
- Nic nie zrobiłem. - zapewniał blondyn odpalając silnik.
- Przeciwnie. - nie zgodziła się szatynka i pocałowała w policzek niczego nie spodziewającego się mężczyznę.

- Nareszcie jesteście. - kiedy tylko opuścili samochód stanęli oko w oko z Harry'm i Pansy.
- Jak się czujesz Hermiono? - Harry przytulał czule przyjaciółkę i szeptał jej do ucha pytanie.
- W porządku. Rozmawiałam z Ronem. - również szeptała szatynka.
- Może wejdziemy do środka? - zaproponował w końcu Draco irytując się wylewnym powitaniem tej dwójki.
- Draco, spokojnie. - szepnęła do niego Pansy.
Po chwili wszyscy ogrzewali się przed kominkiem w gabinecie Malfoy'a. Draco siedział za biurkiem i popijał Ognistą Whiskey. Harry siedział na fotelu przed kominkiem i również raczył się zaproponowanym alkoholem. Obie kobiety leżały na kanapie przed paleniskiem. Wszyscy żywo dyskutowali na temat zaistniałej sytuacji do momentu, gdy w gabinecie pojawiła się sekretarka Malfoy'a.
- Panie Malfoy, goście do pana.
- Jestem teraz zajęty. Nikogo nie przyjmuję. - odpowiedział krótko blondyn.
- Ale to ludzie z Ministerstwa. - powiedziała nieśmiało kobieta.
- Ministerstwo? Tutaj? - zdziwił się Draco, a wszyscy obecni patrzyli po sobie zaskoczeni. Kobiety podniosły się do pozycji siedzącej, a panowie odstawili drinki. - W takim razie proszę ich wprowadzić.
- Sami sobie poradzimy. - odezwał się nieprzyjemny głos Piusa Thicknesse'a. Tuż za nim do pomieszczenia weszło trzech mężczyzn, których Harry bez problemu rozpoznał jako swoich współpracowników.
- Czego tutaj szukacie? - odezwał się nieprzyjemnie Draco wstając i wychodząc przybyszom na przeciw.
- Jakie miłe powitanie. - prychnął urzędnik, a jego wzrok spoczął na kobietach.
- O co chodzi Thicknesse? - zapytał Harry stając przed Pansy i Hermioną.
- Mamy nakaz aresztowania. - Pius pomachał dokumentem przed twarzą Pottera.
- Nie pogrywaj ze mną. - ostrzegł brunet i wyszarpną pergamin z dłoni posłańca Ministerstwa Magii.
- Jaki uroiliście sobie powód mojego zatrzymania? - prychnął Draco.
- Tu nie chodzi o ciebie. - powiedział poważnie Harry podając dokument blondynowi.
- Nie o mnie? - zdziwił się Malfoy.
- Pannie Pansy Parkinson zostały postawione zarzuty uchylania się od wykonania wyroku. Oszustwo to obejmuje również pana, panie Malfoy. Niech oczekuje pan na wezwanie na przesłuchanie przed Wizengamotem w sprawie pomocy skazanej za śmierciożerstwo. - wyjaśnił z pełną satysfakcją Pius.
- Pansy jest pod nadzorem lekarskim. To jakieś nieporozumienie. - kłamał bez mrugnięcia okiem Draco. Przerażona Pansy chwyciła Hermionę za dłoń i ściskała ją z całych sił.
- Proszę nie.. - szeptała oszołomiona Pansy.
- Dawlish, odwołaj to całe przedstawienie. - rozkazał Potter.
- Niestety Harry. Rozkaz samego ministra. - wzruszył ramionami mężczyzna.
- Nie możecie zabrać jej do Azkabanu. - Draco stanął na drodze aurorom.
- Odsuń się Malfoy, bo narobisz sobie kłopotów. - warknął Thicknesse. - Zabierajcie ją i wychodzimy. - rozkazał i pierwszy opuścił gabinet.
- Savage co tutaj się dzieje? Dlaczego mnie nie poinformowano o akcji? - zatrzymał jednego z mężczyzn Potter.
- Harry, nie było cię ostatnio w biurze. - mężczyzna odpowiadał wymijająco i podszedł do Pansy, aby ją wyprowadzić.
- Zostaw ją! - krzyknęła Hermiona.
- Puśćcie mnie! Nie pozwólcie im mnie zabrać! Nie do Azkabanu.... - Pansy zaczęła histerycznie płakać.
- Draco, zrób coś... - Hermiona prosiła blondyna.
- Potter to twoi podwładni...
- Wszyscy podlegamy ministrowi....
- Pansy, wyciągniemy cię stamtąd! - zapewniała Hermiona.
- Proszę cię, Hermiono, ja tam nie przeżyję. - chlipała Pansy.
- Jak najszybciej. Wrócisz jak najszybciej. - zapewniała Hermiona, kiedy ich uścisk został zerwany.
- Ej, Potter. - odezwał się dyskretnie Williamson, najstarszy z aurorów. - To był donos prosto do ministra. - Wszyscy spojrzeli po sobie i porozumieli się bez słów. Każdy dobrze wiedział, kto był zdolny do tego typu zagrywek.
- Zaczekajcie! Jadę z wami! - zdecydował Potter. - Muszę natychmiast porozmawiać z Kingsley'em.
- Harry.... - odezwała się Hermiona.
- Zrobię co w mojej mocy. - powiedział z pełną determinacją Harry.
Kiedy Draco i Hermiona zostali sami zapadła niepokojąca cisza. Malfoy analizował po raz kolejny pismo, które skierowano przeciwko Pansy. Dopiero głośniejszy płacz Hermiony przywrócił go do rzeczywistości.
- Granger, spokojnie. Wszystko będzie dobrze. - pocieszał kobietę blondyn. Hermiona wtuliła się w jego tors mocząc mu koszulę.
- Nie znasz Ginny. To dopiero początek. - młoda kobieta nie mogła się uspokoić.
- Ale zdążyłem poznać Pottera. Zrobi wszystko dla osób, które kocha. - wyjaśnił Malfoy.
- Kocha? - Hermiona spojrzała zapłakanym wzrokiem na Draco.
- Nie mów, że nie zauważyłaś... - uniósł lekko brwi w geście zaskoczenia.
- Coś się działo, ale....
- Hermiono... - powiedział spokojnie blondyn. - Zaufaj mi i odpocznij. - powiedział Malfoy i wziął Hermionę na ręce.
- Co robisz?
- Idziemy się zdrzemnąć.

- Wygodnie ci? - zapytał , gdy ułożył Granger na jej łóżku i przykrył miękką kołdrą uprzednio zdejmując jej buty.
- Tak, bardzo. - powiedział smutno kobieta.
- To teraz śpij.
- Nie mogę spać w takiej sytuacji. - pokiwała przecząco głową szatynka, a jej oczach pojawiły się nowe łzy.
- A jeśli zostanę z tobą? - zapytał nagle Draco.
- Mógłbyś?
- Nam obojgu sen dobrze zrobi. - westchnął blondyn i ułożył się na brzegu łóżka. Więcej nie rozmawiali tego dnia. Hermiona usnęła wtulona w blondyna, a on zamknął ją w uścisku swoich ramion. Hermiona wbrew przekonaniom prędko zapadła w sen. Ostatnie godziny były dla niej bardzo emocjonujące. Draco natomiast czuwał nad nią. Przyglądał się jak śpi, jak oddycha spokojnie przez sen. Jak nawiedzają ją nieprzyjemne wizje podczas, których krzywi się nieznacznie. Dopiero, kiedy głaskał ją po głowie i szeptał uspokajająco wracał jej spokój.
- Draco. - szept Hermiony dotarł do uszu blondyna.
- Tak? - mężczyzna pochylił się, aby lepiej ją słyszeć.
- Chciałabym, żebyś napisał dla mnie mogę pożegnalną. - wyszeptała szatynka wlepiając czekoladowe spojrzenie w błękitnych tęczówkach Malfoy'a.
- Pożegnalną?
- Na mój pogrzeb. Chciałabym to usłyszeć.
- Chyba Potter powinien to zrobić. Albo Weasley. - wzbraniał się były Ślizgon.
- Tak, ale ty napisz swoją jedynie dla mnie...
- Dla ciebie... - powtórzył Draco i ucałował Granger w czubek głowy.



  • rozdział wyszedł zupełnie inny niż zaplanowałam - zdecydowanie dłuższy, bardziej ckliwy, romantyczny, zaskakujący? mam nadzieję... już wkrótce doczekacie się finału, ale cierpliwości, jeszcze sporo przed nami, wiele się będzie działo... cieszy mnie niezmiernie fakt, że będzie wam brakować tego opowiadania, to znaczy, że zyskało ono prawdziwych czytelników :) tak jak zapewniałam po zakończeniu historii 'I postanowiła umrzeć' chcę zrealizować miniaturki, na które nie miałam do tej pory czasu, a następnie rozpocząć nowe opowiadanie, które ma już ogólny szkielet; wszystko będziecie mogli znaleźć właśnie tutaj, pod tym samym adresem w dodatkowych zakładkach :) pozdrawiam i zachęcam do czytania oraz komentowania
           Katarzyna

7.08.2014

XXVI. Trochę szkoda

Draco do rana przeszukiwał pobliskie drogi, aż odnalazł samochód Weasley'a w zaspie. Nie był to dobry trop. Blondyn w tej chwili zaczął się jeszcze bardziej przejmować stanem Granger. Na szczęście po zbadaniu miejsca utknięcia samochodu nie znalazł żadnych śladów krwi, co mogło świadczyć, iż Hermiona była cała i zdrowa i o własnych siłach oddaliła się stąd. Malfoy pojechał, więc do najbliższego miasteczka. Znał je jak własną kieszeń, sam często przyjeżdżał tutaj, aby zaspokoić swoje.... wszelkie potrzeby. Tym bardziej nie było to miejsce dla Hermiony.

Tymaczasem poranek zawitał również do mieszkania Pottera. Mężczyzna już od dłuższego czasu siedział w skórzanym fotelu ze szklaneczką Ognistej Whiskey i przyglądał się pięknej kobiecie, która beztrosko spała w jego wielkim łożu. Słonko zaczynało już powoli wkradać się przed niedbale zaciągnięte zasłony i lada moment swoimi promieniami dosięgnie twarzy Pansy. Harry chciał, aby ta chwila trwała wiecznie, żeby nie było kolejnego dnia. Żeby zniknął świat istniejący poza tym mieszkaniem. Pociągając kolejny łyk whiskey westchnął zdając sobie sprawę, że są to jedynie pobożne życzenia, które nie mogą stać się rzeczywistością. Bał się również reakcji kobiety, w której się zakochał. Tak, Harry zakochał się w Parkinson, chociaż w szkole nigdy by siebie nie podejrzewał o coś takiego.
Jego rozmyślania przerwał kobiecy melodyjny głos okraszony poranną chrypką:
- Dzień dobry. - przywitała się nieśmiało Pansy siadając na środku łóżka i przyciskając do siebie fragment kołdry. Widząc ten gest Harry łobuzersko się uśmiechnął przywołując tym samym rumieniem na twarzy Pansy.
- Jak ci się spało? - zapytał odstawiając szklankę na stolik i podchodząc do brunetki. - Pięknie wyglądasz. - dodał całując ją prosto w usta.
- Harry, przesadzasz... - ciągle rumieniła się była Ślizgonka przygładzając sterczące kosmyki włosów.
- Ani odrobinę. - zapewnił Harry kładąc jedną dłoń na piersi, a drugą podnosząc ku górze w geście przysięgi.
- Długo już nie śpisz? - pospiesznie zmieniła temat Pansy.
- Jakiś czas... Śniadanie już czeka. - powiedział Harry i chciał wyjść, aby dać Pansy odrobinę prywatności by mogła się ubrać.
- Harry... - zatrzymała go Parkinson.
- Tak?
- To co się stało... - zaczęła.
- ... było cudowne i nigdy nie będę tego żałował. Kocham cię. - powiedział pewnie Potter. Zdążył dobrze przemyśleć to co zamierzał powiedzieć miłości swego życia zanim ta dołączyła do niego tego ranka.
- Kochasz mnie? - zapytała niepewnie Pansy jakby upewniając się czy to nie był wybryk jej wyobraźni.
- Bardzo. - przyznał Harry podchodząc do Pansy i chwytając ją za dłonie. - I to co jestem zmuszony zrobić nie zmieni moich uczuć, pamiętaj!
- Och... ja też! - rozpłakała się kobieta. - Ja też cię kocham Harry... to takie niesprawiedliwe. - chlipała brunetka.

Blondyn był głodny i zmarznięty. Chciał jak najszybciej odnaleźć Granger i wrócić do kliniki. W takich właśnie chwilach tęsknił za swoim zwykłym, nudnym i poukładanym życiem. Ale takie przestało ono być od momentu wkroczenia w nie Hermiony. Kobieta dogłębnie dawała o sobie znać i zakorzeniła się w historii życia Malfoy'a na dobre.
Wczesnym rankiem w okolicy otwarty był jedynie jeden lokal, niestety o wątpliwej renomie. Nie mając innego wyboru Draco wszedł do środka. Jakie było jego zdziwienie, kiedy tuż po przekroczeniu progu jego spojrzenie spotkało się z wyczekującym wzrokiem poszukiwanej szatynki. W mgnieniu oka pokonał dzielącą ich odległość, aby upewnić się, że faktycznie jego wędrówka dobiegła końca.
- No, nareszcie. Myślałam, że już nigdy po mnie nie przyjedziesz?! - powiedziała Hermiona czkając i popijając kolejny łyk ze swojej szklanki. Malfoy oparł się o bar przyglądając się wstawionej kobiecie. W tym momencie lekko zaniemówił.
- Ekhm.... - zreflektował się po chwili. - Co ty tu robisz?
- Starałam się utopić smutki w alkoholu. Niestety, te cholerstwa nauczyły się pływać! - Granger podniosła szklankę w geście toastu i wypiła zawartość do dna.
- Alkohol nie rozwiąże twoich problemów... - zauważył blondyn odsuwając szklankę i opadając na krzesło barowe.
- Jesteś dzisiaj jakiś niewyraźny, czerwone oczy... Piłeś? - zagadnęła kobieta zbliżając swoją twarz do jego bladego oblicza i przyglądając mu się uważnie. Przymykała w tym momencie jedno oko co prawdopodobnie ułatwiało jej widzenie obrazu w jednym wymiarze.
- Nie, nie chciałem iść do pracy i płakałem. - prychnął blondyn jednocześnie lekko uśmiechając się na widok wstawionej Granger, która martwi się jego stanem. Hermiona pokręciła głową z dezaprobatą.
- Kelner, dla mnie whiskey! - krzyknęła była Gryfonka,a  widząc srogie spojrzenie blondyna dodała. - A dla pana rachunek! - blondyn jedynie westchnął i wyjął portfel, aby uregulować rachunek, kiedy Granger raczyła się ostatnim drinkiem.
- Czekałaś tu na mnie? - Malfoy wrócił pytaniem do początku ich spotkania.
- Tak. Jechałam do kliniki, kiedy samochód odmówił posłuszeństwa. - wyjaśniła Hermiona.
- Wjechałaś w zaspę. - sprostował Draco na co Hermiona machnęła tylko ręką i pociągnęła olbrzymi łyk ognistego trunku.
- Chciałam zniszczyć samochód, ale jestem zbyt dobrym kierowcą. Zrobiłam to specjalnie. - zachichotała Granger.
- Powinnaś porozmawiać z Weasley'em. - powiedział niechętnie Malfoy krzywiąc się.
- Nie mam o czym. - poinformowała bojowo Hermiona. - Wiesz co mi zrobił?! - Granger uderzała palcem wskazującym w tors Draco.
- Wiem, że cierpisz...
- Cierpię? On wyrwał mi serce i przemielił ją przez maszynkę! - czarownica uderzyła pięścią o blat baru zwracając na siebie uwagę obecnych.
- I tak chciałaś go zostawić. Przecież po to tam poszłaś. - zauważył Malfoy.
- Tak, ale rozstanie miało uchronić go przed większym cierpieniem. Kocham go.... - Hermiona ukryła twarz w dłoniach ukrywając się jednocześnie za kurtyną włosów.
- W takim razie tym bardziej powinniście porozmawiać. - powiedział poważnie Malfoy. Jego postawa diametralnie się zmieniła. Natychmiast spiął się w sobie i zachowywał zdrowy dystans pomiędzy sobą, a pacjentką. Kiedy Hermiona chciała chwycić jego dłoń natychmiast ją cofną. Hermiona spojrzała na niego zbolałym wzrokiem i również wyprostowała się służbowo.
- Jedźmy więc.... - zdecydowała Hermiona odstawiając niedopitą szklankę na bar i wstając. Niestety jej próby samodzielnego poruszania się skończyłyby się upadkiem, gdyby nie szybka reakcja blondyna, który uchronił ją przed spotkaniem z podłogą. Nie całkiem przytomna Hermiona oparła się na ramieniu blondyna.
- Przepraszam, czy to pani tańczyła wczoraj na stole w samej bieliźnie? - zapytał jakiś mężczyzna, kiedy mijali jego stolik.
- Ja? W samej bieliźnie? - oburzyła się na głos szatynka opierając głowę o klatkę piersiową Malfoy'a. - On chyba za wcześnie wyszedł.... - dodała odrobinę ciszej kobieta, tak, że jedynie Draco mógł ją usłyszeć.
- Granger!? - Draco zareagował zaskoczonym okrzykiem.
- Ciiii.... - Hermiona położyła palec na ustach mężczyzny.
Dalszą drogę pokonali dużo szybciej, gdyż Draco chwycił Hermionę w ramiona i pomaszerował pewnie w stronę zaparkowanego samochodu. Dopiero pod drzwiami pasażera postawił wiotką Granger na nogi, aby otworzyć drzwi. Kiedy uporał się zamkiem szarmanckim gestem zaprosił byłą Gryfonkę do środka.
- Ale...! - zagroziła mu palcem Hermiona. - Ty nie należysz do mężczyzn, którym tylko jedno w głowie?
- Nie skądże. - odpowiedział blondyn.
- Trochę szkoda... - westchnęła Hermiona i wgramoliła się na siedzenie. Malfoy zmarszczył lekko brwi nie będąc pewnym czy dobrze zrozumiał intencję kobiety.
Przed zajęciem swojego miejsca za kierownicą, Draco wysłał patronusa do Pottera. Czas skończyć tę wycieczkę....
- Do Nory. - zdecydowała Hermiona zapinając pasy.
- Słucham?
- Mówiłeś, że powinnam porozmawiać z Ronem, a przy okazji pożegnam się także z Molly i Arturem. - wyjaśniła Hermiona.
- Powinniśmy najpierw odpocząć. - protestował Draco.
- Jedź! - powiedziała ostro Granger.
- Dobra, ale ty lepiej idź spać, chyba, że chcesz ich przywitać w stanie upojenia... - zauważył blondyn.
- Nie mądrz się... - warknęła Hermiona, ale posłuchała rady i za chwilę była pogrążona w głębokim śnie. Po krótkiej chwili również jej głowa spoczywała na ramieniu kierowcy. Draco zwolnił delikatnie i utrzymywał stałą prędkość, aby nie obudzić towarzyszki. Co chwilę spoglądał na nią z troską.
- Co u licha się stało? Przecież ona kocha Weasley'a... Powinien przestać o niej myśleć w ten sposób. - wiele myśli kłębiło się w głowie blondyna. W zapomnieniu nie pomagał dotyk i zapach Hermiony.
- Dziękuję Draco. - wyszeptała Granger nie otwierając oczu. - Że mnie odnalazłeś. - dodała wtulając się mocniej w blondyna i wdychając jego męski zapach.



  • w tym tygodniu posypały się w moim kierunku internetowe/blogowe nominacje; starałam się odpowiadać na część w komentarzach, ale pozostały mi jeszcze dwie: dziękuję Mii Vlad oraz Meggie Z. 




VII faktów o mnie:
1. Moim największym marzeniem jest wyjazd do Ameryki Południowej. Chciałabym zamieszkać wśród tubylców, gdzieś w małej mieścinie lub na wsi. Z dala od cywilizacji i wszystkich, których znałam dotychczas. Chciałabym się narodzić tam ma nowo...
2. Magister filologii polskiej - również jedynie człowiek omylny. Moje kręgi zainteresowań to literatura dawna i gramatyka historyczna.
3. Nie lubię gotować! Podobno nieraz dobrze mi to wychodzi, ale jest to dla mnie czynność konieczna jedynie do przetrwania.
4. Nałogowo kupuję buty i książki. Są to dwie kategorie rzeczy, którym nigdy nie mogę się oprzeć. 
5. Dwa razy w historii zdarzyło mi się rozpłakać na filmie. 'Rozpłakać' w znaczeniu, nie uronić łzę, a  beczeć na całego! ("Cinema Paradiso", "Gwiazd naszych wina").
6. Jestem samowystarczalna, tzn. wiele rzeczy wykonuję bez niczyjej pomocy: pomalować pokój, skręcić szafkę, zamontować baterię prysznicową, ułożyć glazurę? Proszę bardzo.... uwielbiam mierzyć się z czymś czego wcześniej nie robiłam i uchodzi to za mało kobiece. 
7. Moja siła psychiczna przewyższa fizyczną stukrotnie. Po wielu sytuacjach trudnych emocjonalnie potrafiłam zachować niezmierzony optymizm i wieczny uśmiech. Albo po prostu jestem doskonałą aktorką....


 kolejny rozdział oddaję w wasze ręce i czekam na szczere opinie :) pozbierałam przy okazji myśli i pomysły dotyczące obecnej historii i niestety już wkrótce dobiegnie ona końca; podejrzewam, że dobrnę do XXX rozdziałów + Epilog; w planach mam również publikację kilku miniaturek także nie zniknę tak zupełnie i nie dam wam od siebie spokoju :) w dalszej perspektywie mam również plan rozpoczęcia kolejnego opowiadania, na to jednak jeszcze za wcześnie....
pozdrawiam,
Katarzyna

1.08.2014

XXV. Ja ci wierzę

Harry Potter przemierzał kolejne alejki na osiedlu, gdzie znajdował się mugolski dom Hermiony. Młody mężczyzna nie był przekonany, że spotka tu swoją przyjaciółkę jednak potrzebował konkretnego punktu zaczepienia. Zrezygnowany stanął przed furtką niewielkiego domu porośniętego dziką roślinnością. Powoli zbliżał się do frontowych drzwi pokrytych wyblakłą już farbą. W jego uszu ciągle docierało ostre skrzypienie zerdzewiałej bramki. Od wielu lat nikt tu nie mieszkał. Sama Hermiona nie miała ochoty oglądać opuszczonego budynku i pozwoliła mu popadać w ruinę. Nigdy nie odważyła się spróbować zdjąć zaklęcia ze swoich rodziców. Takie magiczne manipulacje mogły skończyć się dla nich pomieszaniem zmysłów lub śmiercią. Kobieta z ciężkim sercem pozwoliła im żyć swoim życiem. Wiedziała, że są szczęśliwi żyjąc tak jakby nigdy jej nie było. Sama również wykreśliła ich ze swojego życiorysu.
Zrezygnowany i zdenerwowany Potter wszedł do domu, który zaczynał wyglądać wewnątrz jak Wrzeszcząca Chata. Od progu rzucił czar, który miał zlokalizować osoby znajdujące się w budynku. Nic się jednak nie stało. Mogło to oznaczać tylko jedno:
- Nie ma jej! - westchnął brunet opadając na zakurzoną kanapę. Wokoło jego osoby unosiły się gęste kłęby kurzu, które spowodowały napad kaszlu.
Harry doskonale wiedział, że nie powinien marnować czasu i ruszyć w dalszą drogę. Jednak coś mówiło mu, że Hermiona jest bezpieczna. On natomiast miał nie lada wyzwanie. Fakt, że nie jest ojcem dziecka Ginny spowodował, że zaczął poważnie zastanawiać się nad możliwością złamania Wieczystej Przysięgi. Harry doskonale wiedział jakie byłyby tego skutki lecz w zaistniałych okolicznościach.... Zrobił tak wiele dla świata czarodziejów, poświęcał się wiele razy, już dawno był gotowy na śmierć... Tym razem poświęcił się dla Hermiony i chyba o to chodziło! Dopiero teraz poczuł się jak prawdziwy bohater - poświęcenie w imię miłości.

Pansy Parkinson nie marnowała czasu i w przeciągu kilku minut znalazła się na Pokątnej. Nie chcąc niczego przeoczyć wchodziła do każdego napotkanego lokalu, zaglądała w każdy najmniejszy kąt. Nie chciała tracić nadziei, chociaż zawiodła się na Hermionie....
- Obiecała, że nie odejdzie! - mówiła do siebie Parkinson przepychając się przez tłum.
- Ktoś tu ma problemy z główką... - do uszu Pansy dotarło wrogie prychnięcie. - Wszyscy, waszego pokroju rozmawiają ze sobą? A może z wymyślonym przyjacielem? - rechotała Weasley wyłaniając się z tłumu i stając naprzeciwko zdyszanej Pansy.
- Weasley.... - skrzywiła się brunetka jakby poczuła coś wyjątkowo cuchnącego.
- We własnej osobie. Ale wybacz, nie mam ochoty wdawać się w dyskusje z kimś.... - zawiesiła głos. - ... takim... - Weasley machnęła dłonią jakby odganiała natrętnego owada.
- Uwierz, że twoja obecność również nie sprawia mi przyjemności. - syknęła Pansy marszcząc oczy.
- Świetnie. Zatem.... z przyjemnością dla nas obu udam się na przymiarkę mojej sukni ślubnej. - przechwalała się Ginevra.
- Chwileczkę, nie tak szybko! - Pansy zatrzymała rudowłosą chwytając ją za łokieć.
- Jak śmiesz mnie dotykać! - oburzyła się Weasley wyszarpując się z uścisku Parkinson.
- Harry wie, że to nie jego dziecko. - poinformowała bez ogródek była Ślizgonka.
- Wie też, że obowiązuje go Wieczysta Przysięga. - zaśmiała się Ginny. Zachowanie byłej Gryfonki było na tyle przerażające, że Pansy odsunęła się od niej na bezpieczną odległość.
- To ty jesteś chora... Zgnijesz w Azkabanie... - zagroziła Pansy.
- Nie sądzę by mój naiwny braciszek złożył na mnie doniesienie. - Weasley była bardzo pewna siebie.
- Jeśli nie on to my to zrobimy. - zapewniła Parkinson.
- Oskarżenie byłych Śmierciożerców i chorej umysłowo Granger mnie nie przestraszą.
- Harry też ma coś do powiedzenia w tej sprawie... - oburzyła się brunetka.
- Nie wątpię, ale byłby to jednocześnie jego wyrok śmierci, nie sądzisz? - zapytała beztrosko rudowłosa zupełnie jakby rozmawiały o kolorze szminki, a nie o życiu człowieka.
- Myślisz, że wygrałaś, ale.... - mówiła Pansy.
- Ja nie myślę, ja wygrałam... - podkreśliła ostatnie słowo Ginny jednocześnie zbliżając się do byłej Ślizgonki. - Radziłabym ci nie wścibiać nosa w nieswoje sprawy i trzymać ręce z daleka od Harry'ego. Dementorów zapewne zainteresuje fakt, iż nie przebywasz już w klinice. Czekają z niecierpliwością, żeby uściskać cię po długiej rozłące i ucałować...
- Nie ośmielisz się... - Parkinson zbladła.
- Możesz sprawdzić... - wyszeptała jej do ucha Weasley i odeszła uśmiechając się sztucznie do znajomych przechodniów.

Draco Malfoy jechał z prędkością jaką tylko był rozwinąć przy panujących warunkach atmosferycznych. Był zły! Chociaż zły to mało powiedziane - był wręcz wściekły! Nie wiedział tylko na co lub na kogo jest ukierunkowana jego agresja. Czy na Pottera i Pansy, na Weasley'a czy na uciekającą Hermionę? Może na samego siebie? Nie zastanawiał się, gdzie mogła uciec kobieta. Był pewien, że tak właściwie to nie uciekła, a jedynie wróciła do kliniki. Wierzył jej i miał nadzieję, że zachowa się jak stara, przewidywalna i rozsądna Gryfonka. Hermiona, którą znał nie skłamałaby bez względu na okoliczności.
- Błagam Granger! Bądź tam! - westchnął blondyn ostro skręcając na podjazd.
Po przeszukaniu budynku i terenów należących do kliniki zaszył się w swoim gabinecie. Był już środek nocy, a on ciągle nie otrzymał wiadomości od Pottera lub Pansy. Oznaczało to, że nikt nie natknął się na Hermionę.
Noc wydawała się nie mieć końca, a cierpliwość Malfoy'a nie była jego mocną stroną zwłaszcza, kiedy chodziło o Hermionę. W pewnej chwili blondyn zaczął się obawiać o jej zdrowie. Był środek zimy, a ona była gdzieś sama. Załamana i zdesperowana. Draco wpatrywał się w ciepłe płomienie skaczące w kominku. Czuł, że kobieta jest w pobliżu.
- Jest niedaleko! - powiedział pewnie Draco przekonując sam siebie do swoich racji. Energicznie podniósł się z fotela i ruszył w dalszą drogę. Miał zamiar sprawdzić pobliskie miejscowości i główne drogi. Podróż samochodem nie mogła trwać wiecznie, szczególnie, że Hermiona nie miała przy sobie pieniędzy.

Pansy zakończyła poszukiwania około dziewiątej wieczorem, kiedy to wszystkie witryny sklepowe zostały pozamykane, a wiecznie tłoczna ulica wyludniła się zupełnie. W tej chwili siedziała w Dziurawym Kotle i czekała na powrót Harry'ego z mugolskiej części Londynu. Kiedy kobieta siedziała zamyślona ukryta w najciemniejszym kącie baru do pomieszczenia wszedł wreszcie przemoczony brunet. Jednym ruchem strząchnął zbędne płatki śniegu ze swoich rozwichrzonych włosów. Przetarł zaparowane okulary i rozejrzał się po stolikach. Lokal był dość zatłoczony. O tej porze gośćmi były dość podejrzane osoby robiące interesy, o których nie wypadało mówić. Harry z trudem dostrzegł skuloną sylwetkę drobnej kobiety w kącie.
- Już jestem... - powiedział szeptem.
- Ooo... przepraszam zamyśliłam się. - powiedziała Pansy zwracając teraz całą swą uwagę na mężczyznę.
- Nic nie szkodzi. Jak poszukiwania? - zapytał Potter siadając na mało stabilnym krześle.
- Nikt nic nie widział... - westchnęła Parkinson.
- U mnie tak samo. - dodał Potter.
- Mam nadzieję, że Draco się poszczęściło.
- Gdyby tak było to już byśmy byli w drodze do kliniki. - zauważył Potter.
Pansy jedynie pokiwała głową na znak zgody. Była zmęczona, przemoczona, głodna i zdołowana rozmową z Weasley.
- Pansy, czy stało się coś jeszcze? - zapytał niepewnie Harry. - Wyglądasz na czymś dodatkowo zaniepokojoną.
- Przepraszam Harry, ale chcę się jedynie położyć. - zbyła pytanie bruneta była Ślizgonka i wstała od stołu.
- Chyba nie chcesz tu nocować? - zapytał Potter zatrzymując kobietę.
- Nie mam po co wracać do kliniki. Jutro z samego rana muszę sprawdzić kilka kolejnych miejsc. Tym razem nie będą tak sympatyczne. - skrzywiła się Pansy mając na myśli Śmiertelny Nokturn.
- Będę ci jutro towarzyszył jeśli chcesz, a tymczasem zapomnij o noclegu w tym miejscu. To zbyt niebezpieczne. - powiedział pewnie Harry rozglądając się wokoło. Od jego przybycia gości zdecydowanie ubyło. Był osobą rozpoznawalną i niemile widzianą przez podejrzanych handlarzy i wiedźmy.
- Dokąd idziemy? - zapytała tylko Pansy widząc, że na nic zdadzą się jej protesty.
- Do mojego mieszkania. Mam tam sporo miejsca. - uśmiechnął się Potter. - Będzie ci wygodnie i będziesz miała spokojną noc.
- Ale Weasley.... - przestraszyła się brunetka.
- Mój apartament jest specjalnie zabezpieczony. Jedyne osoby, które kiedykolwiek mogły z niego korzystać swobodnie to ja, Hermiona i niestety Ron. - wyjaśnił mężczyzna.
- Dlaczego niestety? Przecież to nadal twój przyjaciel. Był pod działaniem Imperiusa... - broniła rudzielca Pansy.
- Wiem, ale mimo to... to wszystko co zrobił Hermionie, mnie.... muszę to przemyśleć... - oznajmił Harry.
- Dobrze. Wierzę, że podejmiesz słuszną decyzję. - poparła bruneta Parkinson. Chwilę potem teleportowali się pod drzwi mieszkania Pottera.

- Czuj się jak u siebie w domu. - poinstruował gościa Harry przepuszczając Pansy pierwszą przez próg.
- Masz bardzo ładne mieszkanie. - powiedziała grzecznie kobieta zdejmując przemoczony płaszcz.
- Dziękuję. Gdyby to zależało ode mnie to pewnie wyglądałby zdecydowanie inaczej. - przyznał Harry.
- Weasley? - zapytała tylko brunetka wchodząc w głąb mieszkania i rozglądając się z ciekawością.
- Jak zwykle... - skwitował mężczyzna. - Napijesz się czegoś?
- Szczerze to umieram z głodu. - przyznała nieśmiało Pansy.
- Ja też! - ożywił się Potter.
- Sam gotujesz? - Pansy podążyła za młodym czarodziejem do kuchni.
- Bardzo rzadko. Nie jest to zjadliwe... - przyznał Harry czochrając swoje ciemne włosy. - Ale skrzat mi pomaga. Przygotowuje posiłki na cały tydzień i sprząta w weekendy.
- Hermiona o tym wie? - dopytywała się kobieta stając obok Harry'ego i przeglądając apetycznie wyglądającą zawartość lodówki.
- Wie... ale ile mi się za to dostało... w końcu przekonała ją kolacja mojego autorstwa. - zaśmiał się Potter decydując się na złocistego indyka i warzywa. - W końcu nie chciała, żeby żywił się samą pizzą.
- Czym? - zainteresowała się kobieta.
- Och.... musisz kiedyś spróbować. To mugolski specjał. Również niezdrowy co obłędny w smaku. - wyjaśnił mężczyzna rozmarzony.
- Może następnym razem zjemy to gdzieś? - zaproponowała Pansy.
- Jasne. Mam nadzieję, że z Hermioną.
- I Draco... - dodała niepewnie Pansy.
- Niech będzie. - machnął ręką Harry zajęty przygotowaniem posiłku.
Kolacja minęła im spokojnie i w ciszy. Oboje byli głodni i mieli swoje zmartwienia. W końcu kiedy się nasycili, odetchnęli na kanapie w salonie.
- Myślisz o Hermionie? - Potter skierował pytanie do kobiety, która oparła głowę o jego ramię. Oboje wpatrywali się w ogień w kominku.
- Właściwie to o Ginny... - westchnęła Pansy.
- Dlaczego o niej? - Harry spojrzał uważnie na towarzyszkę. - Coś się jednak stało?
- Spotkałam ją dziś na Pokątnej. - przyznała się młoda czarownica. Po tych słowach Harry wypuścił ze świstem powietrze. - Rozmawiałyśmy.
- Zdradzisz mi o czym?
- Harry... powinieneś coś wiedzieć. - powiedziała poważnie Pansy odsuwając się od mężczyzny.
- Brzmi groźnie.
- Harry, ja nie zostałam uniewinniona przed Wizengamotem. Draco pomógł mi. Zamienił wyrok w Azkabanie na leczenie w klinice. - kobieta z poważną miną wstała i ruszyła do wyjścia.
- Pansy! Hej, Pans zaczekaj! - zawołał za nią Potter. - Ale to wszystko co mi mówiłaś?
- To wszystko jest prawdą.... ale nikt mi nie wierzył... -spuściła wzrok na swoje stopy brunetka. Harry delikatnie uniósł jej podbródek zmuszając ją do spojrzenia mu w oczy.
- Ja ci wierzę! - zapewnił.
- Dziękuję. - powiedziała Pansy składając delikatny pocałunek na ustach Pottera. - Ale jeśli ktoś się dowie, że tak naprawdę... - pokręciła głową Parkinson. - Draco będzie miał kłopoty.
- Dlaczego nagle ktoś miałby się dowiedzieć? - pytał Harry wprost w usta Pansy. Nie oddalili się od siebie nawet na milimetr. Po chwili milczenia chłopak domyślił się kogo ma na myśli Pansy. - Ginny!?
- Dała mi dziś do zrozumienia, że nie zawaha się przed niczym... - rozmowa obojga przerodziła się w zmysłowy szept.
- Nikt cię nie skrzywdzi... - obiecał Harry.
- Ależ tak! Już niedługo... - zaprzeczyła Pansy. Widząc jednak niezrozumienie w spojrzeniu mężczyzny wyjaśniła. - Kiedy poślubisz tę kobietę.... - pokręciła z bezsilności głową.
- Ciii..... - uciszył ją Harry opierając swoje czoło o jej i ujmując drobną twarz Pansy w dłonie. - Nie myśl o tym. Nie dziś!
- Och, Harry! - westchnęła kobieta i poddała się namiętnym pocałunkom Pottera. Tej nocy nie mieli już rozmawiać o Ginny Weasley, ani o Hermionie... ta noc miała być dla nich. Być może jedyna... dlatego tak wyjątkowa.
- Obiecaj, że przyjdziesz na mój ślub. - powiedział poważnie Harry, kiedy zmierzali do jego sypialni. - To bardzo dla mnie ważne.
- Harry... zrozum to będzie okropne... - próbowała wyjaśnić Pansy przyjmując zachłanne pocałunki na skórze szyi.
- Błagam... - przez chwilę Harry przeszywał twarz Pansy wzrokiem przepełnionym miłością i pożądaniem.
- Dobrze... zrobię to dla ciebie.



  • jestem z rozdziałem! nie było mnie tak strasznie długo, że jestem przerażona; nie ukrywam, że przez to było mi ciężko wrócić do pisania, od kilku dni nosiłam się z tym, żeby w końcu przysiąść do pisania; wreszcie się udało! nie mogę w tym momencie obiecać regularności w dodawaniu rozdziałów, ale takich przerw jak ta - miesięczna nie będzie! wakacje to taki czas, kiedy wszelkie grafiki i plany zmieniają się jak w kalejdoskopie, a  nawet szybciej; moje życie, w tym momencie, to pasmo spontanicznych akcji; jutro znów wyjeżdżam - tym razem na mazury, mam nadzieję, że pogoda dopisze i opalę się ładnie (chociaż przy mojej karnacji i tak zawsze chodzę opalona) :D jak wrócę to postaram się dodać nowy rozdział - prawdopodobnie w okolicach końca następnego tygodnia... ogólnie to skończyłam remont, studia i jestem niezwiązana i niezobowiązana niczym... :D mam nadzieję, że wena dopisze :D a jak tam wasze plany wakacyjne? mam nadzieję, że nie zraziłam was moją nieobecnością :( dziękuję, że daliście mi do zrozumienia ile czasu mnie nie ma - naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, że ten czas tak szybko leci...
          Katarzyna